Reklama

Presję czuje pielęgniarka na onkologii, a nie jakiś Harry Maguire…

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 września 2023, 09:51 • 9 min czytania 132 komentarzy

28 czerwca 2022. Zoe Maguire wrzuca zdjęcie ślubne sławnego syna. Dostaje tysiąc dwieście komentarzy. Duża część z nich zawiera obelgi: „chuj,” „gówno”, „śmieć”, „niech wypierdala”. 10 listopada 2022. Zoe Maguire gratuluje sławnemu synowi powołania na mundial. Dostaje prawie dwa tysiące komentarzy. Duża część z nich zawiera groźby: „cwel,” „pizda”, „kurwa”, „niech zdechnie”. 12 września 2022. Zoe Maguire ogląda sławnego syna z trybun Hampden Park. Po meczu nie wytrzymuje. Pisze, że masowa nienawiść do jej dorosłego dziecka „wykroczyła dalece poza piłkę nożną”. 

Presję czuje pielęgniarka na onkologii, a nie jakiś Harry Maguire…

Łatwo śmiać się z Harry’ego Maguire’a. Manchester United zapłacił za niego 87 milionów euro. Tak, aż 87 baniek. Transakcja Czerwonych Diabłów okazała się być o tyle marna, że w kolejnych latach reprezentant Anglii popełnił szaloną wręcz liczbę niewytłumaczalnych błędów, zawalił mnóstwo bramek, całkowicie zawiódł jako kapitan, wyrósł na symbol przeciętnych czasów w dziejach zasłużonego klubu, a na koniec jeszcze nijak nie daje się z tej utrapionej jego kiksami drużyny wypchnąć, choć latem znajdował się o krok od transferu do West Hamu, który był skłonny zapłacić za niego nawet 30 milionów, prawie trzy razy mniej niż w 2019 roku otrzymało za niego Leicester.

Gareth Southgate, selekcjoner kadry Synów Albionu, niezmiennie przekonuje jednak, że Maguire jest istotnym elementem drużyny, która na mundialach w Rosji i Katarze otarła się o medale, a na Euro 2020 doszła do finału, gdzie dopiero po serii rzutów karnych przegrała z Włochami. I 30-letniego stopera konsekwentnie podbudowuje. Marzec: po 90 minut z Włochami i Ukrainą. Czerwiec: po 90 minut z Maltą i Macedonią Północną. Wrzesień: 90 minut z Ukrainą i 45 minut ze Szkocją.

To właśnie po Szkocji nie wytrzymała Zoe Maguire. Mecz na Hampden Park niby był towarzyski, ale w Wielkiej Brytanii budził emocje. Anglia wygrała 3:1. Maguire strzelił samobója. Nieznaczącego dla wyniku. W tej akcji unaoczniła się oczywiście doskonale cała ta jego boiskowa niezborność, ale ostatecznie był to samobój dość pechowy, nie ma sensu chyba tu dłuższa analiza. Wtedy jednak się zaczęło. Druzgocąca krytyka najróżniejszej maści ekspertów, tysiące prześmiewczych wpisów w social mediach i dzika radość szkockich kibiców. „Harry Maguire, Harry Maguire!”, śpiewali w szyderczej ekstazie na modłę viralowego motywu z TikToka, gdzie królują przeróbki ze wszystkimi możliwymi upadkami i wpadkami stopera Manchesteru United.

Reklama

Każdy kolejny jego kontakt z piłką spotykał się z buczeniem, gwizdaniem albo śmiechem. To było coś w rodzaju jednego wielkiego „walk of shame”. Spektakl publicznego ośmieszania. Dla niego zresztą żadna nowość, bo okrutnie dostawało mu się od własnych fanów podczas letniego tournée Czerwonych Diabłów po Stanach Zjednoczonych. Największym echem odbił się chyba jego całkiem przyzwoity, a przede wszystkim dość krótki występ przeciwko Realowi Madryt, kiedy cała uwaga kibiców skupiła się na wykpiwaniu i wyzwaniu go od najgorszych.

W 2022 roku Instytut Alana Turinga wziął sobie za cel znalezienie najbardziej znienawidzonego piłkarza Premier League. Przeanalizował ponad dwa miliony wpisów na Twitterze, spośród których wyłuskano sześćdziesiąt tysięcy komentarzy, które zawierały obelgi lub wyzwiska wobec badanego zawodnika. Harry Maguire znalazł się na drugim miejscu w rankingu dziesięciu najczęściej znieważanych graczy Premier League. Obrażało go blisko dziesięć tysięcy postów. Pod ostrzałem internautów znajdował się głównie po derbowym meczu z Manchesterem City. Po jego wpadkach z tamtego meczu powstały trzy tysiące obraźliwe i poniżające go teksty.

Nic dziwnego, że Zoe Maguire napisała po Szkocji na Instagramie: – Jako mama z przerażeniem obserwuję liczbę negatywnych i obelżywych komentarzy ze strony niektórych fanów, ekspertów i mediów względem mojego dziecka, co jest haniebne i całkowicie nie do przyjęcia. Nieważne, czy ktoś pracuje dla klubu, czy kraju, takie coś nie może zostać zaakceptowane w żadnym środowisku. Podczas meczu siedziałem na trybunach. Nienawiść powstała z niczego. Rozumiem, że w świecie futbolu wzloty przeplatają się z upadkami, a upadki ze wzlotami, ale ta złość, z którą spotyka się Harry, wykracza dalece poza futbol. Nie mogę patrzeć, z czym się boryka. Nie chciałabym, żeby w przyszłości tego samego zła doświadczać musieli rodzice innych piłkarzy, sami ci piłkarze, a już zwłaszcza młodzi chłopcy i dziewczęta, przebijający się dzisiaj na szczyt. Harry ma ogromne serce, jest silny psychicznie, potrafi sprostać tej wylewającej się na niego nienawiści, ale inni mogą polec w tej nierównej walce. 

Wściekły był również Gareth Southgate. Zachowanie szkockich kibiców, a także ślepą krytykę niemałej części angielskiego środowiska nazwał „nieśmiesznym żartem”. Selekcjoner Synów Albionu często staje publicznie w obronie wartości i poglądów sobie bliskich, więc jego zdecydowana reakcja nikogo specjalnie nie zdziwiła, ale trzeba przyznać, że w tej konkretnej sprawie Southgate nie tyle może uchodzić za eksperta, co wręcz jest zobligowany do zajęcia twardego stanowiska przez wzgląd na pamięć o mrocznych czasach swoje własnej przeszłości.

Po domowym Euro 1996 stał się popkulturowym wrogiem publicznym numer jeden. W półfinale z Niemcami przestrzelił decydującego karnego. Sam mówił, że o tym pudle zapomnieć nie pozwalali mu przede wszystkim tzw. „white van man”czyli sfrustrowani, drobnomieszczańscy, agresywni, pełni zawiści i goryczy, słabo wykształceni faceci w średnim wieku, jako jedyną rozrywkę traktujący pastwienie się nad tymi, którym życie ułożyło się lepiej. To właśnie oni kupowali tabloidy, to właśnie oni oglądali telewizję, to właśnie oni słuchali radia, to właśnie oni rechotali w swoich stereotypowych białych samochodach dostawczych i to właśnie oni kształtowali negatywną opinię publiczną.

Southgate starał się robić dobrą minę do złej gry. Twierdził, że za bardzo nie przejmuje się krytyką, bo nigdy nie spotkały go z tej racji żadne nieprzyjemności na ulicach Anglii. Ponoć wtedy w jednej z angielskich gazet pojawił się pełen brytyjskiego humoru list od czytelnika, który napisał, że akurat jest sobowtórem piłkarza i gówno prawda, bo już kilkukrotnie zwyzywano go w barze, a raz to nawet w drodze do sklepu dostał w pysk.

Reklama

Piłkarz szukał ucieczki. Z żoną wyjechał na Bali. Czas zwolnił. Muzyka, taniec, architektura, zieleń, jeziora, wulkany. Pewnego razu odwiedzili buddyjską świątynię. Miejsce, które z założenia powinno być oazą spokoju i przestrzenią wyciszenia. Nic bardziej mylnego. Kiedy Southgate przechadzał się po watcie, nagle zaczepił go jeden z mnichów.

– O, ty, Gareth Southgate, ale zjebałeś tego karnego z Niemcami!

Kosmopolityzm nie pozwalał na ucieczkę. Niemal dwadzieścia lat później Monica Lewinsky, zlinczowana przez zidiociałe amerykańskie społeczeństwo po skandalu obyczajowym w Białym Domu przy jednoczesnym znaczenie łagodniejszym potraktowaniu prezydenta Billa Clintona, w „Vanity Fair” bardzo trafnie zdiagnozuje, że media społecznościowe są „rynkiem, na którym publiczne upokorzenie stało się najcenniejszym towarem, a wstyd immanentną częścią przemysłu”. Psycholog Takuya Sawaoka dodawał: „Internet umożliwia obecnie setkom lub tysiącom ludzi udział w zbiorowym zawstydzaniu innych osób na historycznie wielką skalę. To coś w rodzaju uwspółcześnionego pręgierza”.

Myśl ta rozwinięta jest w artykule „Shame and the Rise of the Social Media Outrage Machine”, opublikowanym w magazynie naukowym „Discover”: „Na długo przed pojawieniem się internetu istniały słupy, dyby i pręgierze. Umieszczano w nich głowy i ręce ludzi, którzy łamali obowiązujące w społeczeństwie kodeksy moralne. Wokół gromadziły się tłumy, by z ukaranych drwić, ukaranych obrażać, ukaranych obrzucać zgniłym jedzeniem. Ideę wymyślono ponad tysiąc lat temu. W niektórych częściach Europy przetrwała aż do XIX wieku. Zniesiono ją, ponieważ uznawano ją za zbyt okrutną, nawet dla ludzi uznanych za winnych”. 

