Reklama

Czcij Leo Messiego przed nadchodzącą apokalipsą

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

22 marca 2023, 10:39 • 7 min czytania 88 komentarzy

Leo Messi wychodzi z ekskluzywnej restauracji Don Julio. Argentyńczycy wywołali boga tłumnymi śpiewami i masowym naporem na knajpę w podstołecznym Palermo. Najwięcej widać na zbliżeniach. Wyciągnięte kończyny, odpalone komórki, dzikość gestów, szaleństwo w oczach, oto ekstaza armii wyznawców. Wyluzowany chód, podniesiona głowa, spokój ruchów, radość na twarzy, autentycznie upajający błogostan, oto reakcja najlepszego piłkarza w historii futbolu. Ten cały obrazek był tak fascynujący, jak i trochę przerażający. 

Czcij Leo Messiego przed nadchodzącą apokalipsą

Argentyna znajduje się w ruinie. W lutym 2023 roku stopa inflacji osiągnęła rekordowe 102,5%. Oznacza to, że przez minione dwanaście miesięcy ​​ceny wielu towarów wzrosły ponad dwukrotnie. Bariera niewyobrażalnych 100% pękła po raz pierwszy od czasów zakończenia hiperinflacji z początku lat dziewięćdziesiątych. Siedmiu na dziesięciu Argentyńczyków deklaruje chęć rzucenia swojej pracy w cholerę, a sześciu na dziesięciu nie czuje „szczęścia” w miejscu zamieszkania. Zarobiona kasa nic nie gwarantuje. Państwo chwieje się w posadach.

Niemal jednocześnie kraj dotknęła anomalia pogodowa La Nina, która przyniosła „najgorszą suszą od sześćdziesięciu lat”. Niedobory wody sprawiły, że przemysł rolniczy podupadł, zmarło tysiące krów, wygłodzona i zagrożona jest ponad połowa całej argentyńskiej populacji bydła, a giełda zbożowa straty liczy w grubych miliardach.

Z raportu Obserwatorium Zadłużenia Społecznego wynika, że siedemnaście milionów Argentyńczyków żyje na granicy ubóstwa. Komisja Gospodarcza Narodów Zjednoczonych ds. Ameryki Łacińskiej i Karaibów dzieli „klasę niższą” na ludzi „ekstremalnie biednych”, „biednych” i „klasę niższą biedną”. „Ekstremalnie biednych” jest 10%. Po prostu „biedni” stanowią 30% w ujęciu całego społeczeństwa. To bieda absolutnie skrajna, głodowa, upadlająca, represjonująca, dołująca, torturująca nędzą i beznadzieją. Niektórzy twierdzą, że już w najbliższych miesiącach jej ofiarami paść może nawet połowa argentyńskiego społeczeństwa. Już teraz wystarczy tysiąc dolarów miesięcznie na czteroosobową rodzinę, żeby zaliczać się do klasy średniej.  

Reklama

Badania ONZ wykazują, że w Argentynie powoli rozpoczyna się epidemia głodu. Ponad 35% argentyńskiej ludności deklaruje, że ogranicza ilość i jakość spożywanej żywności. Prawie 15% mieszkańców tego kraju anonsuje regularne niespożywanie posiłków przez przynajmniej jedną dobę. Brzmi nierealnie? I groźnie? Jeden z najwybitniejszych współczesnych światowych reporterów Martin Caparros opisuje w monumentalnej Ñameryce” efekty kilku dni spędzonych w argentyńskich slumsach, gdzie ludzie cyklicznie ustawiają się w wyścigu na podmiejskie „góry śmieci” po ogryzki z pańskich stołów. Biedacy w garniturze brudu”. Unoszący się odrażający smród” i nieprzeprane chmary robactwa”. Wyłuskiwanie syfiastego towaru. Milcząca aprobata żołnierzy z karabinami. Darwinowska walka o odpady.

Nie wierzysz?

Są zdjęcia.

Argentyna leży po środku regionu, który boryka się z problemem największych nierówności na planecie. Szczyci się” jednym z najwyższych współczynników Giniego spośród krajów, o których zazwyczaj nie trąbi się, że należą do tzw. Trzeciego Świata. Punkty zdobyte” w ramach tego wskaźnika już dawno osiągnęły socjologiczny stan alarmowy”, co oznacza, że stosunek średniego dochodu najbogatszych 10% do najbiedniejszych 10% ludności przekroczył akceptowalną granicę promowania plutokratów i uciskania nędzarzy, ale kogo obchodziłoby to w tak patologicznym kraju jak Argentyna?

Nikogo.

Reklama

To przecież kraj, który niecały rok temu ogłosił dziewiąte bankructwo w dwustuletniej historii.

To przecież kraj, który przez jedną trzecią swojej najnowszej siedemdziesięcioletniej historii pogrążony jest w recesji.

To przecież kraj, który spektakularnie zaprzepaścił gospodarczą potęgę z połowy XX wieku, bo najpierw nie potrafił wymknąć się wpływom reszty gigantów liżących rany po II wojnie światowej, a następnie nieustannie reformował się, transformował, przekształcał i zmieniał za szalonych czasów rządów Perona, Videli i Menema, żeby na koniec rozlecieć się wskutek gigantycznego bezrobocia, zwiększającego się długu zagranicznego, dewaluacji waluty, hiperinflacji, rozpowszechnionego skorumpowania, wściekłości ludu i krwawych zamieszek.

Aha.

Jeszcze jedno.

Ten koniec” dzieje się teraz. 

GlobalData przekonuje, że 2023 roku przyniesie dalszy rozkład gospodarki Argentyny. Przewiduje się, że rosnąca inflacja i wysokie stopy procentowe jeszcze w większym stopniu uprzykrzą życie zwykłemu obywatelowi, a „wysokie zadłużenie, restrykcyjne przepisy importowe i marne rezerwy walutowe z przewidywaną znaczną deprecjacją argentyńskiego peso” sprawią, iż aktywność gospodarcza kraju będzie komicznie wręcz ograniczona. W raporcie Macroeconomic Outlook Report: Argentina” czytamy też, że niższe wydatki rządowe spowodowane wszystkimi wymienionymi wyżej problemami, a także „zaburzeniami cyklu gospodarki rolnej z powodu suszy, ubóstwa i niestabilności finansowej przeżuły dobrodziejstwo gospodarcze wynikające ze zwycięstwa w katarskich mistrzostwach świata”. 

To kluczowe.

Argentyńczycy naprawdę wierzyli, że wygrany mundial przyniesie im rozkwit gospodarczy. Choćby minimalny, mikroskopijny, śladowy, symboliczny. Oczekiwali na znak, że będzie lepiej, że w tym chaosie i bezładzie, w tej czarnej dziurze nieudolności i skorumpowania w końcu urodzi się nadzieja na lepsze jutro. Wyszli na ulice tłumniej niż ktokolwiek inny wcześniej. Świętowali po stokroć weselej i barwniej niż w 1978 czy nawet 1986. Śpiewali głośne „Muchachos”, rzucali kultowe „Que miras, bobo”, wznosili Puchary Świata. Wspinali się na słupy, przystanki, autobusy i wszystkie inne wysokości, żeby następnie ze słupów, przystanków, autobusów i innych wysokości spadać. Tańczyli, pili, śpiewali. Śpiewali, tańczyli, pili. Zorganizowali epokową fetę, która swoją monstrualną skalą przekroczyła wszelkie dotychczasowe wyobrażenie o epokowych fetach. 

Wszystko dla niego.

Dla Leo Messiego.

Jego wyjście z restauracji Don Julio to argentyńska ekstaza w pigułce. Zaślepione uwielbieniem umysły, plątaniny rąk i nóg, nieprzytomne twarze, nacierająca masa, która już od dawna nie ma nic wspólnego ze zwykłym kibicowaniem fenomenalnemu piłkarzowi. Obrazki szokujące i hipnotyzujące, choć przecież przez ostatnie pół wieku ludzkość mogła przywyknąć do zbiorowego łamania dekalogowego przykazania „nie miej bogów cudzych przede mną”. Papież Jan Paweł II. Święty za życia w oczach setek milionów. Kiedyś Elvis Presley i Beatlesi, teraz Justin Bieber i Harry Styles. Bożyszcza nastolatek wszelkiej maści. Pele, Michael Jordan i Diego Maradona. Wybitni sportowcy, których sława dalece wykroczyła poza samą definiowalną „sławę”. 

I teraz Leo Messi.

Ten sam Leo Messi, który w grudniu 2020 roku przekonywał w buńczucznym wywiadzie dla La Sexty, że czuje się niewolnikiem własnej wielkości. Poddańcze pokłony i pomruk miłości na Camp Nou miały sprawiać, że stał się absolutnie uzależniony od woli fanów, których sam stworzył. Nie czuł się normalny. Bał się ich reakcji. Przez ich wzgląd nie był w stanie określić swoich sympatii i poglądów politycznych, krygował się w opiniach na temat ludzi związanych z własnymi klubami, ograniczył swoje aktywności społeczne do minimum. I nazywał swoje życie nudnym. Zasiadał na samym szczycie drabiny społecznej, a całą swoją osobowość sprowadzał do murawy. Trochę koszmar w raju.

W uśmiechu pod restauracją Don Julio nie ma w nim tamtego obrażonego na rzeczywistość Messiego. Jest za to lider Argentyny, którego Argentyna kocha ponad wszystko i siebie samą, który wraca do swojego Rosario na każde święta, który niemal ostentacyjnie zjada końcówki wyrazów, żeby brzmieć po argentyńsku, a nie po hiszpańsku, który przemawia głośniej niż kiedyś i z koniecznym argentyńskim akcentem, który potrafi przerwać przeglądanie TikToka, żeby dosłownie zapłakać w epifanii nad tekstem Hernana Casciariego – Walizką Messiego” – ujmującym całą argentyńskość tego wielkiego piłkarza, tak jak on sam chciałby, żeby postrzegana była jego argentyńskość. 

To zupełnie inny Messi niż ten z PSG. Nierzadko wygwizdywany i krytykowany przez własnych kibiców, drepczący i naburmuszony, przedwcześnie schodzący do szatni i zawodzący w ważnych meczach. Paryż, miasto blichtru, mody i przepychu, to też nie miejsce dla niego, bo tam… nie może liczyć na status boga. Zaraz okaże się, że skończy mu się kontrakt, a katarscy szejkowie wcale nie będą zabijać się o jego względy.

Tam nikt za niego umierać nie będzie.

Aż strach pomyśleć, co stałoby się zaś, gdyby ktoś poprosił któregoś z tych dziko szalonych fanatyków pod restauracją Don Julio o poderżnięcie sobie gardła w imię Leo Messiego…

Albo komuś innemu…

Nie zrobiliby tego?

Na tym wszystkim powstaje iście apokaliptyczny krajobraz. Chyba nigdy wcześniej w całej historii futbolu, a może nawet ludzkości nie wyklarowała się bardziej dogodna przestrzeń do uwiarygodnienia słuszności wizji futbolu, a może nawet ludzkości, w której masa biedaków ubóstwia i hołubi bogacza, choć nie ma żadnego logicznie i bezemocjonalnie wytłumaczalnego powodu, dla którego Argentyńczyk w obliczu własnych katastrof miałby aż tak bardzo kochać Leo Messiego. Gwiazdora, który zarabia setki milionów euro rocznie i od niemal dwóch dekad nie przeżył choćby dnia w butach normalnego człowieka. A jednak jest ta „walizka Messiego”. Nieskażone wątpliwością przekonanie, że musi być bóg, a boga trzeba czcić, póki jeszcze żyje. 

I gra w piłkę.

Czytaj więcej o Leo Messim:

Fot. Youtube/Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
12
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
56
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

88 komentarzy

Loading...