Kto śledzi hiszpański futbol ten w cyrku się nie śmieje. Na Półwyspie Iberyjskim wyspecjalizowali się w tworzeniu afer i skandali. Podobnie jak w kraju nad Wisłą nie brakuje rubasznych działaczy i ich nietypowych działań. Hiszpańska szafa wstydu upchana jest co do centymetra sześciennego piłkarskimi trupami, które regularnie z niej nie wypadają. Przychodzi wam zapewne na myśl pytanie: co teraz?
Tym razem wyszły na jaw tajemnicze przelewy na konto Javiera Tebasa, szefa LaLigi. Albo inaczej – znów zrobiło się o nich głośno.
Kolejna afera z Javierem Tebasem w roli głównej
Najnowszą sprawę nagłośnił portal El Espanol. Autorem artykułu, o którym mowa jest Jorge Calabres, który zdaniem Javiera Tebasa jest człowiekiem Florentino Pereza. Calabres dość szczegółowo opisał podejrzane powiązania Tebasa z jednym z klubów.
Sprawa jest dość stara, ale nie stawia szefa LaLigi w najlepszym świetle. Okazuje się, że w 2008 roku Tebas, gdy pełnił jeszcze obowiązki wiceprezesa ligi, przyjął poprzez swoje firmy przelew od Mallorki w wysokości 232 tysięcy euro. Opłata – według jej tytułu – miała dotyczyć rzekomych raportów na temat piłkarzy i ekspertyz na temat argentyńskiego rynku. Sęk w tym, że po raportach nie ma nawet śladu. Co więcej, kilka lat później Tebas przez jedną ze swoich spółek przejął 15% udziałów klubu z Balearów. Następnie reprezentował go w strukturach LaLiga. Ale to nie jest aż tak dziwne jak na hiszpańskie warunki. Nie jest tajemnicą, że zajmował się interesami również Rayo, Realu Betis czy Granady.
Zdaniem autora artykułu zamieszczonego przez El Espanol cała sprawa związana z przelewem wciąż budzi niesmak i w związku z tym postanowił nieco podrążyć. Właśnie dlatego porozmawiał z ówczesnym prezesem Mallorki, Vincentem Grande, który przyznaje, że nie miał pojęcia o przelewach na konto Tebasa. Grande dodaje, że były autoryzowane przez jego współpracowników, ale nie przez niego. Grande kontynuował swój wywód i stwierdził, że w tamtych latach żaden sztab trenerski nie domagał się żadnych raportów, za które miałyby zostać dokonane płatności na konto Tebasa.
Tebas odbija piłeczkę
Długo nie musieliśmy czekać na sprostowanie szefa LaLigi.
Po publikacji tekstu Tebas nie zamknął się na świat i nie okopał w swoim biurze, lecz ruszył z kontrą. Szybko dodał tweeta, w którym skomentował sprawę w swoim stylu:
– Jorge Calabresie, mówiłem ci, że jesteś bardzo leniwy. Różne media podawały te informacje dziewięć lat temu i sprawa jest wyjaśniona. Powiedz „temu z góry” i temu od „grilli z przyjaciółkami”, że wszyscy wiceprezesi LaLigi mogą mieć relacje biznesowe z klubami.
Musicie przyznać, że odpowiedź szefa LaLigi jest z jednej strony dosadna, a z drugiej przepełniona politycznym folklorem Polski z początku wieku. Tebas odbija piłeczkę i nie pisze wprost komu Calabres ma przekazać informacje. Zamiast tego rzuca kwiecistymi ksywkami “temu z góry” (zapewne Florentino Perezowi) i “temu od grilli “prawdopodobnie Joanowi Laporcie. Tebas ewidentnie nie bawi się już w dyplomację, tylko zarzuca podejrzenia komu na rękę, byłoby odświeżenie aferki właśnie teraz.
Jedno trzeba przyznać Tebasowi. Faktycznie w przeszłości tłumaczył się ze wspomnianego przelewu. Co więcej, wówczas odparł, że nie dostał pieniędzy za raporty, tylko za pomoc prawną przy transferze Guilermo Pareyry, którego w 2008 roku klub z Balearów sprzedał do Lokomotiwu Moskwa. Tebas podkreślał, że ktoś źle podpisał przelew i z tego wynikło zamieszanie. Starał się w każdym zdaniu postawić stempel swojej niewinności i przekazać światu, że jest czysty jak łza.
I tak wygląda sprawa według dwóch stron. Jedni rzucają podejrzenia, drudzy próbują się bronić.
Nie pierwszy raz mamy sytuację słowo przeciwko słowu. Z perspektywy postronnego obserwatora cała sprawa wygląda podejrzanie, a wymiana “uprzejmości” po prostu komicznie. Ale czy do tego już nie przywykliśmy obserwując hiszpańskie piekiełko? Tam tak właśnie rozwiązuje się sprawy. Dużo krzyku, zgrzyty, podejrzenia, oskarżenia, a na koniec często sprawy rozchodzą się po kościach. Spektakl musi trwać i nic się w tej kwestii nie zmienia.
Skostniały świat hiszpańskiej piłki
Kontrowersje to jedno, ale warto się zastanowić nad otoczką wokół piłki w tym kraju i jakie niesie za sobą konsekwencje. Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że wiele osób związanych z hiszpańskim futbolem zatraciło się w swoim postępowaniu. Brakuje trzeźwego spoglądania na kwestie moralne. Wszystko dzieje się w myśl prywatnych interesów i nacechowane jest to nieznośną lekkością. I co najlepsze, nie brakuje w tych ruchach cwaniactwa i sprytu. Wszystko robione jest legalnie, a że nie ma to zbyt wiele wspólnego z etyką? Tebas i spółka machają na to ręką.
Dopóki wszystko czynione jest zgodnie z prawem, ludzie jego pokroju czują się mocni. A kwestie etyki w strukturach LaLigi – zwłaszcza w przeszłości – nie były w Hiszpanii precyzyjnie umocowane prawnie. Ale to nie tylko kwestia ligi i jej przedstawicieli. Ewidentnymi wadami przesiąknęło znacznie większe grono. Stąd właśnie taka samowola, wiara w słuszność swoim działań i cynizm w czystej postaci.
Przykładów postępowania legalnego, ale niekoniecznie etycznego można znaleźć wiele. W ślad za nimi podążają liczni ambasadorzy balansu po cienkiej linie. W efekcie można doszukać się takich z każdej strony i na każdym szczeblu.
Głowa piłki ligowej w Hiszpanii nie widzi nic złego w nawiązywaniu relacji biznesowych z klubami, pomimo jasnego konfliktu interesów.
Były wiceszef komitetu arbitrów uważał, że w porządku jest przyjmowanie od klubów dodatkowych pieniędzy.
Jeden z byłych już piłkarzy jeszcze w czasach swojej kariery pomagał (zarabiał na tym) w zmianie formatu Superpucharu Hiszpanii i organizacji go w innym kraju.
Inny środkowy obrońca prosił Luisa Rubialesa, prezesa Hiszpańskiego Związku Piłkarskiego, o pociągnięcie za sznurki w UEFA w celu wygrania Złotej Piłki w 2020 roku.
A to tylko szczątkowo przytoczone historie z Javierem Tebasem, Jose Marią Enriquezem Negreirą, Gerardem Pique i Sergio Ramosem w rolach głównych. To jest tylko obraz wierzchołka góry lodowej i można sobie wyobrazić, co dzieje się na niższych poziomach, gdzie zapewne mniej znane macki kontrolują swój mały świat. Futbol dławi się banknotami, a banknoty rosną wokół kępek murawy i w gabinetach osób sprawujących władzę. Szkoda tylko, że frywolność niektórych działań uderza w czystość tej pięknej dyscypliny.
I niestety w tym Hiszpanie osiągnęli mistrzostwo.
CZYTAJ WIĘCEJ O KONTROWERSYJNYCH SPRAWACH W HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Laporta zakłada różowe okulary, Tebas – czarne. Kto ma rację w sprawie finansów Barçy?
- Co warto wiedzieć o Rubialesie?
- Szemrane interesy Gerarda Pique
Fot. Newspix.pl