Reklama

Jak Płock, tak i Kielce. Barlinek Industria remisuje w ćwierćfinale Ligi Mistrzów

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

11 maja 2023, 22:01 • 7 min czytania 10 komentarzy

Wczoraj wieczorem remisem zakończyło się ćwierćfinałowe starcie Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych pomiędzy Orlen Wisłą Płock a SC Magdeburg. Dziś w ślady płocczan poszli szczypiorniści Barlinka Industrii Kielce, którzy z węgierskim Telekomem Veszprém zremisowali na wyjeździe 29:29. Przed rewanżem szanse kielczan na awans do Final Four stoją więc całkiem wysoko. 

Jak Płock, tak i Kielce. Barlinek Industria remisuje w ćwierćfinale Ligi Mistrzów

Rywal trudny, ale do ogrania

Wysoko tym bardziej, że do tej pory polska ekipa występowała w ćwierćfinale Ligi Mistrzów sześciokrotnie. I tylko raz nie weszła do Final Four – w 2018 roku, gdy wyeliminowało ją PSG. Poza tym radziła sobie znakomicie. Choć można było się obawiać, że w tym sezonie trafiła na rywala naprawdę niewygodnego. Bo z Telekomem kielczanie grali do tej pory 17 razy. Wygrali tylko pięciokrotnie, raz udało im się zremisować. Jeszcze gorzej wypada ten bilans, gdyby brać pod uwagę tylko starcia na Węgrzech – siedem spotkań, ledwie jedna wygrana. I to dawna, z 2012 roku, kiedy w znakomitej formie był Michał Jurecki i prowadził ówczesne Vive Targi do triumfu. Dziś jednak to Telekom szukał okazji do rewanżu.

Bo ostatnie spotkanie obu tych ekip rozegrano pod koniec zeszłego sezonu, już w Final Four Ligi Mistrzów. Konkretniej: w półfinale. Do meczu o tytuł ostatecznie przeszli kielczanie, którzy po fantastycznym starciu triumfowali przeciwko Węgrom 37:35. To też zawodnicy Barlinka lepiej radzili sobie w tegorocznej edycji tych rozgrywek. W grupie B zajęli drugie miejsce, weszli dzięki temu od razu do ćwierćfinału. A Węgrzy, trzeci w grupie A, stanęli do bratobójczego starcia z Pickiem Szeged. Wygrali pewnie, jednak dwa dodatkowe mecze zawsze można odczuć w nogach w późniejszej fazie sezonu.

Reklama

Nikt w Kielcach nie lekceważył jednak Telekomu. Ba, zawodnicy i trener, Tałant Dujszebajew, podkreślali raczej, że to Veszprém jest faworytem dwumeczu.

Zawsze powtarzam, ze Barcelona, Kiel i Veszprem to największe europejskie kluby i faworyci Ligi Mistrzów już na starcie rozgrywek – mówił szkoleniowiec Industrii, cytowany przez oficjalną stronę klubu. – Z tymi przeciwnikami zawsze jesteśmy Dawidem, nie Goliatem. Bukmacherzy pewnie też większe szanse dają Węgrom. Ale my chcemy zrobić wszystko, by awansować do Final Four. Wiemy, że Veszprem to niezwykle trudny przeciwnik, znamy ich atuty. Przeciwnicy są głodni sukcesów, a trener Momir Ilić chce udowodnić, że potrafi ich wynieść na najwyższy poziom. Ten mecz trwa 120 minut, pierwszą połowę gramy na Węgrzech. Wiemy, że tam będzie kocioł i lawina. Są tam również znakomici kibice, którzy przez 60 minut będą wspierali swój zespół. My nie możemy się cofnąć nawet o krok, bo do przerwy tego pojedynku chcemy mieć dobry wynik. 

Cel był więc jeden – ugrać na Węgrzech jak najwięcej, by potem przed własną publiką móc dokończyć dzieła i znów wejść do Final Four. A jaki jest klucz do sukcesu w dwumeczu? Wydaje się, że przede wszystkim dyspozycja bramkarzy. Andreas Wolff to w końcu jeden z najlepszych golkiperów na świecie, w tej edycji Ligi Mistrzów przed dzisiejszym meczem obronił 146 rzutów i to był drugi wynik w całych rozgrywkach. Jednak tuż za jego plecami – ze 122 interwencjami – znajdował się Robert Corrales (który rozegrał mecz więcej), obaj świetnie bronili też rzuty karne.

– W grupie walczyliśmy o to, by w ćwierćfinale mieć łatwiejszego przeciwnika, ale dostaliśmy chyba jednego z najmocniejszych. Jeśli chcemy być w Final Four i wygrać Ligę Mistrzów, to musimy wygrać ten dwumecz. Dzisiaj w piłce ręcznej dużą różnicę stanowią już bramkarze. Veszprem ma dwóch świetnych graczy na tych pozycjach, ale i my też takich mamy. Jeśli chodzi o zawodników z pola to Rasmus Lauge pokazuje ostatnio bardzo wysoki poziom, wszyscy pamiętamy jego świetny występ w finale styczniowych mistrzostw świata. Oczywiście jest też Nedim Remili, który zagrał z nami pół sezonu. To jeden z najlepszych praworozgrywających, prezentuje się z dobrej strony również na środku rozegrania – mówił Arciom Karalek.

CZYTAJ TEŻ: CO ZA COMEBACK! ORLEN WISŁA PŁOCK REMISUJE Z MAGDEBURGIEM

Remili barwy drużyn zmienił w środku sezonu, a jego sprzedaż była reakcją na – tymczasowo zażegnane – problemy finansowe kielczan. Ale i z ekipy Veszprem odszedł jeden z jej liderów, gdy do PSG przeszedł Petar Nenadić. W węgierskiej drużynie oprócz Remilego grają też i inni byli zawodnicy Industrii – Manuel Strlek (grał w Kielcach w latach 2012-2018 i wygrywał z nimi Ligę Mistrzów) oraz Vladimir Cupara (2018-2019). Sentymentów na parkiecie jednak nie mogło być. Zresztą Karalek zapowiadał, że Nedima planują potraktować twardo.

I słusznie. Bo tylko taką grą można wygrać w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Reklama

Początek? Wymarzony

Wszystko zaczęło się dla kielczan wprost idealnie. Znakomicie funkcjonowała bowiem ich defensywa, a w bramce szalał Andreas Wolff. Niemiec pokonać dał się – zresztą Nedimowi Remilemu – dopiero po pięciu minutach meczu. Zawodnicy Barlinka Industrii do tego momentu trafili już czterokrotnie i wydawali się tylko nakręcać. Świetnie funkcjonowała współpraca na linii rozgrywający-obrotowi, zawodnicy gości doskonale odnajdywali się podaniami i twardo stali w defensywie. Ogółem – przez pierwszych kilkanaście minut grali doskonale.

Zgodnie z przewidywaniami dużo zależało też od bramkarzy. Już w pierwszej połowie i Wolff, i Corrales mieli na koncie znakomite interwencje. Notowali podwójne parady, odbijali piłki w sytuacjach, w których mało który bramkarz w ogóle pomyślałby, że obrona jest możliwa. Wolff do przerwy był w swoim fachu absolutnie fantastyczny, schodząc do szatni miał 41 procent skuteczności obron. Hiszpan z kolei wcale nie bronił znacząco gorzej. Nic dziwnego, że ofensywni gracze obu ekip momentami mieli swoje problemy.

https://twitter.com/ehfcl/status/1656710247543652352?s=20

Ale rzucali. Najpierw głównie kielczanie, potem dołączyli Węgrzy. Do przerwy to goście prowadzili jednak trzema trafieniami, 16:13. Głównie za sprawą znakomitej końcówki Daniego Dujszebajewa, który najpierw trafił z dystansu, a potem po zablokowanej próbie Veszprém, rzucił do pustej bramki, bo gospodarze zmienili wcześniej bramkarza. Zaliczka była więc niezła. Ale pewnym pozostawało, że Telekom tak tego nie zostawi.

Emocje do samego końca

I nie zostawił. A i sami kielczanie – tak się zdaje – nieco mu dopomogli. W drugiej połowie grali znacznie gorzej z przodu, mieli problemy ze skonstruowaniem akcji, a ich rzuty coraz częściej odbijał Corrales, który po przerwie prezentował się znacznie lepiej. W pierwszych 10 minutach drugiej połowy zawodnicy Barlinka Industrii trafili do bramki… ledwie dwa razy. Gospodarze też nie imponowali skutecznością, ale jednak krok po kroku się do polskiej ekipy zbliżali. I wreszcie ją dogonili – w 40. minucie doprowadzili do remisu, a potem szybko wyszli na prowadzenie.

Głównie za sprawą błędów kielczan. Ci bowiem trzy razy z rzędu zaliczyli fatalne straty, a gospodarze to wykorzystywali. Dwukrotnie trafił Manuel Strlek, raz Nedim Remili i za sprawą byłych graczy Kielc zrobiło się 23:20 dla Veszprem.

Taki cios jakby obudził ekipę Tałanta Dujszebajewa – a i „suszarka” od trenera w tym zapewne pomogła – bo szczypiorniści Barlinka wreszcie się ocknęli i właściwie w ciągu kilku akcji trafili do siatki rywali czterokrotnie. Pomógł w tym Rasmus Lauge Schmidt, który oddając rzut trafił w twarz Andreasa Wolffa. Najpierw sędziowie puścili grę dalej, bo widzieli, że z kontrą (skuteczną) wychodzi Arkadiusz Moryto, a potem Lauge Schmidtowi wlepili karę dwóch minut. Do tego akurat wtedy obudził się Szymon Sićko i zaczął trafiać z dystansu.

Efekt był taki, że po chwili kielczanie wyrównali. I zdawali się powoli na powrót przejmować inicjatywę w meczu. Świetnie w końcówce – jak zawsze decydujący w najważniejszych momentach – spisywał się Alex Dujszebajew, który w 58. minucie dwukrotnie trafił do bramki i wyprowadził kielczan na prowadzenie 28:26. Ale tego utrzymać się nie udało, Veszprem wyrównało. Gdy jednak z rzutu karnego trafił Arkadiusz Moryto, polska ekipa była naprawdę blisko wygranej. Właściwie… sekundę, może dwie od niej.

Bo w samej końcówce, tuż przed syreną, świetnym rzutem stan rywalizacji wyrównał Rasmus Lauge Schmidt. I ustalił wynik meczu na 29:29. Żaden z zespołów nie ma więc przed rewanżem zaliczki. Ale w lepszej sytuacji raczej są kielczanie – to oni w rewanżu zagrają przed własną publicznością, a Hala Legionów potrafi w trakcie najważniejszych spotkań odlecieć. Czy zrobi to w czasie rewanżu? Normalnie napisalibyśmy, że przekonamy się za tydzień o 18:45, bo wtedy ten mecz. Już teraz jesteśmy jednak przekonani, że dokładnie tak będzie.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

10 komentarzy

Loading...