Reklama

Drogo kupię, drożej sprzedam. Dlaczego kluby zmyślają kwoty transferowe?

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2023, 16:07 • 5 min czytania 44 komentarzy

Kwota transferu to tajemnica handlowa, najczęściej władze klubów nie mogą ich podawać publicznie, z czego… chętnie korzystają i puszczają do mediów kontrolowane przecieki, dzięki którym wypadają lepiej w oczach kibiców. W zależności od okoliczności – albo zawyżają, albo zaniżają rzeczywiste pieniądze wyłożone na piłkarzy. Dezinformacja stała się dla działaczy jednym z narzędzi propagandowych i bardzo trudno z nią walczyć.

Drogo kupię, drożej sprzedam. Dlaczego kluby zmyślają kwoty transferowe?

Rekord! Tyle nie wyłożył nikt wcześniej w historii polskiej piłki! Ale rozmach!

Taka atmosfera towarzyszyła transferowi Joao Amarala do Lecha Poznań w lipcu 2018.

Jak ustalił Sport.pl w umowie transferowej Amarala zawarte są łatwe do spełniania bonusy m.in. za określoną liczbę występów. To one sprawią, że kwota jaką Lech przeleje na portugalskie konto, wzrośnie do 1,5 mln euro, co będzie nowym rekordem Ekstraklasy – pisano.

Oczywiście oficjalnie nikt z klubu ze stolicy Wielkopolski tych informacji nie potwierdzał, ale i nie zaprzeczał, bo w polskich warunkach wydanie takich pieniędzy na zawodnika brzmi dumnie, to swoisty pokaz siły i możliwości. O, teraz to sprowadzamy naprawdę dobrego piłkarza! Kibice udobruchani, nie ma mowy o chomikowaniu zarobionych złotówek na koncie. Inwestycja!

Reklama

Ale kiedy Portugalczyk zaczął zawodzić i wyśmiewano zmarnowaną kasę, te same media dementowały tę kwotę, która stopniowo spadała i dzisiaj szacuje się ją między 350 tysięcy a 700 tysięcy euro. Czyli w najlepszym wypadku dwa razy mniej niż obwieszczano początkowo…

Ile kosztował Amaral?

Mechanizm działania jest klarowny – w momencie transferu albo ktoś z klubu, albo z otoczenia zawodnika (najczęściej menedżer) nieoficjalnie przekazuje, na ile opiewała transakcja. W polskich warunkach w przygniatającej większości przypadków lepiej wydawać więcej, bo to podnosi prestiż – zarówno klubu, jak i piłkarza – i pokazuje rozmach. Albo stać nas, albo tyle jestem wart! A czasem jedno i drugie.

Amaral to modelowy przykład takiej sytuacji. W lipcu 2018 kibice Lecha byli coraz bardziej nerwowi, bo od poprzedniego mistrzostwa mijały trzy lata, a w tym czasie trzykrotnie Ekstraklasę wygrywał największy przeciwnik – Legia Warszawa. Należało pokazać, że tak być nie może, szefowie Kolejorza doskonale to rozumieją i działają, ile możliwości w kasie.

Dlatego przy okazji zatrudnienia Amarala oraz jego rodaka – Pedro Tiby – zadbano o „przeciek”, że obaj kosztowali minimum milion euro.

To jeszcze nie sukces, ale sukcesik, który miał prowadzić do kolejnych.

Problem pojawił się, kiedy Amaral przez pierwsze trzy sezony w ekipie ze stolicy Wielkopolski zawodził (stąd w tym czasie został wypożyczony do Pacos de Ferreira), a kwota transferu zamiast dodawać poklasku, narażała na śmieszność. W tej sytuacji należało uruchomić prasowe kontakty i w ten sposób obniżać sumę wyłożoną na pomocnika (Tiba prawdopodobnie również kosztował mniej, w Portugalii nie dowierzano w milion euro, ale że spisywał się świetnie, nikomu w Poznaniu nie zależało na dementowaniu tej wiadomości).

Reklama

Lech nie jest jedynym przedstawicielem naszego futbolu, który tak próbuje wpłynąć na nastroje fanów. Np. Legia Warszawa podbijała cenę za Ivicę Vrdoljaka, kolportując milion euro, choć w rzeczywistości zapłaciła mniej, a Piast Gliwice puszczał informację, że na Kristophera Vidę wyłożono 700 tysięcy euro, które wraz ze słabymi występami Węgra zmalało o połowię i dzisiaj mówi się maksymalnie o 350 tysiącach.

Kto najdrożej sprzedany?

Inna sprawa to kasa zarobiona na sprzedaży i w tym nasze kluby również prześcigają się w kolportowaniu zawyżonych cen, bo naturalnie lepiej drogo sprzedać, nawet jeśli warto też drogo kupować.

W ostatnim czasie medialny wyścig o miano najdroższego transferu wychodzącego z naszej ligi stoczyli przedstawiciele Lecha oraz Pogoni Szczecin, którzy nawzajem przekrzykiwali się, kto za kogo więcej dostał – ci pierwsi za Jakuba Modera czy ci drudzy za Kacpra Kozłowskiego (obaj sprzedani do Brighton & Hove Albion).

Obowiązuje nas tajemnica handlowa. Chcieliśmy natomiast móc uchylić kibicom choć rąbka tej tajemnicy. Uzgodniliśmy z Brighton, że taka forma przekazania informacji nie narusza niczyich interesów. Zawsze przy tematyce transferowej pojawiają się medialne przecieki dotyczące kwoty transferowej. Raz są one bardziej zbliżone do prawdy, innym razem nie. Tym krokiem chcieliśmy uciąć pewne spekulacje i dać obraz tego, jakiej skali jest to transfer. Ośmiocyfrowa kwota w Euro to oczywiście dalej bardzo szerokie widełki, ale myślę, że zdecydowana większość kibiców właściwie odczyta ten przekaz – powiedział prezes Portowców Jarosław Mroczek, cytowany przez oficjalną stronę internetową granatowo-bordowych.

Według naszej wiedzy, a jej źródła mamy bardzo dobre, wiemy że jest to rekordowa suma za piłkarza odchodzącego z naszej ligi – dodał.

Jeżeli 10 milionów euro za Kozłowskiego jest prawdą to Lech dalej jest liderem, bo sprzedał Modera drożej – odparł dyrektor finansowy Kolejorza Tomasz Kacprzycki w podcaście „Bliżej Klubu”.

Jeżeli słuchamy o kwotach zapłaconych za polskich piłkarzy przez zagraniczne kluby, to musimy pamiętać, że w interesie klubu, który sprzedał jest windowanie tej kwoty. W ten sposób wyrabiasz sobie markę na rynku, mówiąc: a ten dziesięć, a ten osiem. Jeżeli są więc nieścisłości między przekazem medialnym, a tym co się wydarzyło w rzeczywistości, to te nieścisłości są w dół, a nie w górę – przyznał.

W jaki sposób z tym walczyć i nie dać się fake newsom?

Cóż, niestety w tych sprawach w zasadzie bardzo, bardzo rzadko możemy polegać na podaniu konkretnej kwoty przez władze klubów, aczkolwiek okazjonalnie jednak tak się zdarza, np. ówczesny prezes Wisły Płock Jacek Kruszewski publicznie przyznał, że Nafciarze dostali za Arkadiusza Recę niecałe cztery miliony euro.

Co robić w pozostałych przypadkach? Przede wszystkim zwracać uwagę na wiarygodność dziennikarza, który podaje wiadomość. Jeśli do tej pory nie był znany z informacji transferowych, należy traktować z ostrożnością jego ustalenia.

Po drugie, warto panować nad emocjami, jako że właśnie za ich pośrednictwem prezesi i dyrektorzy starają się wywierać wpływ na bazę fanów. 1,5 miliona euro w naszych, polskich warunkach robi wrażenie i kibicom drużyny, która miała tyle wyłożyć na zawodnika, łatwo przychodzi uwierzenie, że to prawdziwa kwota. To zwiększa poczucie własnej potęgi.

Po trzecie, najczęściej warto po prostu poczekać, zazwyczaj sumy pojawiające się w przestrzeni publicznej po kilku czy kilkunastu miesiącach są dużo bardziej zbliżone do rzeczywistych niż te podawane tuż po ogłoszeniu transferu.

Bo dezinformacja to bardzo groźne zjawisko, które występuje także w sporcie, a wiedza na temat mechanizmów działania oraz sposób walki jest kluczowa, by nie dać się oszukać.

Partnerem tekstu jest NASK i Ministerstwo Cyfryzacji

WIĘCEJ O FAKE NEWSACH NA WESZŁO:

foto. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Szymon Janczyk
5
Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Tekst sponsorowany

Polecane

Grey Days z New Balance, czyli hołd dla dziedzictwa marki

redakcja
1
Grey Days z New Balance, czyli hołd dla dziedzictwa marki

Komentarze

44 komentarzy

Loading...