Reklama

Historyczny awans! Polscy hokeiści zagrają w mistrzostwach świata Elity!

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

05 maja 2023, 15:50 • 6 min czytania 77 komentarzy

Stało się! Polscy hokeiści, którzy w Wielkiej Brytanii zagrali swój ostatni mecz na mistrzostwach świata w hokeju na lodzie I Dywizji, dokonali rzeczy historycznej dla tej dyscypliny nad Wisłą. Po świetnym turnieju, Szeryfowie z Nottingham – jak to od miejsca organizacji wydarzenia zaczęto ich określać – przełamali trwającą ponad 20 lat złą passę naszej kadry i awansowali do przyszłorocznych mistrzostw świata Elity. Dodajmy, że awansowali w świetnym stylu, gdyż w całych zawodach ponieśli zaledwie jedną porażkę, z Wielką Brytanią. A dziś postanowili nie czekać na to, co stanie się w meczu Brytyjczyków z Włochami, tylko sami wzięli sprawy w swoje ręce, wygrywając z Rumunią 6:2.

Historyczny awans! Polscy hokeiści zagrają w mistrzostwach świata Elity!

PONAD 20 LAT BEZ ELITY

Jak wielki to sukces dla polskiego hokeja, niech świadczy fakt, że Biało-Czerwoni nie zagrali na zimowych igrzyskach olimpijskich od przeszło trzydziestu lat i turnieju w 1992 roku w Albertville. Z kolei na grę Polaków w mistrzostwach świata Elity fani hokeja znad Wisły czekają od 2002 roku. W tamtym czasie naszego kraju jeszcze nie było w Unii Europejskiej, na światowych listach przebojów królował kawałek „Lose Yourself” Eminema z filmu „8. mila”, a Ronaldo – ten z Brazylii, z fryzurą będącą przekleństwem tysięcy matek starających się wyperswadować swoim synkom, że nie ma mowy by nosili coś podobnego na głowach – zapewniał Canarinhos mistrzostwo świata, w finale dwa razy pokonując Olivera Kahna.

Prehistoria. Inna epoka.

I tak mijały lata, pojawiły się iPhony, media społecznościowe, YouTube, rozpowszechniły elektryczne samochody. Świat poszedł do przodu. Tylko reprezentacja Polski w hokeja pod względem wyników zatrzymała się miejscu. Czasami o takim stanie rzeczy decydowały po prostu umiejętności. Innym razem – zwykły pech. Ale fakt faktem, że przez dwie dekady awansować do Elity się nie udało.

Reklama

Aż do tego roku i turnieju Mistrzostw Świata Dywizji 1A w Nottingham. Turnieju do którego Polacy podeszli bardzo dobrze przygotowani. Przed zawodami odbyli jedno z najdłuższych zgrupowań od dawien dawna. W tym czasie zagrali po dwa spotkania z reprezentacjami z Elity – Łotwą, Słowenią i Węgrami. Łącznie zwyciężyli w czterech z tych meczów. Drużyna selekcjonera Roberta Kalabera poleciała do Wielkiej Brytanii z wielkimi nadziejami na przełamanie złej passy i osiągnięcie historycznego sukcesu. Zwłaszcza, że w obliczu wykluczenia z hokejowych rozgrywek Rosji i Białorusi, awans do Elity uzyskiwały dwie reprezentacje grające w Nottingham.

OGROMNY MARGINES BŁĘDU

Ale ogromną niesprawiedliwością byłoby sprowadzanie sukcesu Polaków do decyzji IIHF. Bo przede wszystkim Biało-Czerwoni w Anglii pokazali kawał dobrej gry. Do dzisiejszego spotkania podopieczni słowackiego szkoleniowca przegrali tylko jeden mecz. 4:5, po golu straconym w dogrywce, z gospodarzami z Wielkiej Brytanii. Czyli zespołem, który w ubiegłym roku pożegnał się z Elitą i miał ambitny plan, by szybko do niej wrócić.

Poza tym drobnym niepowodzeniem, Polacy nie pozostawili złudzeń Litwinom i Korei Południowej, wygrywając oba mecze po 7:0. Jednak najważniejsze zwycięstwo przyszło z drugim spadkowiczem z Elity, Włochami. Biało-Czerwoni pokonali włoską ekipę 4:2, dzięki czemu przed dzisiejszym meczem z Rumunią sami ustawili się w komfortowej sytuacji.

Polacy zajmowali drugie miejsce w grupie ze zdobyczą 10 punktów. Pierwsza Wielka Brytania posiadała 11 oczek, zaś Włosi mieli ich 9. I tu należy się objaśnienie dla tych, którzy nie znają zasad zdobywania punktów w tej imprezie. Otóż za zwycięstwo w regulaminowym czasie przypisuje się 3 oczka. Za wygraną w dogrywce lub karnych, triumfująca ekipa zgarnia 2 punkty, a przegrany – 1. Przy równej liczbie zgromadzonych punktów, o kolejności w tabeli decydował bezpośredni mecz.

Dlatego skromny punkt przewagi nad Włochami był ogromną zaliczką. Zwłaszcza, że nasi hokeiści w ostatnim spotkaniu grali ze słabą Rumunią, zaś Gli Azzurri wieczorem mierzyli się z Wielką Brytanią. To oznaczało, że by wypuścić z rąk szansę na występy w przyszłorocznych MŚ Elity, Biało-Czerwoni musieliby doprowadzić do realizacji któregoś z czarnych scenariuszów. Pierwszym była przegrana w regulaminowym czasie przy jakiejkolwiek wygranej Włochów. Drugim, przegrana po dogrywce/karnych przy zwycięstwie włoskich hokeistów z gospodarzami za 3 punkty.

AWANS JEST NASZ!

Polacy rozpoczęli spotkanie bardzo zmotywowani. Biało-Czerwoni grali agresywnie, tworzyli koronkowe akcje i po prostu zdominowali przeciwników z Rumunii. Rywali słabych, ale zarazem takich, z którymi nasi hokeiści nie mieli najlepszych wspomnień, bowiem w 2019 roku, kiedy obie drużyny grały w Dywizji 1B, Rumuni pokonali Polskę 3:2 i ostatecznie to oni cieszyli się z awansu.

Reklama

Pierwsza tercja dzisiejszego spotkania musiała przypomnieć fanom znad Wisły te traumatyczne wspomnienia. Bo co z tego, że Polacy gnietli przeciwników niczym FC Barcelona Celtic Glasgow w meczu, który do dziś jest statystycznym memem, skoro efekt był podobny? W oddanych strzałach na bramkę Polska zmiażdżyła rywali, ale jedynego gola w tercji w 10. minucie zdobyli Rumunii. I na takim sensacyjnym wyniku zakończyła się pierwsza część meczu.

Jasne, Polacy byli lepsi, ale dla nich samych taki obrót spraw stanowił test charakteru. Czy utrzymają nerwy na wodzy? Dadzą radę odrobić, czy może popełnią kolejny błąd? To był sprawdzian, czy Biało-Czerwoni pasują do Elity nie tyle pod względem umiejętności, co posiadanego mentalu.

I co tu dużo pisać – cholera, pasują. Polscy hokeiści pokazali, że stracona bramka była wypadkiem przy pracy, który zawsze może się przytrafić. Jednak wiedzieli, że są zespołem lepszym. I że ich jakość oraz konsekwencja zaprocentują. Zwłaszcza, że Rumuni zaczęli odczuwać trudy meczu granego w dużym tempie, narzuconym przez Biało-Czerwonych. Popełniali błędy i coraz częściej faulowali. Kiedy jeden z rumuńskich hokeistów otrzymał karę dwóch minut, Polacy nie mogli tego nie wykorzystać i wyrównali wynik za sprawą Grzegorza Pasiuta.

Od tego momentu… obraz gry się nie zmienił. Serio – pod względem samej rozgrywki, Polacy poczynali sobie dokładnie tak samo, jak w pierwszej tercji. Jedyną zmianą była za to skuteczność naszych hokeistów, która w pierwszej części meczu stanowiła jakąś abominację. Gdyby rumuński bramkarz drugi raz przy tylu oddanych strzałach ani razu nie wyciągał krążka z bramki, to pozostawałoby nam tylko dzwonić po egzorcystę. Takiego scenariusza nie dałoby się wytłumaczyć inaczej, niż sprzysiężeniem się sił nieczystych.

Na szczęście, o żadnej klątwie nie było mowy, a Biało-Czerwoni pakowali bramki aż miło było popatrzeć. Po golu na 2:1 (Bartłomiej Jeziorski) zyskali pewność siebie. Po tym na 3:1 (Bartosz Fraszko) chyba najwięksi pesymiści mogli jeszcze sądzić, że w tym spotkaniu Polskę spotka coś złego. Ale czwarta bramka (Alan Łyszczarczyk) rozwiała już wszelkie wątpliwości. Ostatnia tercja była formalnością – Polska nie mogła wypuścić awansu do Elity. I to niezależnie od wyniku wieczornego meczu Wielkiej Brytanii z Włochami, który Biało-Czerwoni mogą już oglądać w pełni wyluzowani, z zasłużonym piwkiem w ręku.

A za rok posmakują owoców tego sukcesu, kiedy będzie im dane zagrać z najlepszymi hokejowymi reprezentacjami globu. I wystąpią w tym gronie całkowicie zasłużenie.

Polska-Rumunia 6:2

Bramki:

1. tercja: 0:1 (10′ Peter)

2. tercja: 1:1 (2′ Pasiut), 2:1 (9′ Jeziorski), 3:1 (18′ Fraszko), 4:1 (19′ Łyszczarczyk)

3. tercja: 4:2 (15′ Gajdo), 5:2 (19′ Dziubiński), 6:2 (20′ Wałęga)

Fot. Newspix

Czytaj więcej o hokeju:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

77 komentarzy

Loading...