Może i lubi uwikłać się w dziwne przepychanki, może i robi sobie wrogów, może i czasami atakuje na siłę. Przy całym szerokim obrazie to jednak tylko niewiele znaczące minusy, ledwie zauważalne, postawione gdzieś na dalekim marginesie. Lukasie Podolski, należy ci się ogromny szacunek. Mogłeś przyjechać do Zabrza na chwilę, zorganizować jakiś mecz gwiazd, porobić sobie parę fotek, udzielić wywiadu i uznać, że obietnica została dotrzymana. Zagrałeś sezon. Zagrałeś drugi. Zagrasz jeszcze trzeci i czwarty. Nie odcinasz kuponów. Zależy ci jak mało komu. A dziś udowodniłeś to po raz kolejny.
To legenda niemieckiej piłki, która przedłużyła w tym tygodniu swoją umowę do lata 2025 roku, była najjaśniejszą postacią meczu z Pogonią. To, co wydarzyło się w doliczonym czasie, to creme de la creme, piękna puenta, piękna kropka nad i. Podolski najpierw rozrzucił akcję do lewej strony, by później pobiec ile sił w nogach w pole karne i zdążyć ją zamknąć. W takich okolicznościach Górnik strzelił na 2:1, dopinając tym samym swoje szóste (!) zwycięstwo z rzędu w lidze. Jan Urban wpadł do Górnika Zabrze ze skutecznością Magdy Gessler w „Kuchennych Rewolucjach”. Piłka serwowana przez zabrzan jest całkiem smaczna, poprawiły się walory estetyczne, no i cała ekipa spokojnie się utrzymuje.
Górnik Zabrze – Pogoń Szczecin 2:1. Przedziwne zachowanie Stolarskiego
Przy pierwszym golu Podolski również zaliczył swój udział, ale nie do przecenienia jest jednak to, co zrobił Paweł Stolarski. Górnik sprawnie wyprowadził atak, który zakończył się na głowie 37-latka, a że ten element gry nie jest akurat specjalnością jego zakładu, to piłka… No właśnie – wyraźnie przeszłaby obok bramki, gdyby nie „interwencja”, jakiej podjął się prawy obrońca Pogoni, który pojawił się na boisku w drugiej połowie, który jak gdyby nigdy nic wystawił sobie rękę w górę. Do jasnej anielki, co trzeba mieć w głowie, by robić coś takiego? W polu karnym? Przy 0:0? Na co liczy Stolarski, zachowując się w szesnastce w taki sposób? Na co liczy Pogoń, wystawiając Stolarskiego? Czy klub, w którym musi grać Stolarski, może myśleć o pucharach? Przecież to nie jest tak, że Stolarski nagle dostał szansę, żeby mu nie było smutno. To jego czwarty występ w ostatnich pięciu kolejkach. „Portowcy”, zróbcie coś z tym. Zaryzykujemy teorię, że nigdy nie będziecie klubem walczącym o trofea, jeśli będziecie stawiać na Stolarskich.
Bo dziś Stolarski przyczynił się do tego, że Pogoń dała się wyprzedzić Lechowi w wyścigu po trzecie miejsce. Szczecinianie mają punkt straty i domowy mecz z Radomiakiem w perspektywie, „Kolejorz” zmierzy się z Jagą, też u siebie. A więc niewiele wskazuje na to, że “Portowcy” mogą jeszcze odwrócić losy tej rywalizacji. I wcale nie dlatego, że w wybitnej formie jest Radomiak.
Wracając na chwilę do Podolskiego – poza drugą bramką i udziałem przy pierwszej (oddał Włodarczykowi karnego, ten strzelił pierwszego gola od początku lutego – wtedy też trafił z jedenastu metrów), ma na swoim koncie jeszcze gola ze spalonego (nieznacznego, ale jednak), otwierające podanie do Yokoty (jego strzał w ostatniej chwili zablokował Malec) czy rogala z początku drugiej połowy (dał Górnikowi impuls do ataku). Wszystko kręciło się dziś ogółem wokół tego zawodnika. Błysnęło też kilku piłkarzy defensywnych. Kapitalne interwencje notował Bielica (jakim cudem nie jest nominowany na bramkarza sezonu?!), Szcześniak wyglądał tak, jakby ten mecz miał przesądzić o jego być albo nie być w Pogoni, z której jest wypożyczony, Bergstrom zablokował strzał Gorgona do prawie pustej bramki (interwencja meczu?), a Sekulić sprawdzał się zarówno w ofensywie (wrzutka przy pierwszej bramce), jak i defensywie (ofiarnie zablokowany strzał w pierwszej połowie).
Górnik musiał się rozkręcać, tak samo jak cały mecz. W pierwszej połowie zabrzanie w zasadzie nie zagrozili (tyle, co wspominaną okazją Yokoty) i można było wtedy przyciąć komara. Trochę żałowaliśmy, bo to spotkanie, od którego naprawdę można było wymagać. Po pierwsze dlatego, że to jedno z niewielu starć tej serii gier, w którym walka toczyła się o coś realnego (podium). Po drugie, zarówno Pogoń, jak i Górnik, są ostatnio w sporym gazie (pierwsi przystąpili do meczu z czterema zwycięstwami w ostatnich pięciu meczach, drudzy z kompletem wygranych w tym dystansie). Po trzecie, jesienią obejrzeliśmy w starciu tych ekip kapitalne show. Po czwarte, padła w nim pamiętna bramka – bomba Podolskiego z własnej połowy, która wpadła za kołnierz Klebaniuka. Trochę psioczyliśmy więc pod nosem widząc, jak leniwie toczą się wydarzenia boiskowe. Ale gdy już piłkarze się odpalili, bawiliśmy się pierwszorzędnie.
Górnik – Pogoń 2:1. Kontrowersja po faulu na Wędrychowskim
Jak wyglądała Pogoń? Nieźle, chociaż irytował nas Zahović, który marnował dobre sytuacje, i generalnie znów to skuteczność była największym problemem szczecińskiej drużyny. Koniec końców wcisnęła tylko jednego gola po kontrze rezerwowych: Wędrychowskiego, Kowalczyka i Almqvista. Blisko był także – i to nie żart! – Dante Stipica, który wszedł na końcówkę w szesnastkę rywala na stałe fragmenty. Dwie asysty mógł mieć Grosicki, ale wyszło jak zwykle. Kamilu, życzymy anielskiej cierpliwości. Do kolegów.
W samej końcówce Pogoń domagała się karnego, gdy Wędrychowski najpierw oddał uderzenie, potem piłka przeleciała obok bramki, a w międzyczasie piłkarz został wycięty przez Janżę i Yokotę. Długo zastanawialiśmy się, czy sędzia Kwiatkowski postąpił słusznie, nie dyktując w tej sytuacji rzutu karnego. Trudno o bardziej modelową jedenastkę, myśleliśmy w pierwsze tempo. W drugie uznaliśmy, że dwaj piłkarze Górnika nie przeszkodzili skrzydłowemu w oddaniu uderzenia i wycięli go w momencie, gdy było już po herbacie. A więc wydaje się, że arbiter – ulubione sformułowanie Wojtka Kowalczyka – spokojnie się wybroni.
AKTUALIZACJA
Porozmawialiśmy dziś z Tomaszem Kwiatkowskim, który samemu przyznał, że popełnił błąd przy starciu Wędrychowskiego z duetem Yokota/Janża w szesnastce Górnika Zabrze. Arbiter podjąłby na chłodno inną decyzję. – Przyznaję, że jak zobaczyłem powtórki na spokojnie w domu – nie w telefonie, tylko na komputerze – to dostrzegam coś, czego nie widziałem wcześniej. Jest kontakt spóźnionego Yokoty w kolano Wędrychowskiego i teraz można się zastanawiać, na ile wpłynęło to na jakość strzału i próbować się bronić, że nie wpłynęło. No, ale prawda jest taka, że obrońca jest spóźniony, nie zagrywa piłki i dla mnie bardziej jest to rzut karny, wolałbym podjąć taką decyzję. Mam dziś ogromny niesmak w związku z tym. Boli, ale takie jest sędziowskie życie – mówi nam jeden z bardziej doświadczonych arbitrów w Ekstraklasie.
W związku z tym na grafice pomeczowej zmieniamy notę sędziego, którego pierwotnie oceniliśmy na 5.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Bąk o Lechii: Każdy w klubie musi wziąć na klatę ten spadek
- Transferowe plany Warty Poznań. Co ze Szmytem, Grzesikiem, Szczepańskim czy Ivanovem?
- Odrodzenie po łódzku. Miasta i obu klubów
Fot. FotoPyK