Kewin Komar przerywa milczenie. W wywiadzie dla serwisu “Meczyki.pl”, bramkarz Puszczy Niepołomice opowiedział o przebiegu zdarzeń z Wiśnicza Małego. 20-latek twierdzi, że został zaatakowany jako pierwszy i od samego początku działał we własnej obronie.
W zeszłym tygodniu zawodnik Puszczy padł ofiarą pobicia na festynie zorganizowanym w okolicach Wichnicza. O sprawie jako pierwszy poinformował wówczas Szymon Jadczak z „Wirtualnej Polski”. Jego doniesienia zostały jednak częściowo zdemontowane przez małopolski oddział policji. Wbrew ustaleniom służb porządkowych, Komar tłumaczy jednak, że na festynie słyszał przyśpiewki związane z Wisłą Kraków.
– Po meczu o godz. 22.30 wróciłem do swojego domu w Starym Wiśniczu. Kiedy byliśmy w drodze do domu, rodzice mojej dziewczyny zadzwonili do nas, czy wraz z dziewczyną nie wpadniemy ich odebrać z festynu w Wiśniczu Małym. Dojechaliśmy na miejsce, zaparkowaliśmy auto obok remizy i poszliśmy do rodziców. Usiedliśmy z nimi w altance i tata mojej dziewczyny poprosił, czy nie zostaniemy jeszcze chwile z nimi. Rodzice mojej dziewczyny chcieli jeszcze zostać na festynie, dlatego zdecydowaliśmy się zostać. Posiedzieliśmy kilka minut z rodziną mojej partnerki i po chwili w dwójkę postanowiliśmy pójść do znajomych mojej dziewczyny, którzy byli kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym byliśmy. Siedzieli na takich ławeczkach ze stolikiem rozstawionymi na boisku przy remizie. Idąc do tego miejsca, miałem wrażenie, że zostałem rozpoznany przez grupkę osób, która zaczęła śpiewać przyśpiewki Wisły Kraków – tłumaczy poszkodowany bramkarz.
– Kiedy doszliśmy na miejsce, stanąłem obok ławki, gdzie siedzieli znajomi mojej dziewczyny i chwilę później podeszła do mnie jedna z tych osób, które śpiewały te przyśpiewki. Podał mi rękę i powiedział, że mnie rozpoznał. Że bronię w ekstraklasie… A i na samym początku pogratulował mi awansu, ale dodał, że mnie nie szanuje, bo wyeliminowałem jego klub z baraży. Po tym wszystkim odszedł na swoje miejsce.
[avatar size=”original” align=”center” link=”
Kevin Komar dla @Meczykipl :
🗣️”Pod względem kariery jestem najbardziej załamany. Straciłem wszystko, co kochałem. Kochałem trenować, grać mecze w ekstraklasie. Każdy chłopak za dzieciaka o tym marzył. Jest mi teraz pod tym względem bardzo ciężko”. pic.twitter.com/C1nE8SWaQd
— Marcel Kowalczuk (@Dziennikarz_MK) August 31, 2023
Komar opowiedział także o szczegółach bójki z Dominikiem W. oraz Franciszkiem T. do której doszło na festynie:
– Dostałem cios z prawej ręki i obaj zaczęli mnie atakować. Wstałem i zacząłem się bronić, zasłaniając twarz. Trwało to może kilkanaście-kilkadziesiąt sekund. Zacząłem wymachiwać lewą i prawą ręką, żeby ich odgonić. Wtedy reszta tej grupki, z której oni przyszli przyglądała się temu wszystkiemu. Po kilkunastu sekundach musiałem trafić jednego z tych napastników, ponieważ ten się przewrócił. Po zdarzeniu dowiedziałem się, że ta osoba nazywa się Dominik W. Trafiłem go i po moim ciosie przewrócił się na ziemię. Przestraszyłem się tej sytuacji. Spojrzałem na niego, co się stało. A drugi napastnik w tym czasie dalej mnie atakował. Po chwili wbiegła do całej sytuacji osoba z innego stolika i pomogła mi obezwładnić do ziemi tę osobę dalej mnie atakującą.
Na koniec rozmowy, wychowanek GSK-u Bełchatów opowiedział także o swoim stanie zdrowia:
– Czuję się bardzo słabo psychicznie. Fizycznie… nawet wczoraj jechałem do doktora Jurgi i znowu rozpoznał mnie ktoś pod jego blokiem i znowu coś do mnie gadał. Ja teraz… po prostu… wszystkiego się obawiam. Jestem pierwszy raz w takiej sytuacji. Jest to wszystko dla mnie bardzo ciężkie.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Tak niewiele i tak wiele od Ligi Mistrzów
- Jak bardzo zabolą Raków kolejne kontuzje?
- Regularność kluczem do Europy. Raków przewidywalny pozytywnie i negatywnie
- Temat wraca jak bumerang i Raków dostał nim w łeb. Wciąż nie ma klasowego snajpera
Fot. Newspix