Bundesliga to taka liga, w której wszyscy grają 34 kolejki i dłużej, a na końcu zawsze wygrywa Bayern Monachium. Obrazki z płaczącego Dortmundu chwytały za serce. Ale były tym smutniejsze, im bardziej było widać, że Bayern nawet nie potrafi cieszyć się tym tytułem i od razu przeszedł do analizowania własnych zakulisowych gierek.

Thomas Tuchel pracuje w Monachium krótko. Zdążył już jednak dobrze poznać aktualne realia tego klubu. – To nawet pasuje, że zamiast świętować, od razu mamy nowy polityczny temat – stwierdził trener po pierwszym mistrzostwie Niemiec w karierze. Po końcowym gwizdku w Kolonii jedenasty z rzędu triumf Bayernu, nawet jeśli odniesiony w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach, był mniej interesującym tematem niż zmiany w kierownictwie bawarskiego giganta. Oliver Kahn i Hasan Salihamidzić zostali zwolnieni. Oficjalny komunikat w tej sprawie napłynął w środku mistrzowskiej celebracji.
DYSKUSJA PRZED KAMERAMI
Prezesa zabrakło nawet na trybunach w Kolonii. Zabronił mu tego klub. Były znakomity bramkarz stwierdził nawet później, że „zabranie mu tego momentu radości z mistrzostwa to najgorszy dzień w jego życiu”. Dyrektor sportowy ostatnią kolejkę oglądał natomiast z bliska. Tuż przed zwycięskim golem Jamala Musiali pokazywano go, jak łapał się za głowę, by po chwili triumfować na trybunie. Kilkadziesiąt minut później już na murawie, przed kamerami, żywiołowo dyskutował z prezydentem Herbertem Hainerem, co nie wyglądało na braterską rozmówkę.
TYTUŁ WYDARTY Z GARDŁA
Teoretycznie były powody, by hegemon akurat z tego triumfu się ucieszył. Inaczej niż większość poprzednich, tym razem musiał go wydrzeć z gardła. Wprawdzie w mistrzowskim sezonie Niko Kovaca też zapewnił sobie tytuł dopiero po ostatniej kolejce, ale wtedy było już jasne, że tylko kataklizm może go pozbawić patery. Bawarczycy startowali zresztą wówczas w tamtym wyścigu z zupełnie innego położenia. Odrabiali dziewięciopunktową stratę do lidera. Rozgrywali niemal bezbłędną wiosnę. Teraz systematycznie trwonili wypracowaną jesienią przewagę. Aż doprowadzili do sytuacji, w której sami musieli liczyć na cud.
ZMĄCONA SPONTANICZNA RADOŚĆ
Thomas Mueller czuł jednak pismo nosem. Już po zeszłotygodniowej porażce z Lipskiem (1:3), gdy na Bayernie postawiono powszechnie krzyżyk, zwracał dziennikarzom uwagę, że została do rozegrania jeszcze jedna kolejka. – Jeśli Borussia wygra oba pozostałe mecze, wtedy jej pogratuluję. Lecz dopóki tego nie zrobi, będę miał nadzieję – mówił.
A potem we wpisie zapowiedziowym na Instagramie jeszcze prowokował (prorokował?), że wynik Dortmundu zostawia piłkarskim bogom oraz… odporności psychicznej Borussii. Zwycięstwo w takiej sytuacji wyjściowej, zwycięstwo po golu w samej końcówce meczu, było oczywiście bohaterskim zwalczaniem samemu stworzonych problemów. Ale nawet w tej przyzwyczajonej do wygrywania grupie mogło wyzwolić coś w rodzaju spontanicznej radości. Klubowe kierownictwo i na to jednak nie pozwoliło.
NAJSŁABSZY BAYERN OD LAT
Sprawy jak zwykle trafnie opisał Mueller. – Myślę, że wszyscy, którzy interesują się niemieckim futbolem, mieli podświadomie poczucie, że właściwie nie zasłużyliśmy na ten tytuł. I mówię o tym otwarcie, bo rozumiem, że nasza runda rewanżowa na boisku i poza nim była chaotyczna. Ale ten moment jest mimo wszystko niesamowity dla grupy. To coś, co się wspomina. Jest w tym ogień – mówił przed kamerami „Sky”.
Można jednak to nazwać bardziej poczuciem ulgi, że ostatecznie nie wszystko zostało tej wiosny doszczętnie zaprzepaszczone. Że sezon nie został zamknięty z zupełnie pustymi rękami. Jeśli sam Mueller twierdził kiedyś, że w Bayernie wygrywa się, by wszyscy na kilka dni się od człowieka odczepili i dali mu święty spokój, to mistrzostwo tak właśnie musi smakować. Jak gest Kozakiewicza w kierunku reszty ligi, na zasadzie: może i to jest najsłabszy Bayern od lat, ale i tak nikt nie zaproponował niczego lepszego.
W klubie słusznie nie dają się jednak zwieść chwilowemu momentowi radości i wyciągają konsekwencje za to, co działo się w ostatnich miesiącach, jeśli nie latach. Odkąd duet Kahn – Salihamidzić przejął ostatecznie dowodzenie w klubie, Bayern dwa razy, w tym raz z wielkim trudem, zdobył mistrzostwo Niemiec. Nie przebrnął nie tylko ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale nawet Pucharu Niemiec. Co jednak ważniejsze, szeregiem bardzo wątpliwych albo wręcz błędnych decyzji regularnie osłabiał zespół.
ODRODZENIE FC HOLLYWOOD
Pozwolił sobie na stratę Roberta Lewandowskiego, jednego z najlepszych strzelców w historii klubu, mimo że ten początkowo był chętny przedłużyć kontrakt w Monachium. A co jeszcze gorsze, nie sprowadził w jego miejsce absolutnie nikogo. Pozwolił, by Hans-Dieter Flick, który dał klubowi najlepszy sezon w historii, odszedł po konflikcie z Salihamidziciem. Pozwolił, by Julian Nagelsmann, najdroższy trener w dziejach niemieckiej piłki, został zwolniony, mimo że jego zespół ciągle był w grze na trzech frontach, a przez Ligę Mistrzów przechodził bezbłędnie.
Pozwolił wreszcie na szereg pomniejszych historii, które notorycznie psuły klimat wokół klubu, jak zwolnienie wieloletniego trenera bramkarzy, zaufanego współpracownika Manuela Neuera, w momencie, gdy kapitan leczył kontuzję. Do tego sezonu FC Hollywood było właściwie terminem historycznym z zamierzchłych czasów lat 90., kiedy po tych samych korytarzach stąpali jednocześnie Uli Hoeness, Franz Beckenbauer, Karl-Heinz Rummenigge, Mario Basler, Juergen Klinsmann, Giovanni Trapattoni czy Lothar Matthaeus. W ostatnich latach klub zamienił się w jedną z najsprawniej działających organizacji sportowych na świecie. To za czasów Kahna z Salihamidziciem znów został ustawicznym dostawcą pozasportowych nagłówków.
ROSNĄCA POZYCJA DYREKTORA
Za to można winić przede wszystkim prezesa, który od stycznia 2020 przygotowywał się do tej roli jako członek zarządu, a w lipcu 2021 sam przejął stery po Rummeniggem. Być może problemy udałoby się jednak lepiej przykrywać, gdyby nie działania Salihamidzicia, który w klubie pracował znacznie dłużej, bo dyrektorem sportowym był od lata 2017.
Wtedy jego funkcja była jeszcze bardziej marionetkowa, gdyż w klubie wciąż działali oficjalnie dwaj samce alfa, czyli Rummenigge i Hoeness. Stopniowo jednak pozycja Bośniaka rosła. Aż w lipcu 2020 wszedł do zarządu i naprawdę zaczął być czołowym ośrodkiem decyzyjnym klubu. A już wygranie próby sił z Flickiem, który dał Bayernowi Ligę Mistrzów, pokazało moc jego pozycji. Jednocześnie jednak nałożyło na niego presję, by zaczął lepiej działać na rynku transferowym.
WYSYŁANIE SYGNAŁÓW W ŚWIAT
Polityka Bayernu w ostatnich latach się zmieniła. Z klubu, który świadomie nie uczestniczył w wyścigu po największe gwiazdy i potrafił czasem iść pod prąd, widząc więcej niż inni z czołówki, monachijczycy coraz bardziej przekształcili się w taki, który chce łowić w tych samych stawach, co Manchester City, Real Madryt czy Paris Saint-Germain, tylko ma krótszą wędkę. Lewandowskiego stracił, bo za długo wierzył, że uda mu się sięgnąć po Erlinga Haalanda. Zamiast kupić innego klasycznego napastnika, wybrał sprowadzenie głośnego nazwiska, czyli Sadio Mane, który okazał się jednak kompletnym niewypałem.
Nie mając w kadrze środkowego pomocnika, w którego grze proporcje byłyby przechylone bardziej w stronę bronienia niż atakowania, ściągał kolejnych bocznych obrońców, jak choćby niechcianego w Manchesterze City Joao Cancelo, który nie sprawdził się także w Monachium. Bramkarza po grudniowej kontuzji Neuera szukał tak długo, że Nagelsmann dostał go w przeddzień rozpoczynającego rundę meczu w Lipsku. Jednocześnie cały czas dochodziły z mediów głosy, że zasadza się na Harry’ego Kane’a, kolejną globalną megagwiazdę, którą bardzo trudno będzie dostać. Bayern Salihamidzicia zbyt rzadko patrzył na realne potrzeby kadry, a zbyt często robił transfery obliczone głównie na to, by wysłać w świat jakiś sygnał.
PRZEGRANA SPRAWA NAGELSMANNA
Nic jednak bardziej nie zaszkodziło dyrektorowi sportowemu i prezesowi niż historia z Nagelsmannem. Moment rozstania z trenerem, uchodzącym za jednego z najzdolniejszych na świecie był dla wszystkich tak szokujący, że kazał zakładać, iż Kahn z Salihamidziciem wiedzą albo widzą coś, czego nie widzą inni.
Decyzja o kosztownym zwolnieniu trenera w razie niepowodzenia od razu kierowała presję na nich. Gdyby to Nagelsmann odpadł z Manchesterem City i Freiburgiem, a mistrzostwo zapewniłby sobie w jednej z ostatnich akcji sezonu, czepiano by się głównie jego. Thomas Tuchel, który przejął drużynę w środku największego młyna sezonu, nie może być jednak uznany za głównego winowajcę niepowodzeń. Ich twarzami został więc duet kierujący Bayernem.
Obaj w marcowej przerwie na mecze reprezentacji położyli na szali własne głowy. Gdyby sezon zakończył się potrójną koroną, ich notowania poszybowałyby niebotycznie. Fetowano by ich jako wizjonerów, którzy zdecydowali się na pokerową zagrywkę i wygrali. Jako że zakończył się niesmakiem ze wszystkich stron, ich ocena, także wewnątrz klubu, gwałtownie runęła.
KRUCHA KONSTRUKCJA PSYCHICZNA
Zwłaszcza że już po samej zmianie trenera okazało się, że doniesienia o straconej przez Nagelsmanna szatni były przedwczesne. Dość wielu piłkarzy sprawiało wrażenie zaskoczonych lub wręcz rozczarowanych (Kimmich) tym, że do tej zmiany w ogóle doszło, co nie ułatwiło wejścia Tuchelowi. Piłkarze, z których część wciąż mogła przeżywać pomundialową traumę, rozsypywali się psychicznie przy każdym możliwym niepowodzeniu.
Regularnie rozgrywali mecze, w których wszystko dobrze się układało, ale tylko do pierwszego błędu. Potem następowały zbiorowe zaćmienia. W tym kontekście ostatni mecz w Kolonii też był symptomatyczny: Bayern niby szybko strzelił gola, niby wszystko miał pod kontrolą. Ale taki typowy Bayern, w dobrej formie, potrafiłby dołożyć drugiego i trzeciego, by zamknąć sprawę. Tegoroczny z kolei w prosty sposób dał sobie strzelić gola i o wynik musiał drżeć do samego końca.
ROZGOSZCZENI W STREFIE KOMFORTU
Poza wszystkim, w wielu sytuacjach tego sezonu było widać, że wieloletnia dominacja w Bundeslidze i seryjne wygrywanie zdemobilizowało ten zespół. Sprawiło, że stracił odpowiednie wyczucie proporcji między atakiem a obroną, co szczególnie boleśnie wykorzystał Manchester City w Lidze Mistrzów.
Ale i w lidze zaskakująco łatwo było Bayernowi strzelić gola, bo jego zawodnicy zbyt często zachowywali się nonszalancko, wybierali koronkowe rozwiązania w strefach i w sytuacjach, w których wiara we własne umiejętności raczej szkodzi, niż pomaga. Przestali właściwie szacować boiskowe zagrożenie. Z drugiej jednak strony, ostatecznie w swoim poczuciu bezpieczeństwa zostali przez rywali utwierdzeni. Nawet sezon, w którym tak wiele szło w Monachium nie tak, zarówno w gabinetach, jak i na boisku, zdołali ostatecznie zakończyć z mistrzostwem.
IMPERIUM ZWYKLE KONTRATAKUJE
Konkurencja, nauczona doświadczeniem, może mieć poczucie, że kolejnej takiej szansy nie będzie przez następne dziesięć lat. Bo imperium, po tego typu doświadczeniach, zwykle kontratakuje. Rok po tym, jak Bawarczycy ostatni raz nie zdobyli mistrzostwa Niemiec, sięgnęli po Ligę Mistrzów. Rok po tym, jak ostatni raz musieli o mistrzostwo drżeć do ostatniej kolejki, czyli za Kovaca, znów okazali się najlepsi w Europie. Bayernowi zdarzają się czasem słabsze sezony. Ale bardzo rzadko dwa z rzędu.
Tegoroczne 71 punktów, to jego najgorszy wynik od 2011 roku, czyli ostatniego sezonu Louisa Van Gaala. Wtedy wystarczył jednak ledwie do trzeciego miejsca. Właśnie na przełomie dekad zdarzyło się po raz ostatni, by Bayern dwa, a nawet trzy razy z rzędu, kończył Bundesligę z równie marnym wynikiem. Bawarczycy wychodzili wówczas z okresu kryzysu, który zdołali przekuć w najlepszą dekadę w historii. Teraz ich panowanie się chwiało, ale zdołali je ostatecznie utrzymać.
PREZES OD FINANSÓW
Nowe władze klubu czeka jednak w lecie mnóstwo pracy. Nowym prezesem już został Jan-Christian Dreesen, od 10 lat pilnujący w klubie finansów, będący zaufanym człowiekiem Hoenessa i Rummeniggego. Jego nominację można odebrać jako kolejny dowód ich wciąż sporych wpływów w klubie. Można się spodziewać, że w przeciwieństwie do Kahna, będzie to raczej prezes zajmujący się bardziej finansami niż sportem. Tym ważniejsze więc będzie, kto zostanie następcą Salihamidzicia. Nazwiska nowego dyrektora sportowego jeszcze jednak nie ogłoszono.
THOMAS TUCHEL Z CZYSTĄ KARTĄ
Wiadomo natomiast, że za przebudowę kadry będzie odpowiadał Tuchel, który ciągle cieszy się bardzo dużym szacunkiem szefów. Dla jego przyszłości lepiej jednak, że w ciągu dwóch miesięcy nie przegrał absolutnie wszystkiego, co tylko się dało, bo inaczej w przyszły sezon wszedłby już mocno poraniony. Z paterą w garści, będzie mógł z w miarę czystą kartą zabrać się za budowanie autorskiej drużyny. Już pewnie bez kilku piłkarzy, którzy najbardziej zawiedli, za to z kilkoma nowymi, zwłaszcza na najmarniej obsadzonych pozycjach, jak środek ataku. Czyli tę monachijską zasadę nowy trener też zdążył już poznać: mistrzostwo zdobywa się nie po to, by się z niego cieszyć, tylko by mieć chwilę spokoju pracy. Okoliczności były dramatyczne, ostatnia kolejka z tego sezonu będzie legendarna, lecz skończyło się jak zwykle, co jest smutną informacją dla Bundesligi. To jednak nie zarzut do Bayernu. On akurat w tym sezonie zrobił wszystko, co mógł, by liga była ciekawsza.
Czytaj więcej o Bundeslidze:
- Borussia narobiła w portki metr przed metą. Bayern znów mistrzem Niemiec
- Inność, śmierć i koniec kariery w wieku 33 lat. Ostatni mecz Hectora – idola Kolonii
- Hertha Berlin. Miał być Big City Club, będzie chlup… do 2. Bundesligi
- Trela: Jungs, das ist Bayer. Jak Xabi Alonso próbuje zerwać z wizerunkiem wiecznych przegrywów
Fot. Viaplay
W Bayernie burdel, a to wszystko z winy Lewandowskiego, bo żonka namówiła go na życie w Barcelonie i grę w paździerzowym klubie
Racja . Ale co z tą ległą
Akurat nie z winy żonki, tylko Negelsmana i zarządu Bayernu który za to właśnie poleciał.
Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam czytać Trelę, gość świetnie pisze.
czasami trochę pisze pod tezę ale prawda, Trela i Mazurek – jedynych dwóch gości robiących tutaj dziennikarstwo a nie jakieś jaja
mazurek twierdzi ze Belgia byla vicemistrzem swiata. To go skresla jako dziennikarza sportowego.
Zgadzam się. Jestem kibicem Bayernu od polowy lat 80tych i uważnie śledzę co się dzieje w tym klubie. Dobrze, że zwolniono obu managerów, bo to głównie za ich sprawą Bayern ma najsłabszà drużynę nie od 10, ale przynajmniej od 20 lat… Śtodek obrony i środek napadu są naprawdę słabe…. Borussia tkiej okazji na pokonanie słabego Bayernu nie będzie miała kolejnych 10 lat przynajmniej…
To bardzo dobrze napisany artykuł. Dziękuję Panie Michale.
Wyjdź za niego:)
Gdyby nie frajerstwo BvB, bo mają mental przegrywów, to Tuchel miałby idealnie wejście do Bayernu przepierdalając wszystko, a tak się uratował chociaż trochę. Aczkolwiek zmiana Nagelsmana na tego psychola to i tak totalna bzdura.
czas pokazał, że jeszcze większą bzdurą było wywalenie H.Flicka, bo tak trzeba nazwać przejście na posadę selekcjonera, od tego zaczął się rozpad tej drużyny, bo Nagelsmann to inny typ człowieka, po prostu nie każdemu pasował (np. Robercik czy Muller czyli jeszcze liderzy drużyny), ale dobra może w tamtym momencie sie to jakoś tam broniło, chęć gruntownych zmian w ekipie i powolnej wymiany pokoleniowej, tylko że to wtedy zaczął się zjazd, zakończony wywaleniem młodzika co ostatecznie przekonało wszystkich, że władze Bayernu to idioci bez wizji, bo lekką ręką zniszczyli to co wypracowywali przez 2 lata wcześniej (nawet jeśli to był błąd), jednocześnie jakoś te młode gwiazdy jak Kimmich czy Musiala to takie dzieciaki bez mentalnej siły przetrwania, jak jest dobrze to ciągną, ale jak sie pojawia problem to uciekają, bo może samo sie zrobi? to ogólnie większy problem obecnego pokolenia 20+, wychowani w dobrobycie nie wiedzą co to walka o przetrwanie, brak im ciągu
Wypierdalaj podszywie
A w ogóle chuj z Bajernem, dla mnie największą sensacją ostatnich lat jest Union. Od kiedy wyjebali konfidenta Gikiewicza to same sukcesy i awans do pucharów, aż w tym roku doszli na swój szczyt, bo mają awans do Ligi Mistrzów. Szacuneczek, że z takim małym budżetem takie wyniki.
Pamiętam jak kretyn Wichniarek pierdolił, że Gikiewicz odchodzi do lepszego klubu niż union, bo Augsburg będzie rósł w siłę, a Union się kończy 🙂
Bo Union to pruski klub, a Prusacy potrafią robić duże rzeczy małymi nakładami i w kiepskich warunkach. Nawet Polacke z Pomorza, Warmii lub Śląska u nich się nauczyli porządku. My nie, bo w Wielkopolsce zawsze był porządek.
O, jest i prusak.
Jego starą hitlerowcy zapłodnili podczas gwałtu przez odbyt.
A Augsburg jaki?
Wichniarek to taki sam ekspert jak Gikiewicz
Dobry text.
Mam wrażenie, że Michał jest jedynym
Na tym Portalu, ktory jeszcze interesuje sie sportem a nie ploteczkami i lansem.
Świetny artykuł, jak zwykle zresztą.
Z wiekszoscia tez sie zgadzam choc ujeto je w tym tekscie w zbyt delikatnych slowach. I dobrze ze sa nawiazania do Realu Madryt,wczoraj w komentarzach tez ktos o tym wspominal ze Bayern to nie Real i wygrywa taka LM raz na 10 lat wiec inna skala. Otoz jako sympatyk FCB odpowiadam:i tak i nie. Tak,bo oczywiscie w Monachium przeznaczano w 90% przypadkow duzo skromniejsze kwoty na transfery,duzo mniej medialne nazwiska,czesto zakupy niby „przyszlosciowe” a najlepiej to zeby udalo sie zawsze odjebac taki meges jak z Lewym czyli za darmo wziac goscia ktory przez ponad 5 lat bedzie twarza calej ligi. A ze potem bedzie sie probowalo przez zdecydowanie zbyt dlugo na nim jechac nie szykujac odpowiednich nastepcow to przeciez niuans. A teraz czesc o „nie”-Bayern wlasnie jest taki sam jak Real,choc ma na to swoje popierdolony swiatopoglad. Bo Perez wydajac przez lata miliony na transfery tzw. galaktyczne sprowadzil np. tego Krystyne ktory jak wiadomo przyczynil sie do trzech wygranych LM z rzedu dzieki czemu pan prezes mogl oglaszac JESTESMY KURWA NAJLEPSI BO JESTESMY GALAKTIKOS,WIELKIE WYDATKI DAJA WIELKIE ZWYCIESTWA I BIERZEMY JE HURTOWO. Tymczasem w Bayernie chca wierzyc w swoja bajeczke:jesli uda sie raz na X lat wygrac LM to pierdolenia NIE WYDAJEMY,BUJDUJEMY ROZSADNIE I WYGRYWAMY WSZYSTKO. PATRZCIE I PODZIWIAJCIE LAMUSY,DA SIE nie ma konca. A w sezonie gdy LM nie wpadnie na konto co jest raczej standardem(tak bywaja czesto polfinaly,polfinal to nie puchar w gablocie) to wtedy plynie chyba rownie lubiana przez nich narracja NO NIE WYGRALISMY,PROBOWALISMY,WIERZYMY ZE BYLISMY LEPSI,NIE NASZA WINA TO ONI SA WINNI BO WYDAJA WIECEJ,NIE DA SIE W TAKICH WARUNKACH WYGRYWAC. I to rozdwojenie jazni tak sobie trwalo i jeszcze troche potrwa. A w chuj bo sie rozpisalem w nerwach
Masz minusa szwabskie nasienie
Chciales pocisnac? Bo wyszedl ci komplement,dzieki cwoku
Niech zakontraktują Śpiączkę, proszę.
o nie, śpiaczka to nasz człowiek, musi zostać w Polsce. ma te 32 lata, jeszcze ze 3 lata grania w piłkę przed sobą, i 3 potencjalne spadki. trzymajmy kciuki za chłopa.
Löwenstein niepotrzbeny, mistrzostwo i tak wygrane
A 50 baniek na gwiazde młodą jest ? Jest .
I za to podejście cenię Niemców! W wielu miejscach (w Polsce na pewno) świętowano by mistrzostwo, ignorując styl i niemal przypadkowość jego zdobycia (vide nasze eliminacje do poważnych imprez). Niemcy widzą, że maszyna nie działa, jak powinna i zawczasu modernizują. I to w dobrym kierunku – bo oddawanie sterów w ręce ex-kopaczy to proszenie się o problemy.
tylko czemu nie poczekali te 2 dni? to tak jakby pan młody przespał sie z 3 druhnami jeszcze na weselu
Bo mistrzostwa kraju juz dawno stracily swoja wartosc w topowych ligach. Co za roznica dla wielkich czy skoncza na 1 czy 4 miejscu skoro i tak graja w tym samym pucharze. Tylko LM sie liczy. Niestety taki mamy klimat. Kluby zasciankowe takie jak Napoli celebruja mistrzostwo bo zdarza im sie ono raz na pol wieku
„Pozwolił, by Hans-Dieter Flick, który dał klubowi najlepszy sezon w historii”
Heynckes.
A wystarczyło zostawić starego trenera do końca sezonu
Przy okazji zdobycia mistrzostwa przez Bayern kolejny raz wyszły kompleksy Kuby Blaszczykowskiego do Lewandowskiego.
Gdy Lewandowski w internetach zamieścił komentarz, że cały czas wierzy w mistrza dla Bayernu i mu mocno kibicuje, to Kubuś pewny wygranej klubu z Dortmundu skontrował, pisząc, że trzyma kciuki za nowego mistrza.
Nawet to Kubusiowi nie wszyło a Lewy kolejny raz King.
Trela i Mazurek to jedyni prawdziwi dziennikarze na Weszło, ale ten pierwszy dodatkowo nie przemyca lewackiej propagandy wszędzie, gdzie się da. Reszta powinna zrzucić się na porządny obiad dla Pana Michała i namówić na korepetycje z pisania artykułów. Nie wyłączając Dobruchowskiego, hłe hłe hłe.
NIGDY.. żadne zrzutki i uczenie się pisania, po 1. nie widzę już sensu w powielaniu tej formy z podtytułami co 5 zdań, nawet jeśli ciekawie gość pisze, to już teraz jest lekko nużące, ale jeden raz na ileś da się przeżyć, po 2. teraz widzisz różnicę, ale jak wszyscy zaczną pisać tak samo to sie zrobi ogólny budyń, bo nie dość że forma lekko do dupy to treść bedzie bez sensu, a w zasadzie bez treści … niech zostanie jak jest, pan Trela ma swój styl, pisze fajnie, chociaż mi sie nie podoba ta forma samego felietonu, ale dobra przeżyję.. a reszta niech pisze jak umie, przynajmniej bez klikania wiadomo gdzie nie warto włazić i tracić czas
Pamietam jak wszyscy śmiali się z Samihalidzicia, że przy Hoenessie i Rummenigge każdy mógłby zostać dyrektorem sportowym w Bayernie bo i tak nie musiał nic robić – ostatecznie to 2 bossów pociągało za sznurki. Widać że chcieli wychować sobie następców i teraz ta praca oraz know-how (i przy okazji mnóstwo czasu) poszły do kosza. Ta wyrwa może być najtrudniejsza do zasypania. Kahn i Samihalidzić byli dobrzy w zakulisowych gierkach i pohukiwaniu, ale klubowi w żaden sposób nie pomogli.
A jeszcze nie tak dawno experty od komentowania pod artykułami na Weszło pisali, że Lewandowski to tylko dobijak, że w Bayernie to każdy napastnik z tyloma minutami w sezonie notowałby podobne statystyki. I co? I jajco!
Najlepszy strzelec na koniec sezonu ma 16 bramek. Tyle Robert to do Bożego Narodzenia robił.
Mane vs Lewandowski – statystyki nie kłamią!
No nie kłamią, strzelili ponad 90 goli w lidze bez niego
I co z tego? Ich najlepszy ligowy strzelec nie przebił 15 bramek w sezonie ligowym. Efekt LM i PN szybciutko zakończone a w lidze mistrzostwo wywalczone psim swędem. Kłania się brak napastnika. Jakoś w poprzednich latach jak Lewandowski dowoził kilkadziesiąt bramek w sezonie to takich problemów nie było….
jak bramki strzelają rózni zawodnicy tzn. że druzyna nie jest uzależniona od jednego zawodnika