Reklama

Koniec przyjaźni, Chiny i uciekający tytuł, czyli James Harden na zakręcie

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

25 sierpnia 2023, 14:19 • 8 min czytania 2 komentarze

Nie tak dawno temu James Harden był uważany za najlepszego strzelca współczesnej NBA. Od 2021 roku dwukrotnie zmienił jednak miejsce zatrudnienia. A ostatnio próbował po raz trzeci. Skończyło się to publicznym nazwaniem generalnego menadżera Philadelphia 76ers kłamcą i w rezultacie… najwyższą możliwą karą finansową od NBA. Co dalej z karierą byłej megagwiazdy koszykówki?

Koniec przyjaźni, Chiny i uciekający tytuł, czyli James Harden na zakręcie

– Daryl Morey jest kłamcą i nigdy nie będę częścią organizacji, w której pracuje. Powtórzę to jeszcze raz: Daryl Morey jest kłamcą i nigdy nie będę częścią organizacji, w której pracuje – powiedział Harden o człowieku, który odpowiada za budowanie składu w 76ers, jednej z czołowych drużyn w NBA.

Ta wypowiedź padła publicznie podczas… eventu dla młodzieży organizowanego w Chinach. Wygląda na to, że Harden nie czekał na odpowiednią chwilę, nie zamierzał zorganizować konferencji prasowej czy powierzyć współpracownikom stworzenia oświadczenia na social media. To oczywiście może – ale nie musi – sugerować, że targały nim emocje.

Pewne jest za to, że Harden posunął się naprawdę daleko. Zazwyczaj konflikty między zawodnikami a osobami decyzyjnymi NBA odbywają się za zamkniętymi drzwiami. Szczególnie że publiczne “narzekanie” nie tylko utrudnia klubom znalezienie nowego pracodawcy dla gracza, ale niejako obniża jego wartość w oczach niektórych zespołów.

Co jednak w tej sytuacji jest szczególnie ciekawe: Harden oraz Morey znają się od bardzo dawna. Ba, doświadczony menadżer swego czasu wychwalał koszykarza pod niebiosa, nazywając go geniuszem czy… najlepszym strzelcem w historii.

Reklama

O dwóch takich, co zmienili NBA

W teorii różni ich bardzo dużo, bo Morey nigdy nie grał profesjonalnie w koszykówkę i po prostu miał w sobie niewiele sportowca. Był jednak kimś na wzór Petera Branda z filmu Moneyball (a w rzeczywistości Paula DePodesty). A więc sportowym “geekiem”, z zamiłowaniem do wszelkich statystyk. W 1992 roku rozpoczął pracę w firmie STATS, zajmującej się analityką w świecie sportu. Dziesięć lat później trafił do Boston Celtics, gdzie stopniowo wspinał się po drabinkach i zyskiwał renomę.

W niekonwencjonalnym podejściu Moreya do koszykówki zakochali się w końcu Houston Rockets. Tam Amerykanin najpierw został asystentem generalnego menadżera, a potem – w 2007 roku – przejął jego funkcję. Gdzie wówczas znajdował się natomiast James Harden? Miał 18 lat i kroczył w kierunku NBA.

Początkowa faza jego kariery w najlepszej lidze świata wiązała się z byciem rezerwowym i wspieraniem dwójki gwiazd – Kevina Duranta oraz Russella Westbrooka. Z czasem talent Jamesa zaczął się jednak coraz bardziej wybijać. W 2012 roku otrzymał nagrodę dla najlepszego zmiennika w NBA. Stało się jasne, że zasługuje na nowy, lukratywny kontrakt. A że Oklahoma City Thunder nie byli w stanie go mu zaoferować, to w ramach transferu trafił do Houston Rockets. Palce maczał w tym oczywiście Morey.

40-latek był absolutnie zakochany w umiejętnościach Hardena. Chociaż ten nie zyskał jeszcze nawet statusu gwiazdy, Daryl nie miał żadnych wątpliwości, że pozyskał dla Rockets prawdziwy diament. – Myślę, że jest świetnym, świetnym graczem. Myślę, że już teraz jest zawodnikiem na poziomie Meczu Gwiazd. A tacy rzadko kiedy są częścią wymian. Jestem bardzo szczęśliwy, że znalazł się w Houston Rockets – opowiadał w 2012 roku.

Przewidywania Moreya okazały się w stu procentach trafione. Zmiana otoczenia sprawiła, że Harden – mający więcej swobody na boisku – z miejsca trafił do elity najlepszych koszykarzy w NBA. Jego średnia punktów podskoczyła z 16.8 do… 25.9 na mecz. Rockets mieli swoją gwiazdę, a zadaniem Daryla stało się obudowanie jej tak, żeby wkrótce mogli zdobyć mistrzowski tytuł.

Reklama

Na przestrzeni lat zespół z Houston miał lepsze i gorsze sezony, ale generalnie nie wypadał z czołówki Konferencji Zachodniej. A Harden wyrósł na jednoosobową ofensywną maszynę. W latach 2018-2020 trzykrotnie zostawał najlepszym strzelcem NBA. Mecze, w których przekraczał granicę 40 czy 50 oczek stały się dla niego normalnością. Robił rzeczy, które w przeszłości udawały się praktycznie tylko Michaelowi Jordanowi czy Wiltowi Chamberlainowi. I nic dziwnego, że był do nich porównywany.

Daryl Morey poszedł wówczas jednak jeszcze dalej: – To po prostu fakt, że James Harden jest lepszym strzelcem od Michaela Jordana. Dasz mu piłkę i jeśli zmierzysz, ile punktów otrzymasz w zamian – a w ten sposób powinno się oceniać ofensywę – to wyjdzie ci, że Harden jest pod tym względem numerem jeden w historii NBA – opowiadał.

W 2018 roku Harden został MVP najlepszej ligi świata, a Morey otrzymał wówczas… nagrodę dla najlepszego menadżera. Kiedy tylko była okazja, stawał w jego obronie albo wychwalał jego umiejętności w social mediach. Swego czasu zaoferował mu też najwyższy kontrakt w historii ligi. A kiedy w końcu, w 2020 roku, opuścił Houston, poświęcił Hardenowi cały akapit w swoim “liście pożegnalnym”. I podkreślił, że James “zmienił jego życie”.

Trudno było się z tym nie zgodzić. Harden zresztą nie tylko wpłynął na losy Daryla Moreya, ale zmienił NBA. Jego niepowtarzalna umiejętności wymuszania faulów doprowadziła do zmian w regulaminie co do tak zwanych “flopów” czy wysuwania nóg przy rzutach za trzy punkty. Inaczej mówiąc: sędziowie otrzymali nakaz, aby krytyczniej i uważniej patrzeć na ruchy i maniery zawodników, aby ci nie lądowali co chwilę na linii rzutów wolnych.

Przygoda Moreya i Hardena w Rockets nie miała jednak swojego happy endu, bo ten duet nie tylko nie sięgnął po mistrzowski tytuł, ale w ogóle nie awansował do finałów NBA. James opuścił Teksas niedługo po Moreyu. W styczniu 2021 roku został wytransferowany do Brooklyn Nets. Ale kiedy tam mu się nie spodobało, to trafił do Philadelphii 76ers. Gdzie czekał na niego… Daryl Morey.

Starzy przyjaciele znowu byli razem.

To jest biznes

Czas zastanowić się nad pytaniem: co zrujnowało relację Moreya i Hardena? Nie zostało to, oczywiście, jasno powiedziane, niesnaski mogły pojawiać się dawno temu. Z tego jednak co dowiedziały się amerykańskie media: Harden bardzo chciał opuścić 76ers. Poprosił zatem o transfer, a Morey miał mu go obiecać, jeśli James najpierw skorzysta z klauzuli w kontrakcie, która zwiążę go z Philadelphią na sezon 2023/2024 za 35.6 milionów dolarów. Do żadnej wymiany jednak nie doszło – stąd koszykarz nazwał menadżera kłamcą.

To oczywiście bardziej skomplikowana sprawa. Przede wszystkim: Harden w tym roku kończy 34 lata i ma bogatą historię kontuzji. Nie jest zatem aż tak atrakcyjnym kąskiem na rynku, jak może się wydawać. Wytransferowanie go – na warunkach, które odpowiadałyby 76ers – mogło po prostu okazać się niemożliwe. Inaczej mówiąc: nikt nie był aż tak zainteresowany usługami Hardena.

Perspektywa Jamesa jest jednak taka, że skoro Moreyowi nie udało się znaleźć transferu, to nie powinien namawiać go wcześniej do aktywowania wspomnianej klauzuli. Wówczas byłby po prostu wolnym agentem i mógłby podpisać kontakt z kimkolwiek. Teraz jest natomiast uwiązany w Philadelphii.

We wszystko włączył się ostatnio też Josh Harris, właściciel klubu z Philadelphii. – Szanuję Jamesa. Oczywiście chce spełnić jego wymagania. Ale muszę też myśleć o budowaniu mistrzowskiej drużyny. O tym, co mogę za niego otrzymać. Chciałbym zresztą przekonać go, żeby został w drużynie. Ale rozumiem, że to nie jest coś, czego on chce. […] Będę pracował nad tym, żeby znaleźć rozwiązanie, które będzie pozytywne dla obu stron.

W tym momencie ma zatem miejsce tak zwane przeciągnie liny. Philadelphia zdaje sobie sprawę, że nie może oddać Hardena – który wciąż jest świetnym zawodnikiem – za grosze. Ale wie też, że nie może zmuszać go do gry. Niewykluczone jednak, że koniec końców James faktycznie zostanie w 76ers i spróbuje – wraz z Joelem Embiidem, MVP poprzedniego sezonu – raz jeszcze powalczyć o mistrzostwo.

Inna sprawa, że według dziennikarza Keitha Pompeya głowa koszykarza jest teraz w innym miejscu. Parę dni temu miał powiedzieć: – Za każdym razem kiedy jestem w Chinach, czuję wszechobecną miłość. To coś szalonego, rozumiesz? Dlatego myślę, że oni zasługują, żebym kiedyś tu dla nich zagrał.

Oczywiście trudno traktować wypowiedzi o chęci gry w lidze chińskiej na serio. Choć amerykańskie media podkreśliły, że Harden mógłby wtedy zrobić coś na zasadzie… Lionela Messiego, który opuścił Europę na rzecz MLS.

Uciekająca szansa

Wypowiedź Jamesa Hardena na temat Daryla Moreya kosztowała go 100 tysięcy dolarów. Nie brzmi jak absurdalna kwota, biorąc pod uwagę zarobki najlepszych zawodników, ale to najwyższa możliwa kara finansowa, jaką ma prawo wlepić koszykarzowi NBA. Dlaczego jednak 33-latek ją otrzymał? Jako związany kontraktem gracz najlepszej ligi świata nie ma prawa – według regulaminu – publicznie mówić o chęci zmiany barw klubowych.

Co w tej historii będzie następne? Harden i Philadelphia mają dość sporo czasu, bo sezon wystartuje w październiku, a deadline na dokonywanie wymian wybija w lutym. Życzenie Jamesa może w końcu zostać spełnione. Zespołem, o którym mówiło się w jego kontekście, byli przede wszystkim Los Angeles Clippers. Ci chcą wykorzystać ostatnie lata świetności Paula George’a oraz Kawhiego Leonarda, zatem są skupieni na wygrywaniu “tu i teraz”. Podobne podejście musi wyznawać również były gracz Rockets. Menadżer Jamesa – Troy Payne – opowiadał zresztą niedawno, że jego klient ma w sobie niesamowity głód rywalizacji i nie zdziwiłby się, gdyby w nadchodzących rozgrywkach ponownie został MVP sezonu zasadniczego.

Jak wiele w tym jednak prawdy, a ile bajerowania? Fakty są jednak takie, że James Harden od kilku lat nie jest zawodnikiem na poziomie Nikoli Jokicia czy Giannisa Antetokounmpo. Nie udźwignie w pojedynkę zespołu na swoich barkach tak jak oni. Jego ostatnim pragnieniem powinno być po prostu znalezienie się w środowisku, które uchroni go od trafienia do grona “najlepszych graczy, którzy nie zostali mistrzami NBA”. Czy obecnie faktycznie robi krok w tym kierunku?

Czytaj więcej o NBA:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
58
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

2 komentarze

Loading...