– Rafa Nadal zakończy karierę na Roland Garros – powiedział przed startem tego sezonu Alexander Zverev, gdy zapytano go o odważny typ na kolejne miesiące. Fani tenisa zgodnie się wówczas oburzyli, ale trudno nie przyznać, że coś w takim przewidywaniu może się kryć. Bo choć niektórzy widzą w Nadalu wiecznie młodego zawodnika, to prawda jest jednak taka, że Hiszpan na karku ma niemal 37 lat, u lekarzy wypchaną urazami kartotekę i coraz mniej szans na wielkie zwycięstwa. Powstaje pytanie: czy obserwujemy ostatnie chwile Rafaela Nadala w zawodowym tenisie?
Spis treści
Rafa na korcie? W tym sezonie rzadkość
Cztery mecze, a wygrany tylko jeden. To bilans Rafy Nadal w sezonie 2023 po niemal czterech miesiącach. Hiszpan zaczął rok od występu w United Cup, gdzie przegrał – w obu przypadkach po trzysetowych starciach – z Cameronem Norriem i Alexem De Minaurem. Rywale raczej z górnej półki, ale też nie tacy, od których Nadal powinien obrywać. A jednak w Australii dwa razy go ograli. I wyraźnie było widać, że czegoś Hiszpanowi brakuje.
Kilkanaście dni później, na Australian Open, brakowało przede wszystkim zdrowia.
W pierwszej rundzie jeszcze poradził sobie wówczas z Jackiem Draperem (choć Brytyjczyk urwał mu seta), ale w drugiej Rafa nie wygrał nawet jednej partii w starciu z 65. na świecie Mackenziem McDonaldem. Gołym okiem widać było, że nie jest w stu procentach sprawny. Ba, momentami całe spotkanie wyglądało jak przedłużająca się agonia. Tylko ambicja Rafy sprawiła, że w ogóle dotrwał na korcie do końca.
– Starałem się dograć mecz bez pogorszenia urazu. Chciałem go po prostu dokończyć. Nie chciałem skreczować jako obrońca tytułu. Taki koniec jest lepszy. Przegrałem, jestem zmęczony mówieniem o kontuzjach. Po prostu przegrałem. I tyle. Gratuluję rywalowi, do samego końca próbowałem grać najlepiej, jak mogłem. Mackenzie grał jednak świetny tenis – powiedział potem Rafa na konferencji prasowej.
Kilka dni później w social mediach ogłosił, że czeka go przymusowa przerwa. Pisał, że uszkodzony ma lewy mięsień biodrowo-lędźwiowy, a czas rehabilitacji przy tego typu urazie to zwykle od 6 do 8 tygodni. W tym gorszym przypadku powinien więc wrócić mniej więcej w połowie marca. Bardzo optymistyczny scenariusz zakładał, że mógłby nawet wystąpić w Miami Open, ale można się było spodziewać, że nawet w pełni zdrowy, ominie ten turniej. Nie miał w końcu powodu, by pchać się do USA, gdy czekała na niego europejska mączka.
Brak występu w „Sunshine Double”, jak nazywa się potocznie marcowe imprezy w Indian Wells i Miami, spowodował jednak, że Hiszpan po raz pierwszy od niemal 18(!) lat wypadł z czołowej „10” rankingu ATP. Przebywał w niej nieprzerwanie od momentu, gdy wskoczył tam 18 kwietnia 2005 roku. Wreszcie jednak pokonały go kontuzje. Ta sytuacja będzie jednak będzie mieć też inny, poważniejszy efekt niż tylko zakończenie serii – na mączce Rafa będzie rozstawiony z dużo niższym numerem. Ale do tego jeszcze wrócimy.
Bowiem na razie Rafa tych rozstawień nie ma, bo… po prostu nie gra.
A przecież sezon na mączce rozpoczął się już na dobre. Wczoraj zakończyła się pierwsza duża impreza – w Monte Carlo, gdzie Nadal triumfował w przeszłości 11 razy. Hiszpan ominął ją po raz drugi z rzędu. Niedługo potem ogłosił, że nie wystąpi też w Barcelonie, na obiektach, gdzie główny kort nosi jego imię.
– Barcelona jest dla mnie szczególnym turniejem, bo to mój przybrany klub i gra u siebie zawsze jest wyjątkowym uczuciem. Nie jestem jeszcze gotowy i jestem w trakcie przygotowań do mojego powrotu do gry. Życzę powodzenia mojemu przyjacielowi Davidowi Ferrerowi [dyrektor turnieju – przyp. red.] i całej jego ekipie w tej edycji, która będzie, jak zawsze, udana na wszystkich poziomach – pisał w swoich social mediach.
O ile więc jeszcze na konferencji po meczu z McDonaldem Hiszpan mówił, że „ma nadzieję, że uraz nie zatrzyma go z dala od kortu na długo”, to na ten moment kolejne sygnały są coraz bardziej niepokojące. Nawet jeśli – choćby w zeszłym roku – sam podkreślał, że wraz z upływem lat, jego organizm ma coraz trudniej pod względem regeneracji.
– To prawda, że gdy stajesz się starszy, proces powrotu do sprawności jest coraz trudniejszy. Jestem jednak tym bardzo podekscytowany. Mam wątpliwości, oczywiście, ale jestem pewien, że będę mógł grać bez bólu i dostanę swoje szanse. Każdy z nas ma swoje problemy, sportowcy przekraczają własne limity. Im stajesz się starszy, tym trudniej jest – mówił.
I to widać. Rafa nie gra w końcu w zawodowym tourze już od trzech miesięcy. Do Roland Garros został nieco ponad miesiąc i dwa duże turnieje (w Madrycie oraz Rzymie), gdzie mógłby złapać nieco obycia z kortem, co istotne po takim rozbracie.
A potem? Potem to już właśnie Paryż, gdzie… mimo wszystko i tak będzie faworytem. Zwłaszcza że to nie pierwszy raz w historii, kiedy pojedzie tam po przejściach.
Jak to było w poprzednich sezonach?
Ogółem w swojej karierze Rafa Nadal pauzował wielokrotnie. Właściwie jego kontuzjami można by obdzielić ze trzech zawodników, a i tak by jeszcze trochę ich zostało, żeby pognębić samego Hiszpana. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat nękały go lewy łokieć, lewa stopa (wielokrotnie), lewe ramię, plecy, prawe przedramię, prawe udo i prawe kolano, do kompletu lewe kolano, lewe udo, prawy nadgarstek, prawa kostka i lewy nadgarstek.
Część z tych kontuzji została już z nim na stałe. Na przykład nawrót urazu lewej stopy nastąpił w 2021 roku. Choć nie, „nawrót” to właściwie złe słowo. Rafa po prostu jest permanentnie kontuzjowany, ale jest w stanie radzić sobie z tym na tyle, by grać na najwyższym poziomie, nawet jeśli z bólem. Przy okazji jednego Roland Garros mówił nawet, że stopy właściwie nie czuł od zaaplikowanych środków przeciwbólowych.
– Nauczyliśmy się żyć z jego kontuzjami. Myślę, że znów sobie z tym poradzi – mówił Toni Nadal, gdy Rafa potrzebował operacji pod koniec 2021 roku. To był zresztą jego zły sezon. Nie wygrał żadnego turnieju wielkoszlemowego, nawet na ukochanej mączce musiał uznać wyższość Novaka Djokovicia, który pokonał go wtedy w ćwierćfinale. Po paryskim turnieju niby próbował coś jeszcze pograć, ale szybko przekonywał się, że nie ma to sensu.
Więc zdecydował się na zabieg i rehabilitację.
W jakim stylu potem wrócił – zapewne pamiętają wszyscy. Na Australian Open sensacyjnie wygrał swój 21. turniej wielkoszlemowy, pobijając rekord Rogera Federera. W finale wyszedł wtedy ze stanu 0:2 w setach w meczu z Daniiłem Miedwiediewem. Potem triumfował też w Paryżu, a po drodze zrewanżował się w wielkim stylu Djokoviciowi za porażkę sprzed roku. Rafa znów był wielki. Ale nawet wtedy nie ustrzegł się problemów – po finale Indian Wells (jego pierwszej porażce w tamtym sezonie!) zrezygnował gry z Miami, a potem, jak teraz, w Monte Carlo i Barcelonie.
Zagrał dopiero w Madrycie. Tam przegrał w trzecim meczu. W Rzymie, turniej później, w drugim. A potem i tak rozniósł wszystkich na Roland Garros. I to wtedy grał bez czucia w stopie, ale też powiedział coś bardzo istotnego: „wolałbym przegrać finał, ale dostać nową nogę”. A że to drugie jest niemożliwe, to finał wygrał. I będzie próbował znów.
Inna sprawa, że zeszły rok trudno w pełni przekładać na trwający sezon. Wtedy Rafa grał doskonale na początku sezonu, widać było, że jest w formie i jeśli odpocznie, poradzi sobie z urazem, to pewnie znowu będzie grać najlepiej na świecie. W tym sezonie tej formy na razie nie ma. Ba, nie dostał właściwie okazji, by ją zaprezentować. Cztery mecze – i to ze stycznia – to żadna próba. Nie da się po niej niczego wnioskować.
W przeszłości jednak tak długie przestoje od gry raczej mu służyły. W 2016 roku grał mało pod koniec sezonu, spadł w rankingu, a potem zaliczył fenomenalny sezon 2017, gdy wygrał Roland Garros i US Open. O roku 2022 już pisaliśmy. Oba te sezony przyszły po dużo słabszych kampaniach – 2021 już został opisany, ale lata 2015-2016 to być może najgorszy okres kariery Rafy.
Hiszpan nie wygrał wtedy żadnego turnieju wielkoszlemowego przez trzy lata (od RG 2014 do RG 2017), a w tych dwóch konkretnych sezonach jego wyniki wyglądały tak:
- Australian Open: ćwierćfinał (2015) i I runda (2016);
- French Open: ćwierćfinał (2015) i III runda (oddana walkowerem, 2016);
- Wimbledon: II runda (2015) i wycofanie z turnieju (2016);
- US Open: III runda (2015) i IV runda (2016).
Żadnego półfinału, o finale nawet nie wspominając. Że wygrzebał się z tego w takim wielkim stylu – to dla Rafy szacuneczek. Ale w 2017 roku kończył 31 lat. Teraz jest o sześć lat starszy, w dodatku przed sobą ma najważniejszy turniej sezonu. Nie może pozwolić sobie na przeciąganie pauzy w nieskończoność.
No chyba że nagle poszedłby śladem przyjaciela.
Roger dał przykład
We wrześniu zeszłego roku z tenisem pożegnał się Roger Federer. Szwajcar nie grał przez ponad rok – jego ostatni mecz w faktycznym turnieju to porażka z Hubertem Hurkaczem na Wimbledonie 2021. Potem przeszedł operację i długo się rehabilitował. Na karku miał już 40 lat. Wreszcie dobił do kolejnych urodzin i niedługo po nich ogłosił, że postanowił skończyć karierę. W Pucharze Lavera, rozgrywkach, które sam pomógł stworzyć.
Zagrał tam jeden mecz. Debla. W dodatku przegrany. Niby nie było to pożegnanie wymarzone. A z drugiej strony – miał obok siebie przyjaciela, który potem, już siedząc na ławce, płakał razem z nim i trzymał jego rękę. A tym przyjacielem był Rafa Nadal. Jego największy rywal.
– Gdy widzisz, że ktoś tak uwielbiany, żegna się z tenisem, trudno jest nie poddać się emocjom. Jestem wrażliwą osobą. Gdy płakaliśmy na ławce? Wymknęło się to nieco spod kontroli, ale najgorsze, że potem w szatni rozpłakaliśmy się znowu. Nasza relacja przeszła przez wiele różnych etapów. Była dobra od początku, ale stała się mocniejsza przez lata – mówił Rafa w rozmowie z COPE. A gdzieś między wierszami przebąkiwał przy innych okazjach, że sam chciałby w podobny sposób zakończyć karierę. Z przyjaciółmi u boku, przed tysiącami kibiców, grając dobry mecz.
Sęk w tym, że pożegnanie Rogera było w pewnym sensie zastępcze. Szwajcar nie był w stanie zrobić tego choćby na ukochanym Wimbledonie czy w Halle. Gdy zawiodło go zdrowie, wybrał inny sposób, też piękny. Ale Rafa pewnie chciałby zrobić to wszystko na swoich warunkach. Choć kto wie, jak cała ta jego kariera się zakończy. Obawy zgłaszał już ostatnio na przykład Feliciano Lopez, inny z hiszpańskich tenisistów, który sam po tym sezonie skończy przygodę z tenisem.
– Boję się tego jako jego przyjaciel. Jeśli chodzi o tenis – oczywiście, martwię się, że może nie być w stanie zagrać na najlepszym poziomie w Roland Garros, a to jego główny cel. Ale bardziej martwi mnie, że zawodnik, który odnosił tyle sukcesów przez cała karierę, teraz przechodzi przez coś takiego. Ludzie na niego czekają, chcą zobaczyć go na korcie. Boli mnie to, przez co przechodzi, coś podobnego przytrafiło się Federerowi, musiał zakończyć karierę, bo nie był zdolny grać, więc wystąpił w na wpół towarzyskim meczu debla. Myślę, że nie o tym marzył, po wszystkim, co osiągnął – mówił Feliciano.
Warto jednak zaznaczyć jedną rzecz – Roger wielokrotnie podkreślał, że wszystko co robi w ostatnich latach, robi z myślą o tym, by móc wyjść na narty, pobawić się z dziećmi czy wyskoczyć z nimi na wycieczkę w góry. Być zdolnym do codziennych aktywności bez bólu. U Rafy może na to za późno, ale kto wie, czy najbliższe lata nie będą rozstrzygać o tym, w jakiej formie Hiszpan będzie po karierze.
A przecież niedawno został ojcem, wiele osób z tenisowego środowiska podkreśla, że to zmienia człowieka, daje inną perspektywę. W dodatku naczekał się następcy w osobie Carlosa Alcaraza, najmłodszego w historii lidera rankingu ATP (aktualnie drugiego w tym zestawieniu) i mistrza US Open. Kto wie, czy to nie przyspieszy jego decyzji o końcu kariery. Na razie jednak takiej nie podjął.
„Gdy przyjdzie ten dzień, dam wam znać”
Ogółem w temacie Rafy Nadala i potencjalnego końca kariery, ile jest wypowiedzi – tyle opinii. Prześledźmy je:
– Z tego co słyszę, Rafa chce grać dalej. On kocha rywalizację i ten sport. A my kochamy go za to. Jednak jeśli ciało odmówi posłuszeństwa i poczuje, że nie będzie już w stanie osiągnąć tego poziomu zdrowia, którego potrzebuje do wygrywania turniejów wielkoszlemowych – myślę, że wtedy skończy karierę. Wszystko zależy właśnie od tego, jak będzie wytrzymywać to jego ciało – mówił John McEnroe w rozmowie z Eurosportem.
– Nie sądzę, że przejdzie na emeryturę. Jeśli tylko będzie zdrowy na tyle, by dawać z siebie na korcie 100 procent, będzie walczyć. Mam wręcz nadzieję, że nie odejdzie, gdy będzie na szczycie, bo chciałbym zobaczyć takiego gracza jak Rafa, dającego z siebie wszystko nawet wtedy, gdy nie będzie grać dobrze. Tak jak robi to Andy Murray – to z kolei Mats Wilander.
– Czy będzie grać do czterdziestki? To jest najważniejsze pytanie. Sądzę, że nie. Mecz na Australian Open był pierwszym krokiem w stronę jego przejścia na emeryturę. W jego wieku powrót do formy po takim urazie zajmuje nawet więcej czasu. Mam jednak nadzieję, że w Paryżu będzie w stanie grać na najwyższym poziomie – dodawał Boris Becker.
I tak dalej, i tak dalej. Chris Evert twierdziła, że choć nie chce wysyłać nikogo na emeryturę, to trzeba zwrócić uwagę na to, jak bardzo podniszczone jest już ciało Rafy Nadala, a że ten ma teraz założoną rodzinę, to w najbliższych latach trzeba się spodziewać, że powie stop. A może i szybciej. Wszystkie te przywołane osoby to byli wielcy mistrzowie, swoje o tenisie i kontuzjach wiedzą. Dużo o urazach wie też Laura Robson, była brytyjska tenisistka, która męczyła się z nimi przez całą karierę. Ją też o Hiszpana zapytano.
– Koniec kariery? Nie chcę mówić o tym, zanim nie wspomną o nim sami. Rafa będzie pierwszym, który to przywoła. Myślę, że na to zasługuje. Przez lata dał tyle temu sportowi. Wciąż daje. Przeszliśmy przez takie sytuacje wiele razy. Andy Murray, Roger Federer, Venus czy Serena Williams. Ludzie próbowali ich odesłać na emeryturę, na lata przed tym, jak oni sami to zrobili. Wszystko zależy od samego Rafy. Odpowiedni czas będzie wtedy, gdy on sam tak poczuje – mówiła.
I to naprawdę ładne słowa. Pokrywające się zresztą z tym, co powtarzał sam Hiszpan w pierwszych tygodniach tego sezonu, gdy przez przewidywanie Saschy Zvereva (dodajmy, że było ono w formie zabawy, poproszono go w końcu o odważne przewidywania, Niemiec wcale nie odsyłał Rafy na emeryturę) zrobiło się głośno o tym, co może się stać w kolejnych miesiącach z Nadalem.
– To proste: lubię to, co robię. Lubię grać w tenisa. Wiem, że to nie jest niekończąca się historia. Ale robię to, co chcę robić. Nie uważam, żebym się poświęcał. […] Za każdym razem, gdy przychodzę na konferencję prasową, mam wrażenie, że muszę przejść na emeryturę. Wszystkich was bardzo to interesuje. Na ten moment nie ma takiego tematu. Gdy przyjdzie ten dzień, dam wam znać – mówił Rafa w styczniu.
Od tego czasu sytuacja jednak się trochę zmieniła. Jego absencja okazała się dłuższa niż przypuszczano, a uraz – poważniejszy. Jest też wspomniana rodzina, inne priorytety. Ale równocześnie Rafa wciąż walczy o to, by z tenisa odejść jako rekordzista w liczbie wygranych turniejów wielkoszlemowych. Jasne, to walka cholernie trudna, Novak Djoković w tej chwili wydaje się mieć przewagę, mimo że szlemów mają tyle samo.
Ale jednak walka trwa. A kto jak kto, ale Rafa Nadal walkę kocha.
Co się stanie we Francji?
Krótka i najbardziej prawdziwa odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Rafa Nadal, choć jest królem tamtejszej mączki, w Paryżu już przegrywał. Kontuzje i rywale zatrzymywali go w 2009, 2015 i 2021 roku. W 2016 zrobił to głównie uraz, bo Hiszpan ostatecznie oddał mecz walkowerem. Możliwe, że i w tym roku będzie podobnie.
Ale na przykład Daniił Miedwiediew – który do tej pory mączki nie lubił, ale ostatnio nauczył się grać na niej całkiem nieźle – twierdzi, że to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Jak gość wygrywał jakiś turniej 14 razy, to choćby urwało mu nogę, dalej będzie groźny. – Rafa będzie faworytem, nawet jeśli nie zagra przed Roland Garros ani jednego meczu – mówił były mistrz US Open. I cóż, trudno odmówić mu racji.
W zeszłym sezonie Nadal i w Madrycie, i w Rzymie odpadał stosunkowo szybko. A potem we Francji nie było na niego mocnych. Z drugiej strony w tym roku stawka wydaje się bardziej wyrównana. Jest Novak Djoković. Andriej Rublow dopiero co odniósł największy sukces w karierze, wygrywając w Monte Carlo. Carlos Alcaraz jest już teraz tenisistą wybitnym. Stefanos Tsitsipas, mimo że nie gra na mączce tak dobrze jak w ostatnich latach, to na Roland Garros był już w finale (a w tym roku doszedł też do takiego w Australian Open). Podobnie Casper Ruud. Alexander Zverev szuka wielkiej formy po urazie, może odnajdzie ją właśnie w Paryżu.
Do tego Nadal będzie mieć zapewne trudniejszą drogę. Na ten moment jest 13. w rankingu, po Barcelonie może być o miejsce niżej. A jeśli nie zagra w Madrycie czy Rzymie, może spaść jeszcze o kilka lokat. Na pewno szybciej trafi więc na najwyżej notowanych rywali. Pytanie dla kogo będzie to większy problem: dla niego czy dla nich?
Przekonamy się w Paryżu. Bo Rafa Nadal mimo wszystko planuje się tam wybrać i powalczyć o 15. tytuł. Nie planuje z kolei – przynajmniej na razie – końca kariery. I dobrze. Im dłużej tenisista jego formatu będzie wychodzić na kort, tym lepiej dla tenisa.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: