Choć sezon zaraz się kończy, absolutnie nie możemy narzekać na selekcję kozaków i badziewiaków. Nawet jeśli prawie wszystko w Ekstraklasie zostało rozstrzygnięte, wciąż można liczyć na popisy prawdziwków, ananasów i… lisów.
Żeby być dokładnym: nie zawiódł nas konkretnie jeden Lis, dla którego specjalnie można by się zastanowić, czy od przyszłego sezonu nie warto zmienić nazwy jednej z głównych kategorii. I zamiast badziewiaków, polować na lisów kolejki.
Badziewiacy
Ten oryginalny Lis nie po raz pierwszy w swojej karierze pokazał, że od tworzenia viralowego kontentu jest wybitnym specjalistą. I coś nam mówi, że kiedyś, siedząc na starość przy kominku, przypomni sobie własne odpały i zrobi z nich wszystkich kompilację „Top 10 Adrian Lis skills”. Jesteśmy pewni, że coś takiego podbiłoby Internet.
Była strzelona bramka na wagę remisu w 94. minucie. Było zbombardowanie głowy piłką spadającą z 10 metrów. Było też nabicie swojego kolegi i w efekcie kuriozalny samobój. Pomniejszych zabawnych sytuacji można zliczyć więcej, bo Adrian Lis dosłownie w każdym sezonie ich dostarcza, ale ta najświeższa zasługuje na wyjątkowe wyróżnienie. Kto nie widział, wydarzyło się to:
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1658164767318499330?t=vZdJt_SS0rt0nBYA_fgbrA&s=19
Ktoś gdzieś słusznie zauważył, że bramkarz Warty jest świetną reklamą Ekstraklasy. My dodamy, że świetną, bo prawdziwą. Czyli jest solidny poziom przez jakiś czas i zdarzają się nawet jakieś fajerwerki, ale to wszystko przeplata się z kuriozalnymi sytuacjami rodem z niższej klasy rozgrywkowej, gdzie pół składu lata po boisku na niedzielnym kacu. Bywa zatem elegancko i przaśnie. Mówisz to i myślisz „Cholibka, toż to kwintesencja postaci Adriana Lisa!”. Gościa, który trochę przypomina Kotorowskiego: czasami na linii koci refleks, ale na przedpolu i poza polem karnym tykająca bomba dla kolegów.
Ale lisów kolejki było oczywiście więcej i niech sobie nie myślą, że ich wyczyny puścimy w niepamięć. Szczególnie wyczyny „Nafciarzy”, którzy od dłuższego czasu skutecznie pracują na spadek z ligi, a w arcyważnym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław wyglądali jak najgorsze badziewie, które potrafi strzelić gola tylko przypadkiem. Nie nogą, nie głową – przypadkiem. A to każe sądzić, że szanse na wygranie chociaż jednego meczu z ostatnich dwóch wynoszą tyle procent, ilu piłkarzy z Płocka mamy w jedenastce:
I w sumie już wiemy, że płocczan w pozostałych dwóch spotkaniach o życie będzie prowadził trener Saganowski. Strażak na dwa mecze, który ma uratować ligę – tego jeszcze nie grali. Ba, to ewenement nie tylko na skalę polskiej piłki. Czy pozytywny, to się okaże, ale na pewno żadnego dobrego słowa nie da się powiedzieć o piłkarzach pokroju Rzeźniczaka czy Szwocha. Pierwszy zarobił dwie żółte kartki, a drugi snuł się po boisku jak cień i wykonywał stały fragment na poziomie kopacza dopiero zaczynającego przygodę z piłką w przedszkolu. A tak po prostu w profesjonalnej piłce robić nie można.
Ale co my tam wiemy, czego nie można. Piłkarze Stali Mielec i Lechii Gdańsk pokazali nam, że jak najbardziej można pojawić się na meczu o 12:30, zagrać padlinę bez większego zaangażowania, a potem pobrać dobrą pensję. Co tam, przez chwilę się poczepiają, trochę skrytykują, ale przecież zaraz mamy wakacje!
Atmosfera plażowa w Mielcu była tak silna, że niczym wirus na wietrze przyleciała do Częstochowy. Tam też zaczęli odstawiać gangsterkę po zdobyciu mistrzostwa, bo nie oddali w meczu z Lechem Poznań nawet jednego celnego strzału. Jak na mistrza Polski nawet poszatkowanego wyrwami w kadrze, bardzo słabo to wyglądało. A taki Racovitan może już chyba powoli pakować walizki, bo ocena jego transferu może okazać się brutalna. Do Svarnasa czy Arsenicia mu daleko.
Kozacy
Ale skończmy krytykować. Czas na pochwały, czyli kozaków:
Do tego grona wreszcie zawitali piłkarze Śląska Wrocław na czele z Erikiem Exposito, który zanotował aż trzy asysty. Hiszpan się obudził, może też nie jest już tak gruby. I co prawda wciąż być może ma problem z profesjonalnym podejściem do piłki, ale ma też umiejętności, które dla drużyny są decydujące. A więc, jeśli Exposito nie będzie pękał na robocie na finiszu sezonu, Śląsk ma prawo bardziej uwierzyć w utrzymanie w Ekstraklasie.
Tak samo w tytuł dla najlepszego zawodnika sezonu może uwierzyć Josue. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś inny zgarnął mu nagrodę indywidualną sprzed nosa. Nie, chyba nie ma takiej możliwości. Kolejny dobry mecz, kolejne liczby. Jeśli komuś zapłacić zdecydowanie większą pensję, to właśnie jemu. Dobrze zatem, że Legia pracuje nad przedłużeniem kontraktu z Portugalczykiem, który w tym sezonie ma 12 goli i 6 asyst. W tej chwili lepszy w klasyfikacji kanadyjskiej jest tylko Marc Gual, z którym Josue zapewne będzie tworzył zabójczy duet w przyszłej kampanii Ekstraklasy.
Idąc dalej, nie sposób nie wspomnieć o Daisuce Yokocie, który zagrał kapitalny mecz z Widzewem. Nie dość, że zapracował na liczby, to jeszcze wszędzie było go pełno. Był kluczowym piłkarzem Górnika z dużym wpływem na zwycięstwo tak jak w starciu z Lechem. Mógł strzelić drugą bramkę, ale zabrakło skuteczności, co jednak jest małym przewinieniem na tle jakości, jaką Japończyk potrafi zaoferować. Jest jeszcze trochę nieokrzesany i nierówny, nie ukrywajmy, ale w wieku 22 lat jest także materiałem na fajnego piłkarza do rozwijania pod okiem właściwego trenera. Jan Urban takim właśnie się wydaje.
I to samo można powiedzieć o trenerze Vukoviciu w Piaście Gliwice oraz Arkadiuszu Pyrce jako jednym z symboli dobrej pracy Serba. Młodzieżowiec gliwiczan wyraźnie urósł na pozycji prawego obrońcy i za kadencji nowego trenera jeszcze częściej udziela się w ofensywie. Wcześniej nie potrafił ustabilizować formy, natomiast w rundzie wiosennej trudno wypomnieć mu chociaż jeden nieudany mecz. Teraz dobry występ na tyłach poparł bramką, których może być jeszcze więcej, o ile 20-latek nie ruszy się z Gliwic w najbliższym czasie. Ma potencjał, żeby zrobić jeszcze lepsze liczby w tak dobrze funkcjonującym Piaście, zakładając, że na jesień nic się nie popsuje.
A jeśli już mowa o psuciu, Pogoń robi wszystko, żeby nie oddać Lechowi trzeciego miejsca w lidze. Choć miała problemy z Miedzią i śmiało mogła przegrać ten mecz (Miedź nie wykorzystała rzutu karnego, dwa gole strzeliła ze spalonego i załadowała jednego samobója), po trudnych bojach dała radę zdobyć trzy punkty. Duża zasługa w tym Koutrisa, Stipicy i Biczachczjana – każdy z nich zrobił coś ekstra, przyczyniając się do podtrzymania serii meczów bez porażki (teraz 9). Jeśli dalej będzie tak do samego końca, będziemy mogli powiedzieć, że trener Gustafsson ogarnął „Portowców”, a takie transfery jak Leonardo Koutrisa okazały się strzałem w dziesiątkę.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Bartosz Slisz na jeden wieczór zmienił się w Kevina de Bruyne. A Legia zlała Jagę
- Prosto, ale nie prostacko. Piast oskalpował kolejnego rywala
- Nieoficjalnie: przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie zostaje na kolejny sezon
- Legia szuka zawodników na co najmniej trzy pozycje. Czeka też na rozwój negocjacji z Josue i Mladenoviciem
Fot. FotoPyk