Reklama

Powołania dla piłkarzy Ekstraklasy w debiucie. Michał Probierz a poprzednicy

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

11 października 2023, 17:56 • 8 min czytania 10 komentarzy

Debiut nowego selekcjonera reprezentacji Polski to zawsze słuszny powód do otwierania różnych dyskusji. Najczęściej zadajemy pytanie, kto w hierarchii kadrowiczów zyska lub straci, ale w ten temat można przecież wejść jeszcze głębiej, zastanawiając się, czy przyjście Michała Probierza oznacza większą tolerancję na piłkarzy Ekstraklasy. Niby oczywistość, co najmniej kilku zawodników z polskich boisk to standard, jednak ich obecna liczba zestawiona z przeszłością może sugerować, że zajdą pewne zmiany.

Powołania dla piłkarzy Ekstraklasy w debiucie. Michał Probierz a poprzednicy

W poprzedniej dekadzie Polacy zrobili wiele, żeby wyrobić sobie dobrą markę w Europie. Nie ma więc sensu sięgać do okresów bardziej odległych, kiedy Ekstraklasa cieszyła się większą renomą i nie wypadała tak słabo na tle wyjazdów zagranicznych. Generalnie wiemy nie od wczoraj, że od dłuższego czasu prościej trafić do reprezentacji Polski z innej ligi niż polska, nie licząc oczywiście skrajnej mniejszości. Dlatego też trudno sobie wyobrazić, ba, to wręcz chyba niemożliwe, żeby proporcje w drużynie narodowej kiedykolwiek zmieniły się na korzyść ekstraklasowiczów.

No, dobra. To mogłoby się wydarzyć przy spełnieniu jednego z dwóch warunków. Musielibyśmy albo wyraźnie zatrzymać się w rozwoju jako cały kraj i notorycznie odbijać się od lig atrakcyjniejszych sportowo niż Ekstraklasa, albo stać się ligą z topowej dziesiątki, z której topowi polscy piłkarze wcale nie muszą odchodzić. Sami pewnie przyznacie, że to wizje tak odległe, że na razie pozostaje wyrzucić je do kosza.

Tak czy siak, miło, gdy jakiś selekcjoner stara się szukać potencjału na podwórku tuż pod blokiem, a nie w sąsiedztwie z innego miasta. Tego czasami brakowało, a przecież w ostatnich latach mieliśmy przypadki, gdy powołanie konkretnego piłkarza z Ekstraklasy wyprzedziło moment jego przenosin do bardziej wymagających realiów. Patrząc na listę powołań Michała Probierza, mamy prawo spodziewać się podobnej tendencji, choć największą uwagę powinien skupiać fakt, że żaden z poprzednich selekcjonerów nie chciał mieć w swoim debiucie tylu przedstawicieli dziś dwudziestej pierwszej ligi w rankingu UEFA.

Reklama

Każdy selekcjoner startował z innej pozycji, miał różny materiał do szycia i w pojedynczych momentach o braku jakiegoś zawodnika decydowała kontuzja. Ale wszyscy raczej będziemy zgodni, że czyjeś podejście do Ekstraklasy nie było i nie jest trudne do oceny. Na wstępie, przynajmniej w liczbach, najkorzystniej wypada w tym aspekcie Michał Probierz.

Jerzy Brzęczek – Dźwigała, Pietrzak, Szymański, Frankowski

Wrzesień 2018 roku, mecz z Włochami. Nowe rozdanie po prawie pięcioletniej erze Adama Nawałki. Byliśmy świeżo po mundialu w Rosji, na którym niestety niewielu naszych piłkarzy mogło się wypromować. Oszczędzimy przypominanie, dlaczego. Jerzy Brzęczek nie miał więc łatwego zadania – musiał wejść w buty Nawałki, przejąć spaloną ziemię oraz przyłożyć rękę do zmiany pokoleniowej. A że niemal ta sama kadra z 2018 roku brzydko zestarzała się w porównaniu do EURO 2016, nie dziwiliśmy się tak bardzo, że nowy selekcjoner szuka innych nazwisk.

Jeśli chodzi o Ekstraklasę, na początku Brzęczek sięgnął głównie po piłkarzy związanych z Wisłą Płock, którą wcześniej prowadził. I o ile danie szansy Damianowi Szymańskiemu z perspektywy czasu okazało się tego warte (w styczniu 2019 roku transfer do Achmatu Grozny, dziś 15 występów w reprezentacji), o tyle gorzej można było zapamiętać nominacje dla Adama Dźwigały albo Rafała Pietrzaka, którzy w kadrze znaleźli się trochę przez przypadek. A już na pewno dobrym pomysłem było wtedy powołanie Przemysława Frankowskiego, który kilka miesięcy później przeniósł się do Chicago Fire i do tej pory robi dobrą zagraniczną karierę.

