Hit Ekstraklasy – po tej kolejce to wreszcie brzmi dumnie. Legia z Rakowem oraz Lech z Pogonią stworzyły WIDOWISKA. Tak, tak, WIDOWISKA, ze składnymi akcjami, efektownymi golami i zwrotami akcji. Wreszcie było tak, jak być powinno, co daje nadzieję, że liga drepcze ku lepszemu.
Ligowy hit. W naszych warunkach w ostatnich latach to nie brzmiało jak obietnica, a groźba. Nudziarstwa, niedołęstwa, nieporadności. Bojaźni, strachu, przerażenia. Mecze na szczycie witały głośniejsze oklaski niż żegnały. Te spotkania stanowiły niespełnioną obietnicę. Przypominały pięknie, kunsztownie opakowany prezent, w który zapakowano końcowy produkt trawienia. Tak, tak, właśnie to. Gówno.
Ale tym razem było inaczej. Tym razem czołówka zagrała jak czołówka, a nie jak przypadkowe zespoły, który po prostu pomyliły drogę – skręciły w prawo, zamiast w lewo i przemknęły tylnym wejściem, dlatego zaskoczone znalazły się na górze tabeli. Raków, Legia, Lech i Pogoń pokazały piękne twarze, a nie przekrwione, poorane bruzdami gęby.
To się oglądało.
W sobotę Legia była potężna niczym kac po dobrym weselu i tylko z tego powodu Raków wypadł tak przeciętnie. W niedzielę nie popisał się sędzia Paweł Raczkowski, ale to nie powinno przesłonić klasy Lecha i Pogoni. I jedni, i drudzy chcieli grać w piłkę, a nie tylko za nią biegać i przeszkadzać rywalom. I jedni, i drudzy potrafili wybudować akcję spod własnej szesnastki, a kiedy trzeba, wyprowadzić brutalny kontratak.
A cała czwórka pokazała, że chce wystąpić w europejskich pucharach, bo po prostu potrafi grać po europejsku.
Oczywiście, na przestrzeni całego sezonu w zasadzie poza Rakowem wszyscy mieli swoje problemy. Kosta Runjaic jesienią potrzebował czasu na ogarnięcie bajzlu, który zastał w Legii. John van den Brom w trakcie pierwszej rundy częściej rozgrywał mecze niż trenował, co siłą rzeczy odbiło się na wynikach Lecha w Ekstraklasie. A transformacja Pogoni z efektywnej w efektowną za Jensa Gustafssona przebiega w tempie konduktu pogrzebowego.
Ale generalnie można czołówkę określić jako silną. Silny Raków, silna Legia, silny Lech, silna Pogoń.
Ekipy z Częstochowy i – prawdopodobnie – ze Szczecina trzeci raz z rzędu zakwalifikują się do europejskich pucharów, a z Warszawy i Poznania dwukrotnie w ostatnich trzech latach. Wykształcenie ligowej elity to krok w dobrą stronę, bo bez tego nie będzie wyników w międzynarodowych rozgrywkach. Opowiadał o tym u nas ekonomista sportu, doktor Szczepan Kościółek z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Generalnie z perspektywy międzynarodowej lepiej byłoby mieć mniej zrównoważone rozgrywki, z dwom-trzema dużymi klubami ciągnącymi nam ranking w górę – tłumaczył.
– Dla ligi to idealny układ, by te ekipy reprezentowały ją w Europie. Przy obecnym stanie ich współczynników, najlepiej właśnie w tej kolejności: Raków ścieżką mistrzowską, z zasady łatwiejszą, a relatywnie „wysoko współczynnikowe” Lech i Legia trudniejszą – dodał.
Bo to, że wyrównana liga pomaga w rywalizacji poza krajem, to taka sama prawda jak to, że Franz Maurer strzelał do papieża. W tym na początku XXI wieku szukano powodów, za sprawą których Wisła Kraków napędzana pieniędzmi Bogusława Cupiała nie była w stanie zakwalifikować się do fazy grupowej Champions League. Że nie była nawykła do poważnej rywalizacji, że nie musiała się wysilać, że otoczenie jej nie rozwijało.
– Bzdura, bo najlepiej mieć dwa, trzy „konie pociągowe”, które wykręcają wyniki w europejskich pucharach. Tak działają rankingi UEFA, że bez powtarzalności nie ma mowy o dogodnej drodze do faz grupowych, tylko trzeba się bić już w lipcu – kontrował Kościółek.
Tak, tak, Warta z Widzewem potrzebują czterech punktów, by wyprzedzić Pogoń (Portowcy mają lepszy bilans spotkań bezpośrednich), ale mimo kłopotów z zaadaptowaniem stylu Gustafssona (albo po prostu mimo niekompetencji szkoleniowca – tego jeszcze się nie da rozstrzygnąć) granatowo-bordowi wypracowali sobie w miarę bezpieczną przewagę i sprawiają wrażenie głównego kandydata do czwartej pozycji, a nawet gdy notują wpadki – jak z Jagiellonią czy Śląskiem, nie można im odmówić dobrego grania. Skuteczności – owszem. Ale nie umiejętności generalnie.
Jednak przede wszystkim można się spodziewać, że za rok też będą mniej więcej w tym samym miejscu, czyli w topie. Raków, Legia, Lech i Pogoń mają solidne podstawy i zapracowały na bycie w czołówce, nie wylosowały tego w chipsach. Raków ma bogatego sponsora, Legia nawet z kłopotami zarabia najwięcej, a Lech z Pogonią stworzyły akademie, które przynoszą miliony. Wszyscy korzystają z zasobów, które mają, dzięki temu stali się silni, a nie zwyczajnie najmniej słabi. Warta? Nawet nie ma własnego obiektu. Widzew? Stadion ma i to piękny, tyle że to beniaminek z ograniczonymi możliwościami finansowymi. O reszcie nie ma co gadać.
Zdaje się, że ewolucja Ekstraklasy nareszcie dobrnęła do momentu, w którym wykształca się grupa trzymająca władzę, co – przynajmniej w teorii – powinno zwiększyć szanse na przetrwanie polskich drużyn w pucharach.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Liga jednak będzie ciekawsza! Legia wstała i wybrała przemoc
- Papszun przekombinował?
- Chcieli, ale nie umieli. Remis w Płocku
foto. Newspix