Reklama

Wielki sen małej mieściny. Klaksvik na drodze do piłkarskiego raju

Maciej Szełęga

Autor:Maciej Szełęga

08 sierpnia 2023, 16:04 • 12 min czytania 36 komentarzy

Miasto, które ma mniej mieszkańców niż Lądek-Zdrój. Klub, który w rankingu UEFA znajduje się za Linfield FC i Vaduz. Region, w którym żyje prawie dwa razy więcej owiec niż ludzi. Za sprawą niepozornego Klaksviku, Farerzy zagrają w europejskich pucharach po raz pierwszy w swej historii. I jest to wydarzenie, którym żyje każda z osiemnastu wysp.

Wielki sen małej mieściny. Klaksvik na drodze do piłkarskiego raju

Łzy. Łzy radości. Co za drużyna. Co za klub. Co za miasto. Co za historia. To nierealne! – czytamy we wpisie, zamieszczonym przez klub tuż po przypieczętowaniu awansu. W ubiegłą środę Klaksvik – drugie co do wielkości miasto na archipelagu – opanowała istna euforia. Po przejściu Ferencvarosu (3:0 w dwumeczu), lokalna drużyna właśnie pokonała sensacyjnych mistrzów Szwecji, BK Hacken. Przedstawiciel Wysp Owczych zagra w fazie grupowej europejskich pucharów. Tak, to się dzieje naprawdę.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

Reklama

– Aby znaleźć ostatnie w miarę głośne sukcesy futbolu z Wysp Owczych, musielibyśmy się przenieść aż do 2014 roku, gdy dwukrotnie pokonaliśmy reprezentację Grecji. Nie będę ukrywał, że od tamtej pory minęło już sporo czasu. Mamy więc nadzieję, że nasza historia przypomni ludziom o piłce na Wyspach Owczych. W naszym regionie wszystkie dzieciaki jarają się futbolem. Mamy też naprawdę dobre stadiony. To już coś relacjonował jeden z zawodników po końcowym gwizdku. 20-krotni mistrzowie kraju momentalnie stali się jednym z symboli narodowych, choć ich standardy coraz bardziej odbiegają od warunków panujących na archipelagu.

– Poziom futbolu z Wysp Owczych jest bardzo zróżnicowany. Na szczycie mamy absolutnego hegemona ostatnich lat – znany nam dobrze KI Klaksvik, który dysponuje dużym budżetem, sięga po niezłych zawodników i może określać się mianem klubu profesjonalnego. Pozostałe dziewięć drużyn działa na zasadach pół-profesjonalnych. Wszyscy piłkarze łączą tam piłkę ze zwykłą pracą. Nierzadko zdarza się, że gość, który wczoraj odnawiał ci instalację elektryczną, jutro dokonuje cudów w europejskich pucharach opowiada nam Antoni Majewski, redaktor naczelny strony „iGol.pl”, a także pasjonat egzotycznej piłki – szczególnie tej na Wyspach Owczych.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

– Jedynymi zawodnikami w Klaksvik, którzy wykonują dodatkową pracę poza boiskiem, są Farerzy, zarabiający mniejsze pieniądze od obcokrajowców. Wiem, że przynajmniej kilku z nich prowadzi własne firmy, więc w mojej opinii jest to raczej zabezpieczenie, opcja na dochód w „życiu po życiu” – jak na eksperta przystało, Antek w zaledwie kilku zdaniach zdiagnozował przypadek jednego z największych bohaterów ekipy KI – błyskotliwego skrzydłowego, który w poprzedniej fazie eliminacji dobił Mistrzów Szwecji. Jego bramki pozbawiły pracy Stanisława Czerczesowa, a nietypowa historia obiegła największe serwisy sportowe w Europie.

Reklama

Poznajcie Arniego Frederiksberga.

Arni Frederiksberg – pracownik miesiąca z KI Klaksvik

Jedenaście występów w reprezentacji kraju, status legendy tutejszych rozgrywek (Ponad 300 spotkań, 13 sezonów na Wyspach Owczych w barwach trzech różnych drużyn) oraz etyka pracy, która wyróżnia go na tle całej ligi. To właśnie Arni – lokalny patriota, piłkarz i przedsiębiorca:

– Tak, jestem prezesem firmy Kjolbro Heisola, która zajmuje się importem towarów spożywczych. Mamy swoich dostawców w Holandii, Irlandii, Norwegii, Szwecji oraz Danii. Czy mógłbym wyżyć z piłki? Pewnie tak, chociaż zarobki nie są tutaj zbyt wysokie. Staram się też patrzeć nieco szerzej. Mam już 31 lat, a po zakończeniu kariery i tak musiałbym znaleźć zatrudnienie. Mam rodzinę do wykarmienia, to wymaga pieniędzy – w wywiadzie dla Eurosportu, Frederiksberg szczegółowo opowiada o swoim życiu. Jest perfekcjonistą. Pamięta wszystko od A do Z. Denerwuje go niechlujstwo i brak dyscypliny.

Gdyby ambicja Farerów miała przybrać ludzką formę, nazywałaby się Arni Frederiksberg.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

– Pracuję codziennie od ósmej do szesnastej. No dobra, może z wyjątkiem środy. Wtedy akurat pracowałem do południa, resztę obowiązków załatwiłem już w domu. Mieliśmy przecież ważny mecz w eliminacjach. Co do treningów, zazwyczaj odbywają się od 17 do 20 – wspomina.

– Moja żona nie ma ze mną łatwo! (śmiech) Cały czas musi na mnie czekać. Wszystko jest jednak kwestią organizacji. Czasami pracuję wcześnie rano, innym razem późno w nocy. Mam w swoim kalendarzu dni, kiedy zarządzam firmą od 8:00 do 9:00, a później wybieram się na trzygodzinny trening. Resztę swojego czasu oddaję w ręce rodziny.

Mimo narastających obowiązków 31-latek jest kluczowym elementem układanki Klaksviku. W tegorocznych eliminacjach do Ligi Mistrzów zdobył już cztery bramki, zanotował asystę i miał czynny udział w akcji, która zakończyła się samobójczym trafieniem jednego z rywali. Frederiksberg to absolutny lider KI, jedna z dwóch najbardziej charakterystycznych postaci w drużynie.

No właśnie, dwóch.

Wakacje życia Jonathana Johanssona

Początek czerwca, 31-letni Jonathan Johansson spędza wakacje na greckiej wyspie Rodos. Doświadczony golkiper powoli żegna się z myślami o wznowieniu profesjonalnej kariery. Co prawda występował już w drugiej lidze szwedzkiej, ale nigdy nie zasmakował gry na najwyższym poziomie. Niczego nie wygrał, a w trudnych chwilach dorabiał jako elektryk. Sprawy nie ułatwia fakt, że przez ostatni rok występował jedynie w piątej lidze norweskiej. Co gorsza… na środku obrony. Przyznajcie, że nie wygląda to na początek historii z przewrotnym happy-endem.

A jednak.

Podczas gdy Szwed spędzał ostatnie dni urlopu w hotelu, na ekranie komórki wyświetlił się nieznany dotąd numer. Kierunkowy +298? Cholera, co to ma znaczyć? Pewnie znowu jacyś naciągacze. Sygnał się urwał, ale po chwili znów o sobie przypomniał. W tym momencie kończyły się już wymówki. Od pięciu minut ktoś z zagranicy uporczywie chciał nawiązać kontakt. Bynajmniej nie w sprawie sprzedaży dywanów.

Johansson podniósł słuchawkę, a już po chwili usłyszał głos dyrektora sportowego Klaksviku. Klub zmagał się wówczas z prawdziwą plagą kontuzji. Sytuacja była napięta, a w jednym ze spotkań wystąpić musiał nawet… 49-letni trener bramkarzy, Geza Tamas Turi. Tak, to wydarzyło się naprawdę.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

Farerzy potrzebowali golkipera na wczoraj. Ze względu na ograniczony budżet, zadzwonili więc do Johanssona. Formalności dopięto, zanim zdążył ruszyć się z Grecji. W wieku 31 lat otrzymał szansę od losu, którą wykorzystał w najlepszy możliwy sposób.

Podczas tegorocznych eliminacji do Ligi Mistrzów, Szwed zachował już trzy czyste konta. Oprócz tego wspomógł swoją drużynę w serii jedenastek, broniąc strzał defensora Hacken – Simona Sandberga.

– To były najlepsze wakacje mojego życia – przyznał po pokonaniu mistrzów Szwecji. Absolutne szaleństwo.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

KI Klaksvik i krok w stronę raju

Trzecią przeszkodą Klaksviku na drodze do fazy grupowej Champions League będzie obecny mistrz Norwegii – Molde FK. Na pierwszy rzut oka, zapowiada się więc prawdziwa, nordycka bitwa o północ Europy. Szczególnie że historie obydwu drużyn wzajemnie się przenikają.

– Rzeczą wartą podkreślenia są personalne związki Klaksviku z Molde. Trenerem KI jest Magne Hoseth (332 mecze w Molde), jego asystentem jest Daniel Berg Hestad (666 meczów w Molde), a na środku obrony gra Vegard Forren (322 meczów w Molde). Do tego należy doliczyć Siverta Gussiasa, który ma na koncie jeden skromny występ w barwach MFK. Hoseth, Hestad i Forren należą do największych legend całej organizacji. Dość powiedzieć, że Hestad wciąż dzierży rekord w największej liczbie występów dla ekipy MFK. Dlatego też będzie to dwumecz wyjątkowy.

– Hoseth z delikatnym uśmiechem podkreślał, że nikt nie wie o Molde więcej niż on sam. Doskonale będzie więc wiedział jak przygotować swój zespół. Stwierdził też, że Ferencvaros ich zlekceważył (podobnie zresztą jak Hacken), ale z powodu tych farersko-norweskich okoliczności są pewni, że Molde podejdzie do starcia na 100% poważnie. Cała trójka, niezależnie od wyniku pierwszego meczu, może być jednak pewna, że zostanie ciepło przyjęta w rewanżu na Aker Stadion – tłumaczy Paweł Tanona. Użycie zwrotu „mecz przyjaźni” byłoby jednak mocno na siłę.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

– Po ostatnim meczu, boczny obrońca KI – Patrick Da Silva (występujący przez kilka lat w duńskiej ekstraklasie), powiedział, że w jego opinii Molde prezentuje podobny poziom do BK Hacken. To napawa optymizmem, drużyna naprawdę jest w stanie zajść do fazy play-off – podkreśla Antoni Majewski. Jest w tym sporo prawdy, choć na papierze Molde pozostawia wrażenie drużyny znacznie bardziej doświadczonej w europejskich pucharach.

Zawodnicy tacy jak Magnus Wolff Eikrem czy Kristoffer Haugen doskonale pamiętają przecież szaloną kampanię w Lidze Europy z sezonu 2020/21 (1/8 finału) czy też zeszłoroczne zmagania w fazie grupowej Ligi Konferencji. Jest to kapitał, który w ostatecznym rozrachunku może przechylić szalę zwycięstwa na korzyść podopiecznych Erlinga Moe.

– Warto zaznaczyć, że kwestia tego dwumeczu jest praktycznie nieruszona w norweskich mediach, co akurat w tym przypadku wynika ze słabego opakowania rodzimej piłki, a nie klasy rywala. Pod tym kątem sytuacja w Norwegii jest niestety zupełnie inna niż w Polsce. Jeżeli jakiś temat się jednak pojawia, to norweska kolonia obecna w Klaksvik i ich powiązania z Molde w przeszłości. Portal rbnett.no cytuje przede wszystkim wypowiedzi Erlinga Moe i Martina Linnesa z przedmeczowej konferencji prasowej.

– Obaj mówią, że są przygotowani na trudny mecz, doceniają dotychczasowe rezultaty Farerów, ale są dobrej myśli. I z norweskiej perspektywy tak trzeba do tego podchodzić – Molde będzie faworytem i jeśli nie awansuje do IV rundy, będzie to ogromna porażka – podsumowuje Paweł Tanona. Czy lęk przed kompromitacją przezwycięży chęć zapisania się w historii? Przekonamy się już wkrótce. Wpierw, warto jednak zadać sobie pytanie – gdzie futbolowi hipsterzy mogą upatrywać szans Farerów?

Być może właśnie w Molde.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

– Dwumecz z HJK nie był łatwą przeprawą dla Norwegów, ale tak naprawdę… na własne życzenie MFK. W przegranym, wyjazdowym spotkaniu zaprezentowali się bardzo słabo. Wyglądało to tak, jakby Molde nieco zlekceważyło Mistrzów Finlandii i myślało, że mecz wygra się na stojąco (skądś to znamy). Tak się jednak nie stało. W rewanżu Norwegowie byli już znacznie lepsi, ale zmarnowali kilka dogodnych sytuacji, przez co musieli gonić wynik do końca spotkania. Gol dający awans padł dopiero w 89. minucie rewanżu – relacjonuje Paweł Tanona.

Ekipa MFK zaliczyła także wyraźny falstart w rozgrywkach ligowych. Pomimo solidnej formy w ostatnich tygodniach (seria sześciu ligowych starć bez porażki), do liderów tabeli – drużyny Bodo/Glimt – wciąż tracą dziewięć punktów. Powód? Pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w piątej kolejce sezonu. W przypadku Klaksviku podobne wahania formy są raczej rzadkością. Szczególnie że ekipa KI jest uznawana za lokalnego dominatora:

– Realia futbolu na Wyspach Owczych najłatwiej zobrazować, dopasowując kluby farerskie do skali rozgrywek polskich. Słabsze drużyny odnalazłyby się w trzeciej lidze, te walczące o puchary: na skraju drugiej i pierwszej. Klaksvik umiejscowiłbym w czołówce pierwszej ligi – dodaje Antoni Majewski.

Parafrazując klasyka, są wyżej o rangę tak jak w sieci komórkowej. Ekipa Magne Hosetha wyznacza standardy w regionie.

– Z uwagi na charakter ligi, która nierzadko przypomina nasze polskie rozgrywki, Klaksvik często angażuje się w grę kontaktową, ciało w ciało. Co jednak zdecydowanie wyróżnia KI, to umiejętności kontroli piłki przez zawodników, szybkość podejmowania decyzji i organizacja taktyczna. Zespół Klaksvik naturalnie przyjmuje postawę defensywną, natomiast po odbiorze piłki – co mogliśmy zobaczyć na Węgrzech – są w stanie błyskawicznie wykorzystać przestrzeń i przenieść futbolówkę o tercję lub dwie wyżej. Ferencvaros niedostatecznie zabezpieczał wolne przestrzenie i Farerzy bezlitośnie to wykorzystali.

Mówimy więc o prostych rozwiązaniach, które zostały opanowane niemalże do perfekcji. Taktyka sprawdzona już w przypadku Puszczy Niepołomice czy Luton Town FC, sekretna broń piłkarskich kopciuszków.

[avatar size=”original” align=”center” link=”

Abstrahując jednak od aspektów taktycznych, tegoroczną przygodę Farerów najlepiej podsumują słowa wspomnianego już wcześniej Arniego Frederiksberga:

– Moim największym marzeniem byłaby gra na Anfield, ale żeby się to spełniło, musielibyśmy zagrać w Lidze Europy. My wciąż gramy o Ligę Mistrzów! – rzucił przekornie w wywiadzie dla Eurosportu.

I cóż tu dodać? Niech piękny sen Klaksviku trwa w najlepsze i prowadzi aż do bram największych stadionów świata.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło odpowiada głównie za dział social media, ale w wolnych chwilach nie stroni też od pisania. Doświadczenie w mediach zaczął zbierać jeszcze przed maturą - pracując wówczas dla redakcji Meczyki.pl (choć wszystko zaczęło się od serwisu Futbolowa Rebelia). Tuż po egzaminie został natomiast odkryty przez Mateusza Rokuszewskiego, ówczesnego redaktora naczelnego. Prywatnie kolekcjoner winyli (w większości hip-hopowych), kibic Bodø/Glimt, a także współtwórca trzech przewodników kibica związanych ze skandynawskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Liga Mistrzów

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

36 komentarzy

Loading...