Udało się. Jens Gustafsson zdołał skrócić urlopy piłkarzom Pogoni, którzy w poprzednich dwóch sezonach kończyli grać już cztery kolejki przed ligowym finiszem. W niedzielę może nie wszystko wychodziło Portowcom, ale chęci i zaangażowania im odmówić nie można, dzięki czemu dwa mecze przed końcem zapewnili sobie występ w eliminacjach Ligi Konferencji.
Kibice Pogoni mieli czas, by się przyzwyczaić, że dla nich sezon finiszuje szybciej, bo cztery kolejki przed metą. Kiedy reszta jeszcze walczyła o kolejność w tabeli, granatowo-bordowi wyciągali leżaki, parasole i lodówki turystyczne. Inni w robocie, oni już fajrant.
Sezon 2020/21 – drużyna ze Szczecina zdobyła dwa punkty na dwanaście możliwych.
Sezon 2021/22 – w sumie był progres, bo zebrała trzy punkty, ale mimo wszystko chwalić za to trudno.
Sezon 2022/23 – Portowcy już zdobyli sześć, czyli więcej niż w sumie w dwóch poprzednich rozgrywkach.
W niedzielę gospodarze mieli teoretycznie łatwe zadanie – sprać spadkowicza z Legnicy, ale praktyka okazała się inna. Miedź nie ma szans na pozostanie w Ekstraklasie, za to miała ochotę zepsuć końcówkę ligi miejscowym i robiła wiele, by to osiągnąć. Jeszcze w doliczonym czasie Nemanja Mijusković wyrównał, tyle że Mariusz Malec w przeciwieństwie do Danijela Loncara wie, co to pułapka ofsajdowa i trafienie Czarnogórca nie zostało uznane.
Cały Szczecin mógł odetchnąć. Trzy punkty zostały przy Twardowskiego, co przede wszystkim ostatecznie dało przepustkę do eliminacji Ligi Konferencji i przybliżyło do utrzymania najniższego miejsca na podium.
Pogoń warto pochwalić za ambicję (jeszcze raz – w poprzednich sezonach różnie z tym bywało…) i wyszarpanie zwycięstwa w spotkaniu, które wcale im się nie układało. Kilka ciepłych słów należą się Gustafssonowi za reakcję na mizerną pierwszą połowę – bez sentymentów zmienił rodaka Pontusa Almqvista i sabotażystę Loncara.
Ten ostatni generalnie do tej pory rzadko wybijał się ponad przeciętność i można było się zastanawiać, czym przekonał do siebie szkoleniowca. Zawalił z Cracovią, nie popisał się ze Stalą Mielec, ale dopiero przeciwko ekipie z Dolnego Śląska przeszedł samego siebie. Najpierw w niegroźnej sytuacji sprokurował karnego, a po chwili nie umiał utrzymać linii z Benediktem Zechem i kontratak przyjezdnych skończył się golem. Do tego potrafił spektakularnie podać do rywala przy konstruowaniu akcji, czyli słowem nagle stał się dwunastym zawodnikiem Miedzi.
Dwie zmiany wstrząsnęły Pogonią. Gustafsson wysłał jasny sygnał – tak być nie może. Co prawda Portowcy i tak nie potrafili uchronić się przed stratą bramki, ale za to cisnęli gości, aż nie wcisnęli tyle bramek, ile potrzebowali.
Dla dwóch przyjezdnych – Kamila Drygasa i Huberta Matyni – niedzielna potyczka była pierwszą na Twardowskiego po odejściu z Portowców i będą ją wspominać skrajnie różnie. Ten pierwszy zmarnował jedenastkę, ale później zaliczył asystę drugiego stopnia i strzelił gola. Ten drugi chwileczkę po zameldowaniu się na murawie wcisnął samobója na wagę wygranej gospodarzy.
Pogoń zrobiła swoje, choć bez zbędnych fajerwerków. Całkiem prawdopodobne, że trzeci raz z rzędu zdobędzie brązowe medale.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Odrodzenie po łódzku. Miasta i obu klubów
- Wielka akcja marketingowa – Lechia Gdańsk rozdała 20 par gaci Flavio Paixao
- Raków Częstochowa rusza po młodzieżowca. Miedź oczekuje dużych pieniędzy
foto. Newspix