Powoli wchodzimy w ten etap roku, gdy przyzwyczajamy się do myśli, że czeka nas kilkutygodniowy rozbrat z oglądaniem piłki. Jeszcze tylko Liga Konferencji, jeszcze tylko finał baraży o Ekstraklasę, jeszcze tylko Liga Mistrzów, a później mecze reprezentacji i fajrant. No i właśnie dziś zahaczamy w „Niezłym Numerze” o Ligę Konferencji Europy oraz o walkę pierwszoligowców o promocję do najpiękniejszej ligi świata.
3 – tyle porażek poniosła Fiorentina w tym sezonie Ligi Konferencji Europy
Czy rozsadza nas z emocji przed meczem Fiorentiny z West Hamem w finale Ligi Konferencji Europy? No nie, nie przesadzajmy. Ale każdy finał europejskiego pucharu ma w sobie coś wyjątkowego. My z kolei chcielibyśmy dostać futbolową odtrutkę po tym, co zafundowały nam w zeszłym tygodniu ekipy Romy oraz Sevilli. Prawie trzy godziny grania, przerwy, faule, kontuzje, VAR-y…
Dlatego dziś chcielibyśmy zobaczyć kawał fajnej piłki. Zwłaszcza, że bukmacherzy nijak nie potrafią wskazać faworyta, a kursy na Włochów i Anglików są niemal identyczne. My jakoś bliżej związaliśmy się z Fiorentiną z uwagi na to, że przez dwa tygodnie żyliśmy jej meczami z Lechem.
No i skoro Lech, skoro Fiorentina, skoro „Niezły Numer”, to jawi nam się tu cyfra 3. Tyle goli strzelił Kolejorz we Florencji. Ale też tyle porażek poniosła ekipa Vincenzo Italiano w tej edycji europejskich pucharów. Poza Lechem ograć Fiorentinę udało się to też Basel (1:2 w pierwszym meczu półfinałowym) oraz Basaksehirowi (3:0 w pierwszym meczu fazy grupowej LKE).
Bilans ogólny? 11 zwycięstw, 2 remisy, 3 porażki. Całkiem, całkiem, panie Italiano.
8 – tyle punktów w ośmiu meczach zdobyła Wisła Kraków z TOP6 ligi za kadencji Radosława Sobolewskiego
Czy to, że Wisła Kraków odpadła już w pierwszej rundzie baraży o Ekstraklasę, to wyłączna wina Radosława Sobolewskiego? Nie. Zaznaczmy wyraźnie, że za jego kadencji „Biała Gwiazda” była drugim najlepiej punktującym klubem w 1. lidze. Obejmował po Brzęczku zespół daleki od baraży, a pewnym momencie zaczęło tu pachnieć awansem bezpośrednim do Ekstraklasy.
Natomiast fakty są też takie, że Sobolewski zimą dostał naprawdę mocny zaciąg piłkarski. Jakościowe transfery musiały odbić się na poprawie wyników.
Problem polegał jednak na tym, że Wisła nie potrafiła przeskoczyć pewnego poziomu. Gdy przyszło mierzyć się w meczach o dużą stawkę, to ją paraliżowało. Jak ostatnio z Zagłębiem Sosnowiec, gdy mogli wślizgnąć się na drugie miejsce, prowadzili 1:0, a zaprzepaścili szansę i przegrali. Albo jak wczoraj w barażach, gdy Puszcza Niepołomice rozpykała ich jak cwaniaczek z kubkami rozpykuje naiwnych turystów w Pobierowie.
Zresztą rzućcie okiem na bilans Wisły za Sobolewskiego w meczach z TOP6:
- ŁKS – 2:2, 2:3,
- Ruch – 0:2,
- Bruk-Bet – 0:0, 2:1,
- Puszcza – 1:2, 1:4,
- Stal – 3:1.
Osiem punktów w ośmiu meczach. Połowa spotkań w trąbę…
5 – tylu zawodników Ekstraklasy wykonało przynajmniej 150 dryblingów w tym sezonie
Każdy z nas ma swojego bohatera z młodości, dzięki któremu zakochał się w piłce nożnej. Jedni podziwiali najlepszych strzelców, którzy polowali na piłki w polu karnym. Innych zachwycali pracusie środka pola czy twardzi jak skała defensorzy. Ale pewnie największy odsetek kibiców romantyzuje wybitnych techników, szybkich dryblerów, którzy mijali obrońców jak tyczki.
Właściwie każdy sport kontaktowy wysoko ceni dryblerów. W koszykówce radzą sobie od lat – nawet mimo tego, że swój okres chwały długo święcili potężni i wysocy centrzy, a teraz trwa dominacja strzelców z linii trzech punktów. Piłka ręczna – tutaj też szybcy i silni technicy zawsze byli ubóstwiani. Filmy z efektownymi rajdami hokeistów idą jak virale przez YouTube’a po TikToka.
Piłka nożna nie jest tutaj wyjątkiem. Dryblerzy niosą ze sobą bowiem dwa istotne atuty. Po pierwsze – są po prostu efektowni, przyciągają uwagę widzów, pozwalają wyrwać się z rutyny podań od nogi do nogi. A po drugie – przy coraz lepiej zorganizowanych defensywach i coraz większym nacisku na błyskawicznie przechodzenie z obrony do ataku pozwalają uzyskać przewagę poprzez wygrywanie pojedynków.
Szkoda tylko, że w Ekstraklasie tych kozackich dryblerów jest tak mało. Zaledwie pięciu piłkarzy podjęło przynajmniej 150 prób pojedynków w ataku w tym sezonie. Konkretnie wygląda to tak:
No i tak patrzymy sobie na nazwiska – Skóraś już jest sprzedany do Club Brugge. Transfer Szmyta poza Ekstraklasę jest pewnie już tylko kwestią tygodni, bo chcą go ekipy z Turcji, MLS, Szwajcarii i Austrii. Na brak zainteresowania nie narzeka też Velde. Nie jesteśmy przekonani, że Śląskowi uda się zatrzymać Yeboaha. Wolski spadł z Wisłą, ale już rozwiązał umowę, więc pewnie zaraz wróci. No chyba, że czeka go jeszcze jakiś ostatni krok w stronę Cośtamsporu.
Wcale się nie zdziwimy, jeśli w przyszłym sezonie nie będziemy oglądać w Ekstraklasie czterech zawodników z tego TOP10.
A patrząc wstecz, to ta liga jest strasznie drenowana z dryblerów – spoglądamy sobie na TOP10 z ostatnich lat i liczymy tych, których już w Polsce nie ma – Szysz, Kamiński, Luquinhas, Jimenez, Yeboah (ten z Krakowa), Jóźwiak, Płacheta, Karbownik. Do tego po rundzie jesiennej tego sezonu w TOP10 byli Davo i Hamulić, którzy odeszli po pierwszej dobrej rundzie.
Nie dość, że kiwa się u nas mało, to jeszcze co chwilę zabierają nam tych, co dryblują najczęściej.
***
Sprawdź, ile możesz wygrać w Lotto! Aktualne kumulacje znajdziecie na www.lotto.pl!
WIĘCEJ NA WESZŁO: