W czasie nieobecności Roberta Lewandowskiego to Piotr Zieliński będzie kapitanem reprezentacji Polski i cóż: to po prostu dobra decyzja, nawet jeśli decydowało kryterium liczby występów (ale Probierz dodał, że nie tylko). I skoro napastnik sugeruje, że niedługo nastąpi jego rozstanie z kadrą – całkiem realistyczny termin to ten po Euro 2024, no, albo przegranych barażach – Zieliński powinien być jego pełnoetatowym następcą, gdy Lewandowski drużynę narodową już faktycznie opuści.
Oczywiście można dyskutować, że skoro Zieliński jest tak ciekawym kandydatem, to czemu do zmiany miałoby nie dojść już teraz, ale to w gruncie rzeczy pisanie palcem po wodzie, pobożne życzenia. Po pierwsze Probierz nie będzie chciał na finiszu reprezentacyjnej kariery Lewandowskiego rezygnować z jego usług, bo – choć łatwo dzisiaj uderzać w taką narrację – to wciąż znakomity zawodnik, a jeśli ktoś myśli, że z łatwością zastąpią go napastnicy z MLS-u i Turcji, ma trochę nie po kolei w głowie i populistycznie bije w piłkarza.
Z kolei zabranie mu opaski byłoby rezygnacją z jego usług sportowych, albo przynajmniej takim ryzykiem. Czy to się opłaca na tych parę miesięcy – można wątpić.
Po drugie też samemu Zielińskiemu łatwiej byłoby wejść w tę rolę, jeśli odbędzie się to na zasadach – nazwijmy to – naturalnych. Żaden przewrót, żaden zamach. Ot, jeden odchodzi, drugi przychodzi, bo ma do tego predyspozycje.
Tak, Zieliński ma do tego predyspozycje, co może kogoś dziwić, jeśli ostatnie parę lat spędził pod kamieniem i nie interesował się tą drużyną. Wówczas można wskazywać, że Zieliński nie zdradzał cech oczywistych dla lidera, czy to na boisku (jednak rzadziej), czy to na poza nim (jednak częściej). Przyjeżdżał, raz grał lepiej, raz grał gorzej, ale nie widzieliśmy w nim przywódcy. Z pewnością nie kapitana. Czasem nawet nie lidera środka pola, za co bywał słusznie krytykowany.
To wciąż bardzo dobry piłkarz, ale wspomnianych liderów szukano gdzie indziej – w Lewandowskim, Gliku, do czasu w Krychowiaku, wcześniej w Błaszczykowskim. Zielińskim był tym klasowym gościem, o którym wszyscy wiedzieli, że jest utalentowany, ale na gospodarza nikt by go nie wybrał, zresztą on nieszczególnie miałby ochotę w wyborach startować.
Coś się jednak zaczęło zmieniać i Zieliński coraz chętniej (i ostrzej) zabierał głos, gdy było to wymagane.
Po mundialu i meczu z Francją mówił: – Musimy wykorzystywać umiejętności takich piłkarzy jak ja, Lewy czy Milik. Mamy gaz. Reprezentacja powinna grać jak dziś. Nie mamy się czego bać.
Po Mołdawii: – To jest ciężkie. Biorę to na siebie. Zaczęło się ode mnie – fatalna strata. „Podpaliliśmy” Mołdawię. Nabrali wiatru w żagle i przegraliśmy.
Po Albanii: – Dramatycznie to wygląda. Dzisiaj brakowało wszystkiego – przede wszystkim walki. Tracimy gola i zero reakcji. To nie do zaakceptowania. Jesteśmy troszkę mocniejszą reprezentacją, ale jakość zeszła na drugi plan. Wygrała walka. Jeśli zespół nie stara się, to później tak się dzieje.
Choćby z tych trzech wypowiedzi wyłania się obraz gościa, który całkiem konkretnie mówi o tym, co mu nie pasuje, a który jednocześnie ma ochotę wytyczać ścieżkę, jaką powinna podążać kadra. Który potrafi uderzyć się we własne piersi (zarzut numer jeden do Lewandowskiego, że on akurat nie potrafi). Który nie lukruje rzeczywistości i zdaje się nie odlatywać w kosmos, co dotykało wielu reprezentantów.
Zieliński nie ma już mleka pod nosem, tylko w maju przyszłego roku skończy trzydziestkę. Założył rodzinę, dojrzał, zresztą nigdy nie imały się go skandale i rzadko kiedy grillowaliśmy go za głupie wypowiedzi. Wiadomo, że nie jest typem krzykacza, ale czy kapitan musi być typem krzykacza? Oczywiście, że nie musi, a może w obecnych czasach nawet nie powinien.
Jasne, gdyby wybierać kapitana tylko pod kątem słów i zachowania, to równie dobrze mógłby nim być Bednarek, tyle że właśnie: Bednarek głównie gada, a na boisku jak był, tak jest przeważnie marny. Z kolei Zieliński do rozsądnych i trafnych opinii dokłada to, że albo jest w dwójce najlepszych zawodników tej kadry, albo po prostu już jest najlepszy i tylko ze względu na przeszłość Lewandowskiego trudno odnotować jego mijankę z graczem Napoli.
Zresztą w tymże Napoli opaskę też już nosił. Incydentalnie, ale tak się działo, a przecież trener mógł zdecydować, że jednak ktoś z pozostałej dziesiątki wyprowadzi zespół na murawę. Stawiał natomiast na Zielińskiego i jeśli Zieliński zasłużył na zaufanie w poważniejszej ekipie niż nasza, to i u nas nie ma się czego bać.
Ponadto należałoby taką decyzję traktować jako szansę na jeszcze większe wykorzystanie potencjału piłkarza. Nie szukajmy daleko przykładów – Magiera zaryzykował w Śląsku, wręczył opaskę Exposito, on poczuł odpowiedzialność i obecnie przerasta ligę o głowę. Naturalnie to żadna reguła, nie zawsze opaska zbuduje zawodnika, czasem może go przerosnąć, ale Zieliński po prostu jest wart tego ryzyka.
Nie inwestuje się bowiem w piłkarzy słabych, inwestuje się w piłkarzy dobrych. A pomocnik jest zawodnikiem znakomitym. I jeśli istnieje choć cień szansy (a przecież istnieje znacznie więcej niż cień), że powierzenie mu liderowania tym zespołem wybije go na jeszcze większy poziom, trzeba z tej szansy skorzystać.
Jeśli ta kadra przez kolejne trzy-cztery lata miałaby mieć twarz Zielińskiego, to przecież jest to co najmniej kusząca perspektywa.
Zresztą… jeśli nie on, to kto? Szczęsny też przebąkuje o swoim końcu. Grosicki i Glik (jeśli kiedykolwiek wróci) mają króciutki – brzydko mówiąc – termin przydatności sportowej, o ile w ogóle jeszcze taki posiadają. Pozostali mają w drużynie narodowej albo zbyt wątły staż (Kiwior, Szymański, Frankowski, Kamiński), albo nie znaczą aż tyle sportowo (Bereszyński, Kędziora), albo w ogóle nie mówią po polsku.
Zieliński po Lewandowskim jest kandydatem naturalnym i oczywistym. Czy się sprawdzi, czy nie – po prostu zobaczymy.
Jedno jest całkowicie pewne: on na tę opaskę zasłużył i niedługo należy mu ją wręczyć. Nie tylko tymczasowo.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Kto za „Lewego”? Trzech napastników, brak optymalnego rozwiązania
- PZPN wybuduje dom dla reprezentacji Polski za 400 milionów [NEWS]
- Skoro Lewandowski na L4, czas powiedzieć „sprawdzam”
Fot. FotoPyk