Po tych wszystkich wypowiedzianych „przepraszamy”, „zdajemy sobie sprawę, że zawiedliśmy” i „musimy to odpracować na boisku” spodziewaliśmy się, że po klęsce z Czechami biało-czerwoni faktycznie zrewanżują się kibicom za to, co wyprawiali w Pradze. I reakcja nastąpiła. Ale wyłącznie na poziomie wyniku. Obraz gry przypominał rewanż polskiej drużyny w europejskich pucharach, gdy trzeba odbębnić jakiś wyjazd-formalność do Muchosrańska.
A przecież i sam wynik wisiał w powietrzu, bo gdyby Uzuni trafił w bramkę z pięciu metrów, to przypuszczamy, że Jan Tomaszewski szykowałby już na jutro wywar o wysokim stężeniu kontrowersjanu wypowiedzianu o zwolnieniu Santosa i odebraniu obywatelstwa Lewandowskiemu. My wciąż – zwłaszcza w oparciu o to, jak swe kadencje zaczynali Beenhakker czy Nawałka – jesteśmy spokojni w kwestii powierzania tego zespołu Portugalczykowi. Wiemy, że w tydzień drużyny się nie zbuduje.
Ale dziś znów oglądaliśmy Polskę do bólu wolną, przewidywalną, z momentami zaćmienia w obronie. Jedyna różnica polegała na tym, że graliśmy tym razem z Albanią, a nie z Czechami. Gdyby to był turniej zapasów, to w piątek przegraliśmy z muskularnym gościem, który ma wyraźne „kalafiory” na uszach. A dzisiaj nie bez problemów udało nam się wypunktować ochroniarza z osiedlowego dyskontu, który ochroniarzem jest tylko dlatego, że ma grupę inwalidzką.
Można szukać pozytywów. A co tam, w tym smutnym jak wyraz twarzy Santosa kraju warto szukać pozytywów, tak jak warto szukać promieni słońca w marcu. To poszukajmy. Linetty zdecydowanie lepiej bronił. Salamon odgrywał rolę Glika, czyli ma być twardo, po męsku i bez tego całego „eleganckiego wyprowadzania piłki”. Obrońca to obrońca, a nie wyprowadzacz piłki. Momenty mieli skrzydłowi. Z naciskiem na „momenty”. Nie straciliśmy bramki. Strzeliliśmy gola.
No i Świderski. To jest jeden, wielki pozytyw. Ten gol właściwie może być taką pocztówką ze świata Świderskiego. Czy to klasowy technik? No nie. Czy jest kapitalnie zbudowany? Też nie. Szybkościowiec? Również nie. Ale pracuje, haruje, szuka go piłka, a on też potrafi tę piłkę znaleźć. Tym razem najpierw prawie podkręcił kostkę na piłce, jakimś cudem ją opanował po tym jak Kamiński trafił w słupek, wreszcie ni to strzałem, ni to pchnięciem wcisnął ją pod pachą bramkarza.
Jest coś ujmującego w tym gościu. Patrzysz na to, jak jest po piłkarsku skalibrowany i nie masz przekonania, czy to piłkarz na poziom europejski, czy jednak czwartoligowy. A później robi inteligentny ruch, wciska bramkę do siatki, gra na jeden kontakt czy robi coś innego, czego nie robi obok niego chociażby piłkarz Barcelony. Powiedzmy sobie wprost: Świderski był dziś o dwie klasy lepszy od Lewandowskiego.
Ale nadal mamy wiele znaków zapytania i wiele wątpliwości co do tego, jak toczył się ten mecz. Mieliśmy częściej piłkę, ale problem polegał na tym, że… nie za bardzo wiedzieliśmy co z tym zrobić. Ale w sumie trudno się temu dziwić, bo przez ostatni rok nie znajdziemy meczu biało-czerwonych, w którym to my prowadzilibyśmy grę i mieli wyższe posiadanie piłki. W konsekwencji oglądaliśmy bezpieczne rozgrywanie piłki między obrońcami i wiele nieudolnych prób przyspieszenia gry pod polem karnym rywala. Wpadaliśmy w pułapkę sterylnego posiadania futbolówki.
Albania wypadła blado. Ale my tę bladą Albanię nagrzewaliśmy stratami. Byliśmy takim piłkarskim solarium. Właściwie każdy atak Albańczyków był konsekwencją straty – Linettego, Zalewskiego, Salamona, Frankowskiego czy (przy tej najgroźniejszej szansie gości) Lewandowskiego. Szczęsny nie musiał się napocić przy obronie tych strzałów, bo ich jakość była naprawdę mierna, ale przypuszczamy, że lepszy rywal byłby w stanie tutaj nas ugryźć.
Lepszy rywal… Czesi na przykład? No Czesi na przykład. Tak ze trzy razy.
Wygrana, trzy punkty, pozytyw po stronie Salamona czy Świderskiego. Fajnie, cieszy. Ale jeśli ktoś w reprezentacji Polski pomyśli „ha, tak nas krytykowali po Pradze, a my im odpowiedzieliśmy”, to niech idzie ogrywać sobie panów z brzuszkiem na orliku. Tam jest jego ambicja.
Polska – Albania 1:0 (1:0)
Świderski (41.)
CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZEM POLSKA – ALBANIA:
- Selekcjoner-zagadka, plaga kontuzji, duże ambicje. Co słychać w reprezentacji Albanii?
- Janczyk z Pragi: Dotrzeć do głów, a nie je ścinać. Santos i walka z mentalnością przegrywów
- Fernando Santos: Mamy potencjał, aby prowadzić grę
Fot. FotoPyk