Iga Świątek wczoraj rozegrała swój pierwszy mecz w sezonie na mączce. A dzisiaj miała pierwszą trudną przeprawę. Karolina Pliskova to jedna z niewielu tenisistek, które wspięły się na szczyt rankingu WTA, mimo braku wygranego Szlema. Czeszka w 2023 roku co prawda nie jest już w najwyższej formie, ale wciąż potrafi zagrozić czołowym rakietom globu. Polka się o tym przekonała. Do wygranej (4:6, 6:1, 6:2) potrzebowała spędzić na korcie ponad dwie godziny.
W ćwierćfinale zawodów WTA w Stuttgarcie nie spotkały się rywalki, które znają się doskonale. Czeszka nie miała wielu doświadczeń z gry przeciwko raszyniance. Ale i tak musiała szczególnie obawiać się dzisiejszego meczu. Bo ostatni, i jedyny raz, kiedy zmierzyła się z Igą, nie zdołała… ugrać ani jednego gema. 0:6, 0:6 – takim wynikiem zakończył się z jej perspektywy finał pamiętnego turnieju w Rzymie w 2021 roku.
Od tamtego czasu Polka odnosiła kolejne sukcesy, a Pliskova utrzymywała się w światowej czołówce. To taka zawodniczka, która nie wzbudza większej ekscytacji. Wszyscy wiedzą, na co ją stać, ale najlepsze lata ma już niemal na pewno za sobą. Karolina – która w 2017 roku była nawet pierwszą rakietą świata – zbytnio na to jednak nie patrzy. I od czasu do czasu potrafi zaskoczyć – dwa ostatnie występy wielkoszlemowe zakończyła na ćwierćfinale. To wynik, który należy szanować.
I w ćwierćfinale, tylko mniej prestiżowych zawodów, miała też zmierzyć się z Igą. Jak tym razem wyglądało starcie tenisistek?
To nie Rzym
Szybko stało się jasne, że nie dojdzie do powtórki z 2021 roku. Pliskova urwała gema. A potem kolejnego. Nie ukrywajmy: początek należał do niej. Zanim się obejrzeliśmy, przy jej nazwisku na tablicy wyników pojawiła się „trójka”. Tymczasem Iga wciąż walczyła o wygranie swojego pierwszego podania. Musieliśmy mieć na uwadze, że strata dwóch przełamań jest trudna do odrobienia. Ale niedługo potem pojawił się promyk nadziei. Po tym, jak Pliskova wyrzuciła piłkę w aut, Polka przegrywała „tylko” 2:4, a 30-latka miała jedno przełamanie zapasu.
W kolejnej części partii panie wymieniały się wygranymi gemami, aż doszło do sytuacji, w której Czeszka miała piłkę setową. W tym momencie jednak… zdarzyła jej się wpadka nieprzystająca tak doświadczonej tenisistce. Popełniła bowiem podwójny błąd serwisowy.
Ale to – jak się okazało – był tylko wypadek przy pracy. Karolina otrząsnęła się, zgarnęła dwie szybkie piłki, a więc również seta. Iga Świątek – nieco niespodziewanie – musiała odrabiać straty.
Nie twoja liga, Karolina?
Jak Polka odpowiedziała na początkowe niepowodzenie? Ano odpowiedziała najlepiej, jak to tylko możliwe. Zaczęła kompletnie dominować rywalkę. Druga partia tak naprawdę nie miała żadnej większej historii. Iga oddała Czeszce tylko jednego gema. Obroniła dwa z trzech break pointów. Potrzebowała ledwie 30 minut, żeby doprowadzić do remisu w setach.
Nagle zaczęliśmy mieć wrażenie, że Iga nie może tego meczu przegrać. Złapała luz i poziom gry, do którego obecna Pliskova po prostu nie jest w stanie nawiązać. Powiemy więcej: z każdym setem tego spotkania Świątek po prostu wyglądała lepiej. Sama zresztą podkreśliła to już po meczu, który ostatecznie wygrała 4:6, 6:1, 6:2:
– Powinnam być bardziej gotowa na początek meczu. Ale cieszę się z tego, jak udało mi się powrócić. Nawet pod koniec pierwszego seta grałam już znacznie lepiej. Tak naprawdę – im dalej w mecz, tym czułam się lepiej.
W półfinale turnieju WTA w Stuttgarcie 21-latka zmierzy się z Ons Jabeur, czyli czwartą rakietą świata oraz finalistką ubiegłorocznych Wimbledonu oraz US Open. – Co czyni Ons Jabeur tak dobrą? Na pewno jej styl gry – opowiadała Iga w rozmowie pomeczowej. – Korzysta z innych zagrań niż większość zawodniczek. Ale grałam z nią już kilka razy i po prostu będę na nią gotowa.
Zacieramy zatem ręce przed tym pojedynkiem.
Fot. Newspix.pl