Jeśli nie wiedzieć co się stało, wejść na Twittera i przeczytać opinie niektórych dziennikarzy czy kibiców, można odnieść wrażenie, że Bartosza Salamona dotknęła jakaś tragedia rodzinna, a nie po prostu afera dopingowa. Wiele osób mu współczuje, wspiera. Trochę to popieprzone.
Salamon obecnie nie jest skazany, gdyby przenieść tę sprawę na „normalne” życie, to tak jakby siedzi w areszcie. Jest podejrzany. Nie może grać, nie może trenować. Wyobraźmy więc sobie, a nie jest to szczególnie trudne, że jakiegoś działacza zatrzymują za korupcję. Nie spodziewam się w takim momencie słów wsparcia, pisania o wielkim dramacie prezesa czy dyrektora, serduszek, kwiatów, cholera wie, co jeszcze.
U nas istnieje domniemanie niewinności, ale jak widać – jest ono bardzo wybiórcze. Jak dobrze grasz w piłkę, to nie będą cię krzyżować, jak nie grasz w piłkę i będziesz podejrzany – przewalone. Salamon ma to szczęście w nieszczęściu, że przyzwoicie kopie, toteż kibic nie jest w stanie przetrawić myśli, że taki ktoś mógłby zrobić coś nielegalnego. Choć w sumie fani to pół biedy, żyją emocjami, ale podobne wyrazy współczucia i ogromnego żalu widziałem wśród dziennikarzy, czego zrozumieć nie umiem.
Bo jeśli Salamon zostanie skazany, to te słowa współczucia zostaną cofnięte, czy jak? Jeśli nie, to wyjdzie na to, że dziennikarze głaskali po głowie piłkarza skazanego za doping. Mnie się zdawało, że to nie jest powód do żalu, tylko do krytyki. Choć pewnie będzie tak jak zwykle: odwrót. Podrzucali, ale zapomnieli złapać.
I nie mówcie, że znaczenie miał termin zawieszenia. Jakby zawiesili go od razu, to też bym czytał: szkoda Bartka, taki fajny był, dzień dobry mówił. Inna sprawa, że naprawdę należało go zawiesić w pierwszej kolejności, nie do końca rozumiem tę zwłokę, dlaczego Warta musiała grać z podejrzanym, a Fiorentina nie? No, ale z drugiej strony, znów można wrócić do zwykłego życia – sąd nie poczeka z aresztem, bo ktoś ma akurat chrzciny czy imieniny cioci. Zapewne istnieją jakieś procedury, o których nie mamy pojęcia, ba, może wyszły nowe fakty, o których niekoniecznie ktokolwiek chce teraz informować. Gdybamy sobie, że UEFA taka, śmaka, a może tak musiało być.
Oczywiście: jest też opcja, że Salamon udowodni swoją niewinność, ale ile procent szans można temu dawać? Pewnie mniej niż jeden. Wówczas będzie kosmiczna afera, natomiast cóż… Nie zanosi się.
Wszyscy też twierdzą, że z Salamonem, Murawskim, Szymczakiem i Dagerstalem poznaniacy mieliby dużo łatwiej i mogliby w tym meczu zremisować, ale nikt jakoś nie chce założyć, że zamiast 1:4 mogliby przegrać 1:7. Ja stawiam taką tezę, bo Fiorentina podeszłaby do tego meczu poważniej, a teraz – widząc Lecha w okrojonym składzie i z bramkarzem, który nie broni – bawiła się dość swobodnie.
Nikt mi nie udowodni, że nie mogłoby być 1:7, tak jak nikt nie udowodni, że mogłoby być 1:1. Było 1:4 i widać, że to za wysokie progi. Co nie zmienia faktu: za całą tę kampanię należą się Lechowi gratulacje. Oglądać polski klub w kwietniu w pucharach – przedziwne uczucie.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: