Przez ostatnie lata – tak, lata – coraz trudniej było mówić w kontekście Grzegorza Krychowiak o jego dobrych meczach w reprezentacji, a jeśli chodzi o minione zgrupowanie, wyłapać nawet dobre zagrania było wyzwaniem niezwykle poważnym. Zatem dzisiaj pomocnika należy pochwalić: zrezygnował z dalszej gry w kadrze i to faktycznie dobra decyzja.
Niemniej jeśli spodziewacie się po tym tekście, że będzie on festiwalem szydery i żartów z Krychowiaka za jego wszelkiej maści „popisy” w koszulce z orłem na piersi, to spokojnie można kliknąć krzyżyk w rogu. Dziś bowiem nie czas, nie miejsce. Wszyscy przecież widzieliśmy, jak było z nim źle, jak dużą krzywdę robili mu selekcjonerzy, wystawiając w składzie wbrew wszelkiej logice, być może też jaką krzywdę robił on sobie sam, nie potrafiąc powiedzieć „pas” wcześniej.
Jego końcówka to dramat nie tylko boiskowy, kiedy człapał, kręcił kółka i podawał po autach, ale i pozaboiskowy, bo z sympatycznego gościa zmienił się w typa irytującego, który albo gęga o tym jak jesteśmy słabi, albo przekonuje, że szkoda premii, bo część poszłaby na biedne dzieci.
No nijak nie przypominał kadrowicza, z którym chce się utożsamiać.
Ale – nie zawsze tak było!
Nikt mu przecież nie zabierze eliminacji do Euro 2016, kiedy był naszym kluczowym zawodnikiem – nie opuścił boiska nawet na minutę, strzelił też choćby bardzo ważną bramkę z Irlandią, gdy graliśmy ostateczną partię o awans. Sam turniej? Jeszcze lepszy, bez niego mielibyśmy dziurę w środku pola, z nim funkcjonowała tam poważna siła, rósł przy nim Mączyński, reprezentacja łapała środek ciężkości.
Dynamiczny, odpowiedzialny, inteligentny. Awans ze Szwajcarią ma też siłą rzeczy jego twarz, to on – jakże pewnie – wykorzystał ostatnią jedenastkę. Wówczas dało się pomyśleć, że mamy piłkarza na lata, który nie tylko będzie ważnym ogniwem reprezentacji, ale też w Europie dojedzie do ścisłej topki defensywnych pomocników.
Czas pokazał, że stało się inaczej, bo kariera Krychowiaka hamowała, a nie nabierała rozpędu, co miało przełożenie na drużynę narodową. Niemniej i tak było go stać na przebłyski, jak choćby mecz z Anglikami na Narodowym.
Pisaliśmy: Co. Za. Szef. Jeśli nadal tęsknicie za „tym Krychowiakiem z czasów Sevilli”, to dzisiaj dostaliście od niego ładną pocztówkę. Bezbłędny w destrukcji, łatający każdą najmniejszą dziurę w środku pola. Dzisiaj po prostu tego Phillipsa (znakomite Euro w jego wykonaniu) zdewastował. Ładnie to ujął Janusz Michalik w studiu TVP Sport – Krychowiak dzisiaj grał tak, jakby chciał zadośćuczynić za Euro. Żadnego ślamazarnego człapania, po prostu środkowy pomocnik jak z podręcznika. Bezsprzecznie najlepszy mecz Krychowiaka w kadrze od wielu miesięcy. Dość wymowne było to, że TAKIEGO gola straciliśmy właśnie wtedy, gdy jego na boisku zabrakło.
Problem zrodził się wtedy, gdy na te przebłyski trzeba było czekać coraz dłużej. Doszliśmy do momentu, kiedy po pięciu słabych starciach Krychowiak grał szóste niezłe i wówczas pojawiały się głosy: a może, a może, ten Krychowiak jeszcze coś udźwignie. Nie, nie było na to szans, tracił dynamikę, tracił swoje atuty, nadzieja, że jeszcze nawiąże na dłużej do czasów z Sevilli, była po prostu głupia. Jasne, wynikała też z biedy w środku pola, ale szukać intensywniej zastępcy należało wcześniej.
Co reprezentacja Polski straci bez Grzegorza Krychowiaka?
Cóż, każdy niech schodzi ze sceny, kiedy uważa za stosowne – bo nikt za niego życia nie przeżyje – niemniej uczciwie patrząc, lepiej dla Krychowiaka byłoby, gdyby dał sobie spokój po mundialu. Grał marnie, ale ostatecznie wyszliśmy z grupy. Trochę połakomił się jeszcze na te dwa spotkania, by dobić do okrągłej sumy, jednak chyba niepotrzebnie. Wyglądał jakby przyjechał na zgrupowanie z Audiotele, a nie po wyzwanie sportowe.
Tak czy tak należy mu podziękować, zostawił na boisku masę zdrowia i nie zapominajmy, że jednak sporo radości razem z kolegami nam dał. Dziękujemy i cieszymy się, bo nowy selekcjoner jest niejako zmuszony do szukania innych rozwiązań.
I cóż: to dobrze.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Odrobina życzliwości chyba nie zaszkodzi?
- Dwugłos sceptyka i optymisty. Jak podejść do selekcjonera Michała Probierza?
- Michał Probierz, czyli beneficjent okoliczności. Dlaczego akurat on?
- Probierz: Nie jestem oszołomem. Będę dobrym selekcjonerem [WYWIAD]
Fot. FotoPyk