Dziennikarze: „To pana najgorszy start sezonu od dwudziestu lat”. Jose Mourinho: „Tak, ale to też pierwszy raz w historii, kiedy Roma dotarła do dwóch finałów europejskich pucharów z rzędu”. Dziennikarze: „Czy w złych wynikach dostrzega pan również swoją winę?”. Mourinho: „Nie”. Jeśli ktoś w tej branży może uchodzić za niereformowalnego, to właśnie on, The Special One.
Jest mistrzem manipulacji. AS Roma może mieć pięć punktów po sześciu ligowych meczach, utknąć na szesnastym miejscu w tabeli i przegrać 1:4 z Genuą, a Portugalczyk i tak rzuci na medialny żer jakiś łakomy kąsek. Tym razem pochwalił się, że latem odrzucił niebotyczną ofertę z Arabii Saudyjskiej. Ponoć „najwyższą zaproponowaną trenerowi w historii piłki nożnej”. Al-Hilal kusiło go trzydziestoma milionami euro za rok pracy. Odmówił. Pozostał wierny Wiecznemu Miastu.
Teraz to jego główny argument za niewinnością. Czyste papcie.
Zawsze niewinny!
Kibice Romy wciąż go kochają. Giallorossi doceniają jego żywotność, żywiołowość, witalność, wrodzoną werwę. Na Stadio Olimpico walą tłumniej niż w poprzednich latach, kiedy lepsze frekwencje udawało się wykręcać Juventusowi czy Lazio – 2021/22 (41 tysięcy), 2022/23 (62 tysiące), 2023/24 (61 tysięcy): trzecie miejsce za Milanem i Interem. „La Gazzetta dello Sport” po przegranym finale Ligi Europy z Sevillą pisała, że „jego ewentualne odejście wiązać się będzie z kacem, który pojawia się po każdej szampańskiej nocy”.
To owoc pierwszego sezonu, kiedy Mourinho wmówił wszystkim w Romie, że Liga Konferencji to żaden Puchar Biedronki, a turniej bardziej sexy niż sama Liga Mistrzów. Po wymęczonym finałowym zwycięstwie nad Feyenoordem, kiedy ani Włosi, ani Holenderzy nie potrafili wykreować xG choćby na poziomie 1,0, wokół Portugalczyka zapanował dziki szał. Podkreślano, że Roma jest pierwszym zespołem z Italii od 2010 roku, który wygrał cokolwiek w Europie, a poprzednim był przecież Inter, który po Ligę Mistrzów sięgnął pod wodzą – a jakże inaczej – wspaniałego The Special One. On sam wyliczał zaś, że z tarczą wyszedł ze wszystkich pięciu finałów, w jakich prowadził swoje drużyny, a do tego został pierwszym szkoleniowcem, który sięgnął po puchary Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Ligi Konferencji.
Nieprzychylni mu krzywili się, że dla fachowca tej klasy przebrnięcie przeszkód w postaci meczów z CSKA Sofia, Zorią Ługańsk, Bodo/Glimt, Vitesse, Leicester i nawet tym Feyenoordem nie powinno stanowić szczególnego powodu do prężenia muskułów, ale Mourinho kompleksów żadnych nie miał i od początku powtarzał, że definiują go trofea, trofea i jeszcze raz trofea. Rozgrywki później, już w Lidze Europy, powtórka z rozrywki, na rozkładzie: Łudogorec, HJK Helsinki i Betis w fazie grupowej, Salzburg, Real Sociedad, Feyenoord i Bayer Leverkusen w fazie pucharowej. Portugalczyk totalnie olewał Serie A, gdzie w końcówce sezonu na murawę posyłał rezerwowych, bo przekaz był prosty: idziemy po trofea, trofea i jeszcze raz trofea.
I wtedy przegrał po rzutach karnych z Sevillą. Wyrzucano mu, że kompletnie nie trafił ze zmianami, a do tego defensywą taktyką wykastrował niewątpliwy potencjał ofensywy swojego zespołu, ale mistrz manipulacji nie mógł pozwolić sobie na rozmowę w tym tonie, więc skupił się na biciu w arbitra Anthony’ego Taylora, który nie podyktował dosyć oczywistej jedenastki dla Romy, czym wypaczył wynik, do czego nigdy nie powinno dojść do erze VAR-u. – Fucking disgrace! Fucking UEFA! – krzyczał Mourinho na parkingu. Tak, tak, dokładnie: zawsze skrzywdzony, zawsze niewinny!
Lepszy niż kiedykolwiek
Prawda o jego Romie na jaw wychodzi dopiero na początku sezonu 2023/24. Mourinho w ostatnich siedemnastu meczach przegrywał albo remisował aż czternaście razy. Jeszcze pół roku temu tłumaczył się, że jak on może tu osiągać znośnie wyniki, skoro klub w lecie 2022 roku wydał na transfery zaledwie dziewięć milionów euro, całkowicie przemilczając, iż jeszcze rok wcześniej dostał piłkarzy za sto dwadzieścia siedem milionów w europejskiej walucie. Teraz też przebąkuje, że brakuje tego i tamtego, no i tamtego jeszcze, ale na same nazwiska narzekać nie może: ostatnie trzy okienka to choćby przyjścia Romelu Lukaku i Paulo Dybali.
Roma gra słabo, bezstylowo, 7:0 z Empoli z 17 września to trochę ślepej kurze ziarno, choć też dowód, że Giallorossi mają potencjał znacznie większy niż biedowanie w dołach tabeli Serie A. Inna sprawa, że brak rozwoju tego zespołu pod wodzą Mourinho widoczny był już wcześniej. Portugalczyk nigdy w swojej historii nie punktował gorzej niż aktualnie w Rzymie – średnia: 1,67. Lepszy był nawet w Tottenhamie – 1,77. I dwadzieścia lat temu w U.D. Leiria – 1,79. Do tego w porównaniu do kadencji Paulo Fonseki, swojego poprzednika, jego Roma gra najzwyczajniej w świecie dużo brzydziej: niższe posiadanie, mniej celnych strzałów, mniej udanych podań w pole karne, mniej podań progresywnych, mniej kontaktów z piłką w ofensywnej tercji, mniej agresywny wysoki pressing, niższe xG na mecz.
Mourinho coraz częściej wytacza się za to słynny już „syndrom trzeciego sezonu”. Kiedyś na słynnej konferencji prasowej mówił, że „to głupota” i zalecał zajrzenie do wyszukiwarki Google’a, ale już wtedy konfrontacja tego machania szabelką z prawdą nie wypadała dla niego zbyt korzystnie. Szczególnie w ostatniej dekadzie. W Realu zdobył tylko Superpuchar Hiszpanii, przegrywając jednocześnie Copa del Rey z Atletico Madryt i La Ligę z Barceloną. W Chelsea wisiał tuż nad strefą spadkową po przerżnięciu dziewięciu z szesnastu ligowych meczów. W Manchesterze United przed grudniowymi świętami tracił prawie dwadzieścia punktów do liderującego Liverpoolu i jedenaście oczek do pierwszej „4”.
W każdym z tych klubów we wcześniejszych latach rozbudzał nadzieje na sukcesy w Primera Division albo Premier League, w Romie na Serie A konsekwentnie ma zaś wywalone, do tej pory dwa razy finiszował na szóstym miejscu, choć za jego rządów we Włoszech panuje swojego rodzaju bezkrólewie, trzema ostatnimi mistrzostwami dzieliły się trzy różne kluby – Inter, Milan i Napoli. Giallorossi mogą się tylko oblizać. Z innymi czołowymi klubami Italii głównie za Mourinho przegrywają – Napoli (cztery mecze: dwie porażki, dwa remisy), Juventus (cztery mecze: dwie porażki, po jednym remisie i zwycięstwie), Lazio (cztery mecze: trzy porażki, jedno zwycięstwo), Milan (pięć meczów: trzy porażki, dwa remisy), Inter (pięć meczów: cztery porażki, jedno zwycięstwo). Raczej już nie dadzą się nabrać, że boje ze Slavią Praga, Sheriffem Tyraspol i Servette FC w Lidze Europy to właściwa rekompensata za tracenie szansy na zarabianie grubaśnych milionów w Lidze Mistrzów, w której Mou ostatni raz liczył się pięć lat temu.
***
W sierpniu Mourinho udzielił wywiadu Ivanowi Zazzaroniemu, autorowi nieprzetłumaczonej na polski książki „Diventare Mourinho. Lui ha cambiato la Roma”. Portugalczyk dużo mówi tam o Carlo Ancelottim, który po średniej przygodzie w Evertonie odniósł szereg wielkich sukcesów w Realu. Najpewniej w historii Włocha odnajduje punkty styczne z własnym życiorysem i w ten sposób daje sobie nadzieję na kolorową przyszłość.
Ivan Zazzaroni: – Widzisz jeszcze siebie jako trenera topowego klubu?
Jose Mourinho: – Jestem lepszy niż kiedykolwiek.
Nie zaglądajcie w tabelę Serie A.
Czytaj więcej o Serie A:
- Jordan Majchrzak: W Romie nie myślałem, że nie dam rady. Musisz grać bez kompleksów
- Tyran, geniusz, dyktator, motywator. Wszystkie twarze Gasperiniego
Fot. Newspix