Reklama

Pożegnanie po siedmiu latach. Koniec ery Papszuna w Rakowie Częstochowa

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2023, 13:54 • 5 min czytania 2 komentarze

Siedem lat, szmat czasu. Siedem lat temu Legia Warszawa sięgała po mistrzostwo Polski pod wodzą Stanisława Czerczesowa, Jan Żurek nieskutecznie ratował przed spadkiem Górnika Zabrze, a Zagłębie Lubin z Piotrem Stokowcem na ławce trenerskiej okazało się mocniejsze choćby od Lecha Poznań czy Pogoni Szczecin. Gwiazdami Ekstraklasy byli Mateusz Cetnarski i Airam Cabrera, strzelecką regularnością wciąż imponował Paweł Brożek. Pozmieniało się od tego 2016 roku, oj, pozmieniało. To właśnie wówczas, siedem lat temu, Marek Papszun objął Raków Częstochowa, co okazało się pierwszym rozdziałem jednej z najpiękniejszych opowieści w historii polskiej piłki.

Pożegnanie po siedmiu latach. Koniec ery Papszuna w Rakowie Częstochowa

Dziś obserwujemy natomiast, jak Papszun do tej historii dopisuje puentę.

Siedem lat i koniec. Pożegnania nadszedł czas

7 – tyle lat Marek Papszun pracował w Rakowie Częstochowa

Marek Papszun i Raków Częstochowa. Duet, jak się mogło niegdyś wydawać, nierozerwalny. Aczkolwiek od ładnych kilku, czy nawet kilkunastu miesięcy sam szkoleniowiec coraz częściej przebąkiwał o tym, że jego przygoda z częstochowskim klubem może dobiec końca raczej prędzej niż później. Że to nie będzie historia na miarę sir Alexa Fergusona w Manchesterze United czy Guya Rouxa w Auxerre – kilkadziesiąt lat nieprzerwanej pracy. Papszun otwarcie mówił o potrzebie odpoczynku, o swoich zobowiązaniach rodzinnych. Choć na początku XXI wieku wspomniany Ferguson także przymierzał się przecież do przejścia na emeryturę, a koniec końców zasiadał na ławce trenerskiej klubu z Old Trafford do 2013 roku. Na tej samej zasadzie wiele osób podchodziło więc do deklaracji Papszuna.

Pogada sobie, pogada, ale kolejne wyzwania będą jednak dla niego zbyt kuszące, by powiedzieć: “pas”. Na prawie już klepnięte mistrzostwo Polski można patrzeć jak na wisienkę na torcie, ale można też je traktować jako otwarcie kolejnej wielkiej przygody. Papszun ma coś do udowodnienia w europejskich pucharach.

Reklama

Dziś już wiemy, że trener Rakowa nie rzucał słów na wiatr. Powody jego decyzji nie są do końca klarowne – on sam mówi o wielu czynnikach, jakie wpłynęły na jego postawienie – ale jedno jest pewne. W przyszłym sezonie ekipę spod Jasnej Góry prowadzić będzie Dawid Szwarga, dotychczasowy asystent Papszuna. Po siedmiu latach dobiega zatem końca jedna z najbardziej spektakularnych kadencji w dziejach polskiego futbolu klubowego. Nie ma bowiem cienia przesady w słowach Michała Świerczewskiego, który podkreślał na naszych łamach, że Papszun zastał Raków drewniany, a zostawił murowany. Jasne, że potencjał finansowy częstochowskiej drużyny jest duży, że Papszun miał tam olbrzymi komfort pracy. Wręcz niespotykany w polskich warunkach.

Ale umówmy się, w piłce można wydać kilkaset milionów funtów na transfery i z czołowego klubu ligowego uczynić rozklekotanego średniaka, co obserwujemy obecnie na przykładzie Chelsea. Każdą kasę da się przepalić, każdy potencjał zmarnować. Tymczasem Papszun wycisnął z Rakowa 120%.

Napisalibyśmy, że zasłużył na pomnik przed stadionem, gdyby nie to, że stadion Rakowa wygląda jak wygląda.

33 – tyle bramek ma już Erling Haaland w Premier League

Arsenal sensacyjnym mistrzem Anglii? To wciąż możliwe. Ale już znacznie mniej prawdopodobne, niż jeszcze kilka tygodni temu. “Kanonierzy” w pierwszej części sezonu spisywali się wprawdzie fantastycznie, ale ostatnio wpadli w dołek, a wczoraj w meczu na szczycie Premier League zostali nad wyraz boleśnie wyjaśnieni przed Manchester City, swoich głównych konkurentów w wyścigu po mistrzowski tytuł. “Obywatele” wygrali 4:1, a ten rezultat i tak należy postrzegać jako najniższy wymiar kary. Różnica klas nie była po prostu ewidentna, ona była wręcz rażąca. W pomeczowej relacji pisaliśmy: – Ten mecz nie wyglądał na starcie dwóch najlepszych drużyn sezonu angielskiej ekstraklasy. Nie wyglądał w ogóle na mecz na szczycie, a raczej na konfrontację topowej drużyny z ligowym średniakiem, czy nawet zespołem broniącym się przed spadkiem. Arsenal po prostu nie udźwignął ciężaru spotkania, nie dorównywał rywalom ani przez chwilę.

Jak zwykle, formą błysnął Erling Haaland. Choć tym razem Norweg nie imponował skutecznością, zmarnował kilka doskonałych okazji strzeleckich, to świetnie spisał się w roli asystenta – Kevin de Bruyne dwukrotnie trafił do siatki właśnie po dograniach rosłego napastnika. A w doliczonym czasie gry Haaland tak czy owak wpakował piłkę do siatki, notując trafienie numer 33 w bieżącej kampanii ligowej. W erze Premier League tylko dwóm zawodnikom udało się zakończyć sezon z pokaźniejszym dorobkiem bramkowym – Andy Cole (1993/94) i Alan Shearer (1994/95) zdobyli po 34 bramki. Ten pierwszy do osiągnięcia takiego rezultatu potrzebował jednak 40, a ten drugi aż 42 występów. Liga była wtedy szersza niż obecnie. Haaland swoje 33 gole strzelił w 29 meczach.

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Norweg skończy sezon z rekordowym dorobkiem. Można się tylko zastanawiać, jak wysoko zawędruje na liście wszech czasów angielskiego futbolu. Legendarny Dixie Dean w sezonie 1927/28 strzelił 60 bramek, takie pułapu nawet Haaland osiągnąć nie zdoła, ale 40 ligowych trafień wydaje się wciąż być w jego zasięgu. Ten pułap osiągnęło w historii zaledwie ośmiu graczy.

Reklama

Jako ostatni dokonał tego Jimmy Greaves w barwach Chelsea w sezonie 1960/61.

1 – tyle punktów przewagi ma dziś Borussia Dortmund nad Bayernem Monachium

Kiedy 1 kwietnia 2023 roku Bayern Monachium pod wodzą Thomasa Tuchela pokonał Borussię Dortmund 4:2 w meczu na szczycie Bundesligi, można był piać z zachwytu nad decyzjami działaczy monachijskiego zespołu. Wydawało się, że kontrowersyjny ruch polegający na gwałtownym rozstaniu z Julianem Nagelsmannem może się Bawarczykom opłacić. Że Tuchel tchnie w drużynę nową energię, co przełoży się nie tylko na kolejny mistrzowski tytuł, ale i na sukces w Lidze Mistrzów.

Dzisiaj sytuacja jest jednak inna. Diametralnie. W Champions League bawarskiego zespołu już nie ma, został gładziutko rozbity przez Manchester City. Nie uda się też wywalczyć Pucharu Niemiec, gdzie lepszy od ekipy Tuchela okazał się Freiburg. Jak gdyby tego było mało, również w Bundeslidze monachijczycy stracili prowadzenie po remisie z Hoffenheim i porażce z Mainz. Borussia nie punktuje może rewelacyjnie, jej też zdarzają się potknięcia, no ale w końcu musiała przecież wykorzystać beznadziejną formę Bayernu i wyprzedzić go w tabeli. Bawarczycy po prostu się o to prosili. Niemiecka prasa znów z lubością może używać terminu “FC Hollywood” – z szatni Bayernu co i rusz docierają pogłoski o konfliktach w zespole, a nawet bójkach między zawodnikami.

Dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić ponownie jest obiektem kpin.

Oliver Kahn może wylecieć ze stołka prezesa.

Pożar. Na pięć kolejek przed końcem sezonu ligowego Borussia ma 60 punktów, co daje jej jedno oczko przewagi nad Bayernem. Nic nie jest zatem przesądzone, ale wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy do 2013 roku Bawarczycy nie zgarną mistrzowskiej patery.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuje się sfrustrowany

Mikołaj Wawrzyniak
2
Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuje się sfrustrowany

Felietony i blogi

Komentarze

2 komentarze

Loading...