– W tym momencie mamy drużynę na spokojny środek tabeli. Jeżeli się utrzymamy, a tego jestem pewien, chcemy wzmocnić zespół dwoma-trzema solidnymi zawodnikami. Wówczas będę również spokojny o kolejny sezon. Rok temu musieliśmy rezygnować z wielu piłkarzy ze względów finansowych, ale teraz sądzę, że możemy odłożone pieniądze z transferu Hamulicia i od sponsorów inwestować w kolejnych, solidnych, ale często nieoczywistych zawodników. To jest nasz pomysł – chcemy piłkarzy, którzy nie dostali szansy, gdzieś niedocenionych, pogubionych, a którzy w Mielcu mają idealne warunki, by się odbudować i budować markę swoją i klubu. Tak będziemy budować ten klub. Piłkarze muszą czuć, że mają tu szansę i będą zapierniczać po to, żeby udowodnić komuś – trenerowi, agentowi – którzy ich być może kiedyś odrzucili, skrzywdzili, że mają jaja, wychodzą na boisko i zaczynają w siebie wierzyć, a ocena z przeszłości była niesłuszna. To jest siła tego projektu, o to w nim chodzi. O rywalizację – mówi nam Tomasz Poręba, europoseł, który wspiera Stal Mielec. Długa, wielowątkowa rozmowa o klubie. Jako że Poręba rzadko zabiera publicznie głos na temat Stali – zapraszamy podwójnie.
Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki. Miejsca 75-51 [część 2/4]
Czuje się pan jedną ze stu najbardziej wpływowych osób w polskiej piłce?
Patrzę na to trochę inaczej. Jestem byłym sportowcem, piłkarzem, teraz jestem politykiem, więc moje zaangażowanie w piłkę jest z jednej strony naturalne, a z drugiej musi odbywać się w sposób rozważny i przemyślany. Nie zawsze bowiem polityka w sporcie jest mile widziana. Jeżeli więc mimo tego, że staram się unikać stania na pierwszej linii, grania tym, że się angażuję w Stal, ktoś dostrzegł to, co się udaje robić w Mielcu, to w porządku. Jest to dla mnie pewne miłe zaskoczenie.
Nie myślał pan o tym, by wyjść z cienia i zająć konkretne stanowisko?
Nigdy tego nie planowałem i nigdy bym tego nie chciał. Czułbym dyskomfort, gdybym jednocześnie angażował się w politykę i w kierowanie klubem sportowym na konkretnym stanowisku. Z prostego względu: nie miałbym na to czasu, nie mógłbym działać na 100 procent, a poza tym nie widzę siebie w takiej roli. Chcę wspierać różne pomysły, promować je, podpowiadać, być w kontakcie z zespołem zarządzającym, ale to ich zadanie, by na miejscu prowadzić Stal.
Jednak chyba trochę jest tak, że pan rządzi, natomiast z tylnego siedzenia.
Zawsze tak można powiedzieć i to jest dla wielu formuła, która pewnie rzuca się w oczy. Ja mam dużo zajęć w polityce, zwłaszcza teraz, staram się więc iść za różnymi pomysłami zespołu zarządzającego, a gdy czuję, że coś jest nie tak, to wtedy się wypowiadam i nie unikam własnego zdania. Jednak jestem daleki od tego, by narzucać swoje pomysły, bo myślę, że nie taka powinna być moja rola.
To na konkretnym przykładzie – gdy Stal chce zmienić trenera, to prezes musi się pana spytać o zgodę?
W przypadku tej czy innej strategicznej decyzji, jestem na spotkaniach z zarządem i radą nadzorczą, gdzie dyskutujemy, co zrobić. Zawsze jest to kolektywna decyzja, szanuję intuicję Jacka Klimka i członków rady nadzorczej, oddanych Stali ludzi, w dwóch przypadkach angażujących w klub swoje własne pieniądze. Budzi to mój wielki szacunek i daje dużą motywację do pracy. Sądzę, że ta kolektywność w podejmowaniu decyzji powinna zostać, bo każdy ma swoją rolę do wypełnienia i każdy powinien czuć się ważnym elementem tej układanki, gdyż wszyscy podjęliśmy się zadania odbudowy Stali Mielec. A ponadto, Bogu dzięki, nie mylimy się w kluczowych decyzjach.
To właściwie żaden zarzut, niemniej w polskiej piłce ciężko jest zarobić i może dlatego zejście z roli europarlamentarzysty byłoby dla pana po prostu nieopłacalne?
