Cóż to było za meczycho! Jeżeli ktoś wybrał w ten ciepły piątkowy wieczór oglądanie Premier League zamiast wyjścia na miasto, to z pewnością nie żałuje tej ryzykownej decyzji. Była ona nawet bardzo ryzykowna, bo w jedynym dzisiejszym meczu mierzyły się ze sobą dwie drużyny, które w tabeli były od siebie oddalone jak tylko się da. Arsenal, czyli lider, podejmował na własnym stadionie ostatnią drużynę, czyli Southampton. Wszystko wskazywało więc na nudną, jednostronną strzelaninę. Strzelanina faktycznie była, ale z pewnością nie jednostronna.
Każdy, kto zdecydował się obejrzeć dzisiejsze spotkanie na Emirates Stadium, być może był świadkiem meczu, który przesądzi o losach mistrzostwa Anglii w tym sezonie. Arsenal miał z pozoru proste zadanie – pokonać najsłabszą drużynę w lidze, zapewnić sobie dzięki temu awans do Ligi Mistrzów po sześciu latach przerwy i utrzymać bezpieczną przewagę nad Manchesterem City.
Było to o tyle ważne, że The Citizens są ostatnio, w przeciwieństwie do Kanonierów, na fali wznoszącej. Wywalczyli awans do półfinału Ligi Mistrzów w efektownym stylu i odprawiają z kwitkiem każdego kolejnego rywala w Premier League. Ostatnie potknięcie miało miejsce 18 lutego, kiedy to podopieczni Pepa Guardioli zremisowali z Nottingham. Od tamtej pory mają serię siedmiu ligowych zwycięstw z rzędu.
Niestety dla fanów z północnego Londynu, Southampton okazał się dla ich idoli przeszkodą nie do pokonania. A i tak mogło być jeszcze gorzej…
Arsenal – Southampton 3:3. Ramsdale pozazdrościł De Gei
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Arsenal spieprzył sprawę już w pierwszych sekundach piątkowego spotkania. W końcu co ci po całej motywacji, założeniach taktycznych i wszelkich innych instrukcjach mających zwiększyć szanse na zwycięstwo, skoro już przy pierwszym kontakcie z piłką bramkarz twojej drużyny robi coś takiego, jak zrobił Aaron Ramsdale. Anglik ewidentnie oglądał czwartkowe starcie Manchesteru United z Sevillą w Lidze Europy i pozazdrościł Davidowi De Gei jego radosnej twórczości.
Ramsdale z tylko sobie znanych powodów postanowił podać do przeciwnika, którym na jego nieszczęście był akurat Carlos Alcaraz – piłkarz, który z techniką na bakier nie jest. Argentyńczyk skorzystał więc z prezentu od sympatycznego golkipera, uderzył tak precyzyjnie, jak tylko się dało i wprawił Emirates Stadium w osłupienie. Nie minęła minuta meczu, a Arsenal przegrywał z ostatnią drużyną w tabeli na własnym stadionie… Kanonierzy z pewnością miewali lepsze rozpoczęcia meczów.
W osłupienie wprawieni zostali oczywiście nie tylko kibice, bo piłkarze również. Szok był tak wielki, że nie byli w stanie od razu się otrząsnąć i już po niespełna kwadransie przegrywali 0:2. Pewnie nie jedna osoba przed telewizorem upewniała się w tamtym momencie, czy to aby na pewno Southampton gra w tych błękitnych koszulkach, a Arsenal w czerwonych.
Gospodarze zdołali zdobyć bramkę kontaktową jeszcze przed przerwą, ale nas przed przerwą interesowało coś innego. Mianowicie groźna sytuacja z Janem Bednarkiem w roli głównej, który wyskoczył do główki nad Martinellim i spadł bardzo niebezpiecznie na głowę. Długo nie podnosił się z murawy, pojawiły się już nosze, ale na szczęście reprezentant Polski się podniósł. Chciał nawet wrócić na boisko, wykłócał się z lekarzami, co pokazywały kamery, ale ci byli nieugięci. Na boisku zastąpił go Caleta-Car.
Arsenal – Southampton 3:3. Mecz o tytuł już w środę
I to właśnie Chorwat, który wszedł za Bednarka, stał się jednym z bohaterów spotkania. W 66. minucie oddał precyzyjny strzał głową po rzucie rożnym i przywrócił dwubramkowe prowadzenie Southampton. Wtedy wydawało się, że nic nie jest w stanie powstrzymać tej potęgi.
Powstrzymać się ją w pewien sposób udało, ale nikt ani w Londynie, ani w Southampton nie jest z tego zadowolony.
Zadowoleni są za to w Manchesterze, bo dziś mają wszystko w swoich rękach. Arsenal zremisował po raz trzeci z rzędu i jego przewaga nad City to w tej chwili zaledwie pięć punktów. The Citizens mają jednak o dwa spotkania rozegrane mniej. Oznacza to już dziś, że jeżeli wygrają wszystkie spotkania do końca sezonu, to oni sięgną po mistrzostwo Anglii. A wiemy, że drużyna Guardioli takich okazji nie przepuszcza. Brutalnie przekonywał się o tym w ostatnich sezonach Liverpool, który przegrywał z nimi tytuł nawet jednym punktem.
Kanonierzy, łagodnie mówiąc, spartolili sprawę. Szans nikt im nie odbierze, ale psychologicznie jest to cios z gatunku tych najboleśniejszych. I to właśnie tuż przed meczem z… City.
Tak, już w środę na Emirates odbędzie się spotkanie niemal bezpośrednio decydujące o mistrzostwie. Arsenal po prostu musi je wygrać, jeżeli wciąż myśli o tytule. Nie zremisować. Wygrać.
Arsenal – Southampton 3:3 (1:2)
Martinelli 20′, Odegaard 88′, Saka 90′ – Alcaraz 1′, Walcott 14′, Caleta-Car 66′
Czytaj więcej o Premier League:
- W jaki sposób kluby Premier League korzystają ze sztucznej inteligencji?
- Jak strzela Erling Braut Haaland i dlaczego robi to tak dobrze?
- Jak trwoga, to do… Franka Lamparda
Fot. Newspix