Łukasz Łakomy w zakończonym niedawno sezonie był najlepszym piłkarzem Zagłębia Lubin. Dodając do tego wciąż dość atrakcyjny wiek, nie dziwi, że 22-letni pomocnik właśnie został sprzedany za granicę. Większym zaskoczeniem jest szwajcarski kierunek, który obrał, choć po wniknięciu w szczegóły decyzja ta jest w pełni zrozumiała. Łakomy o wszystkim nam teraz opowiada.
Dlaczego właśnie Young Boys Berno? Gdzie jeszcze mógł pójść? Jakie deficyty musi wyeliminować? Czy odbiła mu sodówka? Czy ma problemy z nadmierną gestykulacją? Który gol ucieszył go najbardziej? Jaką widzi przyszłość przed Zagłębiem? Zapraszamy na rozmowę.
Łukasz Łakomy o transferze do Young Boys Berno
Od kiedy się zanosiło, że latem zmienisz barwy? W Zagłębiu Lubin przyznano, że twoje odejście po sezonie było przez klub wkalkulowane.
Dużo myślałem nad tym, jak potoczy się moja przyszłość. Pod koniec sezonu już mniej więcej wiedziałem, skąd mogę mieć oferty, dokąd mogę pójść. Na poważnie zacząłem to jednak analizować dopiero po meczu z Cracovią, gdy zapewniliśmy sobie utrzymanie. Wtedy się rozstrzygało, czy odchodzę, czy jeszcze zostaję. Była burza mózgów.
To co sprawiło, że postanowiłeś odejść? Zagłębie oferowało ci nowy kontrakt.
To prawda. Trudno mi tak jednoznacznie określić “za” i “przeciw” przy podejmowaniu decyzji. Dostawałem oferty z bardzo dobrych lig i bardzo dobrych drużyn. Wiadomo było, że mój kolejny transfer ma być przede wszystkim dalszym rozwojem i być może wyjściem ze strefy komfortu, sprawdzeniem się już na tle europejskich pucharów. W Zagłębiu w następnym sezonie nadal gralibyśmy tylko na krajowym podwórku. Głównie pod tym kątem patrzyliśmy. Możliwość pokazania się na międzynarodowej arenie to dla mnie duża szansa.
Gdzie jeszcze mogłeś odejść?
Odzywał się Celtic, było zainteresowanie ze Standardu Liege, Twente Enschede i klubów Serie A, m.in. Bolonii. Miałem w czym wybierać, każda opcja była na swój sposób kusząca, ale po namyśle wybrałem Young Boys ze względu na możliwość rozwoju.
A dokładniej, poza perspektywą pucharową?
Szwajcarzy bardzo indywidualnie do mnie podeszli. Są świadomi i moich plusów, i moich mankamentów. Nad tymi drugimi będziemy intensywnie pracowali i próbowali je niwelować. Od razu ustaliliśmy, o jakie elementy chodzi. Z agentami z Promoesport doszliśmy do wniosku, że Young Boys najprędzej mogą pozwolić mi wykonać kolejny krok, prowadzący do topowych lig w Europie.
Jakie elementy masz na myśli?
W moim przypadku chyba każdy wie, nad czym muszę pracować. Przede wszystkim chodzi o motorykę, o poprawianie szybkości i dynamiki. To najważniejszy aspekt. Do tego dochodzi ułożenie taktyczne pod pewnymi względami.
Jak na samym początku zareagowałeś na wariant szwajcarski? To nie jest oczywisty kierunek dla Polaka z Ekstraklasy. W ostatniej dekadzie Polskę na Szwajcarię zamienił chyba tylko Daniel Dziwniel.
Wcześniej w Sionie był Kamil Grosicki. W Young Boys rozmawiałem z osteopatą, który pracował z nim w tamtym klubie…
To jednak lata 2007-2008.
Nie ukrywam, że na początku ofertą Young Boys byłem zaskoczony, nie spodziewałem się takiego kierunku. Gdy jednak zobaczyłem tabelę, gdy zobaczyłem, że to klub regularnie grający w europejskich pucharach, gdy przekonałem się, jak funkcjonuje i gdy po prostu odczułem, że naprawdę mu na mnie zależy, zacząłem się przekonywać. Byłem pozytywnie zaskoczony możliwościami, które daje ten transfer. Naprawdę jestem zadowolony, że tu trafiłem. To idealne miejsce, żeby robić postępy, walczyć o najwyższe cele, zdobywać trofea i wybić się do top5 lig na świecie.
Nie czułeś się gotowy, żeby już teraz atakować takie ligi? Wspominałeś o klubach Serie A.
Wolę rozwijać się etapowo i nie rzucać się od razu na aż taką głęboką wodę. Wiemy, jak często wyglądały dalsze losy chłopaków, którzy bezpośrednio zamieniali Ekstraklasę na czołowe ligi zachodnie. W Young Boys mogę podkręcić swoje dotychczasowe atuty, zniwelować słabe strony, nabrać doświadczenia na wyższym poziomie. Mam tu perspektywy, żeby stanowić o sile zespołu.
Wielu myśląc o lidze szwajcarskiej nadal kojarzy głównie FC Basel, ale to twój klub od pewnego czasu jest najlepszy. W ostatnich sześciu latach pięć razy zdobywał mistrzostwo. Teraz wygrał ligę z przewagą szesnastu punktów nad drugim miejscem.
Dokładnie. To również mnie przekonało. Mam ogromną szansę na zdobycie pierwszego trofeum w karierze i pokazanie się w Lidze Mistrzów. A gdyby nawet nie udało się przejść eliminacji, od razu lądujemy w fazie grupowej Ligi Europy. Będę potrzebował czasu, żeby nadrobić kwestie motoryczne i przystosować się do nowej taktyki, do grania w rombie, ale czeka nas bardzo dużo meczów i na pewno swoje szanse dostanę.
Dyrektor sportowy FC Zurich specjalnie dla Weszło – jak wygląda szwajcarska piłka od kulis?
Jakie wrażenie zrobiło na tobie zaplecze Young Boys?
Stadion bardzo ładny. Infrastruktura treningowa na wysokim poziomie, niczego nie brakuje. Są pewne różnice, ale nie powiem, że to inny świat względem tego, co mamy teraz w Polsce. Cieszy mnie, że Young Boys ma licznych kibiców, na nowy sezon sprzedano już ponad 20 tys. karnetów. Pod tym kątem czeka mnie lekki przeskok, choć i w Ekstraklasie zdarzało się grać nawet przy czterdziestu tysiącach kibiców na Lechu Poznań w tamtym sezonie.
Dyrektor sportowy Zagłębia Piotr Burlikowski mówił u nas, że wolałby, abyś odchodził jak Robert Lewandowski – po zdobyciu trofeum i z łatką jednego z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy. Po części już jednak odpowiedziałeś, dlaczego wybrałeś inaczej. W Zagłębiu trudno byłoby o tytuły.
Może nie że trudno, ale ostatnie dwa lata były dla nas bardzo ciężkie. Cięższe, niż zakładaliśmy. Chcieliśmy grać o wysokie cele, takie były założenia, ale nie wychodziło i w obu przypadkach musieliśmy bić się o utrzymanie. Tyle dobrze, że tym razem wszystko wyjaśniliśmy na dwie kolejki przed końcem sezonu. Zagłębie na pewno mądrze się teraz przebuduje i będzie miało potencjał, żeby powalczyć o czołowe lokaty. Pozostaję kibicem “Miedziowych”, trzymam za nich kciuki.
Nawet osoby zarządzające Zagłębiem przyznają, że w klubie było w ostatnich latach zbyt wygodnie, warunki były zbyt cieplarniane. Podpiszesz się pod tym?
Nie chciałbym się pod tym podpisywać. Nie jestem od oceniania takich rzeczy. Mogę zapewnić, że każdy zawodnik chciał osiągnąć jak najwięcej, dawał z siebie maksa. To przecież nasza praca, nasz prestiż, praca dla naszej rodziny i przyjaciół. Jeśli ktoś odczuwał to inaczej, okej, ma do tego prawo. Moja subiektywna opinia jest inna.
Efektownie finiszowaliście, ale w pewnym momencie zrobiło się groźnie. Po porażce z Górnikiem Zabrze widmo spadku zaczęło wam zaglądać w oczy?
Czuliśmy to, ale wiedzieliśmy, że sama gra wyglądała dużo lepiej niż wyniki. Traciliśmy punkty w meczach, które powinniśmy wygrywać. Z Wisłą Płock sprawa powinna być zamknięta do przerwy, mieliśmy mnóstwo sytuacji. Z Jagiellonią graliśmy bardzo dobrze, szybko wyszliśmy na prowadzenie, stworzyliśmy sobie kolejne szanse, ale to rywal dwa razy nas zaskoczył. Po wyrównaniu zabrakło dobicia przeciwnika i zostaliśmy skarceni po stałym fragmencie. Z Wartą Poznań dominowaliśmy praktycznie cały czas. Był problem ze skutecznością, to nas gubiło. Graliśmy fajnie, przez całą rundę mieliśmy wysokie expected goals, ale nie przekładało się to na konkrety. Na szczęście w kluczowym momencie wszystko zagrało.
Ten problem widać było też na twoim przykładzie. Stwarzałeś kolegom wiele sytuacji, jesteś za ostatni sezon trzeci pod względem liczby kluczowych podań, ale na papierze masz cztery gole i trzy asysty. Rok temu mówiłeś nam, że na samą rundę jesienną celujesz w trzy gole i pięć asyst.
Nawet w kontekście całego sezonu wyszło inaczej (śmiech). Indywidualnie nie zawsze wszystko się układa jak chcemy, ale dobro drużyny pozostaje najważniejsze. Asyst mógłbym mieć nieco więcej, z golami nie jest źle. Jak była okazja, żeby uderzać, to próbowałem. Uważam, że za mną najlepszy sezon w dotychczasowej karierze – nawet nie przez pryzmat liczb, ale patrząc na to, jak całościowo się rozwinąłem. A pod względem indywidualnym cieszę się, że zdobyłem zwycięską bramkę z Cracovią, dzięki czemu dwa ostatnie mecze rozegraliśmy na znacznie większym luzie. Takie chwile ważą więcej niż nawet dwa gole w meczu o mniejszym ciężarze gatunkowym.
W środku rundy wiosennej nie dopadł cię kryzys formy? Kibice zarzucali ci początki sodówki, krytykowano cię za zbytnią gestykulację, a po meczu z Górnikiem Zabrze trener Fornalik wprost wyraził swoje pretensje za to, że jako zawodnik zabezpieczający przedpole zamiast mocno uderzyć posłałeś lobika, który zakończył się kontrą na 0:2.
Zgodzę się, że miałem lekki kryzys. To się zdarza każdemu. Przydarzyło mi się kilka słabszych spotkań. Druga bramka z Górnikiem Zabrze oczywiście obciąża moje konto, popełniłem poważny błąd. Chciałem “wbić” piłkę w pole karne, wyszło inaczej. Błąd bardziej techniczny niż koncepcyjny, bo wcale nie zamierzałem zagrywać lobika. Wyszło jak wyszło, musiałem się z tym zmierzyć. Zebrałem myśli, pozwoliłem głowie odpocząć i szybko się poprawiłem.
Ale czy można było mówić o lekkiej sodówce?
Nie, absolutnie nie. Jeżeli grasz o tak wysoką stawkę dla drużyny i klubu, to znajdujesz się pod naprawdę dużą presją. Wielka chęć zwycięstwa miesza się z wielkimi nerwami. To prędzej była chwilowa bezsilność z mojej strony niż jakaś sodówka. Niczego jeszcze nie osiągnąłem, nie miałem powodów do odlatywania.
A co z tą nadmierną gestykulacją? Są zawodnicy, którym się to wytyka. Damian Kądzior czy Marc Gual coś o tym wiedzą.
Nie umiem dusić emocji w sobie, ale zaczynam nad tym pracować, jestem świadomy problemu. Każdy inaczej reaguje przy takiej adrenalinie. Marc i Damian chcą wygrywać, chcą być najlepsi i w taki sposób przeżywają mecz i okazują emocje. Ja mam tak samo. Nie chodzi o robienie czegoś przeciw drużynie czy konkretnemu zawodnikowi. Intencje zawsze są dobre, ale reakcje są wtedy różne. Najwięcej takiej krytyki zebrałem po meczach z Wisłą Płock i Górnikiem, wtedy pojawiały się komentarze o tej sodówie, które do mnie docierały. Postarałem się to zmienić i sądzę, że już od spotkania z Koroną Kielce było znacznie lepiej.
Burlikowski: Nie spodziewałem się takich turbulencji w procesie zmiany mentalności Zagłębia [WYWIAD]
Ludzie z Young Boys zwracali uwagę na ten element? Skauci często obserwują też reakcję po stracie, zachowanie względem kolegów, gdy nie idzie i tak dalej.
W Young Boys powiedzieli, że widać po mnie, że jestem bardzo pomocny i chcę dyrygować drużyną. Im się to podobało, zwłaszcza w meczu z Widzewem, który musieliśmy wygrać i wygraliśmy. Dla nich takie rzeczy to wspieranie zespołu, ale sam chcę nad tym popracować, żeby moje gesty częściej były odbierane pozytywnie niż negatywnie.
Odejść z Zagłębia mogłeś już rok temu, zgłosiło się Go Ahead Eagles z Holandii.
Uznałem, że to jeszcze nie ten czas. Chciałem rozegrać dobry pełny sezon w Zagłębiu, stanowić o sile drużyny i pokazać wszystkie swoje atuty. W tamtym momencie tak naprawdę dopiero od pół roku regularnie grałem w pierwszym składzie.
Zimą z kolei pisano o MLS.
Temat był poważny, ale uznałem, że jest dla mnie za wcześnie, żeby iść w takim kierunku i opuszczać Europę.
Podsumowując: twoje przejście z Legii do Zagłębia miało modelowy przebieg. Najpierw powolne wdrażanie się, z czasem poważna szansa i rola lidera zespołu, co zaowocowało transferem zagranicznym.
Taki był plan, tak to sobie z agentami wyobrażaliśmy. Miałem przyjść, okrzepnąć w Ekstraklasie. Były wzloty, były upadki, ale koniec końców wszystko się udało. Wyjeżdżam jako dojrzalszy zawodnik, gotowy na nowe wyzwania.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ekstraklasa zmienia podział pieniędzy! Kompromis zadowoli każdego
- Dlaczego Puszcza nie zagra w Niepołomicach? Wielkość stadionu to najmniejszy problem
- Grzesik: Gdybym opierał się na stereotypach, nie poszedłbym do Radomiaka
Fot. FotoPyK