Wydawało się, że czasy takich transferów w Ekstraklasie już minęły. W ostatnich sezonach nasze kluby coraz częściej sprowadzały zawodników, którzy na papierze wyglądali sensownie. W praktyce potem różnie bywało, ale rzadko zdarzało się, że już na starcie trzeba było załamać ręce. W przypadku Kennetha Zohore w Śląsku Wrocław można to zrobić, mimo że raptem cztery lata temu w Anglii płacono za niego 8 mln funtów, a wcześniej menedżer Cardiff Neil Warnock zapowiadał, że jest on piłkarzem nie na sprzedaż, chyba że “dozna zawału serca i przejmie go inny trener”.
Cztery lata w piłce to jednak cała wieczność. W tym czasie wszystko potrafi zmienić się diametralnie, o 180 stopni.
Kenneth Zohore – nowy napastnik Śląska Wrocław [SYLWETKA]
Dwa lata wycięte z życiorysu
Kiedyś w osobnym tekście zastanawialiśmy się, ile w futbolu znaczy CV zawodnika. Dobitnie określił to Maciej Zieliński, reprezentujący m.in. Kamila Piątkowskiego. – Ostatnie dwa lata to maksimum, które liczą się tu i teraz. CV za ten okres mówi nam, czy zawodnik się rozwija, czy to już jazda w dół bez trzymanki. Wcześniejsze etapy co najwyżej powiedzą nam, czy facet ogólnie umie kopać piłkę. Cóż jednak z tego, że ktoś sześć lat temu grał w Barcelonie, skoro przez ostatnie dwa sezony rozegrał trzy mecze w lidze węgierskiej – stwierdził.
Ten opis idealnie pasuje do Kennetha Zohore. Cóż z tego, że w pewnym okresie był naprawdę dobrym napastnikiem w Championship i pograł co nieco w Premier League, skoro od dwóch lat w zasadzie nie jest przygotowany do zawodowego uprawiania futbolu. Pomijając występy z młodzieżowcami w rezerwach West Bromwich, Duńczyk przez ostatnie dwa lata uzbierał:
- 22 minuty w Championship (dwa wejścia z ławki)
- 65 minut w Pucharze Anglii z Arsenalem (West Bromwich przegrało 0:6)
- 45 minut w duńskiej ekstraklasie (cztery wejścia z ławki)
Krótko mówiąc, dla świata futbolu nie istniał. Teraz we Wrocławiu łudzą się, że sytuacja nagle cudownie się odmieni.
Najmocniej na niekorzyść Zohore świadczy minione półrocze, ale o tym za chwilę.
CV piłkarza. Ile znaczy w piłce nożnej?
Miliony wyrzucone w błoto
W West Bromwich nie było już dla niego miejsca. Został transferowym niewypałem, jednym z największych w historii klubu i historii Championship. 8 mln funtów odstępnego dla Cardiff, do tego podobno 30 tys. funtów tygodniowego uposażenia, a w zamian 23 mecze na przestrzeni trzech i pół roku oraz pięć zdobytych bramek (dwie z rzutów karnych). Wieczne kontuzje, zwłaszcza łydek. W sezonie 2019/20 ze względu na problemy z tą partią nóg miał cztery kilkutygodniowe przerwy. Wracał na chwilę – bywało, że na jedno spotkanie – i znów wypadał. Najwięcej pograł na wypożyczeniu w Millwall, gdy nie był potrzebny West Bromwich po awansie do elity, choć i tam koniec końców mu nie wyszło (17 meczów, 2 gole).
Po spadku “The Baggies” sezon 2021/22 zaczął od dwóch wejść z ławki. Z Luton wszedł w 71. minucie przy prowadzeniu 3:0. Menedżer Valerian Ismael chciał, by z przodu przetrzymywał piłkę i rozbijał się z obrońcami, a w fazie defensywnej inicjował pressing. Nie robił ani tego, ani tego. Widać było, że po prostu nie ma sił, że nie jest przygotowany. Goście strzelili dwa gole i końcówka zrobiła się niezwykle nerwowa. Ismael był zdegustowany postawą duńskiego podopiecznego. W lidze już nigdy więcej na niego nie postawił, dając mu szansę jedynie we wspomnianej pucharowej klęsce z Arsenalem.
Następca Francuza Steve Bruce na początku łudził się, że uda mu się odrestaurować tego piłkarza, ale i on w końcu się poddał. Latem 2022 głośno mówił, że Zohore musi poszukać sobie nowego miejsca, żeby odżyć. Nie udało się go jednak wypchnąć, więc został na rundę jesienną. Ledwie dwa razy załapał się do kadry meczowej w Championship. Zimą za porozumieniem stron rozwiązano jego kontrakt pół roku przed pierwotnym terminem.
Powrót na stare śmieci? Nieporozumienie
Napastnik wrócił do Odense, w barwach którego udanie pokazał się w 2015 roku (28 meczów, 10 goli) i stamtąd ruszył na podbój Anglii.
– Miał imponującą sylwetkę. Jest bardzo wysoki i silny, a przy tym dość szybki. Gdy znajduje się w formie, potrafi regularnie strzelać gole, a wtedy tak było. Przyszedł po kilku trudnych latach i grał tu przez dwie rundy. Zdobył sporo bramek i odszedł za około 1,3 miliona euro. Wszyscy wiedzieli, że na dłużej nie zostanie. Nie ukrywał, że ma ambicje na coś większego, ale ze względu na efekt końcowy trzeba uznać ten ruch za udany. W klubie mieli nadzieję powtórzyć to w 2023 roku, ale tym razem sukcesu nie było – mówi nam dziennikarz Martin Davidsen, na co dzień piszący o Odense.
Szefowie ekipy z wyspy Fionia zdawali sobie sprawę, że biorąc tak “zakurzonego” napastnika, sporo ryzykują.
– Zohore ma za sobą niesamowicie trudny okres. Nie grał w piłkę nieprzerwanie przez ostatnich 18 miesięcy. Sprowadzamy zawodnika, który nie jest w szczytowej formie, ale znamy jego najwyższy poziom. Jeśli uda nam się ożywić ten potencjał, dam on nam kilka rzeczy, których potrzebujemy – cytowano dyrektora sportowego Bjoerna Wesstroema.
Z tych planów nic nie wyszło. Mimo że piłkarz trafił na stare śmieci, do miejsca, które znał i w którym mógł się czuć komfortowo, swój drugi pobyt w Odense ograniczył do czterech epizodów z ławki. Najdłuższy trwał 17 minut.
– Często był kontuzjowany i po przyjściu nie był w formie do gry. W klubie wiedzieli, że podejmują ryzyko. Nie opłaciło się. Występował mało, a jak już pojawiał się na boisku, niczym nie dał się zapamiętać. Do tego w kwietniu nabawił się lekkiego urazu – tłumaczy Davidsen.
Nowy snajper Śląska ostatni raz na murawie zameldował się trzy miesiące temu.
Neil Warnock i najlepszy okres w karierze
Kontrakt Zohore nie został przedłużony i musiał szukać czegoś nowego. Tak wylądował we Wrocławiu. Będziemy naprawdę zaskoczeni, jeżeli w Polsce się odkuje. Analizując jego ostatnie losy, nie znajdziemy ani jednego pozytywnego punktu zaczepienia. Facet wciąż nie jest gotowy do gry, przyszedł na końcówkę przygotowań i zapewne nie będzie od razu brany pod uwagę przy ustalaniu wyjściowego składu. Do tego ma opinię kogoś, kto nie zalicza się do tytanów pracy, więc na dłuższą metę może być mu trudno o znalezienie wspólnego języka z bardzo ceniącym sobie profesjonalizm Jackiem Magierą. No, chyba że umiejący docierać do swoich podopiecznych Magiera jakoś wpłynie na ambicję Duńczyka.
Kiedyś w Cardiff uczynił to Neil Warnock. Początkowo miał z nim trudne przejścia, nazywał jego postawę “haniebną”, był bliski wywalenia go z klubu, ale gdy do niego dotarł, Zohore osiągnął najlepszą formę w życiu. Wiosną 2017 strzelił 11 goli w Championship – często z nieoczywistych pozycji – i dołożył pięć asyst.
Warnock zdradził, że zawodnika odmieniła rozmowa, którą przeprowadził z nim podczas grudniowego meczu z Wolverhampton.
– Był hańbą. Chodził dumny i nie naciskał w walce o skład. Graliśmy u siebie z Wilkami i do przerwy przegrywaliśmy 0:1. Na ławce nie było nikogo, tylko on, więc zaciągnąłem go do łazienki i powiedziałem: „Teraz cię wpuszczę”. W kilku słowach, których naprawdę nie mogę cytować o porannej porze, powiedziałem: “to jest kluczowy moment twojej kariery, możesz albo pojechać do Belgii, albo możesz mi pokazać, co potrafisz”. Od tej pory nie oglądał się za siebie. Może być jeszcze lepszy. Ma wszystkie potrzebne atrybuty, po prostu musiał pracować – opowiadał doświadczony menedżer.
Błysk na Euro U-21 w Polsce
Zohore po wejściu z ławki zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce z 86. minuty. Jeszcze kilka tygodni się rozkręcał, ale jak już złapał odpowiedni rytm, wyrósł na jednego z najlepszych napastników Championship. Następny sezon zakończył się awansem Cardiff do Premier League. Duńczyk dołożył do tego sukcesu 9 goli i 5 asyst, mimo że stracił dwa miesiące z powodu kontuzji kostki. Zainteresował się nim wtedy selekcjoner reprezentacji Danii Age Hareide, który umieścił go w szerokiej kadrze na mundial w Rosji. Przy ostatecznej selekcji postawił na innych napastników. Zohore dostał jeszcze jedno powołanie w październiku, debiutu nie doczekał.
Rok wcześniej dał popis w meczu z Czechami podczas Euro U-21 rozgrywanego na polskiej ziemi. Strzelił dwa gole i kolejne dwa wypracował. Tworząc zestawienie największych objawień tej imprezy, napisaliśmy o nim tak:
“Tur. Chłop jak dąb. Czołg. Gdybyśmy nie wiedzieli, że gra w Championship, powiedzielibyśmy, że idealnie nadaje się do Championship. Silny, waleczny, potrafiący wziąć rywala na plecy i sprawić, by poczuł się absolutnie bezsilny w kwestii przejęcia kontroli nad piłką, powalenia swojego duńskiego rywala, wygrania z nim pojedynku, w którym największą rolę odgrywa siła. Z Włochami i Niemcami nie miał okazji zagrać pełnych 90 minut, wchodził na końcówki, wczoraj okazało się, jak wielkim było to błędem. Dwa gole i dwie asysty z Czechami w meczu wygranym 4:2, czyli – co łatwo policzyć – udział przy 100% bramek strzelonych przez Duńczyków na tym turnieju”.
Brzmi fajnie, ale nic więcej, gdy uzmysłowimy sobie, że w 2017 roku kluczowym ogniwem biało-czerwonych u Adama Nawałki był jeszcze Krzysztof Mączyński. Prehistoria.
Kontuzja za kontuzją
Wróćmy do Cardiff. W angielskiej ekstraklasie Zohore nie zaistniał. Znów dopadły go dwa poważniejsze urazy, nie mógł ustabilizować swojej pozycji w zespole. Skończyło się na dziewiętnastu meczach, asyście z Arsenalem i jednej jedynej bramce w doliczonym czasie na wagę wygranej z Southampton, w którym wystąpił Jan Bednarek.
Cardiff spadło i choć Zohore nie miał za sobą udanego sezonu, w Championship ciągle był marką, dlatego w West Bromwich postanowili wydać na niego osiem baniek w brytyjskiej walucie. Gdyby wiedzieli, ile forsy właśnie wyrzucili w błoto…
Rekord Duńczyka w barwach WBA to sześć z rzędu ligowych występów. Chodzi zresztą o sam początek. Później kontuzja, ławka, jakiś epizod, znów kontuzja. Przez pół roku, wiosną 2020 jego klubowym kolegą był Kamil Grosicki, ale nigdy razem nie wystąpili. Gdy Polak przyszedł na przełomie stycznia i lutego, Zohore właśnie kolejny raz leczył łydkę. Zrobił sobie okienko na dwa mecze, w których akurat “Grosika” zabrakło i wypadł na resztę rozgrywek. Następny sezon spędził w Millwall, a kiedy wrócił z wypożyczenia, Grosicki był już wolnym zawodnikiem i szykował się do powrotu do Pogoni Szczecin.
Gdy West Bromwich pozbyło się swojego drogiego niewypału, na stronie footballleagueworld.co.uk zastanawiano się, czy to najgorszy transfer w historii klubu. Oczekiwania ze względu na cenę były ogromne. Zauważono, że sygnał ostrzegawczy stanowiły już losy tego zawodnika w Premier League, ponieważ jego rola w Cardiff znacznie zmalała. Dla “The Baggies” wszystkie gole strzelił w pierwszym sezonie. Łącznie w dwudziestu trzech występach oddał 24 strzały, z czego 13 celnych. Zanotował tylko 35 kontaktów z piłką w polu karnym, czyli średnio nieco ponad 1,5 na mecz. Malutko. Bardzo źle wypadł w pojedynkach powietrznych – stoczył ich 93, wygrał 19 (zaledwie 20 procent skuteczności). Mocno na niego liczono w tym elemencie. Drybling? Tu zaprezentował się trochę lepiej – 27 prób, 11 skutecznych. Całościowo olbrzymi niewypał.
Objawienie za młodu
To wszystko byłoby do odczarowania, gdyby zasygnalizował jakąś zwyżkę w formy w Odense, a tam jedynie się dobił. Gdyby jeszcze trenował ze Śląskiem od początku przygotowań, pokazywał się w sparingach i przekonał Jacka Magierę, byłaby jakaś nadzieja. A tak za sukces trzeba będzie uznać, jeśli przez rok nie dozna żadnej kontuzji.
– To był problem przez całą jego karierę i nie wiem, dlaczego. Być może chodzi o to, że swoje pierwsze mecze seniorskie rozegrał już w wieku 16 lat, więc jego organizm szybko zaczął być poważnie obciążany. Poza tym jest dużym facetem [190 cm wzrostu, 96 kilogramów wagi, red.] i bieganie z tymi wszystkimi kilogramami mogło być trudne dla jego kolan i stóp – zastanawia się Martin Davidsen. Brzmi to logicznie.
Istotnie, Zohore bardzo szybko wszedł do seniorskiego futbolu. W barwach FC Kopenhaga pierwszy ligowy występ zaliczył 7 marca 2010, mając zaledwie 16 lat i 35 dni. Stał się najmłodszym debiutantem w historii duńskiej ekstraklasy. 20 października tego samego roku zadebiutował w Lidze Mistrzów, wchodząc na ostatni kwadrans na Camp Nou z Barceloną. 10 dni później zdobył premierową bramkę w Superligaen, zostając drugim najmłodszym strzelcem w jej historii.
Zapowiadał się na kosmiczny talent. Po meczu z Chelsea w Lidze Mistrzów chwalił go sam Didier Drogba – być może również dlatego, że jest z nim spokrewniony. Skończyło się na tym, że zimą 2012 Fiorentina kupiła obiecującego Duńczyka za 800 tys. euro. Wciąż miał na koncie tylko jednego gola w dorosłym futbolu.
Przez półtora roku nie wybił się z Primavery do pierwszego zespołu, więc zaczął być wypożyczany: najpierw do Djurgarden, później do Broendby. W obu klubach miał lepsze momenty, ale dopiero w Odense wypłynął na szersze wody. Ciąg dalszy znamy.
Dla teraźniejszości to już historie bez znaczenia. Wszystkie fakty wskazują na to, że Śląsk Wrocław zatrudnia piłkarskiego trupa. W optymalnej formie mógłby w Polsce błyszczeć, ale szuka jej od pięciu lat, a ostatnie dwa to jeden wielki dramat. Trudno zakładać, że nagle karta się odwróci, zwłaszcza że Zohore zawsze bazował właśnie na fizyczności. Prędzej uwierzymy, że Łukasz Wolsztyński w Stali Mielec nawiąże do czasów w Górniku Zabrze sprzed kontuzji kolana.
CZYTAJ WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Śląsk wziął na pokład czeskiego bajeranta? „W Czechach nie ma dla niego miejsca”
- Częściej piekło, rzadziej niebo. Saga właścicielska w Śląsku Wrocław [REPORTAŻ]
- Śląsk bierze mniej niż chce, a Raków wydaje więcej niż chce. I to wcale nie jest dziwne
Fot. Newspix
Adriana Ficek/slaskwroclaw.pl/Accredito