Reklama

Trela: Klątwa papierowej kulki. Dlaczego Hamburgerowi SV znów się nie udało

Michał Trela

Autor:Michał Trela

06 czerwca 2023, 10:13 • 7 min czytania 21 komentarzy

Niegdyś słynny zegar odmierzał lata, które HSV nieprzerwanie spędziło w niemieckiej elicie. Teraz można by go zainstalować, by odmierzał lata, które minęły, odkąd HSV ostatni raz grało w Bundeslidze. Piąta próba powrotu do grona najlepszych zakończyła się fiaskiem jak cztery poprzednie. Tyle że teraz choć przez 11 minut można było myśleć, że wreszcie się udało.

Trela: Klątwa papierowej kulki. Dlaczego Hamburgerowi SV znów się nie udało

Do dziś leży za szybą w klubowym muzeum Werderu Brema. Wylicytowany za ponad cztery tysiące euro zgnieciony kawałek papieru z oprawy kibiców Hamburgera SV z wiosny 2009 roku, który uruchomił ciągnące się do dziś pasmo niefortunnych dla tego klubu zdarzeń. Annuszka wylała olej w 80. minucie półfinału Pucharu UEFA, w którym HSV podejmowało Werder Brema. Michael Gravgaard, Duńczyk, wypożyczony z FC Nantes do Hamburga, chciał zagrać proste podanie do własnego bramkarza. Piłka podskoczyła jednak na leżącej na murawie kulce, przez co lewy obrońca kopnął ją piszczelem zamiast stopą. Po tym kiksie wyszła na rzut rożny, z którego Werder strzelił gola na 3:1. To bremeńczycy, mimo korekty wyniku z samej końcówki, awansowali wtedy do finału. Rozbici psychicznie hamburczycy, którzy w ciągu 19 dni rozegrali z Werderem cztery mecze derbowe, polegli na wszystkich frontach. Nie zagrali w finale Pucharu Niemiec, nie podbili Europy, nie zdobyli mistrzostwa. Nigdy później nie byli go już nawet blisko. W dziejach martyrologii hamburskich kibiców tamta papierowa kulka wciąż zajmuje kluczowe miejsce jako początek pasma nieszczęść.

Feta w Sandhausen

Trzeba więc zrozumieć ludzi, którzy przed tygodniem wbiegli na murawę w Sandhausen, by wykrzyczeć z siebie lata frustracji. Kolejnych sezonów walki o utrzymanie, pierwszego w historii spadku, a potem nieudolnej gry o powrót do Bundesligi.

W 34. kolejce sezonu 2022/23 wreszcie wszystko się odwróciło. HSV wygrało swój mecz, a rywalizujące z nim korespondencyjnie Heidenheim przegrało w Ratyzbonie. Tak ogłosił spiker w Sandhausen. A, że przez nagromadzenie osób w jednym miejscu padła sieć komórkowa, nie było możliwości zweryfikować jego słów. Ale przecież nie powiedziałby czegoś takiego, gdyby nie był pewny. Nie powiedziałby, prawda?

Reklama

Awans na 11 minut

Pijanym z euforii kibicom w HSV umknęło, że mecz w Ratyzbonie przedłużono o dwanaście minut. Dopiero po fakcie dowiedzieli się, że w tym czasie Heidenheim strzeliło Jahnowi dwa gole, spychając HSV na trzecie miejsce. Jak Schalke w 2001 roku przez cztery minuty było mistrzem Niemiec, tak szczęście Hamburga potrwało dłużej. O całe siedem minut.

Po jedenastu minutach szaleństwa dotarły wieści, że HSV czeka drugi z rzędu, a czwarty w ogóle udział w barażach. I że jego rywalem będzie VfB Stuttgart, bodaj najtrudniejszy z możliwych przeciwników, przy którym HSV przystępowało do rywalizacji z jedynie iluzorycznymi szansami. Zwykle mówi się, że to II-ligowiec ma psychologiczną przewagę, bo trzecie miejsce to dla niego zdobycz, w przeciwieństwie do tego, kto w Bundeslidze zajmuje 16. miejsce. Ale w tym przypadku gracze z północy Niemiec byli przegrani już na starcie. Piłkarscy bogowie znów obeszli się z nimi starotestamentowo.

Zabójcze stałe fragmenty gry

W samym barażu złudzenia nie potrwały nawet 11 minut. Już w pierwszej minucie rywalizacji Konstantinos Mavropanos trafił dla Stuttgartu po rzucie rożnym. Zmarnowany rzut karny Sehrou Guirassy’ego tylko utrzymał pozory niepewności. Kilka minut po przerwie VfB prowadziło już trzema bramkami. Spodziewano się przed tą rywalizacją, że górę wezmą umiejętności indywidualne graczy Stuttgartu, którzy w większości spokojnie mogliby grać w wyższych rejonach tabeli. Zwracano uwagę na szybkość takich piłkarzy jak Silas Katompa Mvumpa czy Tiago Tomas, zwłaszcza wobec braków obrońców HSV pod tym względem. Wytykano, że styl gry Tima Waltera jest zbyt naiwny, by przetrwać wymianę ciosów z VfB.

Nie spodziewano się jednak, że największym problemem będą stałe fragmenty gry. Hamburczycy w 34 meczach 2. Bundesligi stracili po nich tylko pięć goli. W jedno popołudnie w Stuttgarcie przytrafiło się im to dwa razy. Sprawa była przegrana już po pierwszym meczu. Gdyby nie dobra postawa bramkarza Daniela Heuera Fernandesa, zwycięstwo zespołu broniącego się przed spadkiem byłoby jeszcze bardziej okazałe.

Różnica klas

W drugiej odsłonie rywalizacji tylko przez moment hamburczycy mogli uwierzyć, że to jednak będzie ten wyczekiwany wieczór cudów. Piękny strzał z dystansu Sonny’ego Kittela pozwolił szybko zmniejszyć straty. Lecz pójść za ciosem się nie udało. Jeszcze przed przerwą do siatki po ładnej akcji trafił piętką Guirassy. Wtedy jeszcze sędzia gola nie uznał. Ale w tych kilku kopnięciach było widać umiejętności gości. W drugiej połowie dwa trafienia Enzo Millota całkowicie zakończyły emocje. A gol Silasa na 3:1 przypieczętował przepaść, jaka istniała między tymi zespołami w dwumeczu.

Reklama

1:6 to największa różnica między barażowymi rywalami od 2009 roku, gdy FC Nuernberg rozbiło Energie Chociebuż 3:0 i 2:0. HSV było w tym sezonie bliżej niż kiedykolwiek wcześniej awansu bezpośredniego. Ale w barażu zdecydowanie bliżej powodzenia było przed rokiem, gdy wygrało w Berlinie z Herthą, by później zaprzepaścić sprawę w rewanżu na własnym stadionie.

Jedenastu lepszych

FC Koeln. S.C. Paderborn. Union Berlin. Arminia Bielefeld. VfB Stuttgart. VfL Bochum. Greuther Fuerth. Schalke 04. Werder. FC Heidenheim. SV Darmstadt. Już jedenaście zespołów świętowało awans, odkąd HSV w 2018 roku, „na jeden oczyszczający sezon”, po raz pierwszy w historii pojawiło się w 2. Bundeslidze. W tym okresie jeden z najbardziej utytułowanych niemieckich klubów ani razu nie obsunął się poniżej czwartego miejsca, ale też nigdy nie skończył sezonu powyżej trzeciego. Co roku jest jednym z najsilniejszych zespołów w lidze, lecz co roku znajdują się przynajmniej dwa silniejsze.

Zwłaszcza wiosną powtarzają się te same problemy. Choć w tym sezonie dysproporcja pomiędzy dwiema rundami nie była tak ewidentna, jak w poprzednich latach, znów zdarzyło się sporo meczów, w których HSV nie potrafiło udokumentować znacznej przewagi. Pod względem punktów oczekiwanych hamburczycy zasłużyli na bezpośredni awans. Rok temu też. I dwa lata temu. A także trzy. Mimo to już szósty sezon z rzędu spędzą na drugim poziomie. Dla tego klubu to katastrofa. Żywy dowód na to, że spadek częściej niż szansą, bywa zagrożeniem.

Niezbędna przebudowa

O ile w pierwszym sezonie po spadku mówiono o HSV, że to pierwszoligowy klub w drugiej lidze, o tyle tym razem dotyczy to już tylko jego otoczki. Sama kadra jest ewidentnie drugoligowa, co na tle Stuttgartu bardzo boleśnie było widać. Sebastian Hoeness wpuszczał z ławki piłkarzy pokroju Silasa, Tomasa czy Dana-Axela Zagadou. Walter nie miał właściwie żadnego pola manewru.

Zatrzymywanie najlepszych piłkarzy w Hamburgu jest coraz trudniejsze. W ostatnich latach do Bundesligi odeszli Josha Vagnoman czy Faride Alidou. Teraz podobnie pewnie będzie z Robertem Glatzelem czy Ludovitem Reisem, a przyszłość Kittela, Bakary’ego Jatty czy Sebastiana Schonlaua też nie jest znana. Hamburg, mimo problemów, nadal będzie kandydatem do awansu. Ale w lidze, w której będą też uczestniczyć choćby Hertha czy Schalke, wcale nie głównym. W tym roku o awans teoretycznie było łatwiej. Przyszły zapowiada się arcytrudno.

Karuzela zatrzymana

Jedno, co się w tym czasie w Hamburgu udało, to zatrzymanie karuzeli trenerskiej. Oba przegrane baraże firmował ten sam trener, czyli Tim Walter. Dwa pełne lata wystarczą, by być najdłużej pracującym trenerem tego klubu od szesnastu lat i czasów Thomasa Dolla. Co więcej, 47-latek ma zostać w klubie także i po tegorocznym przegranym awansie.

Dyrektor sportowy Jonas Boldt uważa, że to nie w trenerze tkwi problem i że HSV powinno rozwijać i przebudować zespół właśnie pod jego wodzą. Ale z każdym kolejnym sezonem w 2. Bundeslidze pieniędzy nie przybywa. Co z kolei nie zwiększa możliwości budowania kadry, która spisze się lepiej niż dotychczas. Bundesligowa pozostaje wciąż frekwencja – w tym sezonie wyniosła średnio 53,5 tysiąca widzów i była piąta w Niemczech, gorsza jedynie od Herthy, Schalke, Bayernu i Borussii Dortmund. Lecz pod pozostałymi względami HSV stało się już II-ligowcem.

Kibicowanie HSV jako sport ekstremalny

Podczas drugiej połowy rewanżu ze Stuttgartem kamery pokazywały co jakiś czas ludzi zalewających się łzami. To nie może dziwić, bo kibicowanie HSV to w ostatniej dekadzie sport ekstremalny. Ale w tym kontekście można się zastanawiać, czy to, co wydarzyło się w tym sezonie, nie było jednak jakimś rodzajem ukojenia duszy. Czystej euforii, wykrzyczanej radości połączonej ze wbiegnięciem na murawę i zrywaniem kępek trawy na pamiątkę, fani tego klubu nie doświadczyli od lat. Teraz wreszcie mieli okazję. Mogli zapomnieć o wszystkich papierowych kulkach i innych nieszczęściach, które zlatywały ostatnio na ten klub.

Nawet jeśli chwila zapomnienia trwała tylko jedenaście minut, to musiało być najszczęśliwsze jedenaście minut ostatnich lat. Na dłuższe endorfinowe wystrzały fanów HSV w najbliższej przyszłości się nie zanosi.

CZYTAJ WIĘCEJ O NIEMIECKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Felietony i blogi

Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów
Anglia

Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Bartek Wylęgała
0
Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Komentarze

21 komentarzy

Loading...