Reklama

Dwa srebra w 2022 roku, a w tym… problemy. Kasia Zdziebło znów powalczy o podium

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

19 sierpnia 2023, 22:05 • 7 min czytania 3 komentarze

Jutro z samego rana na ulice Budapesztu wyruszą chodziarki, a wśród nich Katarzyna Zdziebło. Po fantastycznym roku 2022, Kasia chciałaby znów zanotować wielki sukces. Ale nie będzie łatwo, bo ostatnie miesiące jej nie rozpieszczały. Zaliczyła nawrót kontuzji. Chorowała, a skutki walki z infekcją męczą ją do dziś. Do tego zmieniała trenerów. Sama mówi, że nie ma pojęcia, na co będzie stać ją w trakcie mistrzostw świata. Ale postara się dać z siebie wszystko. 

Dwa srebra w 2022 roku, a w tym… problemy. Kasia Zdziebło znów powalczy o podium

Kasia znaczy srebro

Zeszły sezon niespodziewanie stał w polskiej lekkiej atletyce w dużej mierze pod znakiem sukcesów Katarzyny Zdziebło. To nasza chodziarka odpowiadała za połowę medali, jakie przywieźliśmy z mistrzostw świata w Eugene, bo na amerykańskiej ziemi zdobyła dwa srebra: na 20 i 35 kilometrów. Jej pierwszy medal, na krótszym dystansie, był sporym zaskoczeniem. Choć Marzena Kulig, była trenerka Zdziebło, mówiła nam wtedy w rozmowie:

– Powiem tak – to kibice się nie spodziewali, bo my się spodziewaliśmy. (śmiech) Choć tak, bardziej liczyliśmy na medal na dłuższym dystansie. Wiedziałam, że Kasia jest dobrze przygotowana. Rozmawiałam z nią przed wylotem do Eugene. Ostatni miesiąc była na obozie, który intensywnie przepracowała, i mówiła, że wszystko jest na rewelacyjnym poziomie. Osiągała życiowe czasy. Dlatego byłam spokojna o jej występ. Co najwyżej mogłam bać się o zdrowie, bo u sportowca jest ono najważniejsze.

Reklama

Zapewniała też, ze Kasia poradzi sobie i na 35 kilometrów, bo to miała być jej specjalność. I faktycznie, Zdziebło i tam zdobyła srebro. Co prawda drugi raz przegrała z tą samą rywalką, Peruwianką Kimberly Garcią, ale i tak osiągnęła sukces, którego wcześniej się nie spodziewała. Niedługo potem pojechała jeszcze na mistrzostwa Europy do Berlina. I tam też dołożyła srebrny medal. Lepsza od niej okazała się Greczynka Antigoni Drismbioti, ale Zdziebło całym sezonem mogła być nie tyle zadowolona, co wręcz zachwycona. Trzy srebra wielkich imprez dały jej ostatecznie tytuł lekkoatletki roku w plebiscycie „Złote Kolce”, a w świadomości kibiców stała się nagle rozpoznawalną postacią.

Sama wielokrotnie twierdziła, że liczy na to, że w kolejnych latach takie sukcesy będą się powtarzać. Choć podkreślała też, że chód jest tak naprawdę jej drugim zajęciem – takim, na którym, owszem, się koncentruje w tej chwili, ale wie, że ostatecznie kariera nie potrwa całego życia. Poza tym została jednak – jak jej rodzice – lekarką. Kilka tygodni temu w wywiadzie mówiła nam o łączeniu tych dwóch elementów jej życia tak:

– Niedawno skończyłam staż podyplomowy po studiach lekarskich. Trzeba go odbyć zanim podejmie się specjalizację lub pójdzie się do pracy, ponieważ nie każdy lekarz musi robić specjalizację. Ja jej jeszcze nie zaczęłam, aczkolwiek już się na nią dostałam – dokładnie na radiologię. Przyszłe miesiące zweryfikują, jak połączę to ze sportem. Na razie nie chcę się na tym skupiać, ale na pewno nie chcę tracić kontraktu z medycyną. Zatem albo zdecyduję się na specjalizację, albo pójdę pracować do przychodni.

Podkreślała też, że na dłuższą metę bycie lekarzem może jej sprzyjać, bo zna swój organizm i wie, jak reagować na jego potrzeby.

Problemy atakują zbiorowo

Ten rok pod kątem zdrowia nie rozpieszczał jednak naszej chodziarki. Kasia miała problemy z nawrotem kontuzji żebra, przez który odczuwała ból w okolicy żebra. Do tego doszła „przygoda” z boreliozą, za sprawą której została wysłana na leczenia antybiotykami, a do kompletu doszedł COVID. A ten potrafi sportowców wykończyć, zwłaszcza w sportach wytrzymałościowych. Przekonała się o tym choćby Sofia Ennaoui, która dziś – po nieudanych eliminacjach biegu na 1500 metrów – mówiła, że „czuje się wrakiem człowieka, fizycznie i psychicznie”. Nasza biegaczka COVID przechodziła zresztą kilkukrotnie i o ile szybkościowo wszystko u niej w porządku, o tyle po dwóch kółkach zaczyna brakować jej pary.

A Kasia – w przeliczeniu na stadionowe kółka – jutro będzie miała do przejścia takich 50. Swoją drogą nie tylko jej koronawirus sprawił problemy, gdy chodzi o naszych chodziarzy. Dawid Tomala również z nim walczył.

Reklama

– Skutki są bardzo dalekosiężne. Kilka tygodni bez treningu i żadnej siłowni niesie taki efekt, że spada siła mięśniowa i wydolność. Czasu do startów zostaje coraz mniej, więc człowiek próbuje go nadgonić, nie wiadomo za co się zabrać. W moim przypadku nałożyło się kilka kontuzji, po których nie jest łatwo wrócić do takiego treningu, jaki miałam w ubiegłym roku – mówiła Zdziebło.

Podium chodu na 35 km w Eugene. Fot. Newspix

Jakby tego było mało, dość burzliwie przebiegło jej rozstanie z Robertem Korzeniowskim. To znaczy – burzliwie w mediach, sam Korzeniowski też swoje dołożył, kilkukrotnie sugerując, że niekoniecznie podoba mu się etos pracy polskich chodziarzy. – Katarzyna zdecydowała się na pracę indywidualną. Nie wszyscy mistrzowie potrafią pracować w grupie. Ona też musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak chce żyć: czy zamierza być sportowcem, czy lekarzem. Te odpowiedzi musi znaleźć sama. To jest jej życie – mówił o samej Zdziebło w rozmowie z WP SportoweFakty.

Z kolei w rozmowie z Weszło Kasia rozstanie opisywała tak:

– Złożyło się na to wiele aspektów. Ja także z roku na rok poznaję lepiej siebie i swoje potrzeby. Nasze poglądy nie zgrywały się na różnych polach. To o czym powiedziałeś, było jedną z przyczyn, aczkolwiek nie wiodącą. Po prostu się nie dopasowaliśmy i stwierdziliśmy, że każde z nas pójdzie swoją drogą. Czy rozstanie było burzliwe? Nie – przynajmniej z mojej perspektywy.

W każdym razie zmiana trenera, choć może dać nowy impuls, to komplikuje też przygotowania. Zwłaszcza, że dla Zdziebło była to zmiana powtórna, na Korzeniowskiego zdecydowała się jesienią zeszłego roku, a zrezygnowała z tej współpracy w środku sezonu. To wszystko powoduje, że o formie Kasi… trudno cokolwiek powiedzieć.

Ale może to dobrze? Rok temu też w końcu atakowała z dalszego szeregu.

Budapeszt? Dać z siebie wszystko

– Na Węgrzech dam z siebie wszystko, ale nie wiem na ile to wystarczy, bo każdy rok jest inny. Czasami w ciągu kilku dni wszystko może ulec zmianie. W tamtym roku też nie miałam presji, że muszę zdobyć medal, tylko chciałam pójść jak najlepiej. Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, więc chciałam to pokazać. Teraz jest trochę trudniej, ale to nie znaczy, że się poddaję – mówiła nam Zdziebło. I to w sumie rozsądne słowa. Biorąc pod uwagę wszelkie zawirowania z tego roku, ustawienie sobie celu: „zrobić wszystko, co w mojej mocy” jest logiczne.

A że chód bywa nieprzewidywalny, to możliwe, że Zdziebło znów odniesie sukces.

Przy czym, podkreślmy, ważniejszy będzie tu właśnie jutrzejszy start. Z dwóch dystansów, które na moment zostały po igrzyskach w Tokio – gdy usunięto chód na 50 km – w Paryżu ostanie się tylko ten dobrze nam znany, czyli dwudziestka. 35 kilometrów tam nie będzie, za to pojawi się… sztafeta w formie mikstu. Rozwiązanie dziwne, zwłaszcza że wejdzie w życie dopiero w stolicy Francji. Choć, co często się podkreśla, być może podniesie atrakcyjność konkurencji. Sama Kasia, gdy o tym mówi, zdaje się zaintrygowana.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

– To ciekawa zmiana, ale też dość niespodziewana, bo decyzja o niej nie zapadła na kilka lat przed igrzyskami tylko stosunkowo niedawno. Czy jest dobra? Tego dowiemy się dopiero po starcie, w trakcie igrzysk. Zostaje dwudziestka, ale drugi dystans jest skasowany, więc to mniejsza szansa dla zawodników. Sztafeta to będzie mikst, więc jesteśmy uzależnieni od naszego partnera – twierdziła. Niemniej, jeśli chodzi o starty indywidualne – ten ważniejszy w kontekście igrzysk, który można traktować jako ostatni test na wielkiej imprezie przed Paryżem, zaliczy właśnie jutro.

Wśród największych faworytek jednak jej nie będzie. To miano należy do wspominanej już Kimberly Garcii oraz Marii Perez. Ta druga, Hiszpanka, ustanowiła w tym roku rekord świata na 35 kilometrów, a na 20 przewodzi listom. Poza tym, tradycyjnie, groźne będą Chinki. A nam pozostaje trzymać kciuki, by już na trasie okazało się, że i Polka w to wszystko się wmiesza.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o MŚ w lekkoatletyce:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Lekkoatletyka

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Jakub Radomski
8
Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Komentarze

3 komentarze

Loading...