Stwierdzicie, że jesteśmy monotematyczni. Że ciągle znęcamy się nad jednym klubem. Że mamy na niego zlecenie i miesięczny limit tekstów koniecznie musimy wyrobić. Cóż, gdyby to była prawda, każdy z nas miałby dzisiaj kieszenie dopchane premiami za skomentowanie wszystkich absurdów wygenerowanych przez Lechię Gdańsk. Jest już ich tyle, że trudno spamiętać wszystko, a licznik wciąż bije. Tym razem po części dzięki Paolo Urferowi, nowemu prezesowi klubu, choć głównymi bohaterami tej historii znów są centaury z Gdańska, ale takie z ludzkimi nogami i głowami z mózgiem zwierzęcia.
– Chciałbym podziękować naszym wspaniałym fanom z trybuny zielonej – za wspaniałe widowisko i wsparcie! Nasz dwunasty zawodnik spisał się tego wieczoru fantastycznie! – powiedział Urfer po piątkowym meczu Lechii Gdańsk z Motorem Lublin na łamach klubowej strony.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
No i super. Miło, naprawdę miło. Kibic może poczuć się doceniony, szczególnie gdy jego drużyna wygrywa spotkanie (teraz akurat Lechia przegrała). Słyszy takie słowa i myśli: “Cholera, panowie, to działa. Róbmy tak dalej”.
Tylko że jest tutaj mały, maleńki problem. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że wczoraj na trybunie należącej do najbardziej zagorzałych kibiców doszło do incydentów, które nie powinny mieć miejsca w cywilizowanym świecie. Słowem: Urfer chyba pomylił obiekty, bo postaciom odpalającym fajerwerki bliżej było do zwierząt w ZOO, nie do normalnych fanów piłki nożnej.
Transparent “Sto rac to za mało” i ponad sto wystrzałów w niebo i dach stadionu. DACH STADIONU. Hałas, smród i chaos. Do tego przerwanie meczu przez sędziów i oczywiście atmosfera absurdu.
Drodzy kibice Lechii, chcielibyśmy dać wam spokój, ale sami prosicie się o powszechny brak szacunku. I to nie tylko ze strony szeroko pojętej opinii publicznej, bo także zwykli fani futbolu w Gdańsku na tym cierpią. Już i tak frekwencja może spaść na łeb, na szyję, jeśli nie będzie wyników lub przyjedzie średnio atrakcyjny rywal pierwszoligowy. Dlatego też na stadionie lepiej grzecznie siedzieć na dupie, a swoje żale manifestować gdzieś indziej. Inaczej spłoszą się ci, którzy płacą i nie niszczą.
Sami siebie złomujecie.
Sami wyjaśniacie.
Ale i tak chyba najbardziej urocze i jednocześnie groteskowe w tym wszystkim są słowa Paolo Urfera, który akurat w tamtym momencie meczu – wersja łagodniejsza – prawdopodobnie wyszedł do toalety. Bo przecież nie zarzucimy mu, że zachwycał się psuciem widowiska sportowego z dewastowaniem elementów stadionu w tle? A może jednak, może wedle panującego optymizmu w biurze Zbigniewa Ziemowita Deptuły, który każde przykre zdarzenie potrafi obrócić w coś pozytywnego?
Co dalej będzie z tym ekscesem – trudno powiedzieć, choć można spodziewać się kar w postaci zamknięcia części trybun. Co prawda to byłoby trochę jak kopanie leżącego, ale skoro to nie pierwszy odpał na tym sektorze, kroki muszą być zdecydowane. Pamiętamy przecież, jak kibolska część kibiców Lechii żegnała się z Ekstraklasą. Łagodnie mówiąc, w sposób kontrowersyjny (zdjęcie główne artykułu w roli przypomnienia).
Tym razem nie skończyło się walkowerem dla drużyny przeciwnej, aczkolwiek mamy takie wrażenie, że prędzej czy później to może nadejść. Obecnie za dużo jest tam półgłówków, którzy myślą, że w trakcie meczu mogą robić wszystko, co im się żywnie podoba. A naprawdę nie trzeba mieć wiele oleju w głowie, żeby zdać sobie sprawę, że to prosta droga do tragedii. Wstydźcie się i myślcie.
Natomiast panu Urferowi zalecamy uważniejszą ocenę wydarzeń. Kibic odpalający pirotechnikę w stronę dachu to nie jest dwunasty zawodnik. To sabotażysta.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Górnik Zabrze: Najsłabsza drużyna startu Ekstraklasy
- Pożar w Puszczy, największe wyzwanie dopiero przed nią
- ŁKS i festiwal frajerstwa? Nowe, nie znaliśmy
Fot. Newspix