Kompletnie nie traktuję tego w ten sposób. Odwróciłbym to pytanie – po co ci to wszystko, Tomaszu Porębo, skoro masz dobrą pozycję w polityce? Po co się angażujesz w sport, po co tracisz emocje, czas, dlaczego wiążesz się ze Stalą?
Futbol wciąga.
No właśnie, a ja jako były piłkarz czuję zapach szatni, wiem, czym są emocje, pozrywane więzadła, połamany nos. Gdyby nie piłka, to pewnie bym z panem nie rozmawiał, bo ona mi bardzo pomogła w polityce. Dzięki niej jestem pewny siebie, świadomy, że zawsze sobie poradzę i nie muszę się nikogo prosić, raczej wychodząc z założenia, że to ktoś powinien dostrzec mój potencjał i chce skorzystać z moich pomysłów. Toteż wracając do pytania: angażuję się w sposób szczery, spontaniczny i emocjonalny. Gdy zaczynałem w polityce i widziałem, jak wygląda Stal w czwartej lidze, to chciałem to zmienić, by te warunki poprawić. Taka sportowa złość, żeby w tym pełnym piłkarskich historii, postindustrialnym mieście zrobić coś ciekawego. Wzmocnić przez sport pewność siebie, godność, by podnieść głowę. To jest coś, co mnie kręci, bo też żyjąc na Zachodzie wiele lat, widzę takie miasta jak np. Liege, gdzie sport pomaga zbudować wokół klubu pozytywne emocje mieszkańców. To jest moja motywacja, nie chodzi o pieniądze, a o naturalne emocje. Mogę pomóc, bo jestem w polityce – gdybym nie był, byłoby trudno wiele rzeczy w Stali zrobić. Natomiast w tym przypadku sport musi być na pierwszym miejscu, a polityka zdecydowanie dalej.
Dlaczego konkretnie Stal? Jako piłkarz czy dziennikarz był pan związany z Krakowem.
Wżeniłem się w rodzinę, moja żona pochodzi z Mielca, jestem też posłem z Podkarpacia. Stal 24 lata była poza piłką, czwarta-trzecia liga przy jednocześnie olbrzymich tradycjach. Był to naturalny wybór. Wiedziałem, że tak trzeba, ale trudno było cokolwiek zrobić bez możliwości, a powtarzam: bez polityki wiele rzeczy by się w Mielcu nie udało.
Na przykład przyprowadzić PGE.
Między innymi. Jednak zacznijmy od początku: gdybyśmy nie mieli wsparcia z ministerstwa sportu i samorządu, Stal nie miałaby podgrzewanej płyty i nie mogłaby grać w Ekstraklasie. Potem to, o czym pan mówi, czyli ściągnięcie sponsora, PGE. My nie mamy wielkiego wsparcia od miasta, ono się trochę na nas gniewa, bo to tak trochę po naszemu – ty jesteś z tej opcji, ja jestem z tej, nie będziemy rozmawiać, dajmy sobie spokój. A ja inaczej na to patrzę. Ani Stal, ani hala sportowa, ani podgrzewana płyta, ani przywrócona Mielcowi kolej, nie jest dla wyborców tej czy tamtej partii, tylko dla ludzi. Tak trzeba myśleć i taką mieć filozofię, ja do tego podchodzę właśnie w ten sposób. Może dlatego wiele rzeczy się udaje, bo to nie jest przecież dla mnie, tylko dla ludzi żyjących dziś i przyszłych pokoleń. Totalizator Sportowy i PZU sponsorują naszą akademię, dzieciaki są ubrane od stóp do głów, jeżdżą na kolonie. Rodzice mówią: wie pan, nie do końca popieram pana formację, ale szanuję za to, że pomyśleliście o naszych dzieciach. Dla mnie to jest największa satysfakcja i niech to ma większą skalę – nie tylko zaciśnięte pięści i walenie się po głowie, a szersze spojrzenie. Trzeba umiejętnie odnaleźć balans między sportem i polityką.
Istnieje jednak ryzyko, że jeśli zmieni się władza, to wówczas Stal będzie mieć kłopoty?
Mam nadzieję, że nie. Gdyby doszło do zmiany władzy, to będę liczył na kontynuację poparcia Stali i na mądrość, żeby spojrzeć na te sprawy szerzej. Bo klub nie jest dla sympatyków PiS-u, PO czy PSL-u, tylko musi być miejscem, które jednoczy wszystkich wokół biało-niebieskich barw.
Nie da się ukryć, że straciłby pan wpływy. Teraz w PGE są wasi ludzie, potem ich zabraknie.
To jest gorsza strona polityki, że nie ma kontynuacji w strategicznych projektach w Polsce. Gdy zmienia się władza, to kasuje się plany na zasadzie: “nie, bo oni to robili”. Nie ukrywam, że to u nas duża zmora i problem. Na zachodzie wygląda to trochę inaczej.
W 2015 roku wymieniliście kadry dokładnie z tego powodu: “nie, bo oni”.
Jestem daleki od tego, by mówić, że jedni są lepsi a drudzy gorsi. Mówię o generalnym założeniu, żeby kontynuować pewne projekty. Trzeba do tego wyobraźni, wiedzy i pewności, że one mają przede wszystkim służyć ludziom. Niestety często ze względów politycznych są one kasowane na zasadzie nie, bo nie.
Czy było tak, że rywalizowaliście z GKS-em Bełchatów o istnienie? To znaczy – jeżeli PGE zostałaby w GKS-ie, to nie byłoby Stali?
Nigdy nie miałem poczucia, że rywalizuję z GKS-em, jeśli chodzi o PGE. Nigdy. Ja zabiegałem o PGE jako poseł z Podkarpacia i tylko to było dla mnie ważne, żeby koncern wszedł w region, który przed laty był pomijany przez poprzednią władzę. To był główny czynnik. A jeżeli chodzi o Bełchatów i tamtejszych działaczy, to nikt drzwi do PGE przed nimi nie zamykał. Nie wiem, co się wydarzyło, że PGE nie zostało w Bełchatowie, ale na pewno nie było nacisków na to z mojej strony. Nikt mi tego nie może zarzucić.
Co Stal ma dzięki PGE, wiemy, ale co ma PGE dzięki Stali?
Bardzo wzmocniony wizerunek marki, która potrafi odpowiedzieć na oczekiwania uboższego regionu, bo dzięki potencjałowi PGE można pomagać ludziom – budować projekty sportowe, zapełniać stadiony, przekierowywać emocje związane ze sportem na społeczeństwo. Cała sztuka polega na tym, żeby nie wprost, nie łopatą, przekazać pozytywny wizerunek marki. Jeżeli w tabeli Ekstraklasy widać PGE, to jest to korzystne dla brandu – wiem to też po kontakcie z działem marketingu, że liczbowo, biznesowo, jak najbardziej się to sprawdza.
A co musi się stać, żeby Stal zrobiła kolejny krok do przodu, to znaczy, żeby stała się zespołem ścisłego środka tabeli i nie musiała drżeć o utrzymanie przed każdym sezonem?
Musimy iść za swoim planem. Rozłożyliśmy budowę Stali na kilka etapów – najpierw trzeba było przebudować zespół i jednocześnie go nie spuścić, to się udało w tamtym sezonie. Teraz jesteśmy na etapie w miarę stabilnej sytuacji finansowej i budowania filozofii klubu na przyszłość. W większości gramy Polakami, to jest polski klub, z polskimi firmami. Nie tylko spółkami skarbu państwa, ale też np. 4F, LVbet i wieloma mniejszymi firmami z Mielca i regionu. Ma to tak dalej funkcjonować. W tym momencie mamy drużynę na spokojny środek tabeli. Jeżeli się utrzymamy, a tego jestem pewien, chcemy wzmocnić zespół dwoma-trzema solidnymi zawodnikami. Wówczas będę również spokojny o kolejny sezon. Rok temu musieliśmy rezygnować z wielu piłkarzy ze względów finansowych, ale teraz sądzę, że możemy odłożone pieniądze z transferu Hamulicia i od sponsorów inwestować w kolejnych, solidnych, ale często nieoczywistych zawodników. To jest nasz pomysł – chcemy piłkarzy, którzy nie dostali szansy, gdzieś niedocenionych, pogubionych, a którzy w Mielcu mają idealne warunki, by się odbudować i budować markę swoją i klubu. Tak będziemy budować ten klub. Piłkarze muszą czuć, że mają tu szansę i będą zapierniczać po to, żeby udowodnić komuś – trenerowi, agentowi – którzy ich być może kiedyś odrzucili, skrzywdzili, że mają jaja, wychodzą na boisko i zaczynają w siebie wierzyć, a ocena z przeszłości była niesłuszna. To jest siła tego projektu, o to w nim chodzi. O rywalizację. Chcemy wydobyć z zawodników umiejętności, o których wcześniej nikt ich nie posądzał.
Obecnie ten “spokojny środek tabeli” to jednak dość optymistyczne założenie, skoro Stal złożona jest z niechcianych piłkarzy. Nie każdy będzie drugim Hamuliciem.
Według mnie jest dobrze zachowany balans między piłkarzami o solidnych markach a tymi, którzy dołączają do tego klubu i starają się coś udowodnić. Na razie ta filozofia jest skuteczna. Wiadomo, jesteśmy teraz w dołku, ale wierzę, że szybko z niego wyjdziemy i spokojnie złapiemy utrzymanie. A potem od lipca ta drużyna wzmocniona dwoma-trzema zawodnikami ruszy do przodu i osiągnie dalszy progres. Jeśli tak się stanie, to jestem przekonany, że znajdą się kolejni sponsorzy, a wówczas będziemy myśleć o jeszcze ambitniejszych celach.
Gdy dochodzi do takiego złotego strzału jak ze wspomnianym Hamuliciem, to Stal jest w stanie reinwestować te środki na rynku transferowym, czy pieniądze muszą również pokryć zobowiązania?
One są przede wszystkim w trzech transzach, więc ich wydatkowanie jest uzależnione od wpływu tych transz. Mam nadzieję, że to się zazębi przy okazji okienek transferowych. Niemniej prezes Klimek każdą złotówkę ogląda dwa razy, rada nadzorcza podobnie, to wszystko jest do bólu transparentne, każdy może przyjść i zobaczyć, jak wyglądają nasze finanse. Powiem tak – na pewno będziemy korzystać z tych środków z Hamulicia, by się wzmocnić. W jakiej skali – nie wiem. Ma być to jednak sposób mądry i przemyślany, bez szukania ludzi, którzy będą zarabiać po 60-70 tysięcy złotych, gdyż w Mielcu nie jest to możliwe.
Stal ma pospłacane wszelkie długi, czy ten proces jeszcze trwa?
Jesteśmy na prostej, tak mogę powiedzieć. Oczywiście, cały czas spłacamy zoobowiązania, ale łapiemy stabilizację. Wielki szacunek dla całego zespołu zarządzającego, bo to była ciężka praca, ale i zainwestowane ich własne pieniądze, by ten klub ratować.
Co pana najbardziej wkurza w polskiej piłce?
Blat między agentem, trenerem, dyrektorem sportowym, często mediami. Polegający na tym, że tworzy się środowisko, w którym każdy chce skorzystać i zarobić. Łatwo też kogoś szybko skończyć i kogoś wypromować. Czasem jak patrzę na polską piłkę, to czuję intuicyjnie, że ściąga się do klubów zupełnie nieprzemyślanych piłkarzy, nie zawsze grają też ci, którzy powinni grać. Wkurza mnie też to, że nie daje się szans młodym ludziom z Polski, to, że brakuje pewności siebie, odwagi, że jest wiele kompleksów. System zabija konkurencję, szanse na wypromowanie dobrego piłkarza czy trenera. My chcemy działać inaczej, dawać szansę trenerom – w większości przypadków – którzy są spoza karuzeli. Tak było z trenerami Marcem, Gąsiorem, Majewskim czy teraz Kieresiem. Chcemy też dawać szansę młodym, polskim, zdolnym piłkarzom. Nie zawsze to wychodzi, ale chcemy się różnić i z tego zamkniętego kręgu wychodzić.
Mówi pan o agentach, ale sam Jacek Klimek stwierdził, że Stal korzysta z usług zaprzyjaźnionych agentów.
Oczywiście. Trudno byłoby inaczej funkcjonować. W polskiej piłce działa też wielu uczciwych, transparentnych ludzi, ale mam intuicyjne przekonanie, że jednak często włodarze klubów nie wiedzą o toczącej się “grze na zapleczu”, nawija im się makaron na uszy, przez co finalne decyzje co do przykładowo transferów nie przynoszą efektów. Działa zasada – ty mi pomożesz dziś, ja tobie jutro, przy okazji razem zarobimy. To blokuje rozwój, powstaje system zamknięty, w którym interes klubu jest często na szarym końcu.
Po co ktoś miałby blokować rozwój?
Dlatego, że trzeba zarobić tu i teraz, a to często przekłada się na błędne decyzje. Na końcu zawsze jest pieniądz. Nic więcej nie powiem.
Ale czy przy większym rozwoju nie będzie większych pieniędzy?
Oczywiście. Dlatego kluczem dla rozwoju każdego klubu jest odpowiedni dobór osób, które na absolutnie każdym poziomie muszą ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Jakikolwiek błąd w tym obszarze kończy się często katastrofą. Jeśli ktoś za twoimi plecami gra na kilku frontach, nie ma szans na sukces.
Ok, czuję, że ta intuicja bierze się z tego, że przez lata w Stali Mielec coś pana dotknęło.
Oddałem Stali wszystkie swoje emocje. Jeszcze w pierwszej lidze postawiłem wszystko na jedną kartę. Niektórzy zaczęli to wykorzystywać, traktować mnie instrumentalnie. Wiedzieli, że niezależnie co się wydarzy, Poręba jest tak nakręcony, że zawsze jakąś kasę “załatwi”. Po awansie przestałem być potrzebny. Zaczęła się zabawa. To we mnie do dziś siedzi. Dlatego wiem, o czym mówię. Wiele się też nauczyłem.
Uważa pan, ze PZPN robi wszystko, by z tymi patologiami walczyć?
To jest raczej pytanie do PZPN-u, bo to oni są odpowiedzialni za zmiany pewnych rzeczy…
Nie, pytam o pana zdanie.
Powiem tak: na pewno liczę w tym temacie na więcej.
Okej, to jeszcze poruszmy temat wyzwań infrastrukturalnych Stali – chodzi o stadion i akademię.
Jeżeli chodzi o stadion, to jest on miejski, my go dzierżawimy. Natomiast żeby być mniej uzależnionym od zewnętrznych ośrodków, to dzięki wsparciu ministerstwa i środków gminy powstaje w Tuszowie Narodowym mini ośrodek sportowy, który będzie służył mieszkańcom, ale też Stali Miekec. Teraz powstają dwa boiska, w tym jedno z podgrzewaną murawą. To w ramach pierwszego etapu. Drugi to kolejne dwa boiska – jedno sztuczne, jedno naturalne. Trzeci zaś to skypark i korty tenisowe plus dwa orliki. To nasz plan, niestety koszty budowy poszły mocno w górę, ale my się nie możemy zatrzymać, chcemy wybudować tę bazę. Chodzi o niezależność – Stal nie może się prosić, musi być samodzielna, sama stawiać warunki, a nie tylko się dostosowywać.
Jaki jest realistyczny termin ukończenia tego ośrodka?
Dwa boiska chcemy oddać do sierpnia, kolejne dwa do końca roku. Natomiast na wiosnę kolejnego roku chcemy mieć infrastrukturę okołoboiskową, o której mówiłem.
Czy spadek Stali byłby katastrofą? Dla niektórych klubów spadek to nie tylko przejście piętro niżej, ale i zagrożenie dla egzystencji. Czy Stal jest w tej grupie?
Nawet nie chcę o tym myśleć. Odpukać w niemalowane – spadek Stali pociągnąłby za sobą duże turbulencje i konsekwencje, bez dwóch zdań. Ale robimy wszystko, żeby się przygotować na wszelkie okoliczność i mieć na tyle zdrowe finanse, by przy tym najgorszym scenariuszu szybko do Ekstraklasy wrócić.
To nie byłby więc spadek w przepaść?
Powtarzam: nie dopuszczamy takiej myśli. Ale nie daj Boże, gdyby coś takiego się wydarzyło, podjęlibyśmy natychmiast wszelkie działania, by jak najszybciej znów grać w elicie.
A gdzie pan widzi Stal za pięć lat?
Jeżeli będziemy konsekwentni i będziemy robić to, co sobie założyliśmy, to moim marzeniem jest, aby Stal była bardzo solidnym klubem ekstraklasowym, który ma ambicje spojrzenia w górną część tabeli. Tę “bardzo górną”.
Już jutro: Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 50-26 [część 3/4]
Pierwsza część: Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 100-76 [część 1/4]
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Pracownicy vs Paweł Żelem. „Traktuje ludzi jak szmaty”,”to był mobbing”
- Będą kolejne podwyżki dla sędziów. Tym razem chodzi o kontrakty zawodowe
- „Pierwsza liga marzeń? Liga o standardach Ekstraklasy, ale z nieco mniejszymi budżetami”
- Chorążyk: W bazie mamy ponad 1500 piłkarzy i piłkarek z polskimi korzeniami