“Spotkanie” to najpopularniejsze słowo ostatnich dni w Radomiu. Po mocnej konferencji prasowej trenera Constantina Galki, który skrytykował zarząd klubu, trwają narady i rozmowy dotyczące tego, co z tym fantem zrobić. Zaglądamy więc za kulisy i opowiadamy o tym, dlaczego szkoleniowiec nie stracił jeszcze pracy, o spotkaniach z zarządem, kibicami i piłkarzami. Za zachętę niech posłuży wam fakt, że Rumun “gubi się w zeznaniach”. Piłkarzom oznajmił, że pracować z nimi nie chce, kibicom, że chętnie w Radomiaku zostanie. Co tak właściwie dzieje się w klubie i jak tę sytuację rozwiązać?
Zacznijmy od początku. Trener Constantin Galca od kilku tygodni wyglądał na człowieka zniechęconego. Może jeszcze nie tak, jak Fernando Santos, ale coraz głośniej mówiło się o tym, że stracił optymizm i pozytywne nastawienie, co zresztą zaczęło przekładać się na zespół, który zaliczył spadek formy. W końcu, po meczu z Rakowem Częstochowa, szkoleniowcowi ulało się na konferencji prasowej, gdy zaatakował władze klubu.
– Przychodziłem tutaj w złym momencie, dostałem od klubu obietnicę, że wszystko się zmieni. Prosiłem o jakieś wsparcie, którego nie dostałem. Chciałbym powiedzieć, że wszystko jest dobrze, ale nie jest. Miałem obietnicę, że dużo się zmieni, a nie zmieniło się nic. Gdybym wiedział, że tak będzie, prawdopodobnie odszedłbym z klubu.
Constantin Galca atakuje władze Radomiaka. “Gdybym wiedział, że tak będzie, odszedłbym z klubu”
Dzień później zarząd Radomiaka wezwał Rumuna i zapytał, jaki ma problem. Szkoleniowiec bowiem coraz rzadziej z kimkolwiek rozmawiał. W klubie wiedzieli już, że Galca nie ma łatwego charakteru. Gdy latem pojawiła się oferta z Arabii Saudyjskiej, przekonano go do pozostania w Radomiu. Wówczas zagwarantowano transfery i poszerzenie kadry, czego oczekiwał sam zainteresowany. Galca twierdził, że nie wymaga żadnych konkretnych nazwisk. Chciał piłkarzy o konkretnych profilach, a ostatecznie letnie okienko odebrał z zadowoleniem.
Jednocześnie zaznaczono, że z uwagi na to, że w takich okolicznościach większość budżetu zostanie przeznaczona na pierwszy zespół, będzie trzeba oszczędzać na innych polach.
Wtedy Radomiak wierzył, że Constantin Galca wprowadzi ich na wyższy level. Końcówka sezonu była dobra, Rumun wywiązywał się z założeń i snuł plany na przyszłość. Po utrzymaniu i przedłużeniu umowy jego pensja wzrosła dwukrotnie, do czego jeszcze wrócimy. W każdym razie zgrzytać zaczęło dopiero po czasie, gdy trener zaczął kręcić nosem to na wyjazdy na sparingi, to na długie podróże i brak opcji zorganizowania dwudniowych obozów przed wyjazdowym meczem.
Pojawił się też problem z młodzieżowcem. Trener nie mógł przeboleć, że taki przepis obowiązuje w polskiej lidze, że nie może stawiać w bramce na Filipa Majchrowicza. Klub wielokrotnie informował go, że nie młodzieżowcy szansę dostawać muszą, bo radomian nie stać na płacenie kary. W końcu Galca się przemógł, wystawił w bramce Alberta Posiadałę, ale nie tylko zaczął publicznie krytykować jego i pozostałych młodych piłkarzy, a wypalił też, że musi kupić nowego bramkarza — czego klub oczywiście nie zamierzał robić.
Słowem: Constantin Galca zdawał się średnio przejmować realiami finansowymi Radomiaka i dążeniem do kompromisów. Zarząd odbierał to z niepokojem, ale starano się współpracować. Nikt nie przypuszczał, że w pewnym momencie dojdzie do publicznej eskalacji konfliktu.
Radomiak Radom. Constantin Galca i konflikt z zarządem – o co w tym wszystkim chodzi?
Na spotkaniu w klubie trener Radomiaka przepraszał, że nie powstrzymał emocji i wywołał ogólnopolską awanturę swoimi słowami. Jednocześnie jednak formułował kolejne zarzuty wobec klubu, z którymi zarząd się nie zgodził. Z ust trenera padło, że w zasadzie to może odejść, ale tylko wtedy, gdy otrzyma pełną wypłatę do końca sezonu. Klubu na to nie stać, więc zaproponowano wypracowanie jakiegoś porozumienia, co z kolei nie interesowało Rumuna.
Dzień później Constantin Galca postanowił rozmówić się z szatnią. Zebrał zawodników i zaczął przemowę, która dosłownie wbiła ich w ziemię. Trener stwierdził, że:
- nie interesuje go dalsza praca w Radomiu, ale to klub nie chce go wypuścić
- piłkarze trenują sami dla siebie, jego to nie obchodzi, zostaje w Radomiaku do czasu znalezienia nowego trenera
- nie przejmuje się tym, jaki będzie dalszy los zespołu
Piłkarze w zasadzie nie wiedzieli, jak się w takiej sytuacji zachować. Słyszymy, że nie stanęli murem za trenerem, przychylając się do jego pretensji do zarządu. Nawet jeśli sami mają jakieś uwagi — co jest rzeczą normalną — to jednak słowa szkoleniowca odebrali jako przegięcie i przekroczenie pewnej granicy.
Niektórzy udali się do działaczy, żeby dopytać o przyszłość trenera i o prawdziwość jego słów. Usłyszeli, że gdyby Galca chciał się dogadać na normalnych warunkach, nie byłoby go w klubie. Podobno z optymizmem przyjęli nasze informacje, że Radomiak rozgląda się już za jego następcą i że chciałby wyciągnąć z Lecha Poznań Macieja Kędziorka.
Trener Radomiaka powiedział piłkarzom, że nie chce z nimi pracować
Przemowa trenera Constantina Galki w szatni bardzo szybko wydostała się poza nią. Nie ma co się dziwić: zawodnicy byli zupełnie zaskoczeni, pierwszy raz w swojej karierze spotkali się z czymś takim. Słowa Rumuna sugerujące, że nie zamierza już poświęcać się dla Radomiaka, wywołały też alarm u kibiców. Fani Zielonych od wczoraj zbierali się, żeby odwiedzić zespół na treningu.
Do takiego wydarzenia doszło, ale wcale nie po to, żeby Galkę wywieźć na taczkach. Kibice przyszli do trenera i poprosili, żeby wyjaśnił im, o co mu właściwie chodzi. Szkoleniowiec odbył z nimi krótką rozmowę, tłumaczył, co nie działa. Wspominał o problemach z system GPS, który zbierał dane piłkarzy. Miał on nie działać i zostać naprawiony dopiero po meczu z Rakowem. W klubie słyszymy, że problem wynikał z chęci zmiany dostawcy i że ostatecznie – na prośbę trenera – zostano przy obecnym, więc system monitorowania znów funkcjonuje jak trzeba.
***
Dygresja: cała rozmowa wyglądała dość kuriozalnie, bo z racji tego, że Galca nie mówi po angielsku, to, co chciał przekazać, najpierw mówił Leonardo Rochy, który zna język hiszpański, ten następnie po portugalsku przekazywał to Leandro Rossiemu, a że kapitan drużyny płynnie mówi po polsku, to od niego kibice słyszeli wersję wydarzeń trenera. Dzień wcześniej, gdy Rumun wygłaszał przemowę do drużyny, także posiłkował się tłumaczem, ale tym razem wystarczył mu mówiący po angielsku asystent.
***
Jego argumenty pokrywały się z tym, co przekazał zarządowi. Nieoczekiwanie jednak Constantin Galca zmienił zdanie w kwestii pozostania w Radomiu. O ile działaczom mówił, że jego w zasadzie już w klubie nie ma, że jest gotowy odejść w przypadku wypłacenia mu pełnego kontraktu; o ile piłkarzom powiedział, że nie ma zamiaru dłużej z nimi pracować, więc trenują już tylko dla siebie, bo klub nie chce go wypuścić, tak już fani usłyszeli, że tak naprawdę trener chce w Radomiaku… zostać i zrobi wszystko, żeby wyjść z trudnej sytuacji.
Wymaga jedynie, żeby spełniono jego żądania dotyczące warunków pracy. W trakcie rozmów z klubem wyliczał rzeczy, które jego zdaniem przeszkadzają mu w pracy:
- obóz przed sezonem był krótszy, niż oczekiwał: chciał wyjechać na 12 dni, zamiast na 10
- boisko treningowe nie spełniało jego wymagań
- kadra pierwszej drużyny jest zbyt wąska, podczas gdy prosił o szersze pole manewru
Galca Schroedingera. Jednocześnie chce i nie chce prowadzić Radomiaka. Nie po raz pierwszy zresztą, bo Rumun zdążył już parę razy zaskoczyć swoimi wypowiedziami. Bywało, że nie mógł się nachwalić Michała Kaputa, by potem zamknąć go w szafie i rozpływać się nad Luizao (na końcu, gdy wrócił do Kaputa, znów prawił mu same komplementy). System i nastawienie, które zapowiadał przed sezonem, też szybko się zdezaktualizowały. Dziwaczne były wypowiedzi o dwudziestogodzinnej podróży ze Szczecina — okazało się, że trener mocno to przerysował.
Wspomnienia… :/
Kibice Radomiaka spotkali się z Constantinem Galką. Zadeklarował chęć dalszej pracy w klubie
Wracając jednak do głównego tematu. Kibice przyjęli tłumaczenia pierwszego trenera ze zrozumieniem. Podziękowali za takie przedstawienie sprawy, powiedzieli, że skonfrontują te rzeczy w rozmowie z zarządem klubu, żeby mieć pełen obraz sytuacji. Constantin Galca zadeklarował pełne zaangażowanie w przygotowania do meczu z Łódzkim Klubem Sportowym.
Ciężko jednak powiedzieć, że przebiegają one w normalnym trybie. Trener przychodzi do klubu tuż przed treningiem i wychodzi z niego tuż po nim. We wtorek zawodnicy nie mieli zaplanowanej odprawy po meczu z Rakowem Częstochowa — analiza tego spotkania nie została im przedstawiona, ich dyspozycja nie została omówiona. Przez całe zajęcia trener stał z boku i tylko się przyglądał. Środowy trening był już „normalny”, ale drużyna nadal nie wie, czego spodziewać się w kolejnych dniach.
Z naszych informacji wynika, że zespół postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zaplanowano spotkanie, żeby omówić aktualną sytuację i samemu przygotować się do meczu. Atmosfera po przemowie trenera była słaba, czemu zresztą trudno się dziwić. W końcu piłkarze usłyszeli wprost, że zostali sami. Co prawda to uczucie w nich rosło, bo w pewnym momencie trener i jego asystenci w zasadzie przestali z nimi rozmawiać, natomiast to wciąż co innego niż tak otwarcie sformułowany komunikat. Motywacja opadła i przede wszystkim o to chce teraz zadbać rada drużyny, bo na kolejną porażkę nie można sobie pozwolić.
Atmosferę poprawić chcą także kibice, którzy od najbliższego spotkania wrócą do dopingowania zawodników z trybun. Fani doceniają, że zespół jest zjednoczony i sam z siebie chce powalczyć o wyjście z kryzysu, niezależnie od tego, co dzieje się na linii trener — zarząd, czy trener — szatnia. Albo też na linii trener — Oktawian Moraru, bo w całym tym zamieszaniu zaczęto mówić także o tym, że rumuński szkoleniowiec nie dogaduje się z dyrektorem sportowym klubu, a ich złe relacje były jednym z powodów eskalacji napięcia.
W ostatnim czasie zresztą kłócą się ze sobą wszyscy Rumuni. Nawet w sztabie szkoleniowym ciężko o jedność, co tylko wzmaga wątpliwości w szatni i gabinetach.
Constantin Galca vs Radomiak. Jak zakończy się ta sprawa?
W Radomiu trwa burza mózgów, zarząd próbuje dogadać z Constantinem Galką rozstanie na warunkach satysfakcjonujących obydwie strony. Klub nie chce komentować sprawy publicznie, żeby nie rozpętać jeszcze większej burzy — choć to i tak nieuniknione. W tym wszystkim wciąż jednak najbardziej zastanawia motyw działania Rumuna. Nawet jeśli Radomiak czymś go zawiódł; nawet jeśli chce z klubu odejść, to sposób, w jaki rozgrywa ten temat, w niczym mu nie pomaga, a wiele zarzutów jest wręcz absurdalnych.
Zbyt wąską kadrę można zbyć śmiechem od razu — nigdy wcześniej Radomiak nie miał takiego komfortu, jeśli chodzi o budowę składu. W zasadzie każda pozycja jest obsadzona minimum dwoma zawodnikami, w dodatku na ławce często brakuje miejsca dla Krystiana Okoniewskiego i Daniela Pika, a do pewnego momentu poza kadrą meczową znajdował się także Leandro. Odejście Filipa Majchrowicza było konieczne, żeby miał on jakiekolwiek szanse na grę. Na pożegnanie Thabo Cele nalegał sam Galca, ze stratą Berto Cayargi także nie miał problemu.
Zaplecze Radomiaka nie jest idealne, ale i tak mocno się poprawiło. Klub przejął boiska treningowe, ich stan w porównaniu z tym, czym Zieloni dysponowali w momencie awansu do Ekstraklasy, znacząco się poprawił. Poszerzono też sztab: poza współpracownikami z Rumunii (asystent, analityk, trener przygotowania fizycznego) Galca ma do dyspozycji polskiego analityka (Maciej Daszkiewicz), masażystę i dwójkę fizjoterapeutów, a z polskich asystentów (Zbigniew Wachowicz, Maciej Lesisz) zrezygnował sam. Klub zainwestował w strefę odnowy biologicznej i wiele innych rzeczy ułatwiających codzienną pracę. Lada moment otwarte zostanie pierwsze boisko wybudowane w ramach nowego centrum treningowego.
Nie chodzi o to, żeby namalować Radomiaka jako krainę mlekiem i miodem płynącą, natomiast ciężko odmówić władzom chęci do rozwoju i inwestycji, zwłaszcza na polu sportowym, bo jeśli już radomian się czepiano, to raczej o zaniedbania dotyczące marketingu czy administracji.
Być może Constantin Galca miał zbyt wielkie wyobrażenia dotyczące pracy w Polsce. Być może zbyt ochoczo przedłużono z nim współpracę, licząc, że w przypadku jakichś problemów uda się dogadać. Nie uda się i misja Rumuna w Ekstraklasie nie ma już większego sensu. Kwestią czasu jest to, kiedy go pożegnamy. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie spodziewałby się takiego zakończenia. Zespół zdawał się rosnąć, plan miał ręce i nogi.
Wielka szkoda, że zamiast czegoś ciekawego, efektem tego eksperymentu będzie tylko obustronne rozczarowanie.
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:
- Radomiak wrócił do domu. Dlaczego Radom może być dumny z nowego stadionu?
- Stadion w Radomiu zyska dwie kolejne trybuny?
- Radomiak w budowie. Jak powstaje nowoczesny klub w Radomiu?
- Sławomir Stempniewski: Nie chcemy być tylko handlarzem wizji [WYWIAD]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix