Długo szukaliśmy w głowie określenia na to, jak zagrał dziś Lech. Dominująco? Nie, bo to nie tak, że przez pełne 90 minut spychał rywala do defensywy. Bezbłędnie? Też nie, bo dwukrotnie zapachniało bramkami dla Szwedów. Po prostu “dobrze”? Eeee, oklepane i niepełne. Dojrzale. O, to jest właściwe słowo. Dojrzałość, wytrawność, pewność siebie. To cechowało Lecha przy zwycięstwie 2:0 nad Djurgarden. Mistrzowie Polski wykonali bardzo, bardzo poważny krok w stronę awansu do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy.
Żałowaliśmy, że te regulacje UEFA sprawiły, że Lech jeszcze przed losowaniem był pewny, że pierwsze spotkanie rozegra u siebie. Dwumecz z Bodo/Glimt pokazał, że taktyka na “na wyjeździe zagrać pod 0:0, a losy dwumeczu rozstrzygniemy u siebie” to może być plan godny najlepszych strategów. Odwrócenie tych ról sprawiło, że poznaniacy już w pierwszym starciu musieli wypracować zaliczkę i jechać do Szwecji z próbą obrony tego rezultatu.
Lech w tym sezonie jest niepokonany u siebie w Europie
Ale gdzie wypracowywać sobie zaliczki, jak nie w Poznaniu? Do dziś lechici byli (a jak się okazało – są nadal) niepokonani przy Bułgarskiej w Europie. Do tego wieczora – siedem zwycięstw, jeden remis, zero porażek. Bilans bramek 20 do 2. Sześć czystych kont. A przecież dziś na stadionie był komplet, niebiesko-białe fale przelewały się przez Bułgarską, Grunwaldzką, Ptasią i wszystkie ulice wokół stadionu. Lech wiedział o co toczy się gra i grał ze świadomością, że tutaj jakieś 0:0 czy 1:1 sprawi, że to Djurgarden będzie zadowolone. I to Szwedzi staną się Lechem z dwumeczu przeciwko Bodo/Glimt.
Ale po pierwszej połowie byliśmy pewni – lechici grali tak, jakby byli zaprogramowani na to, by gola nie stracić. Ale nie w formule “matko z córką, panie Boziu, wszyscy święci i duchy Piastów – cofamy się o prosimy was o to, by Szwedzi nas nie skarcili”. To była defensywa przez kontrolę nad meczem. Z czystej logiki wynika, że jeśli ty masz piłkę, to nie ma jej rywal. A jeśli rywal nie ma piłki, to gola ci nie strzeli. Kolejorz panował nad futbolówką. Zmuszał rywali do biegania, do przesuwania, do cofania się coraz bliżej własnej szesnastki. Baliśmy się skrzydeł Djurgarden? No to ci byli tak wycofani i cofnięci, że gdy goście przejmowali piłkę, to mieli jakieś 70 metrów do przebiegnięcia pod bramkę Lecha i nawet nie próbowali odpalić tych swoich podwójnych szarż na bokach.
A Kolejorz był metodyczny, dojrzały i – co też cholernie istotnie – przygotowany. Stały fragment gry, po którym gola strzelił Milić, to wypracowany schemat. Na dwa tempa, wyblok Skórasia tworzący przestrzeń dla Milicia, Dagerstal zabierający obrońcę, Chorwat wyskakujący zza pleców Danielssona… Jak spod linijki. A jak już jesteśmy przy geometrii, to cyrkiel w nodze znów pokazał Pereiera. Jego kapitalna wrzutka dała gola z Bodo/Glimt, dzisiaj jego dośrodkowanie na centymetry do Milicia pozwoliło otworzyć wynik spotkania. To dziś chyba najlepszy rozgrywający Kolejorza.
Nos Van den Broma
Chwalimy Pereirę, ale – cholera – tutaj pochwalić właściwie możemy każdego. Milić z Dagerstalem? Profesura. Rebocho? Poza jedną obcinką, gdy świetną okazję zmarnował Asoro, bardzo pewny. Środek pola Karlstroem-Murawski? Doskok, bez podpalania się, świetna asekuracja na bokach. Sousa? No, dobra, on jedyny mógł zagrać lepiej. Szymczak? Kawał serducha zostawiony na boisku. Skóraś? Mnóstwo problemów mieli z nim na skrzydłach. Ishak? Zabrakło gola, ale to nie tak, że Lech grał w dziesięciu, bo napastnik spacerował, tylko bardzo aktywnie angażował się w grę na całym boisku.
A do tego Van den Brom miał nosa i timing do zmian. Widział, że Sousa słabnie. Że Szymczakowi powoli też kończy się pasek z energia. Wprowadził za nich Ba Louę oraz Marchwińskiego, co – biorąc pod uwagę ich formę – nie było decyzją oczywistą. I to oni wypracowali gola na 2:0. Pogubili się obrońcy Szwedów, Ba Loua nie zagrzał się i baaaardzo przytomnie wyłożył piłkę wychowankowi Kolejorza, a ten precyzyjnie wykorzystał swoją setkę.
Mamy nadzieję, że już naprawdę nikt nie będzie chrzanił o tym, że Lech zagrał średniowiecznie. Kontrola, dojrzałość, spokój, przygotowanie taktyczne i techniczne, czysta jakość piłkarska – to wszystko dziś działało na korzyść Lecha. A przypominamy, że nie jesteśmy na etapie lipcowych eliminacji i wyjazdów do FK Muchosrańska, tylko w 1/8 Ligi Konferencji. To była dopiero druga porażka Djurgarden w tych rozgrywkach.
Jak pisać to historię – głosi klasyk z dyskografii Pro8bl3mu. Dzisiaj Lech zapisał kolejny piękny rozdział w swojej historii pucharowej. A jak ktoś będzie jeszcze narzekał, że Puchar Biedronki, że rozgrywki półśmieszne, to niech wytłumaczy jeszcze tym czterdziestu tysiącom ludzi przy Bułgarskiej, by się nie cieszyli, bo nie ma czym. Śmiało.
Lech Poznań – Djurgarden 2:0 (1:0)
Milić (39.), Marchwiński (82.)
CZYTAJ WIĘCEJ O DWUMECZU LECHA Z DJURGARDEN: