Real Madryt wykonał wyrok na Chelsea, a w kata wcielił się Rodrygo. Królewscy bez jakichkolwiek nerwów awansowali do półfinału Ligi Mistrzów.
Zdaje się, że jakoś na początku drugiej połowy piłkarze Chelsea zrozumieli – tego wieczoru nic nie ugrają. Wystarczył rzut oka na minę N’Golo Kante, by zobaczyć kompletną bezradność. Jakby rzucał w przestrzeń pytanie, ile jeszcze muszą zrobić, by w końcu pokonać Thibauta Courtoisa. Ile?! Chwilę wcześniej futbolówka spadła pod nogi Francuza w polu bramkowym Realu, ale gola z tego nie było, bo środkowego pomocnika zablokował Eder Militao.
Niedługo później drugi bieg wrzucił Rodrygo, w szesnastce The Blues zapanowała panika, jakby do auta wleciała pszczoła, w niekontrolowanym amoku nikt nie przeciął podania na drugą stronę do Viniciusa Juniora, a ten za momencik oddał, co dostał i Rodrygo cieszył się z trafienia.
1:0 i w sumie 3:0 w dwumeczu.
W zasadzie prawie wszystko zgodnie z zapowiedziami właściciela klubu z Londynu Todda Boehly’ego. Amerykanin mówił o 3:0 i dostał 3:0, tyle że nie dla jego zespołu, a Królewskich, ale w pewnym sensie przez chwilę rezultat się zgadzał.
Chelsea znajduje się w takim momencie swojej historii, że w drewnianym kościele oberwałaby cegłą. Nic jej nie wychodzi i w najbliższym czasie pewnie nie wyjdzie. Co się może nie udać, to się nie uda. W zasadzie sprawiała korzystniejsze wrażenie od gości z Hiszpanii, tylko co z tego, skoro na końcu zawsze coś nie grało. Poza Kante świetną okazję spartolił Marc Cucurella, który nawet z kilku metrów nie był w stanie oszukać Courtoisa. Później to samo powtórzył Mychajło Mudryk.
Real nie rozegrał na Stamford Bridge wielkiego meczu, bo nie musiał. Wydawało się, że Królewscy doskonale wiedzieli, że nic złego im się nie stanie. Że przeciwnicy narobią trochę szumu, pokrzyczą, poszarpią, a na końcu i tak nie wyrządzą im krzywdy. Tak do końca to gościom się chyba nie chciało, aczkolwiek mieli świadomość, że choć miejscowi chcą, to nie umieją.
I już.
A kiedy się już Realowi zachciało, ośmieszył gospodarzy. Po składnej akcji Fede Valverde wbiegł z piłką aż w pole bramkowe Kepy i podał na pustą bramkę Rodrygo. 2:0. Piłkarze Chelsea zachowali się niczym statyści, a nie pierwszoplanowi aktorzy. Ewentualnie widzowie z najlepszymi miejscami – patrzyli sobie, jak Królewscy się zabawili. Zabrakło tylko oklasków…
To starcie nie miało wysokiej temperatury, awans Realu nawet przez sekundę nie był zagrożony. Wyrok wydano, wyrok wykonano, można się rozejść. Koniec historii.
Chelsea – Real Madryt 0:2
Rodrygo 58′ i 80′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- ChatGPT na pomoc polskiej piłce. Czy sztuczna inteligencja potrafi gasić pożary?
- „Sztuczna inteligencja już teraz odgrywa kluczową rolę w wielu dziedzinach naszej codzienności” [WYWIAD]
- Nie zaprogramujemy meczu. Piłkarze nie będą robotami
- Co sztuczna inteligencja podpowiada Santosowi? Plan AI na reprezentację Polski
- „Nie wiem czy odpowiednik Marka Papszuna z przyszłości będzie słuchał AI”
foto. Newspix