Reklama

Sergio Busquets – błąd w piłkarskim Matrixie

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

26 maja 2023, 16:16 • 9 min czytania 11 komentarzy

Pewien człowiek powiedział kiedyś, że piłkarskie kariery są dwie. Pierwsza kończy się wtedy, gdy zużyte korki trafiają głęboko do szafy, a smak meczowej adrenaliny trzeba zastąpić czymś innym. Druga zaś przypomina wymiar poetyckiej wieczności. Nie przemija wraz z ostatnią minutą na murawie. Trwa dalej – we wspomnieniach kibiców, w książkach, filmach i wszelkich rodzajach nośników pamięci, które podkreślają wyjątkowość danego piłkarza. To ten, którego nazwisko wymawiasz i nic więcej dopowiadać nie musisz, bo każdy wie, kim był nie tylko dla klubu czy reprezentacji, ale także dla całego futbolu. Odkładając na bok wszystkie życzliwości lub antypatie, Sergio Busquets niewątpliwie zalicza się do drugiego, legendarnego typu kariery.

Sergio Busquets – błąd w piłkarskim Matrixie

Oczywiście ostatniego słowa jako profesjonalny zawodnik Hiszpan jeszcze nie powiedział, natomiast wiadomo już, że za kilka tygodni skończy się jego przygoda w Barcelonie i tym samym status uprawiania sportu na najwyższym poziomie. Licząc okres spędzony w La Masii, przygoda trwająca 18 lat. Szmat czasu. Życie, rodzina, sukcesy i porażki – Busquets wszystko powiązał z jednym miejscem i sumiennie zapracował na status klubowej legendy z opaską kapitańską na finiszu. Nawet jeśli nie był tak uwielbiany jak Xavi czy Iniesta (ten drugi nawet w obozach największych rywali), trzeba mu oddać, że dla piłki nożnej zrobił więcej, niż wielu kibicom się wydaje.

Sergio Busquets i jego najważniejsze trofea:

  • dziewięć mistrzostw Hiszpanii
  • siedem Pucharów Hiszpanii
  • siedem Superpucharów Hiszpanii
  • trzy Ligi Mistrzów
  • mistrz Europy i mistrz świata

Dlaczego Sergio Busquets jest tak wyjątkowy?

Przede wszystkim Sergio Busquets zmienił postrzeganie pozycji defensywnego pomocnika w piłce nożnej. Jeśli z czegoś mamy go pamiętać z jego najlepszych lat, to właśnie z dopisania kluczowych rozdziałów w regularnie edytowanej książce pt. „Futbol”. Rdzenny Katalończyk nigdy nie wyglądał na gościa, który może dysponować taką siłą sprawczą, ale dzięki Pepowi Guardioli nawet tak chudy i wysoki piłkarz bez mięśni potrafił dosłownie wpłynąć na następne generacje piłkarzy. To bowiem, co robił na boisku Busquets, topowi pomocnicy o bardziej defensywnym usposobieniu musieli później naśladować. Niektórzy nawet narzekali, że „Busi” wyrządził im krzywdę, ponieważ zakres ich obowiązków zaczął wyraźnie wykraczać poza takie aspekty jak przechwyty zagrań rywala, odbiór piłki, asekuracja kolegów, celne podania do najbliższego, starcia fizyczne i bieganie od jednej szesnastki do drugiej na dużej intensywności.

Po okresie, w którym Barcelona biła wszystkich w Europie, od środkowego pomocnika zaczęto wymagać również kontrolowania tempa gry, myślenia kilka kroków do przodu, wykorzystywania luk za plecami obrońców, zagrywania prostopadłych podań na nos i ogółem szerokiej wizji, która wcześniej charakteryzowała głównie zawodników o ponadprzeciętnej kreatywności na ofensywnych pozycjach. Dlatego też Busquets był chodzącym unikatem – łączył w sobie te wszystkie ważne cechy i zakrywał mankamenty zarazem, tworząc osobną pozycję i będąc źródłem inspiracji dla innych.

Reklama

Sęk w tym, że nie dało się go sklonować. Ba, kto by tego chciał? Pomocnika bez dynamiki, bez strzału, bez dryblingu, bez siły, bez zęba w jakichkolwiek pojedynkach? Jeśli już chcieć Busquetsa, to w ulepszonej wersji z podkręconymi parametrami bez wad, kogoś na wzór Rodriego w Manchesterze City. Ale raz, że nie żyjemy w grze komputerowej, a dwa: gdyby tych wad nie było, nie pisalibyśmy o unikalności, którą trudno pojąć i która zaprzeczała wszechobecnym trendom.

To naprawdę niezły paradoks, że piłkarz o tak znaczących deficytach fizycznych (mowa także o szybkości i zwrotności) dał radę przez tak wiele lat nie tyle utrzymać się na najwyższym poziomie, co w pewnym okresie zasłużyć na miano najlepszego w swojej dziedzinie. A przecież nie tylko dziś wymarzony profil środkowego pomocnika różni się od sylwetki, jaką posiada Sergio Busquets. Kilkanaście lat temu też można było mieć poważne wątpliwości. Mimo to, w 2023 roku mówimy o człowieku, który uzbierał na swoim koncie ponad 700 występów w barwach FC Barcelony i prawie 150 w reprezentacji Hiszpanii. Co jak co, ale takich liczb nie wykręcają piłkarze zwyczajni. Pep Guardiola doskonale wiedział, kogo w 2008 roku wyciąga z rezerw „Dumy Katalonii” i kim zastępuje ówczesnego kozaka, Yayę Toure.

Dyskretny na boisku, dyskretny poza nim

Po angielsku powiedzielibyśmy „one of a kind”: jedyny w swoim rodzaju. I to nawet w takiej kwestii jak podejście do ukazywania życia prywatnego, na które bycie bardzo znanym piłkarzem kładzie pewne cienie. Ale najwyraźniej nie w przypadku Busquetsa-dziwoląga, który choćby w świecie mediów społecznościowych pojawił się dopiero w 2019 roku. Owszem, to nic złego, ale w tłumie to też na pewno rzecz wyróżniająca.

Z drugiej strony, historia akurat tej legendy Barcelony nigdy nie kojarzyła się z sensacjami, tragediami, zwrotami akcji czy jakimikolwiek przygodami, na podstawie których można by było zbudować materiał na ciekawą biografię. Nie, wygląda na to, że Sergio od zawsze był po prostu zwykłym Matim z katalońskiego osiedla w Badia del Vallès, który widział i wiedział więcej od innych, a do tego z piłką przy nodze myślał najszybciej, dlatego został wybitnym pomocnikiem. Trening, dom, piłka, siłownia, rodzina i tak w kółko. Żadnych wybiegów, blasków fleszy i kontrowersji, a jeśli już – co też wiele mówi – to głównie ta jedna słynna teatralna akcja na murawie w meczu z Interem…

Reklama

Uwaga, patrzy na was oko Saurona!

Najlepiej byłoby chyba stwierdzić, że Sergio Busquets był stworzony do prowadzenia dyskretnej kariery. Miał też do tego warunki i dobrze je wykorzystał. Niezależnie bowiem od czasu, pięć czy piętnaście lat temu, w Barcelonie zawsze inni mieli status gwiazd, o których mówiło się najwięcej. „Busi” nigdy nie był na pierwszym planie i nikomu nie przychodziło do głowy, żeby tak go nazywać. Cichym dyrygentem – okej, pasuje. Ale poza boiskiem skrytym tak bardzo, że mimo tylu lat w profesjonalnej piłce wiemy o nim niewiele. W tych czasach to sztuka.

Piłkarz, który wymyka się statystykom

Kiedy dyskutujemy o futbolu, bardzo często podpieramy się statystykami. Kiedyś liczyliśmy przede wszystkim gole i asysty, dziś asysty drugiego stopnia, rodzaje wybieganych kilometrów, skuteczność odbiorów, celność podań i setki innych parametrów, które służą za podpowiedź, kto jest dobry, a kto nie. Ale to jak z oglądaniem piłkarzy na ekranie telewizora – nigdy nie zobaczysz wszystkiego, co potrzebne. Musisz iść na stadion, żeby zobaczyć ich na żywo. Łapiesz inną perspektywę, dostajesz inne informacje. Ale w przypadku Sergio Busquetsa to wciąż byłoby za mało.

Oglądasz mecz, nie widzisz Busquetsa. Oglądasz Busquetsa, widzisz cały mecz. Gdybym mógł być dzisiaj piłkarzem, chciałbym zostać Busquetsem.

Vicente del Bosque w 2010 roku

Swego czasu w Hiszpanii powstało nawet przekonanie, że aby zrozumieć geniusz Busquetsa, trzeba oglądać tylko jego występ przez całe 90 minut. A jeśli rozumiesz Busquetsa, rozumiesz też futbol. Niby proste, ale nie do końca, bo tego gościa nigdy nie dało się osadzić w żadnym przewidywalnym modelu. Ba, obserwując mecze Barcelony, można było odnieść wrażenie, że on sam jest obserwatorem spotkania z lotu ptaka, który na wszystko reaguje na bieżąco lub wręcz odpowiada na wydarzenia, które już widział w sposób niepowtarzalny. Ot, schematów niewiele, za to niemal czysty freestyle, choć – żeby być uczciwym – tzw. pinokio pass to specjalność repertuaru właśnie Busquetsa. Rzecz na pozór łatwa, tak jak na pierwszy rzut oka cały styl gry 34-latka, której nie da się jednak opisać algorytmami.

Jak dotąd, najprecyzyjniej opisał go Johan Cryuff tymi słowami w 2008 roku: – Sprawia wrażenie weterana z piłką lub bez. Z piłką sprawia, że ​​to, co trudne, wygląda na łatwe: pozbywa się piłki jednym lub dwoma dotknięciami. Bez piłki natomiast daje nam lekcję: bycia we właściwym miejscu i czasie do przechwytywania i biegania tylko po to, by odzyskać piłkę.

Łącznie 18 bramek i 45 asyst w klubowej piłce. Rekordowe liczby w jednym sezonie: gol i sześć asyst w 2010/2011. Reprezentacja? Dwa gole i dziewięć asyst, z czego tylko jedna na wielkich turniejach (z Portugalią w 2018 roku). Gdyby oceniać Busquetsa wyłącznie po takich statystykach, nikt nie przyznałby mu miejsca na półce obok Paula Scholesa, Stevena Gerrarda, Luki Modricia czy innych środkowych pomocników, którzy oprócz budowania własnego dorobku budowali także grę swojej drużyny w środku pola. I niewykluczone, że z tego względu za kilkadziesiąt lat zapomni się o oryginalności przedstawiciela złotego pokolenia FC Barcelony. Bo był tak inny, tak nie wpisujący się w znane schematy, jakimi cechowali się inni.

Co dalej? Sergio Busquets pójdzie ścieżką Xaviego?

2012, lipiec, krótki i luźny wywiad z klubową telewizją FC Barcelony. Pada pytanie: „Jakiej muzyki słuchasz w drodze na boisko?” Sergio odpowiada: „Zwykle rozmawiam z Xavim”. Tym samym Xavim, który jeszcze jako zawodnik zdradzał predyspozycje do bycia trenerem i po zawieszeniu butów na kołek oczywiście nim został. Co będzie z Busquetsem? Czy pójdzie w ślady kolegi piłkarza-trenera? Cóż, w tej kwestii co najwyżej można zagrać w zgaduj-zgadula, ponieważ 34-latek prawie w ogóle nie wypowiada się o rzeczach niezwiązanych z piłką. W kontekście takich rozważań szkoda, bo to piłkarz, któremu chyba tylko Xavi i Iniesta mogliby dorównywać w rozumieniu piłki nożnej i boiskowej inteligencji. Przeszkodą mógłby okazać się spokojny temperament, ten cichy styl życia, co trudno połączyć z pracą szkoleniowca na wyższym szczeblu z większą presją i szerszą paletą emocji, ale nigdy nie można niczego wykluczać. „Busi” może mieć papiery na bycie fachowcem, który w jakiś sposób naucza futbolu.

Ale zanim w ogóle do tego dojdzie, przed Busquetsem zapewne ostatni kontrakt w karierze. W hiszpańskich mediach mówi się, że ogromny, bajkowy, wręcz zniewalający. Szejkowie z Arabii Saudyjskiej nie patyczkowali się i od dłuższego czasu namawiali otoczenie piłkarza do zmian. Xavi prosił „Busiego” o jeszcze jeden rok w Barcelonie, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że klub nie znalazł jego następcy, o ile to możliwe… Nie, raczej nie. Taki fenomen z racji na specyficzne połączenie wad i zalet w obecnym futbolu, w którym piłkarze na każdej pozycji muszą być coraz silniejsi i szybsi, nie powinien mieć już racji bytu.

No więc, Xavi chciał, żeby jego kolega z boiska został w ekipie mistrza Hiszpanii na dłużej. Tylko że, choć w skali ogólnej mówimy o ewenemencie, Sergio Busquets zaczął się po prostu starzeć. Przestał nadążać za piłką w europejskich pucharach. Popełniał coraz więcej błędów. Jego komputer w głowie potrafił poważnie zawieszać się w newralgicznych chwilach, a przez to wszystkie pomniejsze zagrania w trakcie meczu, które od zawsze wyróżniały Busquetsa, trochę straciły na znaczeniu.

To nie jest jeszcze etap, który totalnie dyskwalifikuje 34-latka z topowego poziomu, ale chyba nawet on sam w pewnym momencie poczuł, że przeciąganie końca zaburzy pamięć o „Ośmiornicy” z Camp Nou. Lepiej odejść wtedy, kiedy można jeszcze kibiców czymś zachwycić, a nie już tylko ich zawodzić. Tak zrobił Xavi. Tak zrobił Iniesta. I teraz ich śladem, jako najmniej widowiskowy z fantastycznej trójki, ale wcale nie mniej ważny, podąża Sergio Busquets. Tak jak oni – nazywany pomocnikiem niezastąpionym.

WIĘCEJ O FC BARCELONIE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Hiszpania

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...