Dziś inaczej, bo bez krytyki i kpienia z tego, co można zobaczyć na polskich boiskach. Sezon się kończy, to chcę się jeszcze załapać na jakieś pozytywne wrażenia. A skoro tak, to o Pepie Guardioli i Manchesterze City.
Jestem przekonany, że gdyby Real Madryt mógł przed tym półfinałem zakontraktować jedenastkę dowolnych piłkarzy ze świata, takich, którzy obecnie znajdują się w najlepszej formie i po sezonie trzeba będzie ich rozważać do jakiejś globalnej drużyny roku, to i tak dostałby w trąbę. City wyglądało tak kosmicznie, że nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak mogłoby ten mecz przegrać. I z kim. Pewnie trzeba by się cofnąć w historii, tam poszukać legendarnych zespołów, które mogłyby się postawić.
Ha, niewykluczone, że byłaby to dopiero Barcelona za Pepa.
Swoją drogą jak porównuję kadrę tamtej Barcelony i tego Manchesteru, to przecież oczywiste, że obecnie Guardiola dysponuje dwa razy gorszym zespołem. A jednak wciąż wygląda to przepięknie, skoro Real do pierwszej bramki wymienił 25 podań. Real! Tak znakomita ekipa, a jednak wąchała piłkę średnio ledwie raz na minutę. To ile razy piłkę dostałby ktoś słabszy, na przykład taka Osasuna? Albo mistrz Polski? O, to jest dopiero ciekawe, czy Raków w ogóle miałby ją przy nodze.
Sądzę, że zależałoby to od szczęścia. Jeśli zaczynałby pierwszą połowę od środka, to tak, a jak nie, to nie (oczywiście przy założeniu cudu, iż wytrzymałby te 23 minuty bez straty bramki).
Kapitalnie ogląda się pressing drużyn Guardioli, to, jak kontrolują właściwie wszystko, co dzieje się na boisku. Rywal zawsze musi być gotowy na konkretną przekopę, a jak ekipa hiszpańskiego magika ma dzień, to szansę na wygraną spadają do zera. To jest po prostu maestria.
Jeśli komuś podobne mecze nie wystarczają, by uznać wielkość Guardioli, to już nic mu nie wystarczy, a oczy ma zasłonięte niechęcią. Czyli – głupotą. Zresztą cała kariera trenerska Guardioli to jeden wielki dowód na wielkość, wystarczy spojrzeć, co robi w tak wymagającej lidze jak angielska. Oczywiście – Liga Mistrzów siedzi jak kamień w bucie, natomiast wygląda na to, że już tylko jeszcze chwilę.
A że Guardiola prowadził tylko wielkie kluby – nic dziwnego. Naprawdę nie oczekuję od niego, że zrobi Ligę Europy ze Stalą Mielec, by coś udowadniać. Bo i co?
Kasa, kasa… Zarzuca się Guardioli, że tylko ją wydaje, no bo wydaje, takie są realia, ale jednocześnie jak kapitalnie rozwija swoich zawodników. Zrobić z takiego Stonesa porządnego stopera to naprawdę nie jest prosta rzecz, z gorszym trenerem gość nadawałby się maksymalnie na West Ham. A z Guardiolą z powodzeniem pyka na poziomie półfinału Ligi Mistrzów.
Jestem pewien, że gdyby dać Guardioli tego badziewiaka Maguire’a, to i jego nauczyłby grać w piłkę. Jasne, zajęłoby to ze dwa lata, ale nauczyłby i Maguire przestałby być pośmiewiskiem. Przecież ten Stones bez Guardioli to mógłby być drugi Maguire. A nie jest.
Porażka City w finale to nie byłaby niespodzianka, a sensacja. Real jest lepszy niż Inter, a dostał solidnie w pędzel, ponadto Inter miał do tego finału dość prostą drogę. City miażdży, City to walec. Musi się udać, Liga Mistrzów wróci do Guardioli.
Oczywiście i wtedy znajdą się mądrzy inaczej, którzy stwierdzą, że to tylko zasługa kasy, że późno i w ogóle nic ciekawego. A że głupi są zawsze głośni, to pewnie i taka dyskusja przemknie gdzieniegdzie. Ja się będę jednak wolał zastanowić nad innym tematem – jak wysoko w rankingu trenerów wszech czasów umieścić Pepa?
WOJCIECH KOWALCZYK
WIĘCEJ O PIŁCE EUROPEJSKIEJ: