Reklama

Spokojnie, to żadna awaria. Dlaczego Widzew nie jest w kryzysie

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

06 kwietnia 2023, 10:20 • 10 min czytania 22 komentarzy

W 2023 roku Widzew wygrał ledwie raz. W dziewięciu kolejkach zdobył dziewięć punktów. Z trzeciego miejsca osunął się na szóste. Ale wbrew pozorom nie robi czegoś znacząco źle względem jesieni. Po prostu wiosną RTS dogoniła szara, brutalna rzeczywistość.

Spokojnie, to żadna awaria. Dlaczego Widzew nie jest w kryzysie

Cztery mistrzostwa Polski, półfinał Pucharu Europy, faza grupowa Ligi Mistrzów. Widzew to marka, nawet jeśli osiem lat spędził poza Ekstraklasą (z tego trzy poza poziomem centralnym), dlatego łatwo było ulec złudzeniu, że walka o europejskie puchary mu się po prostu należy. Że podium to miejsce RTS-u. To wrażenie jeszcze umacniały styl gry drużyny Janusza Niedźwiedzia i piękny stadion, co mecz wypełniony minimum szesnastoma, a najcześciej ponad siedemnastoma tysiącami kibiców. Pozornie wszystko do siebie pasowało…

Ale tylko pozornie. Tumult przy Piłsudskiego czy piękne gole Bartłomieja Pawłowskiego oddziaływały na wyobraźnie silniej niż mniej efektowne i nie pasujące do filmowej historii fakty. Widzew to beniaminek zbudowany z zawodników niechcianych gdzie indziej, z wąską kadrą, problemami infrastrukturalnymi i w porównaniu z czołówką mniejszymi możliwościami finansowymi. W tym momencie potencjałem bliżej RTS-owi do środka tabeli niż podium, dlatego spadku na szóstą pozycję nie należy traktować jako kryzysu. To raczej powrót do normy.

Trudny los beniaminków

Podstawowy cel się nie zmienia: to 40 punktów, które daje naszym zdaniem utrzymanie w Ekstraklasie. Po osiągnięciu celu podstawowego będziemy walczyć o to, żeby skończyć sezon jak najwyżej w tabeli – mówił Niedźwiedź przed startem rundy wiosennej w tradycyjnej ankiecie trenerów w „Skarbie Kibica”.

Reklama

To nie był minimalizm, a racjonalna ocena sytuacji. Widzew faktycznie zimował na podium, ale przecież ciągle był beniaminkiem, a tym w ostatnim czasie piekielnie trudno przetrwać pierwszy rok po awansie. W latach 2011-2020 w premierowym roku po promocji degradowanych było 30% beniaminków i to wynik minimalnie gorszy od historycznych rekordów – przed wojną oraz w latach 90. odsetek wynosił 31 (jak pisał Michał Trela, jeszcze na Newonce). W króciutko trwającej dekadzie trend jest jeszcze gorszy dla ekip wyrywających się z pierwszej ligi – 50% procent spadło (Podbeskidzie Bielsko-Biała, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Górnik Łęczna), a przecież przedostatnią Stal Mielec w sezonie 2020/21 uratowała wyłącznie reforma rozgrywek.

W obecnym sezonie w ten nurt wpisze się Miedź Legnica – według wyliczeń Piotra Klimka prawdopodobieństwo spadku ekipy z Dolnego Śląska to 99,2%, a być może również Korona Kielce. Co prawda wiosną złocisto-krwiści odżyli, ale według statystyk wciąż są trzecią drużyną, która zmierza ku degradacji (38,7%). Widzew zgodnie z obliczeniami Klimka ma już pewne utrzymanie i w tym zestawieniu stał się prymusem.

A mimo wszystko pozostali beniaminkowie powinni stanowić jeden z punktów odniesienia dla RTS-u, nie ekstraklasowy top.

Kasa, misiu, kasa

Tym bardziej, że finansowo Widzew również nie przystaje do szczytów. Zgodnie z danymi ustalonymi przez Przegląd Sportowy i opublikowanymi w wiosennym „Skarbie Kibica” RTS ma dziewiąty budżet w Ekstraklasie – 32 miliony złotych. To ponad trzykrotnie mniej niż Lech Poznań (117) i Legia Warszawa (110), dwa razy mniej niż Pogoń Szczecin (65) i niemal dwa razy mniej niż Raków Częstochowa (60). Do tego ciut więcej do dyspozycji mają w Lechii Gdańsk (42), Jagiellonii Białystok, Śląsku Wrocław i Zagłębiu Lubin (po 35).

Reklama

Ale pieniądze szczęścia nie dają? Albo jeszcze nie było banknotu, który strzeliłby gola? Tak, tyle że kasa daje przewagę i przede wszystkim to, ile wydaje się na wynagrodzenia, determinuje miejsce w tabeli. I o ile Jagiellonia, Śląsk czy Zagłębie nie mają do dyspozycji znacząco większych pieniędzy, o tyle TOP 4 już tak.

Rzecz jasna przewagę jeszcze trzeba umieć wykorzystać, bo faktycznie pieniądze to nie wszystko.

Są różne sposoby budowania przewagi konkurencyjnej. Możesz opierać się na zasobach. W skali kraju tak mogła robić Wisła Cupiała, a do niedawna Legia. Ale możesz też mieć mniejsze zasoby i potrafić je wykorzystywać efektywniej od konkurencji, bo np. masz dobry skauting – tłumaczył nam doktor Szczepan Kościółek, ekonomista sportu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

„W mocnych ligach bogatsi są lepsi. W polskiej – nie”. Co ekonomia mówi o Ekstraklasie?

I Widzew na przestrzeni sezonu właśnie okazywał się efektywniejszy od konkurencji. Według najnowszych wycen portalu Transfermarkt RTS zebrał zespół o wartości 11,55 mln euro, co również plasuje go na dziewiątej pozycji w Ekstraklasie, a mimo to długo wykręcał rezultaty na poziomie bogatszych – Lecha oraz Pogoni – i znacząco lepsze od tych dysponujących podobnym kapitałem – Lechii, Jagiellonii, Śląska, Zagłębia czy Górnika Zabrze (31 milionów złotych budżetu) oraz Piasta (30).

A był efektywniejszy, bo przy Alei Piłsudskiego dostrzeżono talent w Serafinie Szocie, odbudowano Pawłowskiego, wymyślono nowe pozycje Dominikowi Kunowi oraz Patrykowi Stępińskiemu, wyszperano Jordiego Sancheza, itd. To pozwoliło osiągać wyniki kapitalne jak na beniaminka i wyciskać absolutny maksimum własnego potencjału. Jednak ciągle oszukiwać przeznaczenia się nie da.

To znaczy da się, ale musisz po prostu coś robić lepiej od innych. Przykłady Brentford, Midtjylland czy Bodo/Glimt świetnie to obrazują. Zaznaczmy tylko, że taka superefektywność ma swoje granice i na dłuższą metę daje ci szansę na rywalizację z klubami, od których nie dzieli się finansowa przepaść – wyjaśniał Kościółek.

Czyli w przypadku Widzewa z Lechią, Śląskiem, Jagiellonią czy Cracovią (31 milionów złotych budżetu) i te klubu powinny stanowić punkt odniesienia, ale już nie Raków, Legia, Lech czy Pogoń.

Słowem, to normalne, że czołówka odjeżdża RTS-owi.

Gra lepsza niż wyniki

Chwila, ale w tabeli wiosny Widzew z dziewięcioma punktami jest trzynasty, a więc poniżej tego, do czego w uproszczeniu predestynowałaby klub z Łodzi ekonomia. Z czego to wynika?

Po pierwsze, tak naprawdę RTS grał lepiej niż wskazywałyby na to rezultaty. Biorąc pod uwagę współczynnik goli oczekiwanych czerwono-biało-czerwonych oraz ich przeciwników, drużyna Niedźwiedzia powinna pokonać Pogoń, Jagiellonię, Wartę oraz Wisłę, zremisować z Lechią, Śląskiem oraz Lechem i ponieść porażkę z Legią oraz Cracovią (dane za InStatem). Bilans – 15 punktów, co w 2023 roku dałoby szóstą pozycję. Naturalnie statystyka xG to żaden ideał, natomiast daje jakieś wyobrażenie, co działo się na boisku.

Nie wiem, jakie są dokładne statystyki po meczu z Cracovią, bo dopiero jutro będziemy mieli szerszą analizę, ale do tej pory mamy lepsze statystyki i wiosną lepiej wykonujemy działania w ofensywie, niż miało to miejsce jesienią – mówił w trakcie pokoju na Twitterze „WidzewRedRoom” dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek (wypowiedzi zebrał portal widzewtomy.net).

Przede wszystkim Widzewowi brakowało skuteczności i na to można spojrzeć dwojako. Z jednej strony według Pepa Guardioli zadaniem trenera jest doprowadzenie zespołu do ofensywnej tercji, a od samych zawodników zależy już wykończenie akcji. W tym sektorze decydują umiejętności, instynkt, szczęście czy forma dnia. Ale z drugiej można na to odpowiedzieć, że gdy szwankuje skuteczności, może przydałoby się więcej ćwiczeń strzeleckich.

Nie ma gdzie trenować

I w tym miejscu dochodzimy do drugiej kwestii, która ma wpływ na aktualne wyniki RTS-u – treningi, a w zasadzie ich niedobór na naturalnej nawierzchni. W 2023 roku zespół Niedźwiedzia miał regularnie do dyspozycji takie boiska wyłącznie podczas zgrupowania w Antalyi – od 11 do 21 stycznia. Po powrocie do Polski przez kolejny miesiąc Widzew nie miał zgody od MOSiR-u na korzystanie na Łodziance ani z placu z naturalną nawierzchnią, ani z hybrydową. Na to drugie pierwszy raz wszedł przed spotkaniem z Legią – 22 lutego, które rozegrano dwa dni później. Następnie spadł śnieg i do końca miesiąca znów był zakaz wstępu.

Tak, tak, po powrocie do kraju Widzew do końca marca raz ćwiczył na murawie hybrydowej na Łodziance, a na naturalnej tylko na stadionie bezpośrednio przed meczami u siebie, czyli trzykrotnie. Oczywiście władze klubu szukały boisk w okolicy, ale w pobliżu Łodzi takich z podgrzewaną nawierzchnią nie ma. Co prawda takie znajdują się w Uniejowie i dwukrotnie chciano pojechać tam krótkie obozy – przed potyczką w Warszawie i w trakcie przerwy reprezentacyjnej, tyle że za pierwszym razem trawę poddawano zabiegom regeneracyjnym, a za drugim – z bazy korzystały młodzieżowe kadry.

Galancie się pokazałeś, Widzewie. Witaj z powrotem w Ekstraklasie

W marcu było z tym lepiej – w sumie kilkanaście razy ekipa Niedźwiedzia trenowała na Łodziance zamiennie na hybrydowej i naturalnej płycie, choć z przewagą zajęć na tej pierwszej. Jeden z użytkowników Twittera napisał, że od powrotu z Turcji Widzew dziesięciokrotnie ćwiczył na naturalnym boisku i kiedy pytamy o to w klubie, słyszymy, że… to całkiem prawdopodobne. Wychodzi mniej więcej jeden trening na tydzień.

A inna sprawa, że stan naturalnej nawierzchni na Łodziance pozostawia wiele do życzenia i – jak słyszymy – zastrzeżenia, co do niej mieli przedstawiciele Łódzkiego Związku Piłki Nożnej (swoje spotkania rozgrywają tam czwartoligowe rezerwy)…  MOSiR – zarządca obiektu – ma ewidentny problem z zadbaniem o boiska. Ośrodek na Łodziance otwarto w styczniu 2018, a sztuczna murawa już jest zniszczona i to do tego stopnia, że Widzew na zajęcia jeździł do Wiśniowej Góry lub korzystał z niewymiarowej płyty przy ulicy Sępiej. Niedźwiedź zwyczajnie nie chciał treningów na zdewastowanym placu, na którym w przeszłości urazu nabawił się m.in. Krystian Nowak. Z tego powodu władzom klubu tak bardzo zależy na budowie własnego ośrodka w Bukowcu.

Kontuzja goni kontuzje

Ale mimo wszystko ćwiczenia na sztucznej nawierzchni (nawet świetnie utrzymanych, jak w Wiśniowej Górze czy ulicy Sępiej) miały swoje konsekwencje w postaci urazów przeciążeniowych, typowych konsekwencji użytkowania właśnie syntetycznego placu, np. w związku z takimi kontuzjami przed Legią nie trenowali Fabio Nunes, Sanchez i Stępiński. Do tego doszła proza życia – przeziębienia łamane na grypy. Efekt? Trzecia kwestia, która miała wpływ na wyniki – Niedźwiedź wyłącznie w meczu z Pogonią miał do dyspozycji wszystkich piłkarzy, w każdej następnej kolejce pauzował przynajmniej jeden z nich:

  • z Jagiellonią (Sanchez)
  • z Lechią (Nunes, Łukasz Zjawiński)
  • ze Śląskiem (Nunes)
  • z Legią (Nunes)
  • z Wartą (Nunes, Ernest Terpiłowski, Mato Milos)
  • z Wisłą (Nunes, Terpiłowski, Juliusz Letniowski)
  • z Lechem (Nunes, Milos)
  • z Cracovią (Nunes, Milos, Stępiński)

Tak prezentuje się bilans rekonwalescentów:

  • Nunes – siedem meczów
  • Milos – trzy mecze
  • Terpiłowski – dwa mecze
  • Stępiński – jeden mecz
  • Sanchez – jeden mecz (plus jeden za żółte kartki)
  • Letniowski – jeden mecz
  • Zjawiński – jeden mecz

W sumie w trakcie siedmiu tygodni rundy wiosennej siedmiu zawodników z powodu problemów zdrowotnych pauzowało szesnastokrotnie, z czego sześciu można uznać za podstawowych lub na granicy wyjściowej jedenastki i rezerwy (bez Zjawińskiego). To musiało się w pewnym stopniu odbić na rezultatach, bo kadra beniaminka nie jest na tyle szeroka i wyrównana, by strata Sancheza, Terpiłowskiego czy Milosa nie odcisnęła wpływu na jakości zespołu.

Nieskuteczność, brak miejsca do treningu i kłopoty zdrowotne – to złożyło się wiosną na punktowanie RTS-u nieco poniżej potencjału. Nieco, nie znacząco poniżej.

Ruchy na miarę możliwości

Kadra beniaminka nie jest wystarczająco szeroka i wyrównana – czy to zarzut do szefostwa? Nie, bo nie jest wystarczająco szeroko i wyrównana do walki o podium, ale do spokojnego utrzymania i miejsca w środku tabeli jak najbardziej, a przecież to podstawowy cel Widzewa (jak mówił sam Niedźwiedź). Oczekiwanie, że zespół, który z trudem i po nerwowej wiośnie awansował z pierwszej ligi momentalnie stanie się częścią czołówki Ekstraklasy, było absurdalne i nieuzasadnione.

W klubie są świadomi braków, dlatego zimą negocjowano kilka ruchów i ostatecznie udało się dogadać transfer Andrejsa Ciganiksa. Na więcej nie pozwoliły możliwości finansowe. Przychody od sponsorów (po podpisaniu umowy z PKP Cargo rekordowe w skali sezonu po odrodzeniu klubu w 2015 roku) i z dnia meczowego pozwalają zachować równowagę budżetową, ale nie szastać forsą na prawo i lewo. I trudno mieć pretensje do władz czerwono-biało-czerwonych, że nie działają, jakby jutra miało nie być.

Ale jutro będzie i – jak oficjalnie przyznał Wichniarek – już wykonano pierwsze kroki w kierunku letnich transferów.

Najważniejszy jest spokój

W związku z tym, że siły [w Ekstraklasie – przyp. red.] są mniej więcej równe, relatywnie łatwo osiągnąć dobry rezultat, jednocześnie będący wynikiem ponad rzeczywisty potencjał zespołu. Kwestia przypadku, dobrej formy tego czy innego zawodnika. I problem pojawia się wówczas, kiedy ktoś ten wynik uznaje za normę, a gdy następuje powrót do rzeczywistej normy, ocenia się to jako regres i grę poniżej oczekiwań. W uproszczeniu – Ekstraklasa jest na tyle zrównoważona, że zajmowanie przez kilka kolejek czwartego miejsca niewiele znaczy. I jeżeli ktoś jednak myśli, że to odzwierciedla faktyczny potencjał, jest zwyczajnie naiwny – przekonywał Kościółek.

Więc jeszcze raz – w przypadku Widzewa zajmowanie trzeciej czy czwartej pozycji nie oznaczało, że faktycznie był trzecią czy czwartą siłą ligi. Po prostu RTS był wyjątkowo efektywny na tle reszty i czasem dodatkowo miał trochę szczęścia. Jednocześnie trzynaste miejsce w tabeli 2023 roku nie oddaje potencjału drużyny z Łodzi – kumulacja problemów infrastrukturalnych, których ze względu na pogodę nie było latem czy jesienią, wraz z pechem (nieskuteczność, urazy i choroby) sprawiły, że ekipa Niedźwiedzia zdobyła kilka punktów mniej niż powinna. Tylko tyle i aż tyle.

Ale jesień zsumowana z wiosną – szósta pozycja – mniej więcej oddaje rzeczywiste przeznaczenie drużyny.

Dlatego w przypadku Widzewa najważniejszy jest spokój.

WIĘCEJ O WIDZEWIE:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

22 komentarzy

Loading...