Media społecznościowe faktycznie potrafią pełnić rolę współczesnego pręgierza. Tylko w bardziej niebezpiecznej wersji. Nie ma sądów, są tylko wyroki. Piłkarze zaś stali się doskonałymi ofiarami tego systemu. Nienawiść już dawno rozpanoszyła się na stadionach. Stała się ich kulturą. Plantowanym, uznawanym, akceptowanym i szanowanym zwyczajem. Ludzie jednoczą się w tłumie, który potęguje każdą najmniejszą emocję i ucieleśnia najprostszy z możliwych podziałów: „my” i „oni”. Sprzyja to nadawaniu „im” gęb, których samemu się nie znosi.

Stadionowa nienawiść jest bardzo powszednia. I przybiera różne formy. Jesienią siadłem sobie blisko Żylety na meczu Legii z Wartą. Mecz prowadził sędzia Jarosław Przybył. Usłyszał w czasie meczu: „jebać ciebie i twoją rodzinę”. Żadnej kontrowersyjnej decyzji nie podjął. W pierwszej chwili wydało mi się to normalne – ot, stadion, zawsze to słyszałem, wciąż to słyszę, w przyszłości będę to słyszał. Ale drugim odruchem było zdziwienie – czy tak to powinno wyglądać?

Przemyślałem to podczas mundialu w Katarze, kiedy Szymon Marciniak poprowadził finał między Argentyną i Francją. Na całym świecie zbierał pochwały, w kraju też witano go chlebem i solą, ale przecież zaledwie kilka miesięcy wcześniej sam dziwił się, że na polskich stadionach spotyka go aż tyle niechęci. „Sędzia – chuj” skandują wszyscy: dziadkowie, ojcowie i synowie? Przypadkiem niedawno jakiś realizator transmisji nie wyłapał na polskim stadionie matki, która córkę na rękach usypiała wspólnym podśpiewywaniem pięknej narodowej ballady: „Jazda z kurwami”? Tak, było coś takiego.

Ktoś jest tym chujem.

I ktoś jest tą kurwą.

Zawodowi piłkarze zarabiają po dwadzieścia milionów euro. I my mówimy, że oni czują jakąś presję? Zapamiętajcie, presja jest na onkologii, gdzie ludzie o życie walczą, a nie w meczach, które sprawiają przyjemność. Oni uprawiają najpiękniejszy zawód świata. Trenują trzy godziny dziennie, dobrze się odżywają, piękne panie się oglądają, na wszystko ich stać, jaka to presja? – perorował niedawno Tomasz Hajto w studio Polsatu po porażce Polaków z Albanią.

Najwyższy czas porzucić ten szkodliwy populizm. Tak, piłka nożna to studnia bez dna i palarnia pieniędzy. Tak, piłkarze zarabiają za dużo. Tak, to chory układ, w którym młodzi milionerzy wyciągają ręce po premie z publicznych pieniędzy w dobie zapaści gospodarczej kraju. Tak, to jeszcze bardziej poronione, że na stadionach pod każdą szerokością geograficzną biedacy ubóstwiają i hołubią bogaczy. Tak, to już maksymalnie ponure, że uwagę poświęca się papierowym celebrytom, szalonym technokratom i wyzyskującym plutokratom, a nie ludziom, którzy robią coś dobrego dla świata, jak chociażby te „pielęgniarki z onkologii”, tak często występujące jako licha figura porównawcza w piłkarskim slangu eksperckim.

Ale przy tym wszystkim każdy Harry Maguire tego świata może poczuć się spętany toksyczną presją, gdy w ciągu roku musi zmierzyć się z kaskadą kilkudziesięciu tysięcy znieważających go i w przeważającej większości hejterskich opinii. Bo na to kilkadziesiąt tysięcy znieważających i hejterskich opinii nie zasługuje. Tu już dawno przekroczono barierę dobrego smaku. Trwa lincz.

***

Kiedy w lipcu Damian Nawrocik, niegdyś bardzo obiecujący piłkarz, dziś człowiek po czterech próbach samobójczych, oprowadzał nas po poznańskim pustostanie ZNTK, a mnie ogarniał mrok, bo wszędzie dookoła szkło, pręty, strzykawki, dziury, zapadnie, plamy krwi, dużo tej krwi, otrzeźwiająco zadziałało jego pewne wyznanie: – Powiedziałbym komuś, że mam depresję, to zareagowałby szokiem. Przecież grałeś przy pełnym stadionie, jechali cię od „kurew” i „chujów”, nigdy się nie złamałeś, a teraz niby masz depresję?!

Pomyślałem od razu, że już wtedy, na tym stadionie, nie powinien usłyszeć, że jest „kurwą” i „chujem”.

Czytaj więcej o problemach współczesnego futbolu:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

132 komentarzy

Loading...