Spadając z Ekstraklasy w 2021 roku, Górale rozpisali plan, który w ciągu dwóch lat miał ponownie doprowadzić ich do elity. Szanse na to, że uda się go zrealizować, są już tylko iluzoryczne, więc w klubie zanosi się na ścinanie głów. To prawda, że rewolucja by się przydała. Ale nie tylko personalna. Zanim w klubie nie przemyślą swojego miejsca w łańcuchu pokarmowym polskiego futbolu, zmiany na stołkach niczego nie przyniosą.

Platon przyjacielem, lecz większą przyjaciółką prawda – mówi słynna sentencja Arystotelesa i mniej więcej z takiej pozycji obserwuję rozwój wydarzeń w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Tak, to klub z mojego miasta, na którego stadionie się wychowałem i na którego meczach przeżywałem największe kibicowskie uniesienia. Gdyby ten pierwiastek wciąż był we mnie silniejszy, pewnie miałbym inny stosunek do fiaska rozpisanego na dwa lata planu powrotu do Ekstraklasy. Jeszcze kiedyś opowiadałem prywatnie, że gdybym nagle przestał zawodowo zajmować się futbolem, oglądałbym tylko mecze Podbeskidzia Bielsko-Biała. Ale już wiem, że to oszukiwanie samego siebie. Na próbę włączyłem ostatnio ważny mecz z Zagłębiem Sosnowiec. Nie ruszyła mnie czerwona kartka dla rywali. Ani stracona w dziesiątkę bramka. Ani porażka przekreślająca szanse na awans. Totalnie zobojętniałem. Nie oglądałbym meczów Podbeskidzia tylko dlatego, że to Podbeskidzie. Szkoda życia. Powiadomienia o bramkach z Flashscore’a w zupełności mi już wystarczą. Dlatego to nie jest tekst z perspektywy kibica. Ta musiałaby zawsze brzmieć: Ekstraklasa albo śmierć. Taka natura kibica.
Długa droga do pełnych trybun
Potem przychodzi jednak taki mecz jak ostatnio z Wisłą Kraków. Piękny i pełny stadion. Znakomita atmosfera. Widoczne z trybun szczyty pokazujące, że w tym starym sloganie „Ponad nami tylko góry” jednak było ziarno prawdy. I oszukiwałbym siebie, gdybym powiedział, że nie robi to żadnego wrażenia. Pokazuje, jaką drogę ten klub jednak przeszedł. Przecież wychowałem się na jego przaśności. To tam na krytej trybunie przestarzałego stadionu, rodziły się ligowe klasyki w stylu: „Grajcie na Wawrzyniaka, on jest cienki”, czy „siadaj na d… Kiereś”.
Podbeskidzie to był pan Heniek od sprzętu, pani Ela, to był prezes Jerzy Wolas, wąsy Wojciecha Boreckiego, wąsy prezydenta Jacka Krywulta. Podbeskidzie to odwieczny dylemat, czy człowiek ma za to wszystko się wstydzić, bo czuje, że powinien, czy jednak być dumny, bo wszyscy stamtąd mamy poczucie regionalnej dumy i uwielbiamy słuchać opowieści, jakie fajne jest to Bielsko (dlatego najlepszym prezesem był Janusz Okrzesik, bo dobrze czuł granie na tej nucie).
Koniec przaśności
A tu nagle dylematu nie było. Patrzy się na te obrazki z meczu z Wisłą i nie ma nawet śladu dawnej przaśności. Jest zwyczajna, niczym niezmącona duma. Na tych zdjęciach klubowi niczego już nie brakuje. Kibiców także nie, choć całe istnienie klubu składa się z udowadniania tego. W tym sezonie średnia frekwencja jest piąta w lidze i przewyższa kilka ekstraklasowych. W poprzednich rozgrywkach też była piąta.
Nie jest to kibicowsko Górnik Zabrze i pewnie nigdy nie będzie. Ale nie ma też poczucia, że robi się tam futbol dla nikogo. Gdy tylko wyniki były choć trochę lepsze, czyli w sezonie ostatniego awansu, nikt na zapleczu Ekstraklasy nie przyciągał więcej kibiców. W Polsce, gdzie trybuny notorycznie świecą pustkami, nie ma żadnego powodu, by czepiać się akurat Podbeskidzia. Skoro jest więc tak dobrze i można się wzruszać, to dlaczego jest tak źle, a lokalne media sugerują, że lada moment pracę straci trener, dyrektor sportowy i prezes?
Czas ścinania głów
Wyrzucić można wszystkich, zawsze. Po tym, jak dwa razy z rzędu nie udało się awansować nawet do najlepszej szóstki, w lidze, w której tylko jakieś 9-10 zespołów ma w miarę uzasadnione ekstraklasowe aspiracje, kij na każdego zawsze się znajdzie. Na Dariusza Żurawia, który mając z przodu dwóch zawodników strzelających po 15 goli w sezonie, tak rzadko wygrywa. Na dyrektora sportowego, który zbudował chyba najbardziej bezbarwną zbieraninę w dziejach tego klubu. No i na prezesa też, ostatecznie to zawsze on za wszystko odpowiada. Także za to, że co chwilę trzeba błagać w mieście, by spiął się budżet. Ale wymienienie Bogdana Kłysa na kogoś innego, Łukasza Piworowicza na Sławomira Cienciałę czy Marka Sokołowskiego, albo Dariusza Żurawia na Pavola Stano (jego kandydaturę podał portal sportowebeskidy.pl), to tak naprawdę wciąż mieszanie dla mieszania. Bez zadania sobie ważniejszego pytania: co ten klub chce osiągnąć? Dokąd zmierza? Jaki właściwie jest cel jego istnienia?
W pierwszych latach po założycielskiej fuzji lokalnych klubów z 1997 roku wynik sportowy był wszystkim. W mieście, które było piłkarską pustynią, nigdy nie miało Ekstraklasy, a jej zaplecza dawno, naturalną potrzebą było sprawdzenie, jak wysoko da się dojść. Pierwsze szczeble szły gładko. W I lidze Podbeskidzie zatrzymało się na dziewięć lat. Ale i ją w końcu sforsowało. Zdołało się utrzymać w elicie na pięć sezonów, co trzeba uznać za spore osiągnięcie, które niewielu beniaminkom, zwłaszcza absolutnym, udało się przebić.
Konkurencyjny rynek
Ale to były inne czasy. Dość powiedzieć, że Piast Gliwice, z którym Podbeskidzie szło wówczas w miarę równolegle, to dziś jeden z najdłużej nieprzerwanie grających w elicie klubów w Polsce, a Wisła Kraków, wówczas niedościgniony wzór, to ligowy rywal. Zmieniło się sporo. Napęd wewnętrzny, który działał w 2007 roku, niekoniecznie jest dopasowany do roku 2023. Wówczas polski rynek wyglądał zupełnie inaczej. Liga lizała rany po gigantycznej aferze korupcyjnej, która sprawiała, że kolejne kluby były co roku degradowane. Z dnia na dzień bogaci mecenasi porzucali kluby albo przenosili je do innego miasta. Co jakiś czas ktoś nie dostawał licencji. Zasady awansów i spadków ważyły się do ostatnich chwil rozgrywek.
Kto nie bankrutował i nie był degradowany za korupcję (Podbeskidziu udało się dostać tylko sześć ujemnych punktów, co ostatecznie i tak kosztowało awans), ten był poważnym kandydatem do gry w Ekstraklasie. A kto i tam nie bankrutował i nie był degradowany za korupcję, mógł mieć nadzieję utrzymać się tam przez lata.
Po co do Ekstraklasy?
O tym, że świat wygląda inaczej, Podbeskidzie przekonało się już za drugim pobytem w elicie, gdy spadło po roku, mimo że wówczas degradowano tylko jedną drużynę. Wpisało się w ten sposób w niekorzystny dla beniaminków trend. Od 2016 roku nie zdarzyło się, by nie spadł żaden z nich.
Dziura między I ligą a Ekstraklasą zrobiła się większa niż dawniej. Jeśli Podbeskidzie mówi, że jego celem jest Ekstraklasa, można od razu zadać pytanie: po co? Bo bardzo możliwe, że po to, by spaść po roku. Takie są realia. Podbeskidzie mówi jednak, że chce do Ekstraklasy. Pewnie będzie tak mówić i za rok. Przydałoby się, żeby zamiast myśleć o ścinaniu głów, ktoś pomyślał, co właściwie zamierza osiągnąć. Na jakim rynku konkuruje dziś, w 2023 roku?
Odwieczny klub miejski?
Odkąd pamiętam, czyli od ponad dwudziestu lat, Podbeskidzie jest klubem miejskim. Nie było żadnego ratowania przed upadkiem z rąk prywatnych, doraźnego ocalania lokalnego dziedzictwa. To po prostu niemal od zarania miejski klub. Niemal, bo choć początkowo ciągnęli go lokalni sponsorzy, to już od awansu na szczebel dawnej II ligi nie byli w stanie dalej go finansować, więc wkroczył na garnuszek miejski.
Nieprzychylni powiedzieliby, że stał się studnią bez dna. Przychylni stwierdziliby po prostu, że miasto uznało, że stać je na taką rozrywkę dla mieszkańców i prestiż dla okolicy, jaką jest posiadanie rozpoznawalnego klubu piłkarskiego. Taki związek trwa od dwóch dekad i jego końca nie widać.
Łatwiej nie będzie
To nie są łatwe czasy dla klubów miejskich. Śląsk Wrocław albo spadnie z ligi, albo drugi raz z rzędu cudem się przed tym obroni. Ale jeśli tak zrobi, to raczej kosztem miejskiej Wisły Płock. Albo miejskiej Korony Kielce. Górnik Zabrze i Piast Gliwice ostatecznie skończyły dość wysoko, ale też miały w tym sezonie spadkowe strachy. Dość stabilną pierwszą czwórkę stworzyły kluby prywatne. Coraz więcej z nich jest w miarę sensownie zarządzanych i ma jakiś pomysł na funkcjonowanie. Skład lig na przyszły sezon nie jest jeszcze ostatecznie znany. Ale firmy takie jak Lechia Gdańsk czy ewentualnie Śląsk Wrocław, będą miały ambicję, by jak najszybciej wrócić do elity. Być może Miedź Legnica także, o ile Andrzej Dadełło się nie rozmyśli. Każdego spadkowicza trzeba będzie traktować jako zespół z ekstraklasowymi aspiracjami.
W lidze zostaną przynajmniej trzy drużyny z grona Ruch Chorzów, Wisła Kraków, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Stal Rzeszów, Arka Gdynia. Z pieniędzmi z Bogdanki o elitę chce znów zawalczyć Górnik Łęczna. A także GKS Tychy z nowym właścicielem i trenerem. Z I ligi już weszła Polonia Warszawa, która też nie traktuje I ligi jako stacji docelowej. Być może dołączy także Motor Lublin, należący do jednego z najbogatszych Polaków. Do tego tradycyjni I-ligowi rywale jak Zagłębie Sosnowiec, Odra Opole czy GKS Katowice, budujące nowe stadiony albo już na nich grające. Naprawdę, nie ma żadnego powodu, by sądzić, że za rok będzie bielszczanom łatwiej o miejsce wyższe niż ósme.
I liga jako miejsce docelowe
Można próbować się mierzyć z tym kapitałem prywatnym, państwowym albo gminnym, ale pochodzącym z większych miast. Płacić jeszcze więcej. Prosić miasto o kolejne dotacje. Można też jednak postawić sprawę uczciwiej: Bielska nie stać na jeszcze więcej, I liga na razie musi wystarczyć.
Ekstraklasa może być konsekwencją pracy, jaką się w danym miejscu wykonuje, ale nie celem samym w sobie. Wykorzystaniem szansy, gdy ta się pojawi, jak było w przypadku Chrobrego Głogów rok temu czy Puszczy Niepołomice teraz, lecz nie jedynym uzasadnieniem wszystkich ruchów.
Groteskowa baza
Mierzi mnie, że klub przez ćwierć wieku istnienia nie wychował żadnego sensownego piłkarza. Że przyszły reprezentant Polski zagrał tam tylko, gdy Lech Poznań zgodził się wysłać Roberta Gumnego na wypożyczenie, by poznał prawdziwe życie. Mierzi mnie, gdy po 25 latach zgarniania publicznych pieniędzy słyszę, że w zimie nie ma gdzie trenować. Albo, gdy ogłasza się epokowy sukces, bo przy wsparciu rządowego programu uda się zbudować tzw. „bazę” (jeśli się wczytać, to dwa boiska).
Klub, który od 20 lat nieprzerwanie gra w dwóch najwyższych ligach, co roku w tym czasie ma kilku albo kilkunastomilionowy budżet i pięć lat spędził w Ekstraklasie, cieszy się, że ktoś mu zbuduje dwa boiska.
Podbeskidzie klubem regionu
Dawno temu Podbeskidzie miało jakiś pomysł na sportowe funkcjonowanie. Polegał na tak mocnym, jak tylko się da, eksplorowaniu dawnego województwa bielskiego, gdzie piłkarskiej konkurencji na wysokim poziomie nie ma i nigdy nie było. Niby krakowskie i śląskie kluby są niedaleko, ale skauting kojarzył się wówczas jeszcze bardziej z harcerstwem, więc nie trzeba było aż tak bardzo obawiać się drenażu talentów.
Podbeskidzie stało się zaskakująco niezłą platformą do wysłania w Polskę kilku przyzwoitych w ligowej skali piłkarzy: Marka Sokołowskiego, Adriana Sikory, Tomasza Moskały czy Tomasza Jodłowca. Wypromowało też do niej pochodzących z regionu Mariusza Sachę i Krzysztofa Chrapka, którzy jednak w Cracovii i w Lechu zawiedli.
Odskocznia do Ekstraklasy
Marcina Brosza, który po pracy w Podbeskidziu po raz pierwszy trafił do Ekstraklasy, wyciągnęło z Żywca. Podobnie jak Rafała Jarosza czy Macieja Szmatiuka, którzy stali się późniejszymi filarami drużyny, czy Juraja Dancika i Martina Matusa, przejętych od Skałki Żabnica i mających za sobą całkiem dobre czasy w Podbeskidziu.
Wiadomo było, że jeśli w tym skrawku Polski pojawi się przynajmniej obiecujący piłkarz, Podbeskidzie raczej go nie przegapi. Kamila Adamka wzięło do Ekstraklasy prosto z Drzewiarza Jasienica, grającego wtedy w okręgówce. Damian Chmiel czy Tomasz Górkiewicz, znalezieni w ligach regionalnych, dobili do blisko stu meczów w Ekstraklasie. Jedynie młodego Ireneusza Jelenia nie udało się zgarnąć, w ostatniej chwili wmieszała się Wisła Płock. A skoro tak, celem było ściągnięcie go do Bielska choćby na koniec kariery, co ostatecznie się udało.
Swoi Słowacy
To wszystko nie były jakieś spektakularne ruchy w skali kraju, ale jednak pokazywały, że działa tam klub, który ma na siebie pomysł i stara się możliwie wykorzystywać swoje ograniczone możliwości. Nawet ci Słowacy, za których Podbeskidzie było wyśmiewane, akurat w tym fragmencie Polski mają sens. Pavol Stano na treningi dojeżdżał z domu na Słowacji. Dancik od siebie z okna widział te same góry, które widać z Bielska, tyle że od drugiej strony. Janosik, którego melodia towarzyszy piłkarzom przy wejściu na murawę, był Słowakiem.
Dla kogoś, kto co sobotę słyszy w lokalnych marketach budowlanych Czechów i Słowaków robiących tam zakupy, bo jest blisko a taniej, słowacki piłkarz w Podbeskidziu to naprawdę nie jest obcokrajowiec. Robert Demjan nie jest mniejszą legendą tego klubu niż Kamil Biliński. Nikt nigdy nie wpadłby na to, by gdańszczanina Mateusza Bąka traktować jako swojego, a Richarda Zajaca jako obcego.
Obojętność na własny region
Tego wszystkiego Podbeskidzie już jednak nie robi. Nie dlatego, że tak wzrósł jego poziom sportowy, że region nie ma już nic ciekawego do zaoferowania. Ani dlatego, że w regionie przestali grać piłkarze nadający się na szczebel centralny. Nie ma ich wielu, to prawda. Ale tych, którzy są, łączy jedno: Podbeskidzie albo ich nie zauważyło, albo uznało za zbyt słabych.
Żywczanin Krzysztof Kubica, który rok temu był objawieniem Ekstraklasy i przyniósł Górnikowi Zabrze milion euro, w Podbeskidziu nie spędził ani jednego dnia. Mateusz Kupczak, inny żywczanin, dobija do dwustu meczów w Ekstraklasie, ale w Podbeskidziu nie zrobił żadnej kariery. Robert Dadok, pochodzący z Puńcowa, nigdy nie miał z Podbeskidziem nic wspólnego. Bielszczanin Damian Hilbrycht, uznany parę lat temu za zbyt słabego, tej zimy przeszedł do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza i niebawem może z nim być w Ekstraklasie. Podobnie jak Szymon Szymański, również zweryfikowany negatywnie przez Podbeskidzie, który od przyszłego sezonu będzie zawodnikiem Ruchu Chorzów. Filarem Niebieskich jest stoper Konrad Kasolik, urodzony w Bielsku-Białej i wychowany w Podbeskidziu, który nigdy nie zagrał w pierwszej drużynie. W Piaście Gliwice minuty od Aleksandara Vukovicia dostawał wiosną Szczepan Mucha, wyjęty z Rekordu Bielsko-Biała.
Talenty nie wyparowały
To nie jest tak, że następcy Jodłowców, Sokołowskich i Sikorów nagle wyparowali z beskidzkich wiosek i miasteczek. To Podbeskidzie przestało na nich zwracać uwagę. To naprawdę nie jest region bogaty w talenty. Ale i tak dałoby się z piłkarzy wychowanych w nim sklecić jedenastkę na poziom środka tabeli I ligi. Czyli poziom Podbeskidzia.
A przecież nie wspomniałem Damiana Chmiela, którego kariera od pięciu lat dogasa w Sandecji, jakby nie mogła dogasać w Podbeskidziu, Macieja Sadloka z Ruchu, w którego rodzinnej miejscowości „Górale” od lat trenują na obiektach doglądanych przez jego ojca, Damiana Byrtka z Chojniczanki, który ma dwieście meczów na szczeblu centralnym, z czego w Podbeskidziu dziewiętnaście (ostatni 10 lat temu).
Klub jak każdy inny
Nie jestem na tyle naiwny, by robić z Podbeskidzia polski Athletic Bilbao. Lecz uważam, że pierwszą rzeczą, którą powinien robić taki klub, jest zagospodarowanie własnego regionu, a dopiero później rozglądanie się dalej. Tymczasem ostatni młody piłkarz z regionu, którego udało się wypuścić w świat, to Kacper Kostorz (Cieszyn, sprzedany do Legii Warszawa, dziś wypożyczony z Pogoni Szczecin do Korony Kielce) cztery lata temu. Jedyny miejscowy grający w zespole to Daniel Mikołajewski.
Ostatnim, który podjął próbę wyciągnięcia czegoś z okolicznej młodzieży, był trener Krzysztof Brede, który – o dziwo – zrobił z nią awans. Dobre momenty miał wtedy Jakub Bieroński, niegdyś uznawany za wielki talent, dziś będący już na drodze do zmarnowania. Jak każdy, kto za długo został w Bielsku. Nie ma nic złego w budowaniu drużyny na obcokrajowcach. Jeśli pasują do otoczenia, mogą być nawet z Japonii jak Kohei Kato. Ma to jednak sens tylko, gdy zamierza się poziomem sportowym znacznie przekroczyć poziom szkolenia oferowany przez własny region. Jeśli zamierza się być średniakiem I ligi, lepiej nim być własnymi siłami. Nie rozpoznaję dziś w Podbeskidziu „mojego” klubu dzieciństwa, bo nie różni się absolutnie niczym od Miedzi Legnica albo Radomiaka. Nie widzę żadnej różnicy, oprócz tego, że w Miedzi i Radomiaku grają lepsi piłkarze.
Potencjał na zdrowy, spokojny klub
Pewien znajomy agent zagadnął mnie kiedyś o ciekawy potencjał Podbeskidzia. Zbaraniałem, więc wyjaśnił. Jest stadion, kibice, ale brak zorganizowanej grupy, z którą trzeba się liczyć w innych miastach. Jest niezły i stabilny poziom sportowy, ale jednocześnie brak wielkiej, działającej toksycznie presji. Jest względnie rozwinięty region, ale bez bardzo bliskiej konkurencji w wyższych ligach. Idealne miejsce, by szkolić młodych piłkarzy, ogrywać ich, promować i sprzedawać z zyskiem. Jeśli się nad tym zastanowić, tak faktycznie jest.
Niewiele klubów ma tak dobry wyjściowy pakiet, by być zdrowym, solidnym średniakiem, który znajdzie swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym i stanie się miejscem, którego każdy kraj potrzebuje. Naprawdę, wolałbym, żeby Podbeskidzie nie ogłosiło dziś nowego prezesa, trenera i dyrektora sportowego, którzy teraz-to-już-na-pewno awansują do Ekstraklasy, lecz, by przestawiło priorytety na drastyczną poprawę infrastruktury, szkolenia i lokalnego skautingu.
Praca u podstaw
Niech utrzymuje się na poziomie I ligi, jak od lat robią ze znacznie mniejszym budżetem Puszcza czy Chrobry. Ale bez prężenia muskułów przed Lechią i ściganiem się na wydatki z Niecieczą. Niech szuka w Siedlcach kolejnego Przemysława Płachety, a w Grudziądzu kolejnego Mariusza Malca i niech wypuszcza ich do Ekstraklasy z wysokim procentem od kolejnego transferu. Niech daje szanse trenerom, którym inni boją się ją dać (najlepsze I-ligowe drużyny Podbeskidzia budowali Brosz z Koszarawy, Robert Kasperczyk z KSZO i Krzysztof Brede z Chojniczanki).
Jeśli za kilka lat takiego działania okaże się, że ma więcej pieniędzy, szkoli lepiej, trafiło na trenerski talent albo zbudowało wyjątkowo silną drużynę, nic nie stoi na przeszkodzie, by jeszcze raz awansować do Ekstraklasy. Niech to będzie jednak konsekwencja organicznego wzrostu całego klubu, a nie tuszowanie pierwszą drużyną zaniedbań na wszystkich innych szczeblach.
Spełnione kibicowskie ambicje
Podbeskidzie pokonało już kiedyś Wisłę, Legię i Lecha. Strzeliło gola przewrotką na Łazienkowskiej. Łzy Roberta Lewandowskiego ciekły na jego murawę. Michał Żewłakow, którego spytałem ostatnio o napastników, przeciwko którym grało mu się najtrudniej, wymienił Didiera Drogbę, Zlatana Ibrahimovicia, a po namyśle także Roberta Demjana.
Zdążyłem zrobić zrzut ekranu z tabelą na żywo, gdy przez moment było liderem Ekstraklasy (bo rozgrywało pierwszy mecz sezonu i objęło w nim prowadzenie, którego nie dotrzymało). Do pewnego stopnia moje kibicowskie ambicje zostały zaspokojone. Przyszłe wnuki już mogą szykować się na słuchanie historii o tym, jak Demjan został królem strzelców.
Skończyć z wiotkimi nogami
Ale teraz czas pogodzić się z tym, że dopóki na trybuny nie przyjdzie jakiś młody Michał, który po kolejnym upokorzeniu stwierdzi, że kiedyś kupi ten klub i zrobi z niego mistrza Polski, a – to niestety warunek niezbędny; bo do tego momentu sam spełniam wszystkie kryteria – potem zbuduje sklep z komputerami, który przyniesie mu miliardy, Podbeskidzie będzie zupełnie przeciętnym i niewiele znaczącym klubem. Nic w tym złego. Zdecydowana większość klubów na świecie nigdy niczego nie wygrała i nie wygra.
A patrzenie na Tomka Urbana, który gdzieś między meczami Bayernu i Dortmundu, obawiał się, czy Siarka Tarnobrzeg utrzyma prowadzenie w Łagowie, uświadomiło mi, że emocjonowanie się walką o awans do Ekstraklasy to i tak problemy pierwszego świata. Pierwsze 25 lat istnienia tego klubu upłynęło na udowadnianiu sobie i wszystkim wokół, jak wysoko jest w stanie dojść. Okazało się, że do 10. miejsca w Ekstraklasie, co i tak było niewyobrażalnym sukcesem, biorąc pod uwagę punkt startowy. Dobrze by było, gdyby kolejne 25 lat nie upłynęło na rozpaczliwych próbach nawiązania do tamtego wyniku, przy jednoczesnym staniu na równie wiotkich nogach.
CZYTAJ WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Odrodzenie po łódzku. Miasta i obu klubów
- Borja Galan: Odwiedziłem Auschwitz. Możesz o tym czytać, ale dopiero tam czujesz, co się stało [WYWIAD]
Fot. Newspix
„Jest stadion, kibice, ale brak zorganizowanej grupy, z którą trzeba się liczyć w innych miastach. Jest niezły i stabilny poziom sportowy, ale jednocześnie brak wielkiej, działającej toksycznie presji. Jest względnie rozwinięty region, ale bez bardzo bliskiej konkurencji w wyższych ligach. Idealne miejsce, by szkolić młodych piłkarzy, ogrywać ich, promować i sprzedawać z zyskiem.”
Fajne, otwierające oczy słowa – bo to serio miałoby szansę w Bielsku-Białej zadziałać. Nietypowy na Polskę klub, ale wchodzący w trend ostatnich lat, gdy pojawia sie coraz więcej rozsądnie zarządzanych ekip. Tu problemem jest zapewne sama kwestia zarządzania wlasnie, cholera wie co strzeli do głowy radnym i czy nie będą stosować interpelacji z pytaniem CO TO ZA MURZYN KTO GO KUPIŁ?
https://make-a-mill0.blogspot.com/
Start generating more dollars every month while staying and working online fromhome in your spare time only. In previous month i have made $18635 from thiseasy job online and i gave this only 3 hrs maximum a day. Easiest way to earndollars while staying at home. Every person can now get this and start earningmore income online just by follow instructions on this page.
.
.
For Details►——➤ https://Easycash17.blogspot.Com
It has been 1 year since I abandoned my last job and that decision was a life-changer for me… I started freelancing from the relaxation of my home , above a site I stumbled upon online , For a couple hours per day, and that I make substantially more than that I did in my previous office job… My check for last month was for $9000… The best thing about it is the more time period I obtained for my nearest and dearest . Consider it, exactly what I really do…
https://make-a-mill0.blogspot.com/
Every month makes more than $17,000 just by w0rking 0nl!ne home j0b in sparetime. Last month i have earned $16593 from this easiest 0nl!ne j0b by doing inmy part time only for 3 hrs a day on my laptop. This 0nl!ne home j0b is justamazing and daily earn!ng from this are much better than other 9 to 5 deskj0bs. o Everybody on this earth can now get this j0b and start earn!ng 0nl!ne byfollow details on this s!te
.
.
Apply Now here—————————->>> http://2no.co/Amrican
Finalement, j’ai fait 145 $/h. Il est temps de passer à l’action et vous pouvez également le rejoindre. C’est un moyen simple, dévoué et facile de devenir riche. Dans trois semaines, vous souhaiterez avoir commencé aujourd’hui. Essayez-le simplement sur le site d’accompagnement.
BONNE CHANCE…. https://onlineweb76.blogspot.com/
ike, great work. I applaud your efforts since I currently make more than $36,000 each month from just one easy web company. Even though these are the most fundamental internet operations tasks, you can start making a reliable hf-11 online revenue with as low as $29,000.
.
.
Modify how you connect————————————>>> https://2no.co/Hiring
Bardzo dobry artykuł, poruszający kompletnie pomijaną a według mnie fundamentalną kwestię, jaką jest sens istnienia klubów sportowych.
Wygląda na to, że jest nim przepalanie pieniędzy na budowanie zespołów, które mają pokonać „znienawidzonego rywala”, najczęściej lokalnego. Najlepiej robić to na nowym stadionie, żeby grupy baranów, wyjących na trybunach obelżywe hasła, miały ładniejsze tło i większy komfort. Na to idą pieniądze społeczne.
Tymczasem logiczne wydaje się, że kluby, jeśli korzystają z publicznych pieniędzy a korzystają z nich nawet te prywatne, powinny uczestniczyć aktywnie w popularyzacji i rozwoju sportu w lokalnych społecznościach. To przecież w nich pracują ludzie, najczęściej za społeczne pieniądze, którzy się na tym znają.
Tymczasem nawet jakaś Pierdzianka Pierdziszewo, nie zjamuje się szkoleniem, bo stawia sobie ambitne cele awansu do III ligi w której za społeczne pieniądze będzie „rozsławiać miasto”. Gdzieś jest granica absurdu, tym bardziej, że „rozsławia” najczęściej jakimiś facetami pościąganymi z innych „potęg” III, IV ligi a jak magistrat sypnie groszem, to nawet podstarzałe „gwiazdy” z II ligi.
Bielsko to ładne miasto a Beskid Żywiecki to piękny region. Ludzie są tam rzetelni i pracowici idealne miejsce do budowy jakiegoś systemu, ale u nas myśli się w perspektywie czasowej jętki jednodniówki, czyli czyli przedsięwzięcia przekraczające cykl wyborczy są skreślane, bo to nie ma „politycznego sensu”.
Dlatego drepczemy w miejscu z rozwojem piłki i klubów.
Dobry tekst. B-B w ogóle ma super warunki do bycia maszynką do rozwijania zawodników. Niezły stadion, buduje się nowoczesny ośrodek treningowy, w mieście są także afunkcjonalne hale sportowe jako rezerwa. W najbliższej okolicy olimpijskie ośrodki treningowe (Szczyrk i chyba także Ustroń/Wisła), no i ogólnie góry, trasy rowerowe – super miejsce do np. budowania kondycji, odbywania obozów treningowych, itd. Do tego, pod ręką są duże kluby z tradycjami (GKS, KSG, GKST, Ruch, Wisła, Cracovia), a do granicy ze Słowacją czy Czechami jest 40 km, więc organizacja turnieju czy sparingów z jakimiś Żylinami, Banikami Ostrawa, itd. to jest banalna historia. I tym Podbeskidzie powinno starać się być – ośrodkiem rozwojowym, grającą akademią piłkarską. Potęgi futbolowej nigdy w tym mieście nie będzie, bo miasto nie jest w stanie konkurować z innymi klubami pod względem wielkości i atrakcji samego miasta+pod względem płac. Ale wciąż, można starać się zbudować taki lokalny, transgraniczny Ajax, zamiast poczekalni dla emerytowanych Słowaków.
Chorzów jest……
Bardzo fajnie. Na każdym szczeblu brakuje nam takiego zdrowego podejścia.
Niech któryś klub zagra 2-3 sezony w środku tabeli – to zaraz wszędzie powstają teksty o „Braku ambicji”. Nosz kurde, ale takie Zagłębie czy inny Piast, to nie jest drużyna do walki z Lechem czy Legią. Może w jednym sezonie na kilka nawiąże walkę. Ale nie co rok. Brakuje nam klubów jak Warta – celem jest gra w ESA. Czyli utrzymanie. I tak krok po kroku, stawianiem sobie adekwatnych celów nie dziwią już nikogo w ESA. I raczej się nie zadłużą, bo ktoś będzie chciał zrobić puchary. Pewnie ograją co rok kilku młodzieżowców innym klubom, wyszukają kogoś nieoczywistego, wypromują następnego Szmyta.
A nie jak Piast – nie sprzedamy Kądziora. A za chwilę pójdą do miasta – nie wystarcza nam kasy, dajcie nam jeszcze trochę.
Jebać Podpeskidzie – Tylko LEGIA!!!
Leć na piwo…..
Artykuł pisany mocno pod tezę, jak to jest chujowo, a autor raz za razem robi jakieś fikołki logiczne. Najpierw narzeka, że Podbeskidzie nie penetruje regionu pod kątem talentów, a potem przyznaje, że to nie jest bogaty w talenty region. No to może penetruje, tylko zwyczajnie nie ma kogo zgarnąć, szczególnie że skauting mocno się rozwinął i nawet KTS Weszło ma swoich ludzi w terenie? Od czasów Adamka minęło mnóstwo czasu, realia się zmieniły, młodzież nie garnie się tak bardzo do sportu, bo woli oglądać kretynów na YouTubie i freak fighty, nawet oglądalność Euro 2020 w Polsce była o wiele gorsza niż poprzednich turniejów, wolimy oglądać skróty i bramki niż mecze.
A pytanie „Po co do Ekstraklasy” jest tak kretyńskie, że Paczul już powinien napisać tutaj swoją tradycyjną rozprawkę obśmiewającą ten akapit. Równie dobrze można zapytać, po co KKS Kalisz chciał wygrać Puchar Polski, skoro nie miał ani budżetu, ani stadionu, by grać w pucharach. Chciał to zrobić, bo celem każdego klubu sportowego jest przede wszystkim osiągnąć jak najlepszy wynik sportowy, zdobywać trofea. Wychowywanie piłkarzy na chwałę polskiej piłki to może być tylko miły dodatek (Lech regularnie transferował swoich wychowanków za granicę, w reprezentacji połowa składu to jego zawodnicy, a jednak kibice najbardziej cieszyli się z mistrzostwa Polski i tegorocznej przygody w pucharach – ciekawe dlaczego?). Awans do Ekstraklasy wiąże się też z potężnym zastrzykiem finansowym i lepszymi sponsorami, więc to naturalne, że każdy klub chce się do niego dopchać. Jeżeli potem spadnie, trudno. Miedź jakoś szczególnie nie płacze, tylko cieszy się, że mogła choć przez rok pograć w elicie i się nachapać.
Prywatne kluby, budujące kadry z pieniędzy kibicow i właścicieli mogą sobie pozwolić na luksus walki o tytuły. Kluby miejskie, takie jak Podbeskidzie, które nie śmierdzą groszem, a ich byt jest zależny od miejskiej kroplówki powinny skupić się na tym, za co mają płacone, czyli aktywizacji społeczeństwa, promowaniu sportu i rekreacji wśród lokalsów, ofercie kulturalnej i budowaniu społeczeństwa obywatelskiego.
Natomiast pompowanie publicznych pieniędzy w klub, który tego nie robi, a cała kasę przewala na przeciętych obcokrajowców, których za rok nie będzie nie ma większego celu.
Jeśli Podbeskidzie przez lata nie potrafi ogarnąć ośrodka treningowego dla pierwszej drużyny (o infrastrukturze dla dzieciaków, która powinna być priorytetem, nie wapominajac), nie szkoli i wnosi niewiele do społeczeństwa, a drenuje corocznie miejskie fundusze to coś ewidentnie nie działa. Nie jest to przytyk do Podbeskidzia, bo tak działa większość polskich klubów, ten rak toczy większość piłkarskiej Polski.
Redaktor pisze, że Podbeskidzie może być mało znaczącym klubem i to jest ok. To poważny błąd. Możne być pierwszoligowym Podbeskidziem i jednoczenie bardzo ważnym lokalnie, bo to jest główny cel i powód istnienia klubów sportowych. Kluby globalne to wynalazek ostatnich 30 lat, wcześniej ludzie zakładali Kluby sportowe, żeby sobie popykać w piłeczkę z kumplami i podrywać dziewczyny oglądające wysportowanych chłopaków. Tyle.
Cenię pana Trelę tylko to totalna siara pisać i brać kasę od Stanowskiego.
Świetny tekst…fajnie i merytorycznie
No ciekawie z tym skautingiem.jestem trochę starszy od autora więc pamiętam więcej i pamiętam bielskie kluby i całą resztę z dawniejszych czasów i ten skauting. Co miało do zaoferowania BKS czy BBTS w regionie? Nawet klub z mojego miasteczka grał z nimi w dawnych czasach czyli Halniak Maków podhalański.z kim oni chcieli konkurować o talenty? Do Garbarza Zembrzyce przyjeżdżał na obozy Ruch Chorzów i GKS Katowice. Stąd np.mosór się tam znalazł.do makowa przyjezdzał Górnik Zabrze, gwarek Zabrze, kadra małopolski juniorów,juniorzy wisły. Przykład pierwszy z brzegu -hajto, z makowa.gral w Góralu Żywiec.po sąsiedzku z Bielskiem ,ale nie do Bielska trafił a przez Hutnik do Zabrza . oczywiście można się spierać jaki to człowiek ale jakaś karierę zrobił,żaden piłkarz z Podbeskidzia nie był wyżej. A trzeba wiedzieć że z makowa z nim wzięto do Górnika jeszcze pawła pęczka,który potem grał jeszcze w Szczakowiance w ekstraklasie i Kubę kota.chlopaki z makowa grały w juniorach Wisły i Cracovii.pawel skrzypek Rakowa też pochodzi z makowa.zawodnik który wziął Hajtę do Górala Marek Zajdą z Makowa wcześniej grał w Victorii Jaworzno razem z Andrzejem Sermakiem w drugiej lidze,obecnie pierwszej i był tam królem strzelców.ale ok. maków, a przecież w suchej beskidzkiej obok był Mirek krzeszowiak,również grający w górniku Zabrze .w Makowie również Maciej Melzer z Naprzodu Rydułtowy.Rydułtowy obecnie są cieniutkie ale wtedy grały w drugiej lidze czyli obecnie pierwszej.moglbym wymienić jeszcze kilku.a my i sucha i Zembrzyce i Wadowice z których Igor kozioł grał w Groclinie w województwie Bielskim.wiec nie wiem jak ekplorowaliscie to województwo,no chyba że dla was województwo bielskie konczyło się w Wilkowicach.
Podbeskidzie przaśniało z każdym kolejnym sezonem w najwyższej klasie rozgrywkowej. W sezonie 11/12 wiadomo, była euforia, ale też jakoś to wyglądało – pomimo bardzo przeciętnego składu. Z każdym kolejnym rokiem nie robiono totalnie nic w myśl zasady „jakoś to będzie”, do tego z czasem zaczęto sprowadzać coraz przeciętniejszych graczy, zarówno krajowych jak i zagranicznych. Dla mnie osobiście aberracją wszystkiego jest że w jednym sezonów królem strzelców został Robert Demjan. Bo z całym szacunkiem ale ten gość miał naprawdę spore ograniczenia piłkarskie – co wyszło potem po transferze bodaj do Belgii.
Takich „Podbeskidź” na zapeczu ekstraklasy jest wbrew pozorom sporo. A miejsca co sezon na ekstraklasę tylko trzy, więc szansa na awans niewielka.
W Bielsku tylko BKS
tylko siatkarki!
Mieszkałem dobrych kilka lat w Bielsku, nawet byłem (przypadkiem) na paradzie po pierwszym awansie na najwyższy poziom rozgrywkowy. Bolesna prawda jest taka, że ten klub nikogo nie interesuje i chyba jeszcze przez długi czas tak pozostanie.
Jasne.
Mike Mouzie to był grajek
100% prawdy …
ike, great work. I applaud your efforts since I currently make more than $36,000 each month from just one easy web company. Even though these are the most fundamental internet operations tasks, you can start making a reliable hf-11 online revenue with as low as $29,000.
.
.
Modify how you connect————————————>>> https://www.bitlylinks.com/yZi-OC9il
Jprdlę. Wrzućcie chłopa do jednego wora z tym geografem Stecem. Chce pisać. Lubi pisać. To niech pisze ksiazki jak Mróz, codziennie jedną. To jest trudniejsze do czytania niż podręcznik akademicki. Dla mnie ta sama półka , co ten sepleniący mistrz od polskiego modelu piłki nożnej z Eleven
to, że przeczytanie czegoś wiecej niż nagłówka cię przerasta to nie jest wina autora, tylko zwyczajnie jesteś głupi
No nieeeee. Ten tekst jest naprawdę dobry, ma tezę nie z dupy, jest o czymś. Stec to tęczowy zjeb, nie na darmo powstało słowo „stecolenie”. Nie porównujmy gofrów z gównem.
U nos wincy jest Podbeskidzia kaj Ka Es Ge. Zabrzanin
Ciekawy tekst. Imo PBB ma szanse by walczyć realnie o Ekstraklasę, ale przede wszystkim powinno zająć się tym, o czym pisze Trela – na pracy u podstaw, na skautingu juniorskim w okolicy, na ogarnięciu infry treningowej. I dopiero potem można rzucać się na coś więcej.