Reklama

„Nie rezygnujesz z tego, co kochasz”. Jaromir Jagr ma 50 lat i dalej gra w hokeja

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

15 lutego 2022, 18:34 • 11 min czytania 9 komentarzy

Kiedy Jaromir Jagr zaczynał karierę, Michael Jordan nie był jeszcze mistrzem NBA. Obecnie obaj są właścicielami klubów – z tym, że legenda koszykówki już dawno przerzuciła się na cygara oraz kije golfowe, a legenda hokeja… wciąż śmiga po lodzie. To porównanie pokazuje wyjątkowość Czecha, który obchodzi dzisiaj 50. urodziny jako aktywny zawodnik HC Kladna. Zespołu z miasta, w którym zaczynał, i zespołu, którym obecnie rządzi.

„Nie rezygnujesz z tego, co kochasz”. Jaromir Jagr ma 50 lat i dalej gra w hokeja

Czeski hokeista nie przepada za tym pytaniem. Ale słyszy je nieustannie. Dlaczego jeszcze gra w hokeja? – Zawsze, kiedy reporter mnie o to pyta, wiem, że ten gość nigdy niczego nie kochał. Kiedy coś kochasz, nie chcesz tego stracić. Ja wciąż kocham hokeja, i dużo dla niego poświęciłem. Nie mogę z tego rezygnować – mówił paręnaście dni temu.

Dzisiaj „piątka z przodu” wreszcie go dopadła. To dla niego słodko-gorzka informacja. Słodka, bo zgasił niedowiarków, którzy wątpili, że może grać do pięćdziesiątki (co swego czasu zapowiedział). Gorzka, bo wszelkich pytań o długowieczność będzie jeszcze więcej.

Kim jest Jaromir Jagr, legenda czeskiego hokeja?

Jaromir Jagr jest zawodnikiem klubu z miasta, w którym się urodził – HC Kladno. To też klub, w którym zaczynał karierę, i do którego wracał przy różnych okazjach – przede wszystkim w czasie lockoutów (przerwy w rozgrywkach spowodowane zazwyczaj konfliktem interesów między zawodnikami a właścicielami klubów czy samą ligą przyp-red.) w NHL. Istnieje jednak pewna różnica między tym, co jest teraz, a tym co było w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych.

Reklama

Bo Czech to obecnie właściciel HC Kladno. Poza grą w hokeja, zajmuje się zatem mnóstwem rzeczy. Podpisuje kontrakty z zawodnikami, z którymi będzie potem trenował i występował w meczach. Dba o finanse klubu i wszelkie formalności. Szuka dla niego sponsorów. Pełni funkcje reprezentacyjne, bierze udział w licznych konferencjach prasowych.

Nade wszystko Jagr stanowi jednak wizytówkę swojej drużyny: jest legendą, magnesem, który przyciąga kibiców na trybuny. To ostatnie ma zresztą spore znaczenie – bo Czech, poza miłością do hokeja, wspominał też, że widzi, jakie zainteresowanie kibiców wciąż wzbudza. Nie chce ich zawieść, skoro dalej dostarcza im tylu emocji.

Amerykański sen

Tak naprawdę Jagr nie prawa pamiętać czasów, kiedy w jego życiu nie było sportu. Od momentu, gdy skończył siedem lat – za sprawą ojca – robił tysiąc przysiadów dziennie. Jeszcze wcześniej – bo jako sześciolatek – grał w hokeja z trzema grupami wiekowymi. Wszystko żeby trenować trzy razy więcej niż jego rówieśnicy. To również był pomysł jego ojca.

Jaromir Jagr, bo tak nazywał się senior, chciał, żeby syn miał lepsze życie niż on sam. Dlatego pokierował go w stronę hokeja. – Nie było możliwości, żebym miał dobre życie, jeśli nie uprawiałbym sportu, ani nie śpiewał. Tak to wyglądało w naszym kraju za czasów komunizmu. Ale śpiewanie? Nie ma kurwa szansy. Więc miałem jedną opcję – zostać sportowcem. Rodzice, szczególnie tato, dobrze o tym wiedzieli – wspominał „junior”.

Młody Jaromir grał zatem nałogowo w hokeja, a także wyjątkowo dbał o swoją tężyznę fizyczną. Przysiady to jedno, ale też korzystając z życia blisko natury sporo biegał po lasach, a także zatracił się w prowizorycznej siłowni, którą miał w domu. Wyciskał ciężary leżąc nie na ławeczce, a na ciężkim kufrze, owiniętym ręcznikami. I w międzyczasie patrzył na oblicza dwóch sportowców, których podziwiał.

Reklama

Na pierwszym plakacie w jego mieszkaniu znajdował się Wayne Gretzky. Na drugim Martina Navratilova – czyli „persona non grata” w komunistycznej Czechosłowacji, bo słynna tenisistka wbrew woli państwowych władz wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Jaromir Jagr chciał zrobić to samo.

Napędzały go nie tylko marzenia o grze w hokeja na wielkiej scenie, czyli w wyśnionej NHL, ale wyrwanie się z komunistycznych łańcuchów. To nie przypadek, że w swoim zeszycie szkolnym trzymał… zdjęcie Ronalda Reagana. O realiach, jakie panowały w Czechosłowacji opowiedziała mu babcia – wspominając nie tylko o czasach współczesnych, ale też o historii jej męża. Również Jaromira Jagra.

Kolejny reprezentantów rodziny Jagrów był farmerem. W 1948 roku, po tym, jak komuniści przejęli Czechosłowację, został pozbawiony niemal całego dobytku rolnego. Zmarł dwadzieścia lat później – w 1968 roku, w czasie trwania Praskiej Wiosny, okresu politycznej liberalizacji w Czechosłowacji, stłumionej potem przez ZSRR i sojuszników.

Opowieści o starych czasach podziałały na wyobraźnię Jaromira Jagra, syna Jaromira, wnuka Jaromira oraz przyszłego hokeisty. Kiedy już jako profesjonalista wychodził na taflę lodową, rozpoznawano go po charakterystycznym numerze. Czyli 68.

Szkoła, mistrzostwa i plaże

O talencie Czecha głośno zrobiło się jeszcze w latach osiemdziesiątych. Skauci NHL wiedzieli, że nastolatek z Europy ma wszystko, żeby grać na najwyższym poziomie. Obawiali się jednak, że Jaromir Jagr nie będzie chciał prędko przeprowadzić się do Stanów Zjednoczonych, widocznie nie wiedzieli jakie prezentuje w tej kwestii podejście. Dlatego pojawiały się plotki, że po tym, jak zostanie wybrany w drafcie NHL w 1990 roku, wróci na jakiś czas do swojego rodzinnego kraju. I jego debiut w najlepszej lidze świata zostanie odłożony.

Kiedy jednak wysłannicy Pittsburgh Penguins zapytali się Czecha o tę kwestię, ten odpowiedział, że jeśli tylko podpiszą z nim kontrakt, przeprowadzi się do Stanów w jeden dzień. Nie chciał bowiem odpuścić okazji do połączenie sił ze swoim idolem – słynnym Mario Lemieux. Dlatego amerykański zespół na niego postawił, poświęcając piąty numer draftu. Co – oczywiście – okazało się strzałem w dziesiątkę.

Jagr – wraz ze swoim nowym zespołem – szybko zawędrował na szczyt. Penguins zdobywali mistrzostwo NHL w 1991 oraz 1992 roku.

Początki Czecha w Stanach były zatem znakomite, również pod kątem indywidualnym, bo już w debiutanckim sezonie uzbierał 27 bramek i 30 asyst. To było tym większym sukcesem, że wówczas mocno doskwierała mu bariera językowa. Klub błyskawicznie, jeszcze zresztą przed startem hokejowych rozgrywek, wysłał go do szkoły (miał w końcu 18 lat), ale to nie dawało większych efektów. – To była najtrudniejsza rzecz, jaką robiłem. System edukacji nie miał dla mnie sensu. Siedzisz w szkole osiem godzin, nauczyciel zmienia się co 45 minut, nie masz przerw, i wszyscy rozmawiają po angielsku, w języku, którego nigdy wcześniej nie słyszałeś.

Jaromirowi pomogło dopiero częstsze obcowanie z kolegami z zespołu. Jak wspominali – choć nie mówił za wiele, często się uśmiechał i był bardzo towarzyską osobą. Nieocenione okazało się także dzielenie szatni z innym Czechem – Jiří Hrdiną (którego klub sprowadził specjalnie ze względu na młodszego rodaka). W momencie, gdy Jagr poczuł się już komfortowo, kibice zespołu z Pittsburgha oraz koledzy z zespołu zaczęli poznawać jego prawdziwy charakter. Okazało się, że mają do czynienia z prawdziwym oryginałem.

Kiedy Jagr był już podwójnym mistrzem NHL, i nie mógł dogadać się ze Penguins w sprawie nowego kontraktu, mówił: – Jeśli mnie nie chcą zatrudnić, to mnie nie potrzebują. Nie uważam już Pittsburgha za mój zespół. Kocham kibiców, to miasto ma świetnych ludzi. Ale jeśli nie mają pieniędzy, niech mnie wytransferują. Chcę grać tam, gdzie są plaże.

A na kontrę w postaci faktu, że Penguins to czołowa drużyna NHL, odpowiadał: – Mam dwa Puchary Stanleya. Nie potrzebuję ich więcej. Potrzebuję pieniędzy, plaży oraz dziewczyn. 

Ostatecznie jednak klub z Pittsburgha zatrzymał Jagra na dłużej. Spędził w tym mieście… ponad dekadę. Potem grał jeszcze (jeśli chodzi o NHL) w Washington Capitals, New York Rangers, Philadelphia Flyers, Dallas Stars, Boston Bruins, New Jersey Devils, Florida Panthers oraz Calgary Flames (spełniając w końcu swój cel o grze w kanadyjskim zespole). Ale kolejnego Pucharu Stanleya już nie zdobył.

Rekordy i tajemnica sukcesu

Ostatecznie kariera Jaromira Jagra w NHL (z przerwami) potrwała od 1990 roku do 2018 roku. Zaczynał ją mniej więcej wtedy co Keith Tkachuk – również wybrany w drafcie 1990. A potem grał z jego synem – Matthew Tkachukiem. Dzielił szatnię z zawodnikami urodzonymi w latach pięćdziesiątych, a także tymi, którzy przyszli na świat pod koniec XX wieku. Obecnie natomiast – już w lidze czeskiej – jego kolegą z zespołu jest Jiří Ticháček, zawodnik z rocznika… 2003.

Nie może być inaczej – po latach Jagr nie jest kojarzony głównie z tym, jak znakomicie gra w hokeja, ani nawet charakterystyczną fryzurą („mulet” albo „czeski piłkarz”, długo z tyłu, krótko z przodu), ale swoją długowiecznością. Z okazji 50. urodzin – za pośrednictwem mediów HC Kladno – życzenia złożyły mu obecne gwiazdy NHL. I wiadomo, na co kładły nacisk.

– To nieprawdopodobne, że wciąż grasz w hokeja. Jesteś inspiracją dla takich zawodników jak ja – mówił Connor McDavid. – Grać w hokeja w tym wieku, co za marzenie. To mówi wiele o twojej pasji i miłości do tego sportu. Nie zatrzymuj się – wtórował mu Sidney Crosby.

Oczywiście liczne sezony spędzone na lodzie mają swoje odzwierciedlenie w statystykach. W historii NHL tylko jeden zawodnik uzbierał więcej punktów od Jagra – naturalnie Gretzky. Jeśli natomiast chodzi o bramki – poza Gretzky’m wyprzeda go jeszcze Gordie Howe. Choć niedługo Czech spadnie na czwarte miejsce – za Aleksandra Owieczkina (ten ma 36 lat i traci do Jaromira 7 bramek).

Jest jednak jeden rekord, którego Jagr nie pobił, choć na pewno mógł. Mowa o liczbie meczów rozegranych w NHL. Do Patricka Marleau zabrakło mu 46 występów. Gdyby tylko w latach 2008-2011 nie wrócił do Europy – byłby na szczycie tej listy. Może za to pochwalić się: największą liczbą bramek, które dawały drużynie zwycięstwo w historii NHL (135), tym, że zagrał w finałach o Puchar Stanleya zarówno jako nastolatek, jak i czterdziestolatek, a także najdłuższą serią sezonów z przynajmniej 30 bramkami na koncie (15, ex-aequo z Owieczkinem oraz Mike’m Gartnerem).

W przypadku Jagra nie chodzi jednak wyłącznie o ilość, ale i jakość. To nie tak, że pod koniec kariery w NHL robił za maskotkę zespołu, głębokiego rezerwowego. Nie grał za zasługi. Nic z tych rzeczy – bo nawet jako czterdziestolatek imponował skutecznością.

Jego najlepsze sezony prawdopodobnie przypadły na drugą połowę lat dziewięćdziesiątych. Pięciokrotnie zostawał wówczas najlepszym strzelcem ligi, odebrał też nagrodę Hart Memorial Trophy (coś w rodzaju MVP). Ale będąc weteranem też potrafił zachwycać kibiców oraz ekspertów. Jako zawodnik Florida Panthers – w rozgrywkach 2015/2016 – uzbierał łącznie 66 punktów (27 bramek i 39 asyst). I tylko sześciu hokeistów wyprzedziło go wówczas w głosowaniu na najlepszego gracza NHL.

Co stało za jego sukcesem? Przede wszystkim – siła, tężyzna fizyczna, a także warunki – był dość wysoki i miał, co podkreślali jego rywale, „duży tyłek”, który pomagał mu w blokowaniu dostępu do krążka. Inaczej mówiąc – Jagra od zawsze trudno było przepchnąć, wygrać z nim „walkę” przy bandach, sprawić, że straci równowagę. Nawet kiedy nie potrafił zasuwać na łyżwach tak szybko jak kiedyś, czerpał bardzo dużo ze swoich atutów. A to w połączeniu z naturalnym drygiem do gry sprawiało, że nawet jako czterdziestolatek stanowił zmorę dla bramkarzy.

Bramki zdobywa zresztą do dzisiaj. Choć – jak sam mówił – w NHL raczej nie byłby w stanie już występować. Hokej za oceanem po prostu stał się za szybki. – Grałem w latach dziewięćdziesiątych i wszyscy wiemy, jak fizyczna była to rywalizacja. Obecnie mamy do czynienia bardziej z koszykówką niż hokejem. Chodzi o jazdę na łyżwach, nie fizyczność. Nie ma za wiele walki przy bandach. A to było to, co kochałem. Granie przy narożnikach, jeden na jednego.

Wieczny kawaler

Jeszcze parę miesięcy przed zimowymi igrzyskami w Pekinie pojawiały się pogłoski, że Jagr może otrzymać powołanie do reprezentacji Czech. Do tego jednak nie doszło. A szkoda, bo mielibyśmy do czynienia z niezwykłą sytuacją – Jaromir Jagr kilka lat wcześniej został bowiem wybrany na „ambasadora hokeja” na ZIO w Pekinie. Łączyłby zatem funkcję reprezentacyjną z byciem zawodnikiem.

Jeśli chodzi jednak o karierę reprezentacyjną – Czech nie ma już za bardzo co udowadniać. W 1998 roku poprowadził Czechy do zdobycia historycznego złotego medalu igrzysk. W 2005, a także 2010 roku, zostawał natomiast mistrzem świata. Jest jednym z dwudziestu siedmiu hokeistów, którzy mają potrójną koronę – czyli wygrywali powyższe międzynarodowe turnieje oraz Puchar Stanleya.

Mówimy o kolejnym z powodów, dla których Jaromir Jagr jest chodzącą legendą. Bicie rekordów, kolekcjonowanie trofeów i nagród indywidualnych, ciągłe przeprowadzki oraz gra w różnych zespołach miały jednak swoją cenę. Bo Czech jest typem „wiecznego kawalera”. Nigdy nie się nie ożenił, nie doczekał się dzieci. Poświęcił się w stu procentach hokejowi.

To jednak nie znaczy, że kobiety nie były obecne w jego życiu. Dla jednej z nich ściął nawet włosy – pozbywając się „muleta”, z którym był kojarzony przez całe lata dziewięćdziesiąte. Nie jest tajemnicą również, że Czech gustuje w młodszych partnerkach – hitem Internetu stała się sytuacja, w jakiej znalazł się z 18-letnią modelką. Ta szantażowała go, że upubliczni ich wspólne zdjęcie w łóżku, jeśli nie zapłaci jej dwóch tysięcy dolarów. Jagr uznał, że tę całą groźbę ma w nosie. I powiedział dziewczynie (którą okazała się wybranka… młodzieżowego reprezentanta Czech w hokeju, Dominika Rudla), że niech robi, co chce.

Obecnie Czech jest w związku z Dominiką Branišovą, również modelką, urodzoną w 1994 roku. Być może ona zostanie pierwszą „panią Jagr” i sprowadzi go na ślubny ołtarz. Ale na pewno nie stanie między nim a hokejem. Nie sprawi, że zrezygnuje ze swojej pierwszej miłości. Co zatem może zmusić Jaromira do zakończenia kariery? Sam na to kiedyś odpowiedział.

– Jestem dumną osobą, dlatego nie chcę wyjść na lód i się ośmieszyć. To ostatnia rzecz, którą chciałbym zrobić. Kiedy będę czuł, że znajduję się w takiej sytuacji, przestanę grać. Kocham hokeja, ale nie na tyle, żeby robić z siebie pośmiewiska.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Źródła cytatów: Sportsnet, Sports Illustrated, ESPN, The Sporting News, NHL.com

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]
Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...