Reklama

Na co komu Liga Mistrzów? Pogoń i Legia zapewniły większe emocje

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

27 września 2023, 23:11 • 4 min czytania 232 komentarzy

Gdy w środę o 19:00 zapada zmrok, przeważnie to znak, że zaraz trzeba szykować się na Ligę Mistrzów. Dziś akurat najlepsze europejskie rozgrywki klubowe pauzowały, ale my tylko na tym zyskaliśmy, bo obejrzeliśmy mecz, który będzie kandydował do miana najlepszego w całym sezonie Ekstraklasy. Starcie Pogoni Szczecin z Legią Warszawa oglądało się wybornie, choć na koniec tylko kibice gości mogą być zadowoleni. W szeregach gospodarzy pozostała olbrzymia gorycz.

Na co komu Liga Mistrzów? Pogoń i Legia zapewniły większe emocje

Pogoń w razie zwycięstwa mogła się na dobre rozpędzić, co częściowo nastąpiło już po ograniu Korony Kielce i Cracovii. Zamiast tego podopieczni Jensa Gustafssona mocno się cofnęli, nie potrafiąc wyjść ze środka tabeli. W dużej mierze przyczynił się do tego sam Gustafsson.

Pogoń Szczecin – Legia Warszawa 3:4. Szalona końcówka

Rzadko kiedy trener tak nie trafia ze zmianami jak Szwed w tym meczu. Praktycznie z każdą kolejną roszadą jego autorstwa szczeciński zespół tracił na jakości. Zszedł najlepszy w defensywie Linus Wahlqvist (a do tego groźny z przodu), zeszli liderzy ofensywy i ewentualnie tylko podziękowanie Rafałowi Kurzawie po 82 minutach nie było większą kontrowersją. Zahović zanotował nieodpowiedzialną stratę, po której Legia wyrównała na 3:3. Stolarski na prawej obronie głównie tracił piłki, w atakach był zupełnie nieprzydatny. Smoliński z niczego ciekawego nie dał się zapamiętać. Fornalczyk dużo chciał, lecz niewiele mógł. Gamboa wespół z Ulvestadem zawalił krycie przy czwartym golu.

Trudno te ruchy Gustafssona zrozumieć jeśli nie były one podyktowane kwestiami zdrowotnymi czy sygnałami od samych zawodników, że potrzebują zejścia. Szwedzki szkoleniowiec chce grać futbol niezwykle odważny i ofensywny, a tu mając prowadzenie z rywalem grającym w dziesiątkę totalnie się wycofuje. Efekt był taki, że gdy Pogoń musiała walczyć przynajmniej o punkt, zabrakło jej jakichkolwiek argumentów i nie była nawet bliska wypracowania jakiejś sytuacji.

Jędrzejczyk nie wytrzymał

A dlaczego Legia grała w dziesiątkę? Dlatego, że pod koniec pierwszej połowy z boiska wyleciał Artur Jędrzejczyk. Doświadczony obrońca dał się sprowokować Koulourisowi w ich starciu przy linii bocznej. „Jędza” upadając trafił w głowę Greka – nie dalibyśmy sobie niczego uciąć, że zupełnie przypadkowo. Koulouris zaczął robić sceny, przytrzymywał nogę Jędrzejczyka utrudniając mu wstanie, a ten tak się zirytował, że zaczął go tą nogą dociskać, co było zachowaniem bardzo brzydkim, nawet jeśli druga strona pajacowała. Sędzia Tomasz Musiał początkowo pokazał tylko żółtą kartkę, ale gdy zasugerowano mu obejrzenie powtórek, zmienił decyzję. Można dyskutować, czy mówimy o sytuacji na tyle ewidentnej, że VAR powinien interweniować. Skoro jednak do tej interwencji doszło, werdykt względem Jędrzejczyka wielką kontrowersją nie jest. Osobną kwestią pozostaje fakt, iż Koulouris nie powinien wyjść z tego bez żadnej kary, a tak się stało.

Reklama

Wściekły Jędrzejczyk nie mógł się pogodzić z wykluczeniem i najchętniej jeszcze raz wdeptałby Koulourisa w ziemię, tym razem porządnie. Koledzy wszystkimi siłami musieli go powstrzymywać, żeby nie zapracował na długie tygodnie dodatkowej pauzy. Scenka, w której o spokój i rozwagę apelował nie kto inny jak Josue była niezwykle wymowna.

Kozak Elitim

Legia w osłabieniu pokazała jednak, jak silną mentalnie jest drużyną. Przegrywała drugi raz, gdy Josue w karygodny sposób stracił piłkę i do siatki trafił Koulouris. Przegrywała trzeci raz, gdy Biczachczjan świetnie przymierzył z powietrza i wpadło mu idealnie tuż przy słupku. A mimo to piłkarze Kosty Runjaica cały czas szli do przodu jak po swoje. Mieli podstawy, bo „Portowcy” wyszli na 3:2 w okresie sporej dominacji Legii, która zdążyła stworzyć kilka dogodnych sytuacji, nim wreszcie Wszołek kapitalnym strzałem głową doprowadził do wyrównania.

Bohaterem końcówki został Juergen Elitim. Z pomocą Malca wyrównał, by potem wkurzyć Koutrisa zwodami, dać się sfaulować i z tegoż rzutu wolnego dośrodkować Kapuadiemu na gola. Kolumbijczyk coraz mocniej imponuje swoją postawą. Nie boi się walki i biegania, a przy tym ma olbrzymią jakość z piłką przy nodze, przeważnie podejmuje optymalne decyzje.

Dla postronnego widza: cudowne widowisko.

Reklama

Dla kibiców Legii: kolejny dowód na siłę ich drużyny.

Dla kibiców Pogoni: brutalne lądowanie po mocnym, zdawałoby się, odbiciu od dna.

Ligo Mistrzów, nie tęsknimy.

 

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

232 komentarzy

Loading...