Paulo Sousa – Piątkowski, Kozłowski*

Koniec Brzęczka to geneza Paulo Sousy, który powołaniami z Ekstraklasy na marcowe zgrupowanie w 2021 roku potrafił pozytywnie zaskoczyć. Owszem, z jednej strony zaprosił na kadrę Kamila Grosickiego, który wtedy był na totalnym marginesie w West Bromwich Albion i właściwie nie grał w piłkę, ale z drugiej wziął przecież z Ekstraklasy 17-letniego Kacpra Kozłowskiego i 20-letniego Kamila Piątkowskiego, co nie było żadnym incydentem, a jedną z pierwszych szans dla obu na pokazanie się w reprezentacji Polski.

Pośród selekcjonerów, którzy pracowali w ostatnich pięciu latach w polskiej kadrze, Portugalczyk co prawda sprawiał największe wrażenie, że Ekstraklasę traktuje z dużym dystansem, ale ten sam Sousa miał również odwagę, żeby stawiać na młodziutkiego Kozłowskiego, także na EURO 2020. A jak pokazała przyszłość, nikt tego nie powtórzył i to nawet wtedy, gdy ponownie pojawiły się argumenty przemawiające za pomocnikiem Vitesse Arnhem.

W każdym razie – siwy bajerant zabrał na swój debiut piłkarzy Ekstraklasy, którzy potem w mniej niż rok stali się bohaterami głośnych transferów za granicę. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że akurat w tej kwestii miał nosa. Tego zresztą oczekujemy po selekcjonerze – żeby szukał nieoczywistych rozwiązań i wywindował kogoś wcześniej niż inni.

Reklama

*Na drugi mecz z Andorą dowołany został Karol Niemczycki, a na trzeci z Anglią Sebastian Kowalczyk

Czesław Michniewicz – Wieteska, Salamon, Kun, Grosicki

Ostatnie lata pokazały, że lubimy przeskakiwać między zupełnie różnymi typami selekcjonerów. Do tego wymienialiśmy ich z Polaka na obcokrajowca i na odwrót, więc po Sousie wylosował się Czesław Michniewicz, którego obecność naturalnie mogła podsuwać myśl, że piłkarze Ekstraklasy wrócą do łask. I trochę tak rzeczywiście było, ponieważ Michniewicz przed swoim debiutem w marcu 2022 roku zadzwonił na cztery numery z Polski.

Jeden z nich należał do Mateusza Wieteski, który przeżywał wtedy świetny czas w Legii. Ba, kilka miesięcy później wyruszył na podbój Ligue 1, ale tuż przed marcowymi powołaniami nie był pewniakiem. To samo tyczyło się Bartosza Salamona czy tym bardziej Patryka Kuna. Wymienieni środkowi obrońcy byli przez nas określani bardziej jako piłkarze, których po prostu warto sprawdzić w reprezentacji, nic więcej. Natomiast Kun, nawet jeśli w Rakowie prezentował się dobrze, nie lądował wysoko na liście życzeń. Prawdę mówiąc, trudno byłoby się oburzyć, gdyby ktoś z tej trójki nie wylądował w protokole meczowym na ówczesny sparing ze Szkocją poprzedzający finał baraży ze Szwecją.

Także 33-letni Grosicki, który wtedy miał zdecydowanie lepszy okres w karierze po powrocie do Polski, nie był traktowany jak zbawienie na skrzydłach reprezentacji. Wręcz przeciwnie: nie milkły głosy, że rozdział pt. “Turbo Grosik” trzeba zakończyć, ale piłkarz Pogoni powołanie i tak dostał. Trochę za formę, trochę za status w kadrze z naciskiem na to drugie.

Fernando Santos – Salamon, Lederman, Skóraś

Drugi Portugalczyk najwidoczniej też chciał mieć swojego Kozłowskiego w reprezentacji Polski. Powołał Bena Ledermana, czym trochę zaskoczył tak jak całą swoją zepsutą kadencją. Nie chcemy jednak do tego wracać, więc skupmy się na ekstraklasowiczach. Tych Fernando Santos na debiutanckie starcie z Czechami (marzec 2023) wziął trzech. Oprócz wspomnianego już pomocnika Rakowa, znów zobaczyliśmy Salamona, o którym już rok wcześniej można było powiedzieć, że przyda się kadrze po latach przerwy jako weteran i może jako krótkoterminowy następca Glika. W tym przypadku decydowała przede wszystkim forma. Defensor Lecha grał na wysokim poziomie, oczywiście dopóki nie został zawieszony za doping.

No i jeszcze Michał Skóraś, który w tym roku wyrósł na topowego skrzydłowego na boiskach Ekstraklasy. Przypadek podobny do Jakuba Kamińskiego – przy jego nazwisku w pewnym momencie zaczął świecić się wielki guzik, który po prostu trzeba było wcisnąć. Santos to zrobił i sprawdził skrzydłowego Lecha na większą skalę niż wcześniej Michniewicz. Ale to akurat nie mogło dziwić, tym bardziej że wiedzieliśmy wszyscy, jak atrakcyjnym towarem eksportowym stanie się Skóraś w tegoroczne lato.

Właściwie to Santos nikomu realnej szansy z Ekstraklasy nie dał. Wiemy, że myślał o Michale Rakoczym w trakcie specjalnego mini-zgrupowania dla ekstraklasowiczów, ale myśli nie zamieniły się w czyny, piłkarz Cracovii złapał później uraz, i na gruncie relacji z Ekstraklasą ogółem blado wyszło.

Michał Probierz – Grosicki, Marchwiński, Wdowik, Dziczek, Slisz, Wszołek

Czasy obecne, Michał Probierz i przeddzień jego debiutu. Tutaj, w przeciwieństwie nie tylko do Fernando Santosa, ale też do poprzedników, obraz wyciągania ręki do ekstraklasowiczów maluje się bardzo ciekawie. Owszem, spodziewaliśmy się, że Probierz chociaż w minimalnym stopniu zamiesza, żeby odciąć się od Santosa i pokazać, że ma swój pomysł. Ale nikt nie mógł zakładać, że w ostatecznej wersji powołań pojawi się aż sześć nazwisk z polskiej ligi.

Czy to początek większej otwartości? Na razie trudno stwierdzić, to pierwsze zgrupowanie i Wdowik jeszcze przed nim został dowołany za kontuzjowanego Puchacza, ale nawet mimo tego faktu już widzimy wybory, których opinia publiczna nie brała pod uwagę. A jeśli tak, to w bardzo nieśmiały sposób. I to może się podobać.

Taki Grosicki, który wraca do kadry jak meteoryt, jest tematem na osobną historię, choć przyznajmy uczciwie, że tym razem (nie tak jak miesiąc temu) ta kandydatura nie odstrasza formą sportową. Podobnie jest z Pawłem Wszołkiem i Bartoszem Sliszem, którzy za dobrą grę w Legii po prostu zasługują na kontynuację u nowego trenera.

Ale nazwisko Wdowika, Marchwińskiego czy Dziczka to już inna para kaloszy. Mówiąc wprost, gdyby żaden z nich nie poleciał wczoraj na Wyspy Owcze, prawdopodobnie z wizją debiutanckiego występu w dorosłej kadrze, zapewne nikt z nas nawet by nie zapytał “Dlaczego go tam nie ma?”. Okej, Wdowik czy Marchwiński wyróżniają się na swoich pozycjach w Ekstraklasie, strzelają gole i lądują w jedenastkach kolejki, ale to wciąż kategoria zaskakujących powołań. Na plus, rzecz jasna.

Byłoby naprawdę fajnie, gdyby okazało się, że tymi powołaniami Michał Probierz któregoś z ekstraklasowiczów namaścił. Nie chcemy przeceniać wpływu zaproszenia na kadrę czy debiutu pod okiem konkretnego selekcjonera, ale ktoś w przyszłości zawsze będzie mógł do tego wrócić i powiedzieć, że ten a nie inny gość zobaczył w nim coś więcej, a także dał szansę.

Licząc od kadencji Jerzego Brzęczka, prawie każdy poprzedni selekcjoner miał w debiucie kogoś takiego z Ekstraklasy, na kogo dopiero postawił lub bardziej mu zaufał. Kogoś, kto prędzej niż później robił większy skok w karierze. Teraz wydaje się, że może być podobnie. Zaczynając od potencjału Marchwińskiego, a kończąc na Wdowiku czy Sliszu, którzy dalej są stosunkowo młodzi jak na piłkarzy, którzy choćby po tym sezonie mogliby opuścić polskie rozgrywki. Okoliczności są trudne, trzeba ratować kwalifikację na EURO 2024, ale może to nie przestraszy Michała Probierza. Tym bardziej że nie mamy na rozkładzie najtrudniejszych rywali, tylko Mołdawię i Wyspy Owcze.

WIĘCEJ O KADRZE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

AbsurDB
3
Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

Ekstraklasa

Komentarze

10 komentarzy

Loading...