Już jutro reprezentacja polskich siatkarek rozegra pierwszy mecz podczas siatkarskich mistrzostw Europy 2023. Gdybyście jeszcze równy rok temu powiedzieli nam, że Biało-Czerwone podczas tych zawodów będą jednymi z głównych kandydatek do medali, to odpowiedzielibyśmy, że chyba sierpniowe słońce przygrzało wam za mocno w głowy i pomyliliście kadrę pań z męskim zespołem. Jednak półtora roku pracy Stefano Lavariniego przyniosło znakomity rezultat. Reprezentacja Polski w niczym nie przypomina drużyny, która przed meczami z najmocniejszymi rywalkami prosi o niski wymiar kary. Ba, Polki same są na tyle mocne, że pod względem sukcesów w tym roku mogą dorównać swoim kolegom prowadzonym przez Nikolę Grbicia.
Spis treści
POLKI ZBIERAJĄ EFEKTY PRACY Z LAVARINIM
Stefano Lavarini pracę z kadrą rozpoczął w styczniu ubiegłego roku. Z kolei na ławce szkoleniowej siatkarskiej reprezentacji Polski kobiet zadebiutował 1 czerwca w meczu z Ligi Narodów z Kanadą. Tamten turniej nie wyszedł Polkom najlepiej. Biało-Czerwone w fazie grupowej zajęły dwunaste miejsce, stąd kibice reprezentacji podchodzili do zbliżających się mistrzostw świata z duszą na ramieniu. W końcu trudno było wymagać od trenera, by w jeden sezon odmienił oblicze zespołu. Dlatego też za jeden z największych atutów naszych siatkarek uznawano… grę u siebie, gdyż Polska była współgospodarzem turnieju organizowanego wraz z Holandią.
Tymczasem podopieczne Lavariniego rozegrały znakomite zawody. Nasze siatkarski przeszły dwie fazy grupowe i dotarły do ćwierćfinału turnieju. Tam, po niezwykle zaciętym, pięciosetowym meczu, uległy Serbkom – późniejszym mistrzyniom świata.
Z kolei w tym roku Biało-Czerwone potwierdziły, że ich dobra postawa podczas światowego czempionatu nie była wynikiem ponad stan czy dziełem przypadku. W Lidze Narodów 2023 polskie siatkarki grały świetnie. Zmagania grupowe zakończyły na pierwszym miejscu, z bilansem 10 wygranych i zaledwie 2 porażek. Ostatecznie przywiozły z tych zawodów brązowy medal. To był pierwszy krążek z dużej imprezy, który polskie siatkarki wywalczyły od 2009 roku i brązu mistrzostw Europy. A przecież podczas tego turnieju nie grały w najmocniejszym składzie. Lavarini nie mógł skorzystać z usług Joanny Wołosz, podstawowej rozgrywającej i kapitan zespołu.
– Dziewczyny odpaliły rewelacyjnie, grają super, oglądam je z dumą. Widać, że praca która zaczęła się w zeszłym roku, dalej jest kontynuowana i wszystko coraz lepiej wygląda. Ruchy które zostały poczynione, były bardzo dobre – chwaliła swoje koleżanki Wołosz w podcaście „W cieniu sportu”, prowadzonym przez Łukasza Kadziewicza.
Sukcesu polskich siatkarek trudno nie upatrywać w osobie ich obecnego szkoleniowca. Przypomnijmy, że przed Lavarinim selekcjonerem kadry kobiet był Jacek Nawrocki. Nazwanie okresu jego kadencji czasem straconym, byłoby przesadą. Polki pod batutą Nawrockiego miały swoje momenty, jak czwarte miejsce na mistrzostwach Europy 2019. Generalnie jednak, więcej było rozczarowań, niż powodów do radości. Biało-Czerwone nie zakwalifikowały się na mistrzostwa świata w 2018 roku, a także na dwa turnieje olimpijskie – do Rio de Janeiro oraz Tokio.
Nie jest też żadną tajemnicą, że atmosfera w kadrze Nawrockiego daleka była od ideału. Polski trener chciał wprowadzić rządy twardej ręki i jak się okazało, była to błędna droga w pracy z grupą naszych siatkarek.
– Po latach pracy z polskimi trenerami, kilka dziewczyn już wyjechało za granicę i nauczyło się innego mentalu. To niekoniecznie jest wrzeszczenie na zawodniczkę, czy takie polskie mówienie „nie jesteś najlepsza”, albo „nie dasz rady tego zrobić”. Myślę, że tego było za dużo. Budowanie czegoś na pozytywnym myśleniu w dzisiejszych czasach jest mega istotne. Generacja siatkarek się zmienia – przekonywała Joanna Wołosz w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem.
– Nie mówię, że trener Lavarini teraz głaska dziewczyny, bo to też tak nie wygląda. Ale różnią się same przygotowania do meczu. Na przykład przed spotkaniem z Amerykankami podczas mistrzostw świata miałyśmy materiał wideo, na podstawie którego trener mówił nam „dziewczyny, musicie zrobić tak i tak – w ten sposób je zatrzymacie”. Trener Lavarini działa na takiej zasadzie, że daje nam wskazówki i jeżeli zrobimy tak, jak on chce, to to wyjdzie. Mecz zakończył się wynikiem 3:0, a my byłyśmy w szoku, jak to zrobiłyśmy – powiedziała kapitan reprezentacji.
Słów polskiej rozgrywającej trudno nie odnieść konkretnie do doświadczeń pracy z trenerem Nawrockim. Ale sama zainteresowana nie chce, by jej wypowiedzi zabrzmiały jak personalny atak na byłego już selekcjonera. – Nie mówmy o Jacku Nawrockim i tym, czego on konkretnie nie ma. Mówimy generalnie o tym, czego nie mają polscy trenerzy. Uczmy się tego, że trzeba podejść do zawodnika bardziej optymistycznie. Zobaczyłam jak to wygląda we Włoszech – dla mnie trener to mój partner. To nie jest Bóg przed którym codzienne muszę się kłaniać. Jesteśmy na boisku, wchodzimy w trening i chcemy robić tę samą robotę – mówiła Wołosz.
Joanna Wołosz i Stefano Lavarini. Fot. Newspix
SILNIEJSZE, ALE WCIĄŻ OSŁABIONE
Przyjrzyjmy się zatem liście zawodniczek, z usług których zawodniczek zdecydował się skorzystać włoski szkoleniowiec.
Rozgrywające: Joanna Wołosz, Katarzyna Wenerska.
Środkowe: Magdalena Jurczyk, Agnieszka Korneluk, Joanna Pacak, Kamila Witkowska.
Atakujące: Monika Gałkowska, Magdalena Stysiak.
Przyjmujące: Monika Fedusio, Martyna Łukasik, Olivia Różański, Weronika Szlagowska.
Libero: Maria Stenzel, Aleksandra Szczygłowska.
W porównaniu do tegorocznej Ligi Narodów, nastąpiły dwie istotne zmiany. Najważniejsza to oczywiście powrót Joanny Wołosz. Siatkarka niezmiennie uznawana za jedną z najlepszych rozgrywających na świecie, po zakończeniu zmagań w rozgrywkach klubowych, zaczęła borykać się z kontuzją lewej ręki, w której miała uszkodzoną kość trójgraniastą.
– Ręka wygląda coraz lepiej, powoli wchodzę na większe obciążenia – jeżeli tak można powiedzieć o zwiększeniu ciężaru z jednego do dwóch kilogramów. Wizja operacji, która była na początku, teraz się oddala. To pozwala mi spoglądać optymistycznie w przyszłość – mówiła w audycji „W cieniu sportu”.
Jak widać, obyło się bez wspomnianej operacji, a siatkarka zdążyła powrócić na najważniejszy turniej sezonu reprezentacyjnego. Wprawdzie forma Joanny na razie jest dla kibiców niewiadomą, ale pozostaje wierzyć w to, że selekcjoner Lavarini nie zabrałby na turniej zawodniczki, co do której dyspozycji miałby wątpliwości.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Nie znaczy to jednak, że w przygotowaniach do siatkarskiego Euro wszystko poszło po myśli Włocha. Z powodu kontuzji na turniej nie pojechała Martyna Czyrniańska. 19-letnia przyjmująca uchodzi za jedną z najbardziej utalentowanych siatkarek znad Wisły. W maju tego roku młodą Polkę postanowił sprowadzić zespół Eczacibasi Stambuł – mistrzynie Turcji oraz wicemistrzynie Ligi Mistrzów. W kadrze podczas Ligi Narodów Czyrniańska pełniła głównie rolę zmienniczki Martyny Łukasik i Olivii Różański. Jednak chyba nie trzeba nikogo przekonywać o tym, jak wielką wartością dla zespołu jest rezerwowa, która na boisku nie zaniży poziomu gry szóstki, a nawet jest w stanie dać coś ekstra.
– Problemy mięśniowe Martyny Czyrniańskiej wymagają innego trybu pracy i indywidualnego podejścia. Martyna zostaje nadal z grupą, ponieważ podlega codziennej kontroli i działaniom regeneracyjnym – można było przeczytać w oficjalnym komunikacie sztabu szkoleniowego, przekazanym mediom na początku tego miesiąca. Niestety, siatkarka przegrała walkę z czasem. Wszystko wskazuje na to, że na parkiecie zobaczymy ją dopiero za miesiąc w Łodzi, gdzie odbędą się kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Paryżu.
Stefano Lavarini miał też inną koncepcję na wzmocnienie przyjęcia reprezentacji Polski. Po ponad siedmiuset dniach rozbratu z kadrą, jej szeregi ponownie zasiliła Malwina Smarzek. Nie będziemy kolejny raz rozpisywać się nad powodami tak długiej absencji Smarzek. W telegraficznym skrócie przypomnijmy tylko, że zawodniczkę spotkała fala krytyki za to, że nie potępiła rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ostatecznie, po epizodzie w polskiej Tauron Lidze, zdecydowała się wyjechać do Brazylii.
– W tamtym roku nie byłam przydatna kadrze. Miałam depresję i ataki paniki. One wracają. […] Nie powiedziałam Lavariniemu o tym, że mam depresję. Ale czułam się tak, że nie miała dla mnie sensu gra w siatkówkę, branie prysznica, wychodzenie na dwór. Miałam takiego doła, że za bardzo nie wiedziałam, co jest grane – mówiła Smarzek w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem w maju tego roku.
Siatkarka ponadto przyznała, że nigdy nie było konfliktu pomiędzy nią a Lavarinim. Nawet kiedy nie otrzymywała powołań: – Zawsze szanowałam tą decyzję, nawet w momencie, w którym została podjęta. Ale jakby sportowiec nie był wkurzony albo smutny z powodu braku powołania, to znaczy, że chyba czas kończyć. Te emocje były zrozumiałe, ale nie były skierowane przeciwko trenerowi.
Postępowanie Włocha zdaje się potwierdzać, że nie ma tu mowy o złej krwi. W końcu Malwina ponownie zagościła na zgrupowaniu. Niestety dla Polki, w ostatniej chwili złapała uraz stopy. Dlatego też trener postanowił, że Smarzek nie zostanie powołana na Mistrzostwa Europy. Tym bardziej, że miałaby wystąpić jako przyjmująca.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST ORLEN S.A.
– We wtorek [8 sierpnia – dop. red.] ja i Mali odbyliśmy rozmowę i zgodziliśmy się, że wyjazd na turniej po zaledwie dwóch dniach na przystosowanie się do pozycji, na której Malwina nie jest przyzwyczajona grać, nie jest wystarczający dla obojga z nas – obydwoje nie bylibyśmy pewni tego czy jest gotowa do rywalizacji w ważnym turnieju; byłoby to raczej jedynie zaadaptowanie się na ostatnią chwilę do tej pozycji. Właśnie dlatego wspólnie zdecydowaliśmy, że lepiej będzie się zatrzymać i nie czekać do ostatnich dni, ponieważ mieliśmy wspólne odczucia, że czasu jest niewystarczająco wiele – wyjaśnił Stefano Lavarini.
PANIE DORÓWNAJĄ PANOM?
Mimo niepełnego składu, słowa, które równy rok temu mogłyby zostać uznane za pobożne życzenia, dziś jawią się jako realny cel. Podczas rozpoczętych 15 sierpnia mistrzostw Europy rozgrywanych we Włoszech, Niemczech, Belgii oraz Estonii, reprezentacja Polski będzie jednym z kandydatów do walki o medale. W końcu w rankingu CEV Biało-Czerwone zajmują wysokie siódme miejsce. Spośród nacji, które zagrają na mistrzostwach Starego Kontynentu, wyżej znajdują się tylko Turcja (1.), Włochy (3.) i Serbia (5.). Przy czym w tegorocznej Lidze Narodów ekipa Lavariniego potrafiła pokonać każdy z wyżej wymienionych zespołów.
Podkreślała to także liderka polskiej ekipy i nasza najlepsza siatkarka, Magdalena Stysiak. Polka tak mówiła o rywalizacji z Serbią, z którą Biało-Czerwone zagrają w grupie A: – Pokonałyśmy rezerwowy skład Serbek w Lidze Narodów. Mam w Serbii wielu przyjaciół i utrzymuję z nimi kontakt. Znam ich mocne i słabe strony! Wiemy że Tijana Bosković jest najlepszą atakującą na świecie. Szanujemy ten zespół, ale Polska ostatnio również pokazała swoją siłę, pokonałyśmy Chiny, USA i Turcję. Więc myślę, że możemy pokonać także Serbki.
Magdalena Stysiak. Fot. Newspix
W obliczu słów Stysiak, jeszcze mocniej wybrzmiewają przytaczane wcześniej wypowiedzi Joanny Wołosz o tym, jak Stefano Lavarini potrafił zmienić mentalność polskiej drużyny. Te dziewczyny po prostu wierzą w siebie. I mają ku temu powody. W porównaniu do rywalek, nie stoją na z góry straconej pozycji. Wspomniane Stysiak i Wołosz grają w topowych kubach Europy – Magda w czerwcu tego roku przeniosła się z włoskiej Serie A do tureckiego Fenerbahçe. Klubu, którego trenerem został… Stefano Lavarini. Olivia Różański od następnego sezonu zagra w Volley Bergamo. Cała reszta zawodniczek to uznane marki Tauron Ligi. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby w ciągu najbliższych sezonów wiele z nich wyjechało właśnie do Włoch lub Turcji.
W grupie A, której zmagania odbędą się w belgijskiej Gandawie, poza Serbkami Polki zagrają ze współgospodyniami z Belgii, a także Ukrainą, Słowenią oraz Węgrami. Awans jest obowiązkiem, bo do dalszej fazy zawodów przechodzą cztery z sześciu drużyn.
I tu następuje dość niespotykana w siatkarskim świecie przejrzystość rozgrywek przejrzystość. Nie będzie żadnej drugiej fazy grupowej, z bezsensowym przenoszeniem punktów i korespondencyjnymi walkami o dalszą grę. W ME 2023 od razu mamy fazę pucharową.
Nie znaczy to jednak, że w meczach grupowych Polki mogą sobie odpuścić. Zespoły z grupy A w play offach zmierzą się z kadrami z grupy C. Pary dobrane zostaną na zasadzie – zwycięzca jednej grupy gra z czwartym miejscem drugiej grupy, a druga drużyna – z trzecią. Przy czym w grupie C znajdują się następujące kadry: Turcja, Niemcy, Szwecja, Czechy, Grecja i Azerbejdżan. Stąd Biało-Czerwone będą musiały postarać się, by w fazie grupowej zająć pierwsze lub drugie miejsce. Wyjście z trzeciej lub czwartej lokaty prawdopodobnie oznaczać będzie grę z niewygodnymi Niemkami lub Turczynkami. I choć nie wątpimy, że Polki takie wyzwania lubią – zresztą w ostatnich grach towarzyskich wygrały dwa z trzech spotkań z Turcją – to lepiej zostawić je sobie na dalszą fazę zawodów.
Bo przecież jeżeli nasze siatkarki pojawią się w ćwierćfinale siatkarskich mistrzostw Europy, to zaledwie jeden mecz będzie je dzielił od strefy medalowej. A wtedy będziemy mogli powiedzieć, że po długich latach, kiedy żeńska siatkówka reprezentacyjna nad Wisłą znacznie ustępowała pola męskiej, w końcu doczekaliśmy się dwóch kadr, które liczą się w walce o medale wielkich imprez. Oby taki stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj też: