Reklama

Walka o koronę króla strzelców w Hiszpanii? Miewaliśmy ciekawsze sezony

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2023, 09:57 • 7 min czytania 8 komentarzy

Za nami już dwadzieścia siedem kolejek, mamy już kwiecień, więc możemy mówić o tym, że wyścig o koronę króla strzelców ligi hiszpańskiej wchodzi w decydującą fazę. Nie jest to może najciekawsza rywalizacja ostatnich lat, ale magia końcówki sezonu może sprawić, że jeszcze wiele się wydarzy. Na czele klasyfikacji strzelców mamy Roberta Lewandowskiego, a tuż za jego plecami czai się Karim Benzema. Sęk w tym, że  wiele wskazuje na to, że Polak nie powinien jeszcze rezerwować miejsca na kolejną statuetkę. Jest na to po prostu za szybko.

Walka o koronę króla strzelców w Hiszpanii? Miewaliśmy ciekawsze sezony

Postanowiliśmy sprawdzić, jak w poprzednich latach układały się losy walki o słynne Troffeo Pichichi. Jak na podobnym etapie sezonu wypadali najlepsi snajperzy? Z jakim dorobkiem bramkowym kończyli rozgrywki? Kto zaliczył najmocniejszy finisz? Na te pytania znajdziecie odpowiedź poniżej.

Lewandowski na czele

W tym momencie Polak ma trzy bramki przewagi nad Karimem Benzemą, ale biorąc pod uwagę obecną formę obu piłkarzy, może okazać się niewystarczająca.

Napastnik FC Barcelony zaliczył bardzo dobrą pierwszą część sezonu. Zdobywał gole regularnie i dostarczał pracy hiszpańskim statystykom, którzy prześcigiwali się w podawaniu rekordów – głównie klubowych – które zostały przez niego pobite. Z czasem jednak magia Roberta Lewandowskiego zaczęła zanikać i coraz częściej jest mu to wytykane również w katalońskich kręgach. Co prawda, Lewy kupił sobie sporo zaufania początkiem rozgrywek, ale w Barcelonie ono szybko się wyczerpuje. Z tego właśnie względu lokalna prasa zaczyna podkreślać, że coś poszło nie tak. Że od Polaka wymaga się większego wpływu na zespół. Takiego zapewnienia skoku jakościowego.

A prawdą jest, że Lewandowski mniej więcej od listopada nie prezentuje się najlepiej na boiskach LaLiga. Brakuje mu błysku, polotu, koncentracji i skuteczności. W dużym uproszczeniu wszystkiego po trochu. Kluczowe jest to, że przestała zgadzać się liczba goli i nie trzeba sięgać szczególnie głęboko w odmęty statystyk, by się o tym przekonać.

Reklama

W pierwszych dwunastu kolejkach uzbierał trzynaście goli.

W kolejnych czternastu już tylko cztery trafienia.

Oczywiście po drodze reprezentant Polski odbył karę zawieszenia na trzy spotkania i stracił jeden mecz ligowy ze względu uraz uda, ale i tak jego bilans ligowy w drugiej części sezonu ciężko nazwać satysfakcjonującym, i jego i klub, w którym występuje.

W tym momencie ma siedemnaście trafień na koncie, więc wcale nie tak dużo jak na tę fazę rozgrywek. Z drugiej strony to wciąż wystarcza, by spoglądać na rywali ze szczytu tabeli strzelców. Jednak przydałoby się, żeby kapitan reprezentacji Polski podkręcił trochę skuteczność, bo indywidualny tytuł – który byłby dla 34-latka miłym dodatkiem – może mu się wymknąć.

W Hiszpanii nie szukał łatwego zarobku, ale wyzwań. I teraz skala trudności jednego z nich rośnie. Posługując się językiem zaczerpniętym ze świata sportów motorowych, jest na pole position, ale przed nim jeszcze sporo zakrętów do mety sezonu i nie jest sam na torze.

Reklama

Stan na koniec 27. kolejki ligi hiszpańskiej

Karim Benzema i grupa pościgowa

Robert Lewandowski nie ma w tym momencie zbyt wielu groźnych rywali w walce o koronę króla strzelców. Najpoważniejszym jest oczywiście Karim Benzema. Dużo będzie zależało od formy Francuza, choć w nie wszystko w tym sezonie szło po jego myśli. Stracił dziesięć ligowych meczów przez urazy, a nawet gdy grał, nie zawsze prezentował cały repertuar swoich zagrań. Zdarzało mu się zawodzić, ale to chyba już za nim.

Ostatni tydzień pokazał, że Francuz odszukał formę i będzie naciskał na Lewandowskiego. Zdobył trzy gole w ostatnim meczu ligowym z Realem Valladolid, dołożył kolejny tercet trafień w spotkaniu pucharowym z FC Barceloną. I w porządku, gole z Pucharu Króla nie liczą się do walki o Trofeo Pichichi, ale dzięki nim zyskał przewagę psychologiczną nad Lewandowskim. Wysłał jasny sygnał, że teraz to on jest w gazie i Polak musi oglądać się za plecy. Ot, pokaz możliwości.

Sęk w tym, że Lewandowski może już tylko skupiać się na lidze, a Benzema musi rozkładać siły na trzy fronty. Wciąż gra wraz z Realem w Lidze Mistrzów i czeka go finał Pucharu Króla. To oznacza, że jeśli wszystko będzie szło po myśli Królewskich, Francuz może rozegrać w końcówce sezonu o sześć spotkań więcej od Polaka. A będą momenty, w których prawdopodobnie ściągnie na moment nogę z gazu, by nie wypompować się w najgorszym możliwym momencie.

Osobną kwestię stanowi peleton, który goni, i Benzemę i Lewandowskiego.

Enes Unal, Iago Aspas, Borja Iglesias czy Joselu zapewne też marzą o wyprzedzeniu Lewandowskiego, ale muszą mierzyć siły na zamiary. I chyba nie mają już szans w rywalizacji z nimi. Musieliby narzucić bardzo mocne tempo strzelania bramek i przy tym liczyć, że Lewandowski nadal będzie grał poniżej oczekiwań. Oczywiście, każdy z nich może nas pozytywnie zaskoczyć, ale nie należy spodziewać się, że nagle będą bliscy podwojenia swojego dorobku bramkowego.

Jak w ostatnich latach spisywały się najlepsze strzelby LaLiga na finiszu sezonu?

Postanowiliśmy nie cofać się do zamierzchłych czasów. Bazujemy na ostatnich dziesięciu sezonach i rzuca się w oczy to, że kilka lat temu najlepsi napastnicy sezonu zdobywali zdecydowanie więcej goli. Wówczas poprzeczka została zawieszona tak wysoko, że dziś wiele przyzwoitych napastników pod nią przechodzi. I nie ma w tym grama przesady.

Z perspektywy czasu należy docenić zwłaszcza rozgrywki 14/15. Wówczas Leo Messi zdobył aż 43 gole, ale i tak zabrakło mu pięciu, by zrównać się z Cristiano Ronaldo. To był niesamowity sezon pod względem rywalizacji o koronę króla strzelców – ostatni, w którym przekroczenie bariery 40 goli nie było równoznaczne z przyznaniem Trofeo Pichichi. Zdecydowały ostatnie kolejki, a Portugalczyk miał wtedy piorunującą końcówkę. Zresztą przekonajcie się sami. Ronaldo na przestrzeni jedenastu ostatnich serii spotkań pakował piłkę do sieci aż osiemnaście razy!

Złożyło się na to: pięć goli z Granadą, hat-tricki z Sevillą, Espanyolem, Getafe i pojedyncze trafienia z Rayo, Barceloną Eibarem i Malagą. Iście królewskie łupy, jeśli patrzymy tylko pod kątem liczby goli.

Rok później w równie imponującym stylu sezon kończył Luis Suarez. Po 33. kolejce miał na koncie „zaledwie” 26 goli, po 38. kolejce… 40. Terminarz FC Barcelony nie należał wówczas do szczególnie wymagających, ale Urugwajczyk swoje musiał zrobić i zrobił. Zapakował cztery bramki Deportivo la Coruna, cztery Sportingowi, jeden Realowi Betis, dwa Espanyolowi i trzy Granadzie. El Pistolero grał wówczas jak natchniony i był niemal nie do zatrzymania. Błysnął zwłaszcza w meczu na El Riazor. FC Barcelona przystępowała do tego spotkania po trzech porażkach ligowych z rzędu. Ale Urugwajczyk stanął na wysokości i wówczas do czterech goli strzelonych z pierwszej piłki, dołożył aż trzy asysty. Magiczny występ, taka perła w koronie.

Później przez pięć sezonów z rzędu Trofeo Pichichi trafiało do Lionela Messiego – łącznie zdobył ich osiem. Co prawda, najlepszy swój sezon pod względem dorobku strzeleckiego zaliczył w rozgrywkach 11/12 (50 goli), ale dopiero w kolejnych latach – szczególnie po odejściu Ronaldo z Realu – nie dawał rywalom żadnych szans. Różnie w jego przypadku rozkładały się gole w końcówkach, ale jeśli wygrywał Trofeo Pichichi, to zwykle robił to z wyraźną przewagą. Kolejno dziewięciu, ośmiu, piętnastu, czterech i siedmiu trafień.

To oznaczało też, że Karim Benzema pozostawał w jego cieniu i nie był w stanie podjąć rękawicy. W trzech następujących po sobie sezonach musiał zadowolić się drugim miejscem.

Przełom w tej kwestii nastąpił w momencie, gdy Argentyńczyk odszedł do PSG. Przed francuskim snajperem rozłożono wręcz dywan, ale musiał skorzystać z szansy od losu. W sezonie 21/22 wręcz obowiązkiem było wygranie przez niego klasyfikacji strzelców. Nie miał dużej konkurencji. Na przestrzeni sezonu Gerard Moreno mierzył się głównie z urazami. Reszta zawodników nie była w stanie przebić nawet bariery dwudziestu trafień. A Benzema był wręcz w bajecznej formie i to na kilku frontach. Sezon życia zakończył z mistrzostwem kraju, Ligą Mistrzów, Złotą Piłką, wygraniem klasyfikacji strzelców w Lidze Mistrzów i w lidze hiszpańskiej. Plan został zrealizowany przez Francuza z nawiązką.

***

Nie da się ukryć, że w ostatnich latach spadł poziom walki o koronę króla strzelców w lidze hiszpańskiej. Z pewnością rywalizacja stała się bardziej przyziemna. Nie obserwujemy już kosmicznych dokonań i śrubowania rekordów strzeleckich na taką skalę. Brakuje też kogoś, kto trochę z drugiego szeregu stawiłby czoła najlepszym i zakręcił się w granicach 25 bramek. Kogoś na wzór Daniego Guizy, który przed laty był w stanie utrzeć nosa reszcie stawki, będąc zawodnikiem niepozornej Mallorki. Na pierwszy plan nie wychodzą też młode wilki, które byłyby w stanie włączyć się do walki. Najmłodszym zawodnikiem z pierwszej piątki najlepszych napastników sezonu jest 25-letni Enes Unal, ale on wiek juniora też ma już dawno za sobą. A reszta panów z czołówki jest już po trzydziestce.

Na dobrą sprawę – stan na początek 27. kolejki – nie zdziwilibyśmy się, gdyby przykładowo 25 goli wystarczyło do zostania królem strzelców obecnego sezonu. Przez pewien czas 30 goli na sezon w wykonaniu najlepszej strzelby rozgrywek było swego rodzaju standardem. Dziś do tej bariery brakuje Lewandowskiemu 13 goli, Benzemie aż 16. Dużo, ale już nie tak futbol nas zaskakiwał.

WIĘCEJ O LALIDZE:

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...