Reklama

Trela: Ekskluzywny strażak-piroman. Ryzykowny ruch Niemców z Nagelsmannem

Michał Trela

Autor:Michał Trela

22 września 2023, 14:57 • 8 min czytania 8 komentarzy

Skoro Juergen Klopp i Thomas Tuchel byli niedostępni, DFB postanowił ratować domowe Euro trzecim wśród najbardziej renomowanych niemieckich trenerów. Teoretycznie można by tamtejszej federacji gratulować, bo mało komu w dzisiejszych czasach udaje się namówić trenera z tej półki do objęcia reprezentacji. Ale w praktyce to najbardziej ryzykowny wybór z możliwych.

Trela: Ekskluzywny strażak-piroman. Ryzykowny ruch Niemców z Nagelsmannem

Magazyn „11Freunde” ujął sprawę okrutnie, jednak bardzo możliwe, że trafnie – „To najlepszy niemiecki trener z dostępnych, ale najgorszy z możliwych do zatrudnienia w tej sytuacji”. Julian Nagelsmann zgodził się przyjąć rolę ekskluzywnego strażaka. Skoro wzywała ojczyzna, zrezygnował z wieloletniego lukratywnego kontraktu, który wciąż wiązał go z Bayernem Monachium i przystał na propozycję podniesienia reprezentacji Niemiec z podłogi na dziewięć miesięcy przed rozgrywanymi u siebie mistrzostwami Europy.

Jak podaje „The Athletic”, powołując się na źródła z otoczenia trenera, nie ma możliwości, by 36-latek pracował z kadrą dłużej niż do Euro 2024. Przyszłego lata, już niezwiązany żadną umową, ma wrócić na klubowy rynek. Ale nie wiadomo, z jakiej pozycji. Bo najmłodszy selekcjoner w historii reprezentacji Niemiec położył na szali całą reputację. Zachował się w tej kwestii podobnie jak Niemiecki Związek Piłki Nożnej. DFB też postawiło na najbardziej ryzykowną z możliwych opcji. Dla federacji bezpieczniejszy byłby choćby Stefan Kuntz, mający doświadczenie w roli selekcjonera reprezentacji Turcji i sukcesy w pracy z niemiecką młodzieżówką, a poza tym cieszący się powszechną sympatią. Dla trenera wszystko byłoby mniej ryzykowne niż objęcie drużyny narodowej swojego kraju na kilka miesięcy przed organizowanym przez siebie turniejem.

Od selekcjonerów można w dzisiejszych czasach oczekiwać głównie trzech rzeczy. Umiejętności wybrania prostej i pasującej większości najlepszych zawodników taktyki, w której łatwo będzie im się poruszać nawet po nielicznych sesjach treningowych. Utrzymywania dobrej atmosfery wewnątrz grupy, sprawiania, że nawet widząc się raz na kilka miesięcy, piłkarze będą mieli poczucie bycia częścią drużyny. Oraz umiejętnego opowiadania o tym światu, czyli pozostawianie w dziennikarzach wrażenia, że wszystko jest w należytym porządku, a w kibicach, że to zespół, który warto wspierać, bo łączy, a nie dzieli i reprezentuje cały naród.

To właśnie te trzy rzeczy wskazywano jako najczęstsze zarzuty wobec Nagelsmanna, gdy w marcu zaskakująco zwalniano go z Bayernu Monachium.

Reklama

TRENER OD TAKTYKI

Praktycznie każdy zawodnik, który go spotkał, mówi o nim jako o taktycznym geniuszu. Już lata temu w trakcie meczów regularnie komunikował się z graczami poprzez karteczki, na których rozrysowywał im zmiany w strukturze, jakich mieli dokonać w odpowiedzi na wydarzenia boiskowe. Jego Hoffenheim oglądali fani taktycznej warstwy futbolu z całego świata. Najmłodszemu trenerowi w historii Bundesligi zdarzało się często mieścić w jedenastce czterech środkowych napastników, wielokrotnie zmieniać systemy, znakomicie reagować na boiskowe wydarzenia. Piłkarze byli figurami na szachownicy, kropkami w Football Managerze, on nimi przesuwał. Na treningach szlifowali różnego rodzaju konfiguracje do perfekcji. To w czasach Hoffenheim, które uratował przed spadkiem i wprowadził do Ligi Mistrzów, zyskał łatkę najzdolniejszego trenera młodego pokolenia na świecie.

Co jednak sprawdziło się w małym środowisku, gdzie trener był bogiem, później okazało się znacznie trudniejsze. Już w Lipsku zmiany taktyczne nie przychodziły tak łatwo, bo trzeba było nauczyć się funkcjonować w rytmie grania co trzy dni, z podróżami po całej Europie i nielicznymi treningami. Nagelsmann podtrzymał renomę dobrego trenera, ale zaczęły mu towarzyszyć pierwsze wątpliwości. Mówiono, że zdarza mu się przekombinować w ważnych momentach. Że czasem tworzy tylko mętlik w głowie zawodników. Że powinien oddawać utalentowanym solistom więcej władzy na boisku. W Monachium urosło to do rangi problemu.

MONACHIJSKIE PROBLEMY

Bayern to klub piłkarzy, nie trenerów. Piłkarze Bayernu to nie figury na szachownicy, tylko gracze. To oni planują sekwencje. Oni dowodzą na boisku. Przez półtora roku pracy w Monachium, Nagelsmann musiał regularnie mierzyć się z zarzutami o zbytnie majstrowanie przy taktyce, ustawianie zawodników na pozycjach, których nie lubią i żonglowanie systemami, zamiast trzymania się 4-2-3-1, w którym Bayern przez dekadę dochodził do największych sukcesów. Niejednokrotnie zwracano uwagę, że zbyt często Nagelsmann spektakl przedkłada nad wynik. Bawarczycy mieli zyskać więcej równowagi, niż za czasów późnego Hansiego Flicka. Mieli się stać drużyną, której trudniej strzelić gola. Wciąż grali natomiast radosny futbol. Nastawiony na to, że zawsze są w stanie zdobyć więcej bramek niż przeciwnik.

O dobrej atmosferze wewnątrz grupy też trudno mówić. Są oczywiście zawodnicy, którzy pracowali w Bayernie z Nagelsmannem i wypowiadają się o nim w samych superlatywach. To chociażby Joshua Kimmich czy Leon Goretzka. Jednocześnie jednak młody trener toczył w Monachium wojny, których nie musiał wywoływać i których nie mógł wygrać. Szukał kreta, który wynosił jego taktyczne wskazówki do mediów, ale nie był w tym wiarygodny, samemu mając za partnerkę reporterkę „Bilda”, zajmującą się Bayernem. Pod nieobecność Manuela Neuera wyrzucił z klubu Toniego Tapalovicia, jego zaufanego trenera bramkarzy. To sugeruje, że nominowanie go na selekcjonera kończy właściwie karierę reprezentacyjną jej wciąż formalnego kapitana. Niezadowolony ze współpracy z nim był Robert Lewandowski, a także w Thomasie Muellerze trudno dostrzec jego wielkiego zwolennika. W przeciekach medialnych powtarzały się często zarzuty, że Nagelsmann nie ma dobrego kontaktu z zawodnikami.

DYPLOMATYCZNE BRAKI

Do tego dochodził elementarny brak wyczucia, co trenerowi Bayernu wypada, a co nie. Co obróci się przeciwko niemu i z czego „Bild” zrobi następnego dnia czołówkę. Jeżdżenie deskorolką po ośrodku treningowym było oczywiście sympatyczną ciekawostką, ale tylko do momentu, gdy Bayern zaczął przegrywać. Wtedy stawało się to symbolem infantylności trenera. Jego rewię mody uprawianą przy linii bocznej i stawianie siebie ponad drużyną przy okazji porażek odbierano jako dowody niedojrzałości emocjonalnej trenera. Czas jego rządów w Bayernie zdecydowanie nie był okresem harmonii i spokoju. Mniejszą lub większą aferę mielono tam ciągle, a trener wypowiedziami często podlewał sprawy benzyną. Ostatecznie zwolniono go nie za wyniki, a za całokształt.

To właśnie on sprawia też, że Nagelsmanna trudno uznać za ulubieńca ludu. Już sama lista jego miejsc pracy, wygląda jak lista najbardziej nielubianych niemieckich klubów: Hoffenheim i Lipsk, czyli drużyny zbudowane za pieniądze bogatych mecenasów, którzy poprzez futbol chcieli się reklamować albo łechtać ego. Do tego Bayern, czyli odwieczny symbol niemieckiej ciemnej strony mocy. Mająca wizerunkowe problemy federacja tym wyborem na pewno nie zdobyła dla kadry nowych kibiców. Nagelsmann będzie musiał zrobić wiele, by przekonać Niemców, że wcale nie jest wcieleniem zła, albo przynajmniej rozwydrzonym dzieciakiem, jak wielu o nim myślało w ostatnich latach. Niemcy lubią w piłce bohaterów takich jak oni. Kochają Rudiego Voellera albo Juergena Klinsmanna, którzy mogliby właśnie kosić trawnik przed sąsiednim domem, parkować obok nich przyczepę kempingową albo jeść Bratwurst i kiwać się na lokalnym festynie. Z Nagelsmannem może co najwyżej utożsamiać się bananowa młodzież. Ale ona i tak zwykle nie lubi futbolu jako sportu swoich ojców i dziadków.

Reklama

RZADKI SUKCES

Karkołomny wybór DFB może się mimo wszystko okazać strzałem w dziesiątkę. Wszak niemieckiej federacji udało się coś, co udaje się we współczesnym futbolu ekstremalnie rzadko: zatrudnić jako selekcjonera trenera o dużej renomie w piłce klubowej. Nawet jeśli z pracy w Bayernie Nagelsmann wyszedł poraniony, to wciąż trener notorycznie przymierzany do silnych klubów, który raczej prędzej niż później wróciłby na ławkę w którejś z najsilniejszych lig świata. Już w lecie mówiło się o nim w kontekście Tottenhamu czy Chelsea, ostatnio spekulowano na temat objęcia przez niego Borussii Dortmund. Ludzie, którzy mają możliwość pracy w klubach z tej półki, raczej nie zniżają się do piłki reprezentacyjnej. Za wyjątki z ostatnich lat można uznać chyba tylko Luisa Enrique i Hansiego Flicka. Niemiecką drużynę przygotowywać do Euro będzie naprawdę dobry trener, który naprawdę dużo widzi i potrafi wyciągać z zawodników ich najlepsze cechy. To sprawia, że mimo wszelkich wątpliwości, trudno potępiać ten wybór w czambuł i wykluczać, że to się może udać.

By tak się jednak stało, Nagelsmann musiałby udowodnić nie tyle kunszt trenerski, ile klasę typowo ludzką. Jeśli jest inteligentny i ma zdolność do samokrytyki, postara się dostosować do specyfiki pracy z kadrą i wyciągnąć lekcje z tego, co poszło nie tak w Bayernie. Mowa o wciąż bardzo młodym trenerze, który ma prawo wciąż się uczyć i zbierać nowe doświadczenia. Od tego, jakie będą jego wnioski, bardzo wiele zależy w kwestii jego dalszej trenerskiej przyszłości. Jeśli otoczy się w sztabie mądrymi ludźmi, którzy będą hamować jego zapędy i przypominać mu, że mniej czasem znaczy więcej, ma szansę okazać się wielkim zwycięzcą najbliższych miesięcy: ratując Niemców przed kompromitacją na domowym Euro, zyska ogólnonarodową sympatię i uznanie, a przyszłego lata, mając już na koncie nowe doświadczenia, będzie panem rynkowej sytuacji.

PROWADZENIE KADRY JAKO SPORT EKSTREMALNY

Jest też jednak druga opcja. Zbyt zadufany w sobie i przekonany o własnych umiejętnościach popełni dokładnie te same błędy, które przytrafiły mu się w Bayernie. A mając słabszych wykonawców, będzie miał spory problem, by osiągnąć chociaż przyzwoite wyniki. Dwa niepowodzenia z rzędu w dwóch najważniejszych i najbardziej eksponowanych niemieckich drużynach sprawią, że za rok będzie wprawdzie miał klarowną sytuację kontraktową, ale telefonów z Reali i Barcelon tego świata raczej nie będzie mógł już się spodziewać. DFB w razie niepowodzenia będzie mógł jakoś próbować schować się za nazwiskiem: próbując wszystkiego, co możliwe, by ratować Euro, sięgnął po największe z możliwych. Nagelsmann, w razie niepowodzenia, nie będzie miał wymówek. Z trenera aspirującego do półki Juergena Kloppa czy Thomasa Tuchela, może jako wciąż relatywnie młody szkoleniowiec zejść o ligę niżej. Ryzykuje więc wiele. Ale przecież sporty ekstremalne to jego pasja.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

8 komentarzy

Loading...