Nadal nie sposób stwierdzić, że Raków odchorował już przegrany mecz w Warszawie i znów demoluje rywali. Po remisie w słabym stylu w Radomiu pokonał jednak Widzew i nie dał nadziei Legii, że po tej kolejce może odrobić jakieś straty. Teraz z Lechem walczy ona tylko o to, żeby tych strat nie powiększyć.
Niewykluczone, że pisalibyśmy w innym tonie, gdyby nie szybkie zejście Iviego Lopeza. Dopóki Hiszpan przebywał na boisku, gospodarze zgodnie z oczekiwaniami tworzyli duże zagrożenie pod bramką beniaminka. I przede wszystkim, potrafili tworzyć je z akcji. Ivi trafił z karnego, ale przy optymalnej skuteczności w tak krótkim czasie mógł skompletować hat-tricka. Sytuację po dograniu Nowaka miał już wtedy, gdy zapadła decyzja o jego zmianie z powodu urazu mięśniowego.
Raków – Widzew 2:0. Ciężko bez Iviego Lopeza
Za hiszpańskiego lidera częstochowian wszedł Mateusz Wdowiak i…, cóż, to już nie było to samo. Były skrzydłowy Cracovii starał się być aktywny, tyle że nie przeprowadził ani jednej akcji zapadającej w pamięć, nie wykreował żadnego zagrożenia. Nie byliśmy zdziwieni, gdy w doliczonym czasie zaliczył zmianę powrotną.
Raków mniej więcej dawał radę jeśli chodzi o to, z czego słynie, czyli intensywność w grze, wysoki pressing, bronienie dostępu do swojego pola karnego. Mniej więcej, bo Vladan Kovacević starał się, żebyśmy mieli w tym meczu dodatkowe emocje. Bośniacki bramkarz wyszedł na zero, gdy co prawda kiepsko odbijał strzał Bartłomieja Pawłowskiego z czterdziestu metrów z rzutu wolnego, ale zrehabilitował się broniąc poprawkę Mateja Hanouska. Czech miał jeszcze drugą szansę po błędzie Kovacevicia, który nie do końca zrozumiał się z Petraskiem i nie złapał piłki na przedpolu, lecz znów zabrakło mu jakości w wykończeniu.
Golkiper Rakowa w drugiej połowie też raz niepewnie wychodził i skończyło się to niecelnym uderzeniem Letniowskiego. Bośniak kolekcjonuje czyste konta w Ekstraklasie, jednak wiosną w większym stopniu to zasługa jego kolegów z pola. Kovacević nadspodziewanie często daje przeciwnikom bonusowe szanse na odwrócenie losów rywalizacji.
Nieodpowiedzialny Hanousek
Dziś i tak w rozdawaniu prezentów nikt nie przebije Hanouska. Trzeba naprawdę sporej lekkomyślności, żeby w meczu, w którym dyscyplinę należy trzymać jak rzadko kiedy, tak szybko sprokurować bezdyskusyjny rzut karny. Daniel Stefański nie widział, że Hanousek zdzielił łokciem Petraska, ale został zawołany do monitora i musiał zmienić decyzję. Do tego dzisiejszy kapitan łodzian zmarnował dwie wspomniane sytuacje, a gdyby Stefański się uparł, mógłby go wyrzucić za drugi faul w powietrznym starciu.
Wracając do poprzedniego wątku – podstawy w grze Rakowa były, za to po zejściu Iviego brakowało jakości po zbliżeniu się pod pole karne Widzewa. Jeśli coś się działo, to po stałych fragmentach. W taki sposób Petrasek zabrał asystę Koczerhinowi, nie trafiając dobrze w piłkę na wślizgu. Dopiero na sam koniec Fran Tudor pokazał, że z rzutu wolnego potrafi przymierzyć niemal równie idealnie jak Ivi i miejscowa publiczność mogła odetchnąć.
Widzew można pochwalić za to, że nawet z tak wymagającym rywalem trzymał się swoich założeń, nie pałował i chwilami nieźle stosował wysoki pressing. Janusz Niedźwiedź trochę zamieszał w składzie i na przykład na szpicy wystawił Łukasza Zjawińskiego. Niewiele się po nim spodziewaliśmy, a jak na skalę wyzwania, radził sobie nawet, nawet – potrafił chociażby wywalczyć trzy faule.
Nie zmienia to faktu, że Widzew w ostatnich siedmiu kolejkach trzy razy zremisował i cztery razy przegrał. Wiosną pozostaje z jednym jedynym zwycięstwem nad Śląskiem Wrocław. Spadek już raczej podopiecznym Niedźwiedzia nie grozi – nie przy takim tłoku na dole tabeli – ale będzie nad czym myśleć w kontekście następnego sezonu.
Raków u siebie niezmiennie ma twierdzę. 14 meczów, 13 zwycięstw i tylko Jagiellonia jakimś cudem wyszła jesienią z 0:2 na 2:2. Mistrzostwo coraz bliżej.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Vuković zastał Piast drewniany, a uczynił murowany
- Przecież miało wyjść inaczej. Dlaczego Mariusz Lewandowski stracił pracę w Radomiaku?
Fot. Newspix