Albania. Od września 2021 roku drużyna narodowa z tego kraju jest dla nas symbolem meczu, w którym wynik przykrywa grę. 4:1 wygląda kapitalnie. Mniej kapitalnie robi się, gdy przypomnimy sobie o długim fragmencie drżenia o końcowy wynik.

Czy baliśmy się reprezentacji Albanii? Tak na serio, to chyba nie. Oczywiście pesymistyczne głosy spotęgowane klęską w Pradze, były głośne. Oczywiście wspomnienie Albańczyków, którzy potrafili nas przycisnąć i zepchnąć pod własne pole karne podczas ostatniej wizyty w Warszawie, było żywe. To wszystko wprowadzało niepewność, ale trudno to nazwać strachem.
Liczyliśmy po prostu, że reprezentacja Polski najzwyczajniej w świecie dźwignie wyzwanie, które przed nią stoi. Że nie będzie ani powtórki z paniki w Czechach, ani igrania z ogniem, jak w poprzednim spotkaniu z Albanią w Warszawie. Jak Fernando Santos i jego ekipa poradziła sobie z tym zadaniem?
Trela: Państwo w państwie. Dlaczego kadra potrzebuje własnej wewnętrznej hierarchii
Polska – Albania. Fernando Santos i sztuka łatania dziur
Nieźle, choć nie wybitnie. Wciąż potrafiliśmy spowodować pożar pod własną bramką. Najpoważniejszy po stracie Roberta Lewandowskiego w końcówce spotkania, ale i na własnej połowie popełnialiśmy błędy. „WyScout” wylicza aż pięć strat Polaków, które doprowadziły do strzałów rywali, przed linią środkową.
Mimo wszystko jednak działaliśmy sprawniej niż w pierwszym meczu z Czechami oraz sprawniej niż w spotkaniu z Albanią w 2021 roku. Wówczas Albańczycy stworzyli sobie sześć okazji, teraz trzy. Wtedy zanotowali 17 odzyskanych piłek w naszej tercji obronnej, teraz 10. Pierwszy wypad Albanii do Warszawy to 30 wejść w pole karne Polaków, tym razem pozwoliliśmy na 17 takich akcji. Nie daliśmy się wciągnąć w polowanie na stałe fragmenty gry. Sześć procent strzałów ze stojącej piłki teraz vs 22% w 2021 roku.
Ktoś powie: to nie ta Albania, co kiedyś. Fakt, natomiast to także nieco inna Polska. Grająca mniej agresywnym, ale skutecznym pressingiem. W poprzednim meczu z tym rywalem w Warszawie zaledwie trzykrotnie odzyskaliśmy piłkę w tercji ataku, teraz zrobiliśmy to 14 razy. Poza tym Albańczycy zapowiadali przecież więcej odwagi po zmianie selekcjonera.
Przede wszystkim jednak, wracając do naszej drużyny, dobrze zabezpieczaliśmy swoją bramkę; wsparcie trójki stoperów dwoma nisko ustawionymi środkowymi pomocnikami posłużyło za skuteczną tamę, bo wróciło zaangażowanie i pozytywna, boiskowa agresja, której tak brakowało w Pradze. Wciąż mieliśmy problem w fizycznych starciach z rywalami. Wygraliśmy zaledwie 26% pojedynków powietrznych, zostaliśmy w tym aspekcie totalnie stłamszeni.
Ale gołym okiem widoczne było to, że w krótkim czasie udało się rozwiązać część problemów, które złożyły się na porażkę na inaugurację eliminacji.
Polska szuka rozwiązań w ofensywie
Reprezentanci Polski nadal popełniali błędy, jednak znacznie sprawniej przychodziło im przechodzenie z obrony do ataku (z ataku do obrony zresztą też). W meczu z Czechami biało-czerwoni wyglądali jak drużyna, która jest przerażona faktem, że musi zabrać się do konstruowania ataku pozycyjnego. Piotr Zieliński irytował się tym, że jego koledzy chowali się, zamiast dawać opcję podania. Ale nic dziwnego, bo Polacy po prostu nie przywykli do gry w piłkę.
Andrzej Gomołysek, analityk Śląska Wrocław, świetnie to podsumował, pokazując posiadanie piłki przez naszą drużynę na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. Powyżej 50%? Raz. Średnia? 40%. Czesi oddali nam pole totalnie. Bramki strzelili w ciągu 57 sekund efektywnego czasu gry, wymieniając łącznie sześć celnych podań. Polska miała piłkę przez 60% czasu gry, ale nic z tego nie wynikało, bo nasz zespół pierwszy raz od dawna dowiedział się, co to znaczy prowadzić grę.
Nasza kadra wygląda trochę tak, jakby od roku nie miała piłki przy nodze.
Oh, wait… pic.twitter.com/AtCtXFuVND
— Andrzej Gomołysek (@taktycznie) March 27, 2023
O tym właśnie mowa, gdy mówimy o problemie z pewnością siebie. Przerażenie koniecznością gry w piłkę bierze się z tego, że być może w klubach nasi zawodnicy stykają się z kreatywnością, ale gdy przyjeżdżali na kadrę, byli mocno odwodzeni od jakiejkolwiek próby podejmowania ryzyka. Odbudowanie tego nie będzie łatwe. Czesi o tym wiedzieli, Albańczycy być może też, jednak brakowało im jakości, żeby cokolwiek z tym zrobić.
Polacy przeciwko Albanii mogli grać szybciej (5,29 podań/minutę posiadania vs 4,46 z Czechami), częściej przedostawali się w pole karne rywala (19 vs 12). Fernando Santos zrobił wiele, żeby drużyna pod względem ofensywnym wróciła na właściwe tory. Gra naszej drużyny nie porywała, ale założenia były dobre, często w okolicach szesnastki przeciwnej drużyny kręciło się pięciu gości.
– Skóraś, Zalewski i Kamiński dołączali do linii ataku w drugim tempie. Chcieliśmy mieć wielu zawodników bliżej pola karnego, żeby łatwiej było dośrodkować. To powinno być naszą podstawową strategią. W niektórych meczach mogę to zmieniać, jednak to nasz najbardziej prawdopodobny układ – wyjaśniał selekcjoner.
Fernando Santos jeszcze nie pokazał planu A
W tym wszystkim nie należy zapominać, że Fernando Santos na dobrą sprawę nie pokazał jeszcze swojego głównego pomysłu na grę reprezentacji Polski. Skutecznie przeszkodziły w tym dwie sprawy:
- dwa szybko stracone gole w Czechach
- kontuzje
Drugi temat to oczywiście pewna stała, która gnębi kolejnych selekcjonerów, nie tylko reprezentacji Polski. Trzeba jednak przyznać, że Fernando Santos miał sporego pecha. Już w Pradze musiał korzystać z alternatywnego pomysłu na obsadzenie lewej strony obrony, a po paru minutach wypadł jeszcze Matty Cash. To oznaczało, że defensywa biało-czerwonych przeciwko Albanii będzie mocno odbiegała od początkowego pomysłu.
I rzeczywiście tak było, skoro na lewej obronie wystawił Jakuba Kiwiora. To jednak otworzyło furtkę do ciekawego i skutecznego pomysłu, bo Polacy mając piłkę ustawiali się w taki sposób, że trzej środkowi obrońcy ustawiali się tak, jakby faktycznie grali w ustawieniu z trójką z tyłu (3-4-3 w fazie konstruowania ataku, 4-2-3-1 w pozostałych sytuacjach), którego Santos nie zwykł stosować. Chodziło o prosty zabieg – Salamon mógł grać jak pół-prawy stoper i wziąć na siebie wprowadzanie piłki do gry.
Plan się powiódł, ale czy wyobrażamy sobie reprezentację Polski, która na stałe zostaje w tym ustawieniu? Wątpliwe. Dlatego w obydwu przypadkach widzieliśmy raczej opcję awaryjną niż myśl przewodnią nowego selekcjonera. Przecież ostatecznie na środku obrony zagrał – i odegrał bardzo istotną rolę – piłkarz, którego w ogóle miało w tej drużynie nie być.
To, rzecz jasna, nie jest takie złe, bo Santos pokazał, że opinia elastycznego szkoleniowca nie wzięła się z przypadku. Po meczu z Czechami pisaliśmy, że Portugalczyk w swoich „wikiquotes” mógłby zmieścić kilka zdań wyśmiewających jednowymiarowe podejście do piłki. Tych, którzy domagali się od jego drużyn ultra ofensywnej postawy, ganił, mówiąc, żeby nie mylili krewetek z sardynkami. Doceniał wartość kontrataku na równi z atakiem pozycyjnym.
Ten człowiek jeszcze może nas zaskoczyć swoimi wyborami i pomysłami wyjścia z trudnych sytuacji, co tylko cieszy.
Janczyk z Pragi: Dotrzeć do głów, a nie je ścinać
Selekcjoner zdał egzamin z selekcji i elastyczności
Santos na konferencji prasowej mówił:
– Jeśli chodzi o środek pola, operowanie piłką natomiast będzie to budować krok po kroku. Czasami widzę jeszcze problemy z konstruowaniem akcji, żebyśmy zagrali w sposób widowiskowy, aby podobało się to publiczności. Wydaje mi się, że w następnej kolejce będzie mieli więcej czasu, będziemy mieli mecz towarzyski, inaczej zaplanujemy treningi, tak aby stworzyć warunki by ta ekipa ewoluowała i grała widowiskowo i zwycięsko.
Mamy więc jasny sygnał, że najlepsze przed nami. Albo inaczej: że na konkrety i docelowy kształt tej drużyny musimy jeszcze poczekać. Wypowiedzi Fernando Santosa są zresztą bardzo czytelnymi drogowskazami. Przed meczem z Czechami słyszeliśmy o konieczności przekonania zespołu do tego, że jest w stanie przejąć inicjatywę. Po nim trener zwracał szczególną uwagę na mentalność. Teraz, gdy reakcja zespołu była – pod względem zachowania na boisku – pozytywna, selekcjoner dokłada kolejną cegiełkę: konieczność usprawnienia procesu konstruowania akcji.
Z Albanią wyglądało to lepiej, Santos zrobił wszystko, żeby ułatwić nam sprawę. Postawił na Salamona, który wziął na siebie rozegranie w ostatniej linii (podania do przodu: 31 – Salamon, – 20 Kiwior, 19 – Bednarek). Przesunął niżej Piotra Zielińskiego, bo widział, że ani Karol Linetty, ani Krystian Bielik nie byli w stanie dostarczyć mu podania, gdy grał wyżej.
Linetty z Albanią wykonał tylko pięć podań do przodu. Z jednej strony: zatrważające, że środkowy pomocnik tak mało angażuje się w napędzanie ataków. Z drugiej strony: być może to pozwoliło ukryć jego słabe strony? Linetty miał pięć podań do przodu, ale też pięć progresywnych biegów z piłką, to w ten sposób transportował ją do przodu.
Praca selekcjonera polega właśnie na tym – umiejętnym doborze zawodników, ustawienia, taktyki. Ukrywaniu problemów, uwypuklaniu mocnych cech. To nie było zgrupowanie, podczas którego Polska nas porwała. Nie ma jednak sensu od razu kręcić nosem. Zakładaliśmy, że eliminacje pozwolą nam na spokojne budowanie zespołu na przyszłość. Są problemy, są kombinacje, jest szukanie rozwiązań, jest dążenie do pewnego planu.
Tak przecież wygląda budowa.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Wynik lepszy, bo rywal był słabszy. W grze progresu nie widać
- Niech ta drużyna ma twarz Karola Świderskiego
- Salamon pokazał dobry mental, Lewandowski bez formy. Noty za Albanię
SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK, Newspix
A ja tam jestem w miarę zadowolony i widzę światełko w tunelu. trzeba im dać jeszcze parę meczy do pogrania w nowym składzie i wtedy wyciągać pierwsze wnioski.
Meczów, meczy to koza
Obie formy są poprawne
Absolutnie nie, jedyna poprawna forma to „meczów”, więc jak nie znasz swojego języka, to nisz bzdur, bo inni to widzą.
Poziom grajków = poziom szkolenia = poziom kibicowania przez te 50 koła Januszy i innych Małyszy … i niech tak zostanie w sumie, przynajmniej garstka pismaków i znajacych się na wszystkim netowych frustratów ma co robić w życiu 😀
Ja światło w tunelu upatruję nie w tych marcowych meczach, a w szczęśliwym losowaniu i dobrym terminarzu, które pozwoli Santosowi na budowanie drużyny jakiej chce na przyszłość, a nie każe mu na siłę powoływać jeszcze teraz takich Grosickich, Krychowiaków i Glików, którzy może teraz są jeszcze CIUT lepsi od Skórasiów, Damianów Szymańskich i niegrających Kiwiorów, ale nie jest powiedziane czy oni za rok jeszcze w ogóle będą grać w piłkę, a już na pewno nie będą rozważani do gry w reprezentacji. Pod koniec czerwca gramy jeszcze z marną Mołdawią, a we wrześniu już mam nadzieję, że do kadry wróci taki np. Moder, który może w niej nie zagościł na długo z powodu kontuzji, ale nie widzę na radarze kogoś, kto mógłby uporządkować środek pola jak on.
Za Czesia było super 😉
Straszną mitologię buduje się w piłce wobec „budowania czegoś na przyszłość”. Już w piłce klubowej gdzie gra się po 50 meczów w ciągu sezonu trudno jest zbudować coś na przyszłość(np. taka Pogoń buduje tak, że od kilku lat stoi w miejscu), a co dopiero w przypadku reprezentacji. Wiadomo można zrezygnować z piłkarza X bo jest za stary i w ciągu 2 lat skończy granie w kadrze i będzie sraczka na tej pozycji jak skończy ale jak zrezygnujemy z niego już to sraczka będzie już, a za 2 lata nie wiemy czy piłkarz na którego stawiamy w ogóle się rozwinie(może przesiedzi 2 lata na ławce w niezłym klubie) więc zysk na takim działaniu jest minimalny.
A z perspektywy personaliów to na serio, kogo można zbudować w kadrze nie wiedząc co będzie za 2 lata? Można żonglować obrońcami w stylu Kiwior, Bednarek, Nawrocki, Mosór, Wiśniewski itd. ale to od klubów będzie zależało co z nimi będzie za dwa lata. Może się okazać, że tak będziemy budować ich przez te dwa lata, że finalnie okaże się że kulawy Glik walczący o urzymanie/awans będzie nadal najpewniejszą opcją na EURO i wtedy zadać trzeba będzie sobie pytanie? Czy na EURO gramy na wynik czy budujemy kadrę na MŚ.
Jeżeli Santos nauczył sie czegoś o naszej piłce na pewnoże u nas mało piłkarzy umie grać w piłkę i jeżeli ktoś jako dzieciak na 10 kopnięć 7 razy nie stwarza zagrożenia dla własnego zdrowia to jest przesuwany do przodu. Dzięki temu już na etapie juniorskim sortowanie piłkarzy polega na tym, że żaden piłkarz za defensywnym pomocnikiem nie potrafi grać piłką. Niezależnie czy to Kiwior, Glik, Salamon, Bednarek, Wieteska czy ktokolwiek inny. Po prostu gdyby umieli wyprowadzać piłkę to nigdy nie zostaliby środkowymi obrońcami. Jakby zdradzali jakiekolwiek umiejętności piłkarskie to byliby przynajmniej rozważani na defensywnej pomocy.
Nie chodzi o to, żeby wielce „budować na przyszłość”, tylko sprawdzać możliwości za emerytów, którzy do gry w reprezentacji będą się nadawać jeszcze max pół roku, a już na pewno nie na następnej imprezie, która jest za ponad rok. A, że nasi piłkarze grają zupełnie inaczej w swoich klubach, niż w reprezentacji to trzeba sprawdzić czy na pozycji po Krychowiaku lepiej sprawdzi się Linetty, Szymański, czy może trzeba powołać Murawskiego, albo sprawdzić kogoś kto jeszcze w tym roku się pojawi. Reprezentacja gra tylko kilka meczów w roku, więc to nie do końca jest budowanie, tylko bardzo mało okazji do sprawdzenia, jak się dany gracz odnajduje w tej naszej bezjajecznej drużynie.
No ale skoro nie wiemy, kto za te pół roku będzie do grania to równie dobrze można zagrać emerytem teraz i za pół roku budować. Niż zagrać kimś słabszym od emeryta teraz i za pół roku też budować. Dużo też można wyciągnąć z doświadczeń poprzednich selekcjonerów. Wystarczyło obejrzeć mecze CzM czy PS, żeby wiedzieć jak wygląda para Kiwior – Bednarek czy jak wygląda Linetty w kadrze.
Mamy takich średniaków do gry na podobnym poziomie, że cholera wie czy lepiej rokował będzie Wieteska czy Wiśniewski czy Szymański czy Murawski czy Karbownik czy Gumny czy Piątkowski itd.
Nie, nie można, ponieważ w przypadku emeryta wiemy, że za niedługi czas już go nie będzie, natomiast zawodnicy w polu widzenia reprezentacji raczej się tam utrzymują, o ile ich kariery całkiem się nie rozsypią.
Dlatego selekcjoner, który wie że za rok Glik będzie już nieżywy, nie będzie uczył tegoż Glika grania w swoim pomyśle taktycznym, tylko od początku zacznie do niego wdrażać następców Glika.
tylko to, że dzisiaj następcą Glika jest Bednarek nie oznacza, że na następnym zgrupowaniu nim będzie, a jak nie on to w sumie kto? Prawdopodobnie piłkarz który nie był powołany i chłonął podczas tego zgrupowania pomysł taktyczny nowego selekcjonera tak samo jak Glik z domu z kanapy. A jak okaże się, że on czyli potencjalnie jakiś Piątkowski albo Wiśniewski nie? To na jesień będzie od zera uczył się jakiś Wieteska albo Nawrocki. No chyba, że uznamy że lepiej mieć beznadziejnego gościa który wchłonął system, niż najlepszego możliwego gościa który systemu nie wchłonął i zamkniemy oczy i dojedziemy tymi Bednarkiem, Kiwiorem i Salamonem do końca. A jak przyjdzie co do czego to Santos dojdzie, że łatwiej będzie dostosować system do piłkarzy niż piłkarzy do systemu bo żaden nie umie grać w piłkę.
@BAchorski przypie.dalasz się jak pijany do płotu. Chodzi o zmianę pokoleniową. Pewnie wszyscy obrońcy których wymieniasz będą w najbliższych latach w szerokiej kadrze, ale na kogoś ostatecznie postawić trzeba. A granie Glikiem jeszcze ten mecz i jeszcze kolejny jest bez sensu, bo gdzieś kiedyś ta drużyna musi się zgrywać a meczów towarzyskich jest mało. Kurwa, wg twojej logiki powinniśmy do dziś grać jakimś Bosackim bo balibyśmy się że Glik zaginie w Monaco przed kolejnym zgrupowaniem.
Wszystko OK ale akurat Kiwior w pierwszym sezonie w Spezii grał jako defensywny pomocnik.
no i to tylko pokazuje, że w perspektywie zagranicznej piłki wymagania w środku pola są jeszcze większe i lepiej zrobić z niego obrońcę niż pomocnika.
Taką pozycję wymyślił mu Thiago Motta (Kiwior przychodził do Włoch jako stoper), który wtedy był trenerem w Spezii czyli wychodzi na to, że jednak Kiwior potrafi coś zrobić z piłką przy nodze. Co do wymogów w środku pola – pełna zgoda.
Kolega pisał o Kiwiorze, ja dodam Salamona, który zaczynał w środku pola i już wtedy umiał wyprowadzać piłkę jako tako i grać dokładnie długimi podaniami. Zresztą w PL Go nie przesiewali tylko we Włoszech
Kiedy zrezygnujemy z gry na tych festynach ktore odbywają sie na szumnie zwanym NARODOWYM ? To jest fatalne miejsce dla naszej reprezentacji. To jest miejsce dla Januszy roznej masci a nie dla kibiców
Artykuł na weszło, a jakby nie na weszło. Bez jechania po Santosie (nawet między wierszami), bez nostalgii za Michniewiczem, bez wciskania zawodników, których Santos akurat nie powołał… Nie może to być!
Trochę nie rozumiem, skąd przekonanie, że na Weszło jest jakaś nostalgia za Michniewiczem. To znaczy wiem, czemu ta teoria powstała, ale patrząc zupełnie obiektywnie, to byliśmy w ścisłej czołówce krytyków trenera np. podczas mundialu. Napisaliśmy mnóstwo tekstów, które obnażały minimalizm i strachliwe podejście do meczów.
Ale mniejsza. Co do pozostałej części komentarza – ja jestem już po prostu znudzony odbijaniem się od ściany do ściany w narzekactwie. I widzę, że nie jest tak beznadziejnie, jak próbuje nam się wmówić. Owszem, nie mamy zawodników ze ścisłego topu, mają braki w technice i tak dalej. Natomiast nie dam sobie wmówić, że to, że David Jurasek wychodzi i robi 7/7 w dryblingach i poniewiera naszych obrońców, to efekt tego, że Czesi biją nas na głowę pod względem jakości kadry.
Nie mamy piłkarzy na tyle dobrych, żeby marzyć o rzeczach wielkich. Nie mamy na tyle słabych, żeby oglądać kadrę kopiącą się po czołach. Byłem w Arabii Saudyjskiej. Widziałem, jak wiele dała im zmiana nastawienia (z ich perspektywy występ na MŚ trzeba oceniać pozytywnie, nawet mimo braku awansu).Byłem w Bodo. Widziałem, jak ekipa rokrocznie spadająca z ligi nagle stała się etatowym pucharowiczem. Nie uwierzę, że zawodnicy, których mamy, skazują nas na partactwo.
Może nie nostalgia. Bardziej chodzi o to, że gdy kibice byli przeciwko zatrudnieniu Michniewicza i wyśmiewali jego styl (padaka niezależnie od drużyny), wy robiliście z niego geniusza taktycznego, złotego cielca, a pewnych spraw zwyczajnie, bezjajecznie nie poruszano. Wszystko przez powiązania wiadomo jakie.
Jak się okazało, że poszedł zmasowany szturm na Cześka pomimo fuksiarskiego awansu, doszedł syf z kasą, płaczki do przeciwników to popłynęliście z prądem. Nie było w tym odwagi, nie było nawet subiektywnej uczciwości, ot po raz kolejny weszło pokazało, że staremu weszło może sznurówki wiązać. Można powiedzieć, że straciliście podwójnie
Oczywiście rzecz niemierzalna, na wysokość pensji raczej nie wpłynęło:)
Swoją drogą wielu piłkarzy czuje rękę Michniewicza do dziś.
Fakt, raczej byliśmy pozytywnie nastawieni w momencie zatrudnienia. Także dlatego, że sytuacja była specyficzna, szukaliśmy kogoś na już, na ograniczonym rynku.
Ale czy to było popłynięcie z prądem – no nie wiem. W czerwcu, gdy była Liga Narodów, też krytykowaliśmy. Po ogłoszeniu pisaliśmy, że temat połączeń z Fryzjerem jest istotny i wymaga wyjaśnienia. Po prostu od wewnątrz nie uważam i koledzy też nie, że jakoś odstawaliśmy od innych w temacie Michniewicza, jednak nie będę się spierał 🙂
sory ale nie!Michniewicz był pompowany przez weszło i inaczej traktowany z wiadomego powodu.A robienie z niego geniusza taktyki jest po prostu zenujące,wstydliwe itd!!!!!Nie brnij w to Szymon!-lepiej czasami przemilczeć …..
No to napisz jakiego – czekamy
„Linetty z Albanią wykonał tylko pięć podań do przodu” – środkowy pomocnik przez cały mecz potrfił do przodu kopnąć 5 razy. Wystarczajace podsumowanie drewniaka.
To samo Bednarek niby premiership a zero gry do przodu.
Pod koniec meczu bramka dla albanćów wisiała w powietrzu a wszystkie akcje po minięciu Bednarka
Ubolewanie nad grą wg mnie przesadzone. Jeżeli chodzi o statystyki to wyraźna przewaga była po naszej stronie co się nieczęsto zdarza. Poprzednie mecze z Albania wyglądały gorzej
Dopiero po czasie widać – jak dobry był kierunek zmian jaki pokazał Sousa – gdyby nie pierwszy pechowy mecz z Węgrami tempo tamtych zmian byłoby szybsze a same zmiany jeszcze dalej idące.
Ja byłem wczoraj zaskoczony postawą Linettego – tym, że w ogóle wyszedł i tym co wczoraj pokazał. Zdania o nim nie zmienię i jak dla mnie może już nie przyjeżdżać na kadrę w ogóle – co nie zmienia faktu, że wczoraj Santos pokazał mu jak może grać zawodnik na pozycji nr 6. A skoro nawet Linetty mógł zagrać w kadrze przyzwoity mecz to może inni też? No może poza Gumnym i Karbownikiem.
myślę że Santos dość jawnie wczoraj zademonstrował kogo uważa za totalny tartak (Karbownik, Bielik, Gumny), a komu jeszcze się przygląda (np. Szymański Sebastian). Przecież wczoraj na prawej stronie grał Frankowski, który z tego co pamiętam w Lens gra po lewej (o ile sie nie mylę). No to strzał w pysk dla Roberta kurwa Gumnego.
Frankowski w Lens gra po prawej stronie.
Sousa miał jeden problem – był aż przesadnie optymistyczny w swojej wizji gry. No dobra, dwa – był strasznie słabym człowiekiem. Santos jest trenerem dużo bardziej elastycznym, doceniającym i grę w piłkę i cofnięcie się pod konterkę. Do tego jako człowiek jest uwielbiany w każdym miejscu, w którym pracował. Dużo bardziej zrównoważony wybór, moim zdaniem Sousa nie mógł przeprowadzić rewolucji, bo jego wesoły futbol zacząłby go gubić głupimi wpadkami.
U Sousy w pewnym momencie widać było wypracowane schematy. Gra była płynniejsza, chociaż od zarania dziejów w kadrze kuleje brak ruchliwości bez piłki. Niemniej zaczynało to nieźle wyglądać (pod kątem gry), a tu bęc. Nie ma go. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo zachował się jak szczur, ale wybory w PZPN mogły swoje zrobić. Trochę błędów też popełnił, ale to teoretycznie miało potencjał na wyniki. To nie był raczej wesoły futbol. Po prostu Sousie nie przyszło do głowy, że reprezentanci Polski mogą grać tak prymitywnie i nie wykonają pewnych założeń. Stąd głupie błędy na boisku, do których przyczynił się.
Dobrze, że Kulesza opamiętał się i po Michniewiczu w końcu wziął fachowca. Tamten mimo awansu zostawił zgliszcza. I piłkarskie, i mentalne, i wizerunkowe.
Selekcjoner to tylko czubek piramidy polskiej marności piłki kopanej i nie tu leży główny problem. Jednak lepiej mieć na głównym stanowisku gościa, który zjadł zęby na piłce niż Probierza, które taką piłkę, że zęby tylko zgrzytają…Obawiam się, że i do niego kiedyś dojdziemy…Grunt przygotowany.
Dajmy Santosowi popracowac. On potrafi trenowac i ustawic zawodnikow bo to juz nie raz udowodnil. Kwestia tylko czy znajdzie odpowiednich zawodnikow? Problemy sa w kazdej formacji,ale mysle ze bedzie to wyglado pozniej duzo lepiej. Glowny problemem (oprocz obrony)jest nadal srodek pola. Mysle ze do kadry powinien wrocic Klich,jeszcze sie moze przydac. Jest jeszcze jeden pilkarz ktory powinien byc sprawdzony w kadrze. Jest to Rafal Makowski,gra on w lidze wegierskiej na srodku pomocy w czolowym tamtejszym klubie. Makowski dysponuje dobrym,silnym strzalem z daleka. Cos jak Krzynowek kiedys. A jest to umiejetnosc nie do pogardzenia,kiedy mamy tyle problemow z wypracowaniem sytuacji bramkowych. Poza tym,cos tam umie jesli chodzi o rozegranie skoro gra w podstawowym skladzie. Warto moze go sprawdzi?
No, nie zaszkodziłoby spróbować. Nie ma co bronić się, że Węgry. Ja widzę jeszcze powołanie dla Jagiełło. Był jeszcze Poręba, ale temat upadł, bo zakopał się pod trybuną w Lens.