To było naprawdę piekielnie trudne zadanie. Mogliśmy się zastanawiać: mamy wygrać z Amerykankami, które w turnieju kwalifikacyjnym w Łodzi były niepokonane? Wygrać z Amerykankami, po tym, jak nie udało się pokonać Tajlandii? Nie ma co ukrywać: znaleźliby się pesymiści, który w taki scenariusz by nie uwierzyli. Ale reprezentantek Polski to absolutnie nie obchodziło. Zagrały dziś znakomicie i pokonały faworytki ze Stanów Zjednoczonych!
Wszelcy statystycy, eksperci i zagorzali kibice już przed meczem obliczyli, co trzeba zrobić, aby awansować na igrzyska, a także to, do czego nie można dopuścić. Wiedzieliśmy zatem jedno: dzisiejsza ewentualna wygrana Włoszek do zera przy jednoczesnej porażce 0:3 lub 1:3 Polek z Amerykankami… zabijała wszelkie emocje. To był scenariusz, który kompletnie uniemożliwiał nam zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc w grupie kwalifikacyjnej.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Istniały też oczywiście inne opcje. Ale generalnie wszystko sprowadzało się do jednego: drużyna Stefano Lavariniego musiała dzisiaj odnieść zwycięstwo. Po prostu. Co z jednej strony było bardzo trudne, bo Amerykanki nie przegrały żadnego z pięciu poprzednich meczów. A z drugiej… po cichu w sukces wierzyliśmy, skoro Stany Zjednoczone nie radziły sobie z Polską zarówno w trakcie tegorocznej Ligi Narodów, jak i zeszłorocznych mistrzostw świata.
Oczywiście, dalej trzeba było liczyć na niespodziankę. A może nawet sensację, patrząc na niestabilną formę Polek w poprzednich spotkaniach.
Z nieba do piekła, i znowu nieba
Nietrudno było dostrzec, że wysoka temperatura w Atlas Arenie udzieliła się na początku meczu Amerykankom. Dość powiedzieć, że początkowo przyjezdne zdobywały punkty tylko wtedy… kiedy Polki psuły serwis. Przewaga naszej reprezentacji w pewnym momencie wynosiła nawet pięć oczek.
Sęk jednak w tym, że Amerykanki zdołały odrobić straty. Ba, prowadziły nawet jednym punktem. I w głowie mieliśmy jedno: cholera, jeśli nie uda nam się wygrać takiego seta, w którym sprawy układały się wspaniale, to będzie naprawdę ciężko.
Na końcu wszystko jednak skończyło się dobrze i partia po zaciętej walce trafiła do Biało-Czerwonych. Problem był jedynie taki, że Amerykanki kompletnie się tym nie przejęły. I w kolejnym secie zaczęły grać nieporównywalnie lepiej.
Wciąż mogliśmy co prawda pochwalić polski blok, który zapewniał nam sporo punktów. Ale to było za mało. Druga partia okazała się po prostu pokazem dominacji przyjezdnych. A najgorsze, że początkowo zapowiadało się, iż w dalszej części meczu nic nie ulegnie zmianie. Zawodniczki USA grały swoje. Ich poziom gry był absurdalnie wysoki. Do tego stopnia, że wydawało się wręcz niemożliwe, by utrzymały go na przestrzeni reszty meczu.
I faktycznie: nieco spuściły z tonu. Polki w końcówce trzeciego seta zaczęły zbliżać się do rywalek. Potem udało im się doprowadzić do remisu. Aż wreszcie, dzięki znakomitej zagrywce Magdaleny Jurczyk która zdobyła asa serwisowego, Biało-Czerwone mogły wyjść na prowadzenie. To już było dużo, ale nasze siatkarki na tym nie poprzestały. Trzecią partię zamknęła Monika Gałkowska, która zdołała wykończyć bardzo trudną piłkę, wprawiając w euforię wypełnioną po brzegi łódzką Atlas Arenę.
Teraz Włoszki!
A set numer cztery okazał się tym ostatnim. I spoglądając na spotkanie z perspektywy bezstronnego widza, najmniej emocjonującym. Reprezentantki Polski, napędzane oszałamiającym dopingiem płynącym z trybun, szły po zwycięstwo jak po swoje. Znakomite zawody rozgrywała Magdalena Stysiak. Polska atakująca w całym meczu zdobyła aż 26 punktów, przy czym nie do przecenienia była także jej gra w bloku.
Natomiast Amerykanki? W ostatnim secie wyglądały tak, jakby w ogóle się na niego nie stawiły. Były widocznie podłamane poprzednim niepowodzeniem i popełniały masę błędów. A Polki po prostu spokojnie i konsekwentnie dążyły do wygrania meczu. Co w końcu oczywiście zrobiły. W tamtym momencie spotkania reprezentantki USA były dla gospodyń turnieju tylko tłem i wydawały się kompletnie pogodzone z faktem, że z rąk naszych zawodniczek odniosą pierwszą porażkę na tym turnieju.
– Mogę powiedzieć, że dziewczyny zrobiły to, co wierzyliśmy, że są w stanie zrobić. Miały odwagę, żeby grać agresywnie, żeby ryzykować. To dzisiaj dało nam zwycięstwo – chwalił swoje zawodniczki selekcjoner Lavarini w pomeczowej rozmowie z dziennikarzami.
Kolejnym rywalem drużyny Lavariniego będą Włochy, które dzisiaj mierzą się z Niemkami. Dla nas najważniejsze jest jednak, że niedzielne spotkanie z reprezentantkami Italii odbędzie się o wielką stawkę, którą jest gra na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Biało-Czerwone mają wszystko w swoich rękach.
Polska – Stany Zjednoczone 3:1 (27:25, 16:25, 25:23, 25:16)
Fot. Newspix.pl
Czytaj więcej:
- „Bałabym się prób genetycznego ulepszania człowieka”. Wywiad z prof. Ewą Bartnik
- Alaska, Hawaje i… Zielona Góra. Kamaka Hepa i jego koszykarska podróż
- Magdalena Stysiak: Oddałabym wszystko, by móc pojechać na igrzyska
- Kryscina Cimanouska: „Czasem dostaję groźby. Ktoś mi napisał, żebym uważała, wychodząc z hotelu”