Raków na pięć kolejek przed końcem ma jedenaście, a ze względu na lepszy bezpośredni bilans spotkań z Legią, de facto dwanaście punktów przewagi zapasu nad wiceliderem. Naprawdę nie wiemy, co musiałoby się stać, żeby ekipa Papszuna wypuściła z rąk taką przewagę, chyba musieliby się w Częstochowie oduczyć gry w piłkę albo wymienić na zespoły z Lechią (choć w sumie to jedno i to samo). Raków musi zostać mistrzem Polski.
Patrzymy w terminarz:
- Lechia (dom)
- Korona (wyjazd)
- Lech (dom)
- Wisła (wyjazd)
- Zagłębie (dom)
Spotkania z Lechem i Koroną nie należą do najprzyjemniejszych, ale jakie to ma znaczenie? W tych meczach może czekać na Raków już szpaler, a nie walka o wszystko. Sezon pod względem mistrzostwa w gruncie rzeczy już się skończył – Legia miała swój moment, kiedy ograła częstochowian, niemniej potem po prostu zawiodła. Zremisowała w Legnicy, z Lechem, przegrała z Wartą.
W gruncie rzeczy: zwycięstwo nad Rakowem miało znaczenie tylko prestiżowe. Zobacz, synku, oni byli mistrzami, a myśmy ich pokonali. No fajnie, fajnie, niemniej złotego medalu z szyi ekipy Papszuna to nie ściągnie. Ta jest już za daleko, ledwo ją widać na horyzoncie.
I może żałować Legia, że jednak nie wywarła większej presji, bo przecież Miedź prezentuje się dość żałośnie. Legia to czołówka, Raków to czołówka, ale jeśli w starciu z tymi pierwszymi beniaminek pokazał się naprawdę ciekawie i mógł wygrać, tak dziś – żenada. My rozumiemy, że z przyszłym mistrzem Polski można przegrać, żaden wstyd, ale czy naprawdę trzeba zrobić to po bramkach straconych w ten sposób?
- Pierwsza sztuka – wrzutka z rzutu wolnego i samobój Tronta.
- Druga – znów stały fragment, zamieszanie i szuflę dokłada Racovitan.
Nie było więc tak, że Raków rozklepywał gospodarzy jak dzieci – wówczas łatwiej można się pogodzić, że ktoś jest lepszy i trudno, nie ma co gadać. A tutaj cóż, wystarczyło trochę przyzwoitości przy stojącej piłce, by powalczyć chociaż o remis. No bo inna sprawa, że z przodu Miedź dała tylko strzał z dystansu, konkretnie Chuca, a poza tym Kovacević mógł całe spotkanie nadrabiać prasę z zeszłego tygodnia.
Beniaminek powinien żałować tym bardziej że widać, iż ten Raków jeszcze nie jest pewny swego. Jeszcze jest trochę poddenerwowany, że a nuż, może mu się wyślizgnie tytuł z rąk. Gra od linijki, natomiast bez rozmachu, byle wcisnąć swoje, potem się ustawić w defensywie i cześć. Takie chybotliwe konstrukcje łatwo naruszyć, więc szkoda, że Miedź nawet nie spróbowała.
Ale też: ile razy można powtarzać to samo… Miedzi zawsze czegoś brakuje, więc spada z ligi. Co najmniej dziesięć punktów straty na pięć meczów do końca – nie żartujmy. Ta ekipa nie wygląda na gotową, by rywalizować z Dziećmi z Bullerbyn, a co dopiero na to, by zaliczyć serial punktowy. Pewnie jakiś mecz na pożegnanie wygrają, ale to tyle.
Fajnie było, panowie, spróbujcie kolejny raz. Nie jest ten klub w sytuacji, że spadek oznacza finansowy koniec świata. A niektórzy w tej lidze mogą tej pozycji zazdrościć – nawet jeśli jest ona osiemnasta.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ekstraklasa zostaje w Canal+! To będzie rekordowy kontrakt
- 75 lat Pogoni Szczecin. Tak mocno, jak tylko się da
- Janczyk z Florencji: Wieczór dumy polskiej piłki
Fot. FotoPyk