Reklama

Dwóch wielkich kolarzy i pięć Monumentów. Pogačar i van der Poel walczą o historię

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

13 kwietnia 2023, 11:09 • 13 min czytania 4 komentarze

Obaj mają na koncie po cztery wygrane Monumenty – najbardziej prestiżowe jednodniowe wyścigi w świecie kolarstwa. Obaj triumfowali w nich w fenomenalnym stylu, rywali często zostawiając daleko za sobą. Ich rywalizację ogląda się znakomicie, bo w tej chwili to dwaj najmocniejsi kolarze na świecie. A mają 28 i 24 lata. Przed nimi jeszcze dobrych kilka (naście?) sezonów wielkiej kariery. Pytanie brzmi: gdzie leżą granice możliwości Mathieu van der Poela i Tadeja Pogačara? I czy któryś z nich dorówna wybitnemu Eddy’emu Mercxowi?

Dwóch wielkich kolarzy i pięć Monumentów. Pogačar i van der Poel walczą o historię

Kozaków dwóch

W tym sezonie kolarze przejechali na razie trzy Monumenty. Na wiosnę został im jeszcze jeden, a do tego tradycyjnie jesienne Giro di Lombardia. Z tych trzech startów dwa wygrał Mathieu van der Poel. W trzecim najlepszy okazał się Tadej Pogačar, za którego plecami finiszował… tak, zgadliście, właśnie van der Poel. Obaj na trasach najważniejszych jednodniowych wyścigów pokazywali piekielną moc.

Zresztą wystarczy spojrzeć na statystyki prędkości. Mediolan-San Remo? Najszybsza edycja w historii. Ronde van Vlaanderen? Tak samo. Paryż-Roubaix? Również. Kolarze nigdy nie jeździli szybciej. A to w dużej mierze zasługa tych dwóch kozaków. Bo ich dyspozycja wpływa na cały peleton.

Reklama

– Wydaje się, że wróciliśmy w pewnym sensie do takich czasów Eddy’ego Merckxa, do kolarskiej wszechstronności, nie ma specjalizacji. Rywalizacja w ostatnich latach robiła się nawet trochę nudna. A teraz mamy takie pokolenie kolarzy, że te wyścigi stały się bardzo ciekawe. Oni biorą na siebie ryzyko, stawiają wszystko na jedną kartę, nie kalkulują. Po prostu jadą do przodu i wiedzą, że jeden drugiego musi czymś zaskoczyć i pokonać. Dla kolarstwa to są złote lata – mówi Adam Probosz, komentator kolarstwa w Eurosporcie.

Inne ekipy też nie mogą kalkulować. Muszą próbować atakować, znaleźć sposób na dwóch absolutnie najlepszych w tym sezonie zawodników. Czasem się to udaje, ale na największych wyścigach na razie to Mathieu i Tadej są najlepsi.

To się po prostu świetnie ogląda. Co wyścig, jak mówił Sonny Colbrelli [zwycięzca Paryż-Roubaix 2021 – przyp. red.], od startu do mety jest ogień. Widać, że inne drużyny próbują uprzedzić ich ruchy, wysyłają ludzi w ucieczki, próbują to rozwiązać inaczej. We Flandrii było nawet blisko, żeby ucieczce się udało, ale jednak faworyci ich dogonili i zrobili swoje – dodaje Probosz.

***

KOLARSKIE MONUMENTY

Mediolan-San Remo (marzec)
Ronde van Vlaanderen (kwiecień)
Paryż-Roubaix (kwiecień)
Liège–Bastogne–Liège (kwiecień)*
Giro di Lombardia (wrzesień/październik)*

Reklama

*w 2023 roku jeszcze się nie odbyły. Będą miały miejsce 23 kwietnia i 7 października.

***

Tegoroczne Monumenty to wewnętrzna rywalizacja tej dwójki. No, prawie. Tadej Pogačar – już tradycyjnie, do tego jeszcze wrócimy – nie wystartował w Paryż-Roubaix. Ale pod jego nieobecność triumfował tam Mathieu van der Poel. Choć jeszcze po Flandrii – tydzień wcześniej – mówił, że nie wie, na co właściwie go stać, bo „Paryż-Roubaix to kompletnie inny wyścig”. Dodawał, że potrzeba mieć w nim sporo szczęścia, żeby uniknąć kraks czy defektów. Dopiero wtedy można wygrać.

Szczęście we Francji ewidentnie mu jednak sprzyjało. I choć twierdził, że to wyścig, który mniej mu leży, to na welodromie w Roubaix finiszował samotnie, po fantastycznej akcji. Owszem, wcześniej odpadali mu rywale – Tadej Pogačar nie wystartował, John Degenkolb zaliczył upadek (zresztą po kontakcie z Mathieu, ale to był typowy wyścigowy incydent, przyznawał to sam Niemiec), a Wout van Aert w kluczowym momencie złapał gumę.

A w takiej sytuacji van der Poelowi pozostało pognać po zwycięstwo. Solową akcją, rzecz jasna.

Jechaliśmy właściwie jak juniorzy, od startu do mety. To było trochę szalone, ale dla mnie nie tak złe. Im trudniejszy wyścig, tym bardziej jest pode mnie. Podobało mi się to – mówił potem Holender. Ale tydzień wcześniej, we Flandrii, przyznawał, że nigdy nie jechał tak dobrze, jak tam… a i tak przegrał. Bo Tadej Pogačar był jeszcze szybszy i mocniejszy. Mimo że Mathieu próbował ze wszystkich sił, to w kluczowych momentach nie był w stanie utrzymać się na kole Słoweńca.

Ale do tego triumfu jeszcze wrócimy. Na razie zanurzmy się nieco w historię.

Co mówi nam przeszłość?

Przede wszystkim trzeba napisać jedno – że choć rokrocznie organizuje się ich pięć, to wygrać cztery monumenty w całej karierze, to już cholernie dużo. Tadej i Mathieu stali się odpowiednio 32. i 33. kolarzem w całej historii tego sportu (a każdy z tych wyścigów ma ponad stuletnią historię), którzy mają ich tyle. Dopisanie na swoje konto piątego, będzie oznaczać, że awansują o 10 pozycji w górę tego zestawienia.

Dobrze jest też zresztą spojrzeć na nazwiska. Przede wszystkim na to, że nikt (!) z aktywnych kolarzy triumfów w tych wyścigach nie ma więcej. Cztery razy wygrywał też na przykład Alejandro Valverde (już emerytowany), ale on był królem Liège-Bastogne-Liège i wszystkie swoje triumfy święcił właśnie tam. Pięć wygranych w tych wyścigach ma Philippe Gilbert, który przez pół kariery gonił za tym, by zebrać wszystkie Monumenty, ale mu się nie udało – wygrał cztery z nich, uciekł mu tylko triumf w Mediolan-San Remo.

W XXI wieku – a to całkiem dobra cezura czasowa – najlepszy wynik to siedem triumfów. Tyle zebrali Tom Boonen (w dwóch Monumentach) i Fabian Cancellara (w trzech), dwaj absolutnie wybitni klasykowcy. – Obaj ci kolarze to wielcy klasyczni zawodnicy, mówiło się, że jedni z największych swoich czasów, a może i wszech czasów. A możliwe, że już w przyszłym roku Tadej lub Mathieu poprawią ich wyniki – mówi Adam Probosz.

Historycznie właściwie nie do dogonienia jest Eddy Merckx. Bo tak to zawsze wygląda. Jest wielki Belg, a za nim cała reszta. W swojej karierze Eddy zgromadził 19 (!) triumfów w Monumentach. Jest przy tym jednym z trzech zawodników, którzy wygrywali każdy z nich i jedynym, który wszędzie triumfował co najmniej dwukrotnie. W Mediolan-San Remo (7) i Liège-Bastogne-Liège (5) jest absolutnym rekordzistą pod względem wygranych.

Merckx swój ostatni triumf w Monumencie święcił w 1976 roku. Trzy lata później po raz ostatni taki wyścig wygrywał Roger De Vlaeminck, inny wielki klasykowiec, rodak Eddy’ego. Drugi w klasyfikacji wszech czasów (11 Monumentów) i ostatni z tych, którzy zebrali na swoim koncie wszystkie pięć wyścigów. Ostatni, bo jako pierwszy chronologicznie dokonał tego Rik Van Looy, czyli… kolejny Belg. Wygrywał Monumenty w latach 1958-1965, ostatecznie zgromadził ich na koncie osiem.

***

NAJWIĘCEJ WYGRANYCH MONUMENTÓW

19: Eddy Merckx.
11: Roger De Vlaeminck.
9: Constante Girardengo, Fausto Coppi, Sean Kelly.
8: Rik Van Looy.
7: Gino Bartali, Tom Boonen, Fabian Cancellara.

***

I De Vlaeminck, i Van Looy są zdecydowanie w zasięgu czy to Pogačara, czy van der Poela, jeśli chodzi o liczbę wygranych. Ale czy Słoweniec i Holender mogą im dorównać wygrywając wszystkie pięć tych wyścigów? To w końcu jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie można osiągnąć w kolarstwie, pokazuje to właśnie tak krótka lista osób, którym się udało. I fakt, że na kolejnego kolarza na niej czekamy już naprawdę długo.

Stawiając sprawę w odpowiedniej perspektywie: Alejandro Valverde – który jeździł w zawodowym peletonie jeszcze do końca zeszłego roku, mając na karku 42 lata – jeszcze nie było na świecie, gdy ktoś po raz ostatni kompletował wszystkie Monumenty. To zadanie trudniejsze nawet od zebrania wszystkich Pokemonów. I mamy na myśli faktycznie wszystkie. Nie tylko te z pierwszej generacji.

To nie jest łatwa sprawa. Zabiera mnóstwo energii, potrzeba do tego sporo siły. To pięć różnych wyścigów. Mediolan-San Remo jest wręcz skonstruowany pod sprinterów, Flandria i Paryż-Roubaix są dla silnych i ciężkich zawodników. A Liège i Lombardia dla tych lekkich. Rywalizacja na najwyższym poziomie we wszystkich pięciu to trudna rzecz – mówił Philippe Gilbert w rozmowie z Eurosportem.

A kto jak kto, ale on się na Monumentach akurat zna. Tak więc zapytajmy…

Dlaczego to się nie uda?

Przede wszystkim – co powiedział Gilbert – zawsze jest choć jeden Monument, który komuś nie leży. I to wcale nie musi oznaczać, że dany kolarz dojeżdża tam na niższych pozycjach, daleko od walki o najwyższe cele. Wręcz przeciwnie – Mathieu van der Poel na przykład na przestrzeni 2020 i 2021 roku w 14 miesięcy obskoczył wszystkie pięć Monumentów miejscami w TOP 10.

Zresztą w dotychczasowej karierze na 14 startów, jakie zaliczył w Monumentach, tylko raz (!) nie finiszował w najlepszej „10”. W 2020 roku, gdy był 13. w San Remo. Poza tym trzyma się w czołówce. We Flandrii od czterech lat nie wypadł z najlepszej dwójki. W Mediolan-San Remo po pechowej trzynastce był piąty, trzeci i wreszcie – w tym roku – pierwszy. W Paryż-Roubaix zaliczał 3. i 9. miejsce, zanim triumfował kilka dni temu.

***

WYGRANE MONUMENTY MATHIEU VAN DER POELA

Mediolan-San Remo: 2023
Ronde van Vlaanderen: 2020, 2022
Paryż-Roubaix: 2023
Liège–Bastogne–Liège: brak
Giro di Lombardia: brak

***

Ale w Liège-Bastogne-Liège i Giro di Lombardia przez ostatnie dwa lata w ogóle nie startował. A przecież w swoich pierwszych (i jedynych) startach był tam odpowiednio 6. i 10. Sęk w tym, że oba te wyścigi to trudne Monumenty, naszpikowane nieprzesadnie wielkimi, ale męczącymi wzniesieniami. Dlatego nie dziwi, że doskonale czuje się tam Tadej Pogačar, który pierwszy z nich wygrywał w 2021 roku (w zeszłym roku nie jechał), a drugi w ostatnich dwóch edycjach.

Jemu z kolei życie utrudniać może choćby Mediolan-San Remo. – Tam problem polega na tym, że nawet jak Tadej jest najmocniejszy, to nie ma miejsca, by się urwać rywalom. Żadnych wzniesień, nic, gdzie mógłby odjechać. Być może spróbuje wcześniejszego ataku, czegoś innego – mówi Probosz. A do tego dochodzi też Paryż-Roubaix, w którym Pogačar… jeszcze nigdy nie wystartował. Ale tu sprawa jest prosta: to niebezpieczny wyścig, w którym łatwo się uszkodzić.

A dla Tadeja klasyki, nawet Monumenty, to – jakkolwiek by to nie brzmiało – wyłącznie dodatek. Jego głównym celem co roku będą Wielkie Toury, na czele z Tour de France. W końcu już dwa razy tam wygrał. I to kolejny powód, dla którego misja „złap je wszystkie” w przypadku Monumentów może mu się nie udać. Owszem, zapowiedział już, że kiedyś stanie na starcie „Piekła Północy”. Ale to wyścig, w którym ważne jest doświadczenie, bo nie wybacza błędów.

Jeden, dwa, nawet trzy starty to może być za mało. Z drugiej strony Tadej pokazał już, że potrafi jeździć po brukach. Kilkukrotnie. Choćby za czasów juniorskich. – Przejechałem wtedy Roubaix. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak trudne jest to w seniorskiej rywalizacji. To całkowicie inny rodzaj bólu i cierpienia, gdy jedziesz po brukach – mówił. Ale i w seniorach po brukach jeździł, wręcz fruwając – na Tour de France, gdy kilka etapów poprowadzono tak, że były na nich brukowane sekcje. Tadej radził sobie tam świetnie.

Pytanie brzmi więc: jak długo będzie unikać Paryż-Roubaix?

On jednak ma więcej czasu. Mathieu van der Poela ten zacznie gonić znacznie szybciej. Holender, owszem, jak na kolarza jest stosunkowo młody. Ma 28 lat, a górna granica wieku przecież cały czas się wydłuża. Ale rzadko trafia się fenomen taki jak Alejandro Valverde czy Philippe Gilbert, którzy swoje ostatnie Monumenty wygrywali w wieku 37 lat. Tom Boonen licznik zamknął, mając na karku 31 wiosen. Fabian Cancellara – 33. A Szwajcar i tak był już w słusznym wieku.

Mathieu van der Poel może więc mieć pięć, a przy dobrych wiatrach nieco więcej lat na wygranie dwóch brakujących mu Monumentów. Niby dużo. Ale wystarczy, że przydarzy się kraksa, defekt, gorsza forma, choroba, inne plany startowe czy po prostu świetna dyspozycja rywala. I nagle może się okazać, że większość okazji ucieknie. Taki już urok kolarstwa.

To co, piątka?

Eksperci są więc raczej zgodni – to Tadej Pogačar ma większe szanse na to, by skompletować wszystkie pięć Monumentów. Raz, że jest młodszy. Dwa, że gdy już tam wystartuje, to Paryż-Roubaix powinien być w stanie wygrać. A trzy, że jest kolarzem cholernie uniwersalnym. Po prostu. Udowodnił to już, gdy wygrał we Flandrii, kilkanaście dni temu. Do tego zwycięstwa mieliśmy zresztą wrócić, bo jest ono symboliczne.

Przede wszystkim pokonał tam w bezpośredniej rywalizacji van der Poela, który przecież mówił, że nigdy nie jechał tak dobrego i mocnego wyścigu. A i tak przegrał. Ale też pokazał tym samym swoją wszechstronność. Został bowiem dopiero trzecim (!) w historii kolarzem, który w karierze wygrał i Tour de France, i Ronde van Vlaanderen. Po Louisonie Bobecie i, oczywiście, Eddym Merckxie.

To niesamowity moment. Sporo czasu upłynęło, odkąd ktoś tego dokonał. Fani są wielkimi szczęściarzami, że mają Tadeja. On podnosi poziom tego sportu, jak niewielu kolarzy przed nim. Jest stworzony do kolarstwa – mówił po tym triumfie sam Merckx, komplementując Słoweńca. Zresztą porównań do wielkiego Belga Pogačar od dawna nie jest w stanie uniknąć. A te raczej będą się tylko mnożyć.

Ernesto Colnago [włoski twórca rowerów – przyp. red.] powiedział w zeszłym roku, że ma nowego Merckxa na swoim rowerze. Tadej to fenomen. Ale oni obaj mają już po cztery Monumenty. A cztery to bardzo dużo. Szczególnie w przypadku Pogačara, który jeździ Wielkie Toury i je też wygrywa. Wygrać Tour de France, a wygrać Ronde van Vlaanderen, to są dwie zupełnie różne bajki. Trzeba być niesamowicie wszechstronnym kolarzem, żeby tego dokonać. Walka między Tadejem a Mathieu powinna być bardzo piękna, podobnie jak walka o skompletowanie wszystkich pięciu Monumentów. Bo oni mogą tego dokonać – mówi Probosz.

***

WYGRANE MONUMENTY TADEJA POGAČARA

Mediolan-San Remo: Brak
Ronde van Vlaanderen: 2023
Paryż-Roubaix: Brak
Liège–Bastogne–Liège: 2021
Giro di Lombardia: 2021, 2022

***

I van der Poel, i Pogačar powtarzali jednak, że nie wiedzą, czy może im się to udać. Obaj wydają się z pewnością zdolni do podkręcenia ogólnej liczby wygranych, bo mają Monumenty, w których jeżdżą znakomicie. Nikogo nie powinno zdziwić, jeśli dobiją do dyszki, ba, może nawet usadowią się na drugim miejscu tej swoistej klasyfikacji generalnej, za plecami Mercxa. Zresztą biorąc pod uwagę, że w tym roku zostały nam jeszcze dwa bardzo lubiane przez Tadeja Monumenty, to kto wie, czy na koniec sezonu Słoweniec nie będzie miał ich już sześciu na koncie.

Ale wiadomo już teraz, że w głowie ma myśl o skompletowaniu wszystkich. Musi mieć.

Czy jestem w stanie tego dokonać? Nie wiem, czy mam odpowiedź na takie pytanie. Przekonamy się. Ja po prostu jeżdżę swoje i jestem szczęśliwy z tego, że mogę rywalizować w tak różnych wyścigach. Po Flandrii właściwie mógłbym skończyć karierę i być z niej zadowolony. Jestem z siebie dumny – mówił niedawno. Co jednak ciekawe – o tym, że Tadej Pogačar wygra wszystkich pięć Monumentów mówił… Mathieu van der Poel.

To oczywiste, że może to zrobić. Wszystko, co robi, jest niesamowicie imponujące. Jest na drodze do dokonania rzeczy, jakie robił Merckx. Na pewno ma największą szansę ze wszystkich kolarzy na to, by wygrać wszystkie Monumenty. Jeśli tylko będzie tego chciał. Myślę, że tego dokona. Podobnie jak powinien wygrać wszystkie Wielkie Toury – mówił Mathieu. Dodawał też jednak, że Tadejowi nie odpuści i postara się go jeszcze kilka razy pokonać.

Zresztą reszta peletonu też by chciała tej dwójce dopiec.

Rywale spróbują postawić na swoim

Największym przegranym ostatnich lat w świecie klasycznych wyścigów jednodniowych jest Wout van Aert. Belg klasykowcem jest doskonałym, według tego, co mówiono kilka lat temu, miał zgarniać Monumenty wręcz seryjnie. W 2020 roku faktycznie wygrał Mediolan-San Remo, a potem… już nic. Choć zawsze, gdy staje na starcie, jest w gronie ścisłych faworytów do końcowego triumfu.

Probosz:- Był nawet taki moment, gdy powtarzano, że wszystkie klasyki to będzie walka dwóch Vanów. A Van Aert ma nadal tylko jeden. Strasznego pecha miał na tegorocznym Paryż-Roubaix, gdzie złapał gumę. Tam był bardzo mocny. Pomimo kraksy na Flandrii i tego, że na rekonesansie nie czuł się najlepiej, to pewnie walczyłby z van der Poelem do końca. Jest blisko tej dwójki, może nawet na tym samym poziomie, ale nie jest w stanie z nimi wygrać.

Piękno klasycznych wyścigów ogółem polega na tym, że w teorii triumfować może tam… właściwie każdy. Swój Monument wygrał Michał Kwiatkowski, gdy przed sześciu laty wygrał w sprinterskim finiszu na trasie Mediolan-San Remo. Dwa takie wyścigi zgarnął Jakob Fuglsang. Peter Sagan też swoje powygrywał. A i młody Remco Evenepoel już raz okazywał się najlepszy na monumentowych trasach. Dziś hasło, że Monumenty są dla wszystkich, wydaje się nawet bardziej aktualne. Nawet jeśli seryjnie wygrywają je van der Poel i Pogačar.

***

TRIUMFATORZY MONUMENTÓW OD 2020 ROKU

4: Tadej Pogačar, Mathieu van der Poel (łącznie 8).

1: Wout van Aert, Primoz Roglić, Jakob Fuglsang, Jasper Stuyven, Kasper Asgreen, Sonny Colbrelli, Matej Mohorić, Dylan van Baarle, Remco Evenepoel (łącznie 9).

***

Eksperci podkreślają bowiem, że kolarstwo w pewnym sensie wraca do korzeni. Nieco zanika specjalizacja, specjaliści od Wielkich Tourów potrafią jeździć Monumenty, a ci od Monumentów próbują swoich sił w wyścigach trzytygodniowych. Zaczyna się też mówić na przykład o tym, że o zwycięstwie w Monumencie marzy Filippo Ganna, wielki kolarz torowy, a na szosie głównie czasowiec.

No bo czemu nie? Mediolan-San Remo to zdaniem niektórych (bardzo) przedłużona czasówka. Wszystko jest możliwe. I to jest w tym najpiękniejsze. – Jesteśmy świadkami rywalizacji niesamowitego pokolenia. Ja jako komentator się tylko cieszę, dla mnie każdy ten wyścig, to podniecenie tym, co się będzie działo. Jestem tego wszystkiego niesamowicie ciekaw. To daje wręcz zastrzyk adrenaliny – mówi Probosz.

Nie ulega jednak wątpliwości, że liderami tego pokolenia są Tadej Pogačar i Mathieu van der Poel. A który z nich zakończy karierę jako triumfator większej liczby Monumentów? Obyśmy głowili się nad tym jak najdłużej. Bo ich rywalizacja na jeszcze wiele lat może stać się ozdobą wiosny i końcówki sezonu w kolarskim świecie.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Kolarstwo

Geniusz. Urazy. Zwycięstwa. Choroby. Depresja. I rekord wszech czasów. Kariera Marka Cavendisha

Sebastian Warzecha
1
Geniusz. Urazy. Zwycięstwa. Choroby. Depresja. I rekord wszech czasów. Kariera Marka Cavendisha
Kolarstwo

„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
114
„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Komentarze

4 komentarze

Loading...