Reklama

Rzeczywistość prześcignęła marzenia. Szalona droga Heidenheim do elity

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

30 maja 2023, 09:33 • 8 min czytania 19 komentarzy

Mistrzem 2. Bundesligi został 1. FC Heidenheim! Mało tego, mistrzem 2. Bundesligi został Denis Thomalla! Droga drużyny Franka Schmidta, bo inaczej jej nie można nazwać, skoro prowadzi ją od 2007 roku, jest szalona i to nie tylko za sprawą kosmicznej końcówki meczu z Regensburgiem, dzięki której przyklepała awans, a głównie dzięki ostatnim dwóm dekadom niezachwianej wiary i rozwoju.

Rzeczywistość prześcignęła marzenia. Szalona droga Heidenheim do elity

Końcowy gwizdek sędziego Floriana Badstuebnera. Na murawę stadionu w Sandhausen gremialnie wbiegają kibice HSV. W końcu ich drużyna wygrała mecz, który gwarantuje im awans do Bundesligi, z której spadli w 2018 roku. A w zasadzie gwarantował im na tamtą chwilę bowiem Heidenheim przegrywał z Regensburgiem na minuty przed końcem meczu. W ciągu kolejnych kilkudziesięciu sekund euforia przerodziła się w czarną rozpacz. Drużyna Franka Schmidta strzeliła dwa gole, ogrywając spadkowicza i pieczętując zdobycie mistrzostwa 2. Bundesligi. I śmiało można powiedzieć, że to jeden z najbardziej niespodziewanych awansów do Bundesligi w ostatnich latach.

Heidenheim w Bundeslidze: droga do awansu

W 19 lat od Verbandsligi do Bundesligi

Triumf Heidenheim to triumf ludzi. Trenera Franka Schmidta, który prowadzi zespół od 2007 roku. Prezesa Holgera Sanwalda, stojącego za sterami klubu od trzech dekad. Piłkarzy takich jak Tim Kleindienst, który trzykrotnie powracał do drużyny, by finalnie zostać królem strzelców 2. Bundesligi, czy nawet Dennisa Thomalli, który przypomniał sobie, że potrafi grać w piłkę i był na dobre i złe z zespołem przez ostatnie siedem lat. I choć Heidenheim nie prowadził przez żadną z 33. kolejek, to w niedzielę został mistrzem 2. Bundesligi.

Ta historia zaczęła się na długo po powstaniu oficjalnej nazwy klubu, która brzmi 1. FC Heidenheim 1846. Tak naprawdę dzieje tej ekipy możemy zacząć liczyć od 2007 roku, gdy w końcu sekcja piłkarska oddzieliła się Heidenheimer Sportbund, zrzeszającego 24 inne oddziały. Ta klitka ograniczała rozwój drużyny. Był problem z finansowaniem, przyciąganiem sponsorów i ogólną marketingową komercjalizacją klubu. Sytuacja stała się na tyle poważna, że zespół mógł nie otrzymać licencji na grę w Oberlidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym, co było i tak lepszą sytuacją niż ta z 2004 roku, gdy Heidenheim występował w Verbandslidze, czyli na piątym szczeblu w Niemczech. 19 lat później jest już w Bundeslidze.

Reklama

Drożdżowe pierogi

I tak w przyszłym sezonie po murawach Allianz Arena czy Signal Iduna Park będą biegać Knoepflesi, jak mawia się na mieszkańców Heidenheim. Przezwisko wzięło się od tradycyjnego dania z tego regionu, czyli drożdżowego pieroga. Już sam pseudonim pokazuje jaki mikrus w skali niemieckiego futbolu trafia do Bundesligi. Na jej zapleczu będą bowiem występowały takie marki Die Königsblauen (Królewskoniebiescy), Die Roten Teufel (Czerwone Diabły), Leuchtturm des Ostens (Latarnia wschodu). A w Bundeslidze drożdżowe pierogi.

W małej skali historia Heidenheim podobna jest do Lipska czy Hoffenheim. Klub został skomercjalizowany. Nie wpompowano w niego jednak ogromnych pieniędzy, a budowano go z głową. Gdy w 1994 roku Sanwald przejął klub, dysponował budżetem na poziomie 80 tys. marek niemieckich, czyli w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze ok. 41 tys. euro. Obecny budżet przekracza 30 mln euro, a klub jest w stanie ponieść koszt inwestycji w infrastrukturę w wysokości 45 mln euro. Prezes zaczął od małych rzeczy. Oparł znaczną część sponsoringu o średniej wielkości lokalne przedsiębiorstwa. Głównymi partnerami były natomiast regionalne firmy zajmujące się medycyną i konstrukcją maszyn budowlanych. Takie podejście odbiło się też na strategii budowania struktur sportowych i relacji między prezesem Sanwaldem, a trenerem Schmidtem.

Jaja na grillu

Położyliśmy swoje jaja na grillu. Wiem, że on nigdy nie naraziłby na niebezpieczeństwo naszego projektu. Czasem w klubie piłkarskim ktoś musi głośno powiedzieć, żeby pójść inną drogą, bo to się nie uda. Kiedy Frank mówi, żeby coś odpuścić, wszyscy go naśladują – stwierdził na łamach „11 Freunde” prezes Sanwald.

Takie relacje partnerskie dotyczą wszystkich osób w klubie. Tak, jak prezes widzi kompana do rozmowy w trenerze, tak trener przenosi to na grunt szatni. Schmidt wśród piłkarzy szuka właściwych osób do danego projektu. Gdy awansował do 2. Bundesligi, penetrował rynek solidnych obrońców. Ostatnio pilnie potrzebował pomocników i wokół nich skupiono całe okienko. Raz za razem nie wywraca się wszystkiego do góry nogami, ale wymienia wadliwe elementy lub te, które pracowały tak dobrze, że poszły za duże pieniądze jak np. Niklas Dorsch czy Robin Glatzel. W poszukiwaniu następców Heidenheim kieruje się głównie tym, by byli odważni.

16 lat sukcesów

Zawodnik już na początku musi wiedzieć, że otrzyma ode mnie krytyczną informację zwrotną. To nie jest krytyka sama w sobie, a pewien stopień docenienia. Muszę mu powiedzieć jasno, że wolno mu popełniać błędy, ale błędy muszą wynikać z odwagi i przekonania, a nie z nieuwagi czy lenistwa. Świat należy do odważnych – tak to definiuje Schmidt, który na ławce Heidenheim spędził już 16 lat i pozostanie co najmniej do 2027 roku. Zapytany przez „Mirror” o to, w jaki sposób utrzymuje się tak długo, odpowiedział, odnosząc sukcesy. To też pokazują jego wyniki.

Reklama
  • Sezon 2007/08: Oberliga Badenia-Wirtembergia – 4. miejsce
  • Sezon 2008/09: Regionalliga Sued – 1. miejsce (awans)
  • Sezon 2009/10: 3. Liga – 6. miejsce
  • Sezon 2010/11: 3. Liga – 9. miejsce
  • Sezon 2011/12: 3. Liga – 4. miejsce
  • Sezon 2012/13: 3. Liga – 5. miejsce
  • Sezon 2013/14: 3. Liga – 1. miejsce (awans)
  • Sezon 2014/15: 2. Bundesliga – 8. miejsce
  • Sezon 2015/16: 2. Bundesliga – 11. miejsce
  • Sezon 2016/17: 2. Bundesliga – 6. miejsce
  • Sezon 2017/18: 2. Bundesliga – 13. miejsce
  • Sezon 2018/19: 2. Bundesliga – 5. miejsce
  • Sezon 2019/20: 2. Bundesliga – 3. miejsce (przegrany baraż o awans)
  • Sezon 2020/21: 2. Bundesliga – 8. miejsce
  • Sezon 2021/22: 2. Bundesliga – 6. miejsce
  • Sezon 2022/23: 2. Bundesliga – 1. miejsce (awans)

Mimo wszystko to duże uproszczenie. Każdy trener, rozpoczynając swoją karierę, nie marzy o tym, by przejść z Heidenheim od Oberligi do Bundesligi. To piękna, ale mordercza droga. Wszyscy celują w trofea, najlepiej w Lidze Mistrzów czy mistrzostwach świata. Prostą odpowiedzią na to, dlaczego Schmidt tak się uparł na ten klub, jest traktowanie pracy jako misji. W przeszłości był kilkukrotnie kuszony przez mocniejsze ekipy, ale nigdy nie odważył się na zmianę. Urodził się w Heidenheim an der Brenz, które w wolnym tłumaczeniu można nazwać „domem pogan znad Brenz”. Do stadionu ma 10 kilometrów, więc czuje się tu jak w domu. A domu się nie opuszcza.

Trener, który nie zasypia na ławce

Zdałem sobie sprawę, że tylko kilka osób w Niemczech jest w stanie kontynuować karierę w taki sposób. Dlatego każdego dnia wstaję podekscytowany, że mogę to robić. To najlepsza rzecz, jaką sobie możesz wymarzyć – powiedział szkoleniowiec Heidenheim w filmie dokumentalnym Aljoschy Pausego „Trener!”. Schmidt jest w nim jednym z głównych bohaterów. Wpuszcza kamery do szatni i zdradza tajniki swojej pracy. Po emisji dokumentu reżyser powiedział o nim, że jest jak Juergen Klopp, który de facto wypowiada się w filmie.

Ma charyzmę, dzięki której zjednuje ludzi wokół siebie. To dlatego jego motywacyjny styl się nie zużywa – powiedział Pause. Sam szkoleniowiec widzi się nieco inaczej. – Po prostu nie jestem typem gościa, który zasypia na ławce.

Schmidt żyje całym sobą podczas meczów. To dzięki temu potrafi wykrzesać ze swojej drużyny więcej niż inni. Było to widać choćby po ostatnim spotkaniu z Regensburgiem. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się porażką bądź co najwyżej remisem, on żywo gestykulował. Nie robił zmian na chybił-trafił, tylko punktowo dokonał dwóch rotacji w trakcie drugiej połowy, wierząc, że obecni piłkarze na boisku dadzą mu awans. I dali. Tym razem uniknął podobnej sytuacji, co trzy lata temu, gdy odpadł po barażach z Werderem Brema, wyłącznie ze względu na mniejszą liczbę goli strzelonych na wyjeździe.

Z Thomalli piłkarza, z Zawiercia Bundesligę

Schmidt zdobywa piłkarzy sobą. To właśnie dlatego za moment może pobić rekord Volkera Finkego w długości nieprzerwanej pracy w jednym klubie. Brakuje mu już nieco ponad stu dni. Dzięki temu zrobił też awans do Bundesligi. W końcu który zawodnik dałby się cztery razy przekonać trenerowi do przyjścia do tego samego klubu? A to stało się z Timem Kleindinstem, który został królem strzelców 2. Bundesligi. Jaki szkoleniowiec byłby w stanie zrobić z Denisa Thomalli piłkarza, który w jednym sezonie zdobędzie osiem bramek i zanotuje pięć asyst? A to stało się w Heidenheim. I to dwukrotnie! I w końcu jaki trener byłby w stanie z czwartoligowej drużyny z miasta wielkości Zawiercia stworzyć klub na miarę Bundesligi? Tego dokonał Frank Schmidt, którego trafnie ocenia jego podopieczny Jan-Niklas Beste.

Przed transferem odbyłem dwie rozmowy z trenerem. Telefony były niebywale pozytywne. Nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego z żadnym klubem ani trenerem. Do tego nie ma takiego zamieszania jak w innych ekipach. To jest duży plus – powiedział na łamach bundesliga.com skrzydłowy Heidenheim, do którego trafił przed rokiem.

Rzeczywistość prześcignęła marzenia

Czy kiedyś to może się wyczerpać? A i owszem. Już teraz szkoleniowiec mówi, że marzy mu się otwarcie własnego pubu i życie z dala od futbolu, który zagrania sporą część życia każdego trenera. Jednak teraz przed nim zupełnie nowe wyzwania, na które jeszcze kilka lat temu nie był przygotowany. Zapytany wprost, czy widzi się w Bundeslidze. Odpowiedział krótko: „Nie”. Dziś rzeczywistość prześcignęła marzenia.

Heidenheim będzie prawdziwym ewenementem. W przyszłym sezonie stanie się absolutnym beniaminkiem Bundesligi. Wystąpi w niej jako 57. drużyna w historii. Dokona tego na najmniejszym, liczącym zaledwie 15 tys. pojemności, stadionie. Jest on o siedem tysięcy osób mniejszy niż dotychczasowo ostatni pod tym względem obiekt przy Starej Leśniczówce należący do Unionu Berlin. Niemniej jednak, awans Heidenheim to kolejny dowód na to, że cierpliwą pracą, za niewielkie pieniądze można zdziałać więcej niż megalomanią i przerostem ambicji. I choć kibice niemieckiego futbolu z lat 90. mogą się zżymać, widząc aktualny skład Bundesligi w zestawieniu z 2. Bundesligą, to taka jest rzeczywistość. A ona należy do Heidenheim.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

19 komentarzy

Loading...