Takie porażki bolą najbardziej. Polacy prowadzili z Brazylią 11:10 w ćwierćfinale mistrzostw świata w koszykówce 3×3. Na sekundę przed końcem meczu arcytrudny rzut za dwa punkty trafił jednak Leonardo Branquinho. I wyrzucił naszą reprezentację z turnieju.
To nie było wielkie spotkanie Polaków. Co zresztą pokazuje wynik końcowy: nasi zawodnicy bardzo męczyli się w ataku, na każde punkty musieli mocno pracować. W dużej mierze brało się to z fizycznej gry Brazylijczyków. Sędziowie pozwalali na – nawet jak na standardy koszykówki 3×3 – sporo kontaktu fizycznego. Inna sprawa, że polski zespół po prostu nie grał swojej najlepszej koszykówki.
Dwójka weteranów w naszym zespole – Przemek Zamojski oraz Szymon Rduch – nie była w stanie zdziałać niemal niczego z piłką w ręce. Szczególnie ten pierwszy oddawał pełno „rzutów rozpaczy”, które nie miały prawa wpaść do kosza (bardzo skuteczny był za to 23-letni Adrian Bogucki, w pełni wykorzystujący swoje 215 cm wzrostu).
Tak się jednak koniec końców złożyło, że najtrudniejszy ze wszystkich rzutów trafił Brazylijczyk. Nasi rywale, w momencie, gdy kończył im się czas (akcja w baskecie 3×3 może potrwać maksymalnie 12 sekund), wzięli przerwę. Po niej do końca meczu zostały 4 sekundy. I cóż, tyle wystarczyło, aby to Brazylia zdobyła punkty i wywalczyła sobie awans do 1/4 MŚ.
Sporną kwestią pozostaje, czy Polacy odpowiednio rozegrali końcówkę meczu. Tuż po niecelnym rzucie Brazylii, z 16 sekundami na zegarze, Mateusz Szlachetka zdecydował się oddać rzut za dwa. Z jednej strony: był wówczas niekryty, miał świetną pozycję. Z drugiej: być może lepiej było podtrzymać chwilę piłkę i postarać się zdobyć jedno oczko, tak aby Brazylia mogła co najwyżej doprowadzić do dogrywki?
Cóż, to już materiał do analizy dla trenera Piotra Renkiela.
Polska – Brazylia 11:12
Polska: Adrian Bogucki 4, Mateusz Szlachetka 4, Przemysław Zamojski 2, Szymon Rduch 1.
Fot. Newspix